Thursday, September 26, 2024

Święto FOOTY

 Jutro - piątek 27 października - nasz stan Victoria świętuje AFL Grand Final Eve - Wigilia Wielkiego Finału Ligi Australijskiego Futballu - KLIK.

Wspominałem już na tym blogu o tej pasji Australijczyków - Footy czyli Futball na Australijskich zasadach - KLIK.
Tu wybór migawek z tej gry - KLIK.
Łatwo się domyślić, że po każdej rundzie rozgrywek kilkanaście osób ląduje w szpitalu.
Jest sporo przypadków nieuleczalnych kontuzji i schorzeń, kilkadziesiąt osób otrzymało wielomilionowe odszkodowania... i gra toczy się dalej.
Co poniedziałek obraduje trybunał ligi futballowej i wymierza kary za najgroźniejsze zachowania, oskarżeni przychodzą w towarzystwie sztabu prawników czyli wszystko gra.
Druga strona medalu - setki tysięcy kibiców co tydzień wypełniają stadiony. Entuzjastycznie demonstrują  przywiązanie do swojego klubu i tu miłe zaskoczenie - nie słychać o przypadkach bójek między kibicami przeciwnych drużyn.

Wielki Finał rozgrywany jest w ostatnią sobotę września więc dzień wcześniej mamy dzień wolny od pracy żeby chętni mogli wziąć udział w paradzie głównymi ulicami miasta.
Dzisiaj - czwartek - zbadałem sytuację rynkową...
Oficjalnie dzień wolny od pracy - co to oznacza praktycznie?
Trzeba pracownikom zapłacić podwójną stawkę.
Drugi istotny element to - czy w związku z dniem wolnym zmaleje/zwiększy się ilość potencjalnych klientów.
Wygląda na to, że większych perturbacji nie będzie, rezultat - znakomita większość sklepów i instytucji usługowych funkcjonuje.

Moje doświadczenie w tej dziedzinie...
O footy dowiedzieliśmy się już kilka dni po przyjeździe do Australii. Syn naszych australijskich znajomych polskiego pochodzenia wspomniał o tej grze i zaproponował, że nam pokaże o co chodzi.
Poszliśmy z nim do pobliskiego parku, miał ze sobą piłkę jak do rugby, podrzucił ją do góry i kopnął.
No i co? - spytaliśmy.
To wszystko co trzeba umieć.
Grałeś kiedyś w tę grę?
Nie, w naszej szkole nie ma drużyny.
Nasz syn miał więcej szczęścia. W którymś momencie w jego szkole ogłosili, że chłopcy zagrają w Little League - w Małej Lidze. Mieli chyba trzy bardzo podstawowe treningi i pojechaliśmy na mecz.
To nie były żarty - dzieciaki miały grać przed prawdziwym ligowym meczem, na prawdziwym boisku.
To ostatnie zdecydowało - stadion footy jest większy od stadionu piłki nożnej, żaden z chłopców z "naszej" drużyny nie dał rady donieść piłki w pobliże bramki przeciwników.

Więcej szczęścia miałem w uczestnictwie w paradzie maszerującej ulicami Melbourne w przeddzień finału. Wtedy nie był to jeszcze dzień wolny od pracy więc w porze lunchu wychodziłem z pracy i przyglądałem się maszerującym orkiestrom i zawodnikom finałowych drużyn wiezionym kabrioletami.

W nadchodzącą sobotę zagrają Łabędzie - KLIK z Lwami - KLIK.
Obie drużyny spoza Melbourne.

Saturday, September 21, 2024

Money - pieniądze deską ratunku

Money, money - tę piosenkę nuciłem w poniedziałek - KLIK - i żwawo maszerowałem do biura naszej parafii.

Każdego dnia mierzę się z poważnym zadaniem - jak zagospodarować kolejne 24 godziny.
Organizm solidarnie mnie wspomaga, śpię długo i spokojnie każdej nocy a i w czasie dnia mogę sobie przysnąć w dowolnej porze.

Nadal strasznie dużo czasu pozostaje.

