Monday, October 29, 2018

Niedzielne czytanie - pierwszy rozdział

Richard Flanagan to dość znany, również w Polsce, pisarz australijski.
A może tasmański?  Bo osoby pochodzące z Tasmanii bardzo często podkreślają swoją inność.

Przed laty, na początku swojej literackiej kariery, Richard Flanagan klepał biedę i z radością przyjął nieoczekiwaną ofertę - opracować, a właściwie napisać, autobiografię bardzo wybitnego hochsztaplera. Gdy hochsztapler cieszył się ostatnimi dniami wolności za kaucją jakieś popularne pismo zaoferowało mu wysokie honorarium za autobiografię. Potrzebny był "ghost writer" , który zrobi to fachowo.
Szczegóły TUTAJ.
W nowej książce - First Person - Flanagan opisuje proces powstawania tej autobiografii. Z licznych recenzji dowiedziałem się, że Flanagan w jakiś sposób wini osobę, o której pisał, że przedstawiała swoje życie w tak enigmatyczny i pokrętny sposób, że wpłynęło to na świadomość autora. Ghost writer nie był pewien czy jest jeszcze samoistną istotą, czy może tylko duchem.

Życie to nie jest cebula, którą można rozebrać warstwa po warstwie. To nie jest palimpset, który trzeba poskrobać aby znaleźć oryginalne, prawdziwsze znaczenie. To jest zmyślenie, które nigdy się nie kończy. (Tomas Tebbe).

Hochsztapler, któremu poświęcona jest książka First Person przygotował kilkaset stron autobiograficznych notatek. Nie było w nich jednak wiele faktów a jeśli były to przeczyły same sobie.

Wydawca - Gene Paley wyjaśniał:
Twoje zadanie to nie tylko pisać, to również skłonić go do mówienia. Pisanie razem z nim dla nas. Bez jego udziału nie będzie książki. Jak nie ma książki za sześć tygodni, to nie ma wypłaty. 
 - Nie ma. Po prostu nie. Tak?
- Nie, odpowiedziałem. Tak.
Nie, powiedział Gene Paley. Nie.
- Tak, odpowiedziałem. Nie.

Ludzie w wydawnictwie bali się, że mogę wpaść w literaturę. Rozumieli przez to alegorie, symbolikę, metafory tańca czasu; książki, które nie mają właściwego początku ani końca, w każdym razie nie w tej kolejności.
Gene Paley był bardzo konkretny: mam opowiedzieć prostą historię w prosty sposób, tam gdzie historia nie jest prosta mam ją uprościć, zilustrować anegdotą, i nigdy nie używać zdań, które ciągną się dłużej niż dwie linijki.

W wydawnictwie szeptano, że Gene Paley boi się literatury. 
Nie bez powodu. 
Po pierwsze to się nie sprzedaje. 
Po drugie, bezstronnie można powiedzieć, że literatura zadaje pytania, na które nie potrafi odpowiedzieć. Zaskakuje ludzi nimi samymi, co, w rezultacie, rzadko wychodzi na dobre. Przypomina im, że bilansem życia jest porażka, i że nieświadomość tego to czysta ignorancja. 
Może jest w tym transcendencja, albo jakaś mądrość, ale Gene Paley nie widział siebie w zabawie w transcendencję. Gene Paley był za książkami, które powtarzają w kółko jedną czy dwie rzeczy. Lepiej tylko jedną.
Sprzedaż, mawiał Gene Paley, to jest opowiadanie.

Jak dotąd przeczytałem pierwszy rozdział.
Z recenzji w Goodreads widzę, że wielu czytelników nie dotrwało do końca książki. Ich wrażenia są podobne do moich  - R. Flanagan czaruje zgrabnymi zdaniami i przewrotnymi paradoksami, ale poza tym w książce brak opowiadania. A opowiadanie to jest czytanie.

Bohater książki, ghost-writer Kif Khelman, tak opisuje swój stan po zakończeniu zlecenia:

W tych dniach zadowalam się reality shows. Wokół mnie jest pustka, samotność która boli i stukoce. Przerażające. Przeraża mnie, że powinienem żyć a nigdy nie żyłem. Oglądając reality shows nie mam tego wrażenia.

Więc może lepiej za bardzo się nie rozpędzać z tym czytaniem.

Więcej o książce TUTAJ.

Thursday, October 25, 2018

z marszu

Jeśli połowa tygodnia, to pora na wspomnienie świeżo zmarłego znajomego.

Przez laty byłem bardzo zapalonym maratończykiem narciarskim.
Sezon narciarski w Australii jest krótki więc, aby utrzymać się w formie w bezśnieżnych miesiącach uprawiałem orienteering w różnych odmianach.
Bardzo wygodną odmianą jest Park and Street Orienteering - szukanie punktów kontrolnych w parkach i na ulicach. W Melbourne taka impreza odbywