Ciotuchna
15 sierpnia 1939 roku pojechałam z Rodzicami z Zielonki do Ossowa na doroczne obchody Cudu nad Wisłą, czyli Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Uroczystości rozpoczynała Msza Polowa. Wokół murowanej wnęki, gdzie stał ołtarz był duży zielony, trawiasty teren otoczony masztami z długimi biało-czerwonymi chorągwiami ustawionymi pionowo i napiętymi między górną i dolną poprzeczką.
Tłum ludzi gęstniał, między cywilami widać było sporo mężczyzn w wojskowych mundurach - kilka tygodni wcześniej ogłoszono mobilizację. Orkiestra odegrała hymn i rozpoczęła się Msza. Po mszy kazanie wygłaszał ksiądz w mundurze wojskowym. Mówił o historii tego miejsca, o bitwie w 1920 roku, o męstwie żołnierzy polskich i doskonałej taktyce wojskowej. Mówił też o czasie aktualnym, o ewentualnie czekającej nas obronie naszego Państwa.
Wiał coraz silniejszy wiatr, chorągwie łopotały na masztach, ksiądz mówił o oporze, który wojsko musi stawić wrogowi… a wiatr ciągle się wzmagał. Aż szarpnął tak mocno chorągwiami, że się zerwały i na dolnych poprzeczkach zostały tylko biało-czerwone strzępy. Ludzie wstrzymali oddech i jak grom runął zbiorowy płacz i szloch…
To było jak symbol losu, który miał niebawem nadejść, jak przepowiednia strasznych okupacyjnych czasów.
No comments:
Post a Comment