A więc - jak trwoga, to do Boga - pomyślałem i zgłosiłem się do parafii jako ochotnik do liczenia pieniędzy rzuconych w niedzielę na tacę.
I tak, w poniedziałek o 9 rano, razem z kolegą ze Stowarzyszenia św Wincentego, liczymy...


A$5 - Królowa Elżbieta - nie muszę przedstawiać.


A$10 - Mary Gilmore - urodzona w 1865 roku, nauczycielka, pisarka, współtwórczyni utopijnej socjalistycznej kolonii w Paragwaju... i dużo więcej - KLIK.


A$20 - Mary Reibey, urodzona w roku 1777 w Anglii. Gdy miała 14 lat, przebrała się za chłopca i próbowała kraść konie, schwytana została skazana na 7-letnią zsyłkę do Australii.
Tu, w wieku 17 lat, pobrała się z podoficerem angielskiego statku, który wkrótce osiedlił się w Australii i razem poprowadzili bardzo zróżnicowany byznes.
18 lat później jej mąż zmarł, pozostawiając Mary z siódemką dzieci i sporym majątkiem, który pod jej okiem rozwijał się doskonale. Na starsze lata zaangażowała się w działalność charytatywną i ruch emancypacji kobiet - KLIK.


A$50 - Edith Cowan, urodzona w 1861r, wnuczka australijskich zesłańców.
Jej matka umarła gdy Edith miała 7 lat, 8 lat póżniej jej ojciec został skazany na śmierć i powieszony za morderstwo swojej drugiej żony. Od wczesnych lat była zainteresowana tematyką społeczną, edukacją, prawami kobiet i dzieci i osiągnęła wiele sukcesów w tej dziedzinie - KLIK.


A$100 - Nellie Melba - słynna australijska śpiewaczka - KLIK.

Australijskie banknoty są z plastiku dzięki czemu nie gniotą się tak łatwo, ale jak już się zgniotą to bardzo trudno je rozprostować. I tak, pierwsza sprawa to rozsortować banknoty według wartości a potem głaskać i to mocno te szlachetne buzie aż uzyskają gładkość, którą zaakceptuje bankowa maszyna. Czasami się to nie udaje, wtedy wymieniamy banknoty na te, które mamy w swoich portmonetkach, niech je prostuje ktoś inny.

Druga sprawa to policzyć te szlachetne twarze. 
Rano palce są jeszcze sztywne a więc to dobra rozgrzewka. Z radością stwierdziłem, że po nabraniu pewnej praktyki uzyskuję bardzo dobre wyniki.

Monet nie liczymy, zrobi to bankowy automat.

Z workami mamony maszerujemy do pobliskiego banku i powierzamy nasz dorobek maszynom.
Powrót do biura gdzie mój wspólnik wpisuje dane do ksiąg.

Minęło 1.5 godziny.
W drodze powrotnej do domu nucę inną piosenkę o pieniądzach -  KLIK.

P.S. Obie piosenki smutne, zastanawiam się - która smutniejsza i jak na mój gust to chyba ABBA - kobieta, która nie widzi innej szansy na zasobne życie niż złapanie zamożnego partnera.
I to śpiewają Szwedki w 1976 roku?
Piosenka z filmu Cabaret z 1972 roku jest łatwiejsza do zaakceptowania - odnosi się do kryzysu finansowego lat 1930,  który dotknął zarówno kobiety jak mężczyzn.

Tuesday, September 17, 2024

Gdy Bóg patrzył w inną stronę

 17 września - 85 rocznica napaści Związku Radzieckiego na Polskę...

Kilka dni temu szperałem po półkach z książkami i w oczy rzuciła mi się książka - When God Looked the Other Way -

 Więcej tutaj - KLIK.

Autor Wesley Adamczyk, po naszemu Wiesław.
Autora poznałem dzięki kontaktom z Dziennikiem Związkowym w Chicago - KLIK. Przez pewien czas współpracowałem z nim zbierając wspomnienia osób, które przeżyły zsyłkę na Syberię i do Kazachstanu.

W 2008 roku miałem przyjemność spotkać go osobiście w Warszawie...


Przepraszam za przypadkowy strój ale byłem w Warszawie przelotem podróżując z Biegu Świętojańskiego w okolicach Skoczowa do Juraty na zjazd blogerów Bloxa.

Słowo o książce...
Wiesław Adamczyk miał 7 lat gdy wraz z matką i dwójką rodzeństwa został deportowany do Kazachstanu, ojciec w tym czasie walczył w Polskiej Armii (został zamordowany w Katyniu).
"Dostawcy" wprowadzili ich do jakiejś budki na środku stepu, w środku, na gołej podłodze siedziały 4 miejscowe osoby, dołączyli do nich.
Autor napisał książkę z pozycji dziecka, nie sili się na wyjaśnianie czegokolwiek, opisuje swoje, bardzo ograniczone obserwacje - jedzenie, zawszenie, zachowanie otoczenia.
Niewątpliwie jest to wada książki, szczególnie w sytuacji gdy brak jest obszerniejszych relacji na ten temat. Dla mnie osobiście jest to wzruszające - bardzo autentyczna relacja 8-letniego chłopca.
Po niecałych 2 latach, w ramach repatriacji Armii Andersa, zostali wypuszczeni z Kazachstanu i wędrowali do Krasnowodska (obecnie Türkmenbaşy w Turkmenistanie) - portu nad Morzem Kaspijskim. Tam wsiedli na niesamowicie przeładowany (4,500 osób) statek  - Kaganowicz - nazwany tak na cześć Leona Kaganowicza, którzy zasłużył się ojczyźnie wdrożeniem w życie stalinowskiego planu zagłodzenia Ukrainy, i w ciągu 2 dni dopłynęli do irańskiego portu Pahlavi (obecnie Bandar-e Anzali).
Podczas tej podróży, na skutek wyczerpania, zmarło 650 osób.
Matka Wiesia, natychmiast po wylądowaniu trafiła do szpitala i po kilku dniach zmarła.
Nastąpiło wiele lat pobytu w obozach i sierocińcach, ostatecznie w 1949 roku Wiesio dotarł do USA.

Moje rodzinne wspomnienia...
Ciocia Krysia...


Pierwsza z lewej w górnym rzędzie.

Miała 22 lata gdy wybuchła wojna.
Jej ukochany żydowskiego pochodzenia uciekł na wschód.
Po kapitulacji Polski ciocia postanowiła do niego dołączyć - przedostała się przez "zieloną granicę" do Lwowa, spotkała ukochanego, który już chyba nie miał złudzeń co do tego w jakim systemie się znajdują.
Po kilku dniach NKWD aresztowało ciocię pod zarzutem, że jest niemieckim szpiegiem.
Zarzuty szybko się rozwiały, a ciocia została przeniesiona do więzienia w Moskwie. Po ponad roku, więzienie zostało zbombardowane przez Niemców i cioci udało się uciec.
Zgłosiła się do władz jako pielęgniarka i została wysłana do pracy w obozie w okolicach Irkucka.
Tam dowiedziała się o porozumieniu Stalina z gen. Andersem i otrzymała oficjalny list zezwalający jej na podróż do Krasnowodska. List zapewniał bezpłatny przejazd.
Według cioci wiadomość o porozumieniu była trzymana w tajemnicy i większość zesłańców się o nim nie dowiedziała.
Podróż do Krasnowodska - 5,400 km.
Ciocia opowiadała, że czasami kilka dni przesiadywała na dworcu kolejowym czekając na pociąg we właściwym kierunku, żaden rozkład jazdy nie istniał. 
Wyżywienie - raz na dzień na dworcu otwierali na kilka godzin kuchnię - chleb i wodnista zupa.
Czasami nie jadła przez kilka dni, żebrała.
Wreszcie dotarła do portu, potem Iran - tu ciocia poznała Johna, amerykańskiego żołnierza pochodzącego z terenów obecnej Białorusi.

Pobrali się i po zakończeniu wojny pojechali do USA.

Thursday, September 12, 2024

Greek solo

 Już kilka razy wspominałem na tym blogu budowę nowego domu na sąsiadującej z nami działce.

Dzisiaj kolejny etap - graniczny płot ...

Już o 7:30 płociarze zadzwonili do drzwi - Michael i Spiros.
Ten drugi zdecydowanie wyglądał mi na Greka - mam nadzieję że nie jest to politycznie niepoprawne wyrażenie.

Spiros - Grek - pierwsze skojarzenie do Spyridon Luis - zwycięzca maratonu na pierwszych Igrzyskach Olimpijskich - Ateny 1896 - KLIK.

Po chwili zadałem mu jakieś pytanie, spojrzał na mnie za zdziwieniem...
Greek solo - odpowiedział.
Zrozumiałem - umie rozmawiać tylko po grecku.
Nieco mnie to zdziwiło, ale trochę rozczuliło...
On czuje się tutaj jak u siebie w domu :)
Zgadza się,  w Melbourne mieszka prawie 175,000 osób greckiego pochodzenia.
Niektóre dzielnice są wyraźnie zdominowane przez Greków, oczywiście najwyraźniej można to odczuć w restauracji.

Miałem przyjemność odwiedzić Grecję w 2008 roku, niestety tylko na tydzień.
Wspomnień sporo...


Ale maszerować z wartownikiem nie odważyłem się - KLIK.

Płot gotowy...

Pora zakończyć wspomnienia.
Jak jest po grecku dziękuję - pytam Michaela...
Ευχαριστώ - odpowiada.

Eucharisto!
Eureka!
Już kiedyś wspominałem, że określenia, które w europejskiej kulturze brzmią bardzo wzniośle lub dramatycznie, to dla Greków jest chleb powszedni.

Jeszcze jedno - w Australii spotkałem się z przypadkami określania Greków mianem - wog - KLIK.

Grecy odpowiedzieli serią filmów Wog Boy - TRAILER.

Sunday, September 8, 2024

Wiosna

W Australii rozpoczęła się oficjalnie 1 września.

Już 21 sierpnia, drzewa przed bazarem zakwitły...

Wczoraj, 7 września - w drodze na bazar mijałem liczne grupki rowerzystów, którzy w soboty spędzają kilka godzin na rowerze.
Na bazarze zauważyłem kilku staruszków w krótkich spodenkach.
Drzewa - te z poprzedniego zdjęcia - zzieleniały...

Temperatury - w piątek w Melbourne osiągnęły 24C.
Kilka dni temu przyszły rachunki za elektryczność i gaz - za dwa ostatnie miesiące zapłaciliśmy A$300 mniej niż w roku ubiegłym, a przecież ceny elektryczności i gazu wzrosły.
Znaczy nie trzeba było ogrzewać domu w zimie.

Jak zwykle podczas jazdy samochodem włączyłem radio - muzyka tak potężna, że o mało co nie wpadłem na drzewo -- Requiem Verdiego - KLIK.

Dies Irae - Dzień Gniewu...
Bóg gniewa się na stworzony przez siebie świat.
Nie wiem dlaczego to wykonywano kiedyś podczas mszy pogrzebowej - nieboszczyk nie miał szansy już się przestraszyć.

Odebrałem to nowocześnie - jako aluzję do pogody - już w tej chwili pojawiają się wezwanie aby przygotowywać się do pożarów lasów. W naszym przypadku przełoży się to chyba na spory wzrost kosztów klimatyzacji.

Póki co cieszyłem oczy widokiem kwiatów na naszej ulicy...


P.S. Dla miłośników muzyki - Dies Irae z Requiem Mozarta - KLIK.

Wednesday, September 4, 2024

Pinokio

 Nie, to nie będzie o polskich politykach.

Na Prima Aprilis tego roku zauważyliśmy informację, że Teatr Wielki w Warszawie wystawia balet Pinokio.
O ile mi wiadomo jest kilka wersji tego baletu, ale ta jest zdecydowanie polska - libretto Anna Hop, muzyka Mieczysław Weinberg.
Z poszukiwań na internecie wynika, że Pinokio nie doczekał się popularnej wersji baletowej, kilka baletów zorganizowało swoje własne interpretacje dobierając muzykę według własnego uznania. W biografii M. Weinberga nie ma ani słowa o tym żeby skomponował muzykę do jakiegoś baletu.

W tej sytuacji skoncentrowałem się na Mieczysławie Weinbergu - na końcu wpisu linki do Wikipedii - wersja polska i angielska.

Polsko-rosyjski kompozytor pochodzenia żydowskiego.
Dodam, że bardzo płodny i cieszący się dużym uznaniem - w Związku Radzieckim był stawiany tuż obok Prokofiewa i Szostakowicza.
I tu moją uwagę zwrócił jeden szczegół - w angielskiej wersji Wikipedii przeczytałem, że...6 września 1939 roku,  mieszkający w Warszawie M. Weinberg usłyszał w radio komunikat, że Wehrmacht przełamał polskie linie obronne. Dla niego był to oczywisty sygnał, że trzeba uciekać na wschód i tak zrobił. Tułał się przez 2 tygodnie napotykając po drodze wielu podobnych żydowskich uciekinierów aż wreszcie spotkali wojska Armii Czerwonej i błogosławili ją za uratowanie im życia.

Skonfrontowałem to z doświadczeniami mojej rodziny...
Moja Matka dobrze pamiętała, że 6 września, generał Umiastowski wydał rozkaz aby wszyscy fizycznie sprawni mężczyźni opuścili Warszawę i szukali polskich jednostek wojskowych aby do nich dołączyć - KLIK - to była niesamowita pomyłka i zamieszanie.
Ciąg dalszy znam z opowieści rodzinnych - mój ojciec błąkał się kilka dni bez rezultatu i ostatecznie zdecydował się dotrzeć do rodziny swojego młodszego brata, która przebywała w majątku hrabiego Raczyńskiego na wtedy polskiej części Ukrainy.
Dotarł w sam czas - żona brata z trzema córkami właśnie szykowały się do ucieczki dalej na wschód i właśnie wtedy dotarła do nich wiadomość o inwazji Sowietów na Polskę.
Mój ojciec nie miał wątpliwości - uciekli na zachód.

Skontaktowałem się z Wikipedią i wysłałem sprostowanie wspominając o rozkazie generała Umiastowskiego. Otrzymałem odpowiedź, chyba od autora angielskiej wersji wpisu, który napisał, że zacytował dokładnie to co M. Weinberg osobiście mu powiedział.

Zadumałem się... dwie prawdy.
Wciąż odświeżane są dyskusje na temat stosunków polsko-żydowskich na przestrzeni wielu lat. 
Bardzo często stają się ostre, prowadzą do oskarżeń.
Prawda jest taka... że jest czasami względna.

Wspomnę jeszcze, że moje sprostowanie zostało jednak uwzględnione, wpis Wikipedii o M. Weinbergu został zaktualizowany i teraz wspomina rozkaz gen. Umiastowskiego.

P.S. Cały balet na Youtube ==> KLIK.
Uwaga: zaskoczyła mnie taka możliwość. W Australii można na internecie zobaczyć video z baletów czy koncertów, ale zawsze jest to płatny "streaming". Ceny nie wygórowane - A$30 za balet, ale przecież nie za darmo.

Źródła:
Mieczysław Weinberg - Wikipedia - wersja polska - KLIK.
Mieczysław Weinberg - Wikipedia - wersja angielska - KLIK.

Sunday, September 1, 2024

Ucieczka na Południe

 Ucieczka na Południe?
Ciekaw jestem z czym taki tytuł może się obecnie kojarzyć?
Może z wycieczką do Grecji.

Mnie, w roku 1958, kojarzył się z drukowaną w odcinkach w Sztandarze Młodych powieścią Sławomira Mrożka o takim właśnie tytule - KLIK.
To były wakacje po I roku studiów, po praktyce robotniczej w Nowej Hucie wybrałem się z kolegą autostopem na Mazury, na kajaki. Właśnie wtedy publikowano tę powieść, na szczęście w kioskach mieli jeszcze niesprzedane egzemplarze Sztandaru Młodych z poprzednich dni tak że mieliśmy ciągłość lektury.

No dobrze, ale mamy rok 2024 i jesteśmy w Australii, dokąd uciekać na Południe?
Tym razem mam jednak na myśli kanadyjskiego narciarza Roberta, o którym pisałem ponad 2 tygodnie temu.
Przypomnę - Robert przyjechał do Australii na maraton narciarski Kangaroo Hoppet, wyścig został odwołany z powodu braku śniegu,  na szczęście tydzień później maraton narciarski organizuje Nowa Zelandia - kierunek - południowy wschód - i udało się!

Wyścig nazywa się Merino Muster czyli Spęd Owiec - KLIK.
Sprawdziłem wyniki - Robert ukończył maraton na 47 pozycji, pierwsze miejsce w kategorii wiekowej 75-80 - można sprawdzić - KLIK.

Mnie pozostaje już tylko wspomnieć moje wyprawy do Nowej Zelandii...
Pierwsza wyprawa była służbowa - byłem współautorem systemu komputerowego dla ubezpieczeń od wypadków przy pracy, który spodobał się jakiejś nowozelandzkiej firmie i zaprosili mnie na konsultacje.
Wrażenia były bardzo pozytywne...
Strona służbowa - potencjalny klient potraktował sprawę na serio i chyba za pół roku wdrożyli projekt w życie.
Obserwacje postronne - przedsiębiorczość.
Taksówkarz, który wiózł mnie z lotniska do hotelu opowiedział mi sporo o sobie - z zawodu był księdzem. Na pożegnanie podał mi swój numer telefonu, żebym zamówił u niego przejazd powrotny.
Oczywiście nie skorzystałem, wziąłem przypadkową taksówkę, pani taksówkarka wyznała mi, że też jest księdzem, zaproponowała nawet żebym wysłuchał podczas jazdy nadawanego właśnie w radio programu religijnego.
Wyznam, że byłem nieco rozczarowany, że nie zaproponowała mi dojazdu taksówką na Sąd Ostateczny.
Druga rzecz, która zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie to wielu Maorysów w pracy na wszelakich stanowiskach. 
Trzecia sprawa - kraj - udało mi się wyskrobać 3 dni na pospieszne zwiedzanie - gejzery, wulkany, ośnieżone szczyty górskie, fiordy - Szwajcaria, Norwegia i Hawaje w pigułce.

Z innej beczki - nie wiem czy w Polsce ktoś ogląda mecze rugby, u nas trudno tego uniknąć.
Jeśli rugby, to trudno pominąć Nową Zelandię zaś rugby z udziałem NowoZelandczyków oznacza Haka - KLIK.

Na koniec wspomnienie narciarskie - rok 2000 - wybrałem się do Nowej Zelandii na narty z córką.
Na początku - przedsiębiorczość - nasz samolot się spóźnił, na płycie lotniska czekał na nas przedstawiciel biura podróży - pewnie nie chcecie tracić czasu na jazdę do hotelu, rozpakowywanie się...
Przebierzcie się w stroje narciarskie tutaj i zawieziemy was prosto do stacji kolejki linowej a bagaże dowieziemy do hotelu.

- Ale ja nie mam nart, muszę wypożyczyć - to oczywiście ja :(
- Nic straconego, podrzucimy cię (i córkę) do centrum miasta (Queenstown) tam wypożyczysz narty a potem poproś jakikolwiek samochód dostawczy żeby zawiózł was do kolejki linowej na Coronet Peak - KLIK. Daj im naszą wizytówkę i podaj swoje nazwisko, my im zwrócimy koszty dowozu.
Zatrzymaliśmy furgonetkę rozwożącą pranie.

Na nartach zjazdowych spędziliśmy 5 dni a potem pojechaliśmy do Snow Farm - KLIK, na Merino Muster.
Farma Śnieżna jest miejscem raczej odciętym od świata i w ciągu kilku dni pobytu tam wszyscy mieszkańcy nawiązali miłe kontakty. 
Sensacją był przyjazd w przeddzień wyścigu pani Helen Clark - premiery Nowej Zelandii - KLIK.
Uczestniczyła wraz z mężem w wyścigu na krótszym dystansie - 21 km.

Poniżej ja z Anią na starcie...




Wyznam, że trasa wyścigu niezbyt mi się podobała, ale to już sprawa drugorzędna.

P.S. Opcjonalny filmik - Rosjanie w Snow Farm - KLIK - ci w czarnych strojach, ich rywale to Amerykanie.

Z ostatniej chwili - mój kolega Robert w akcji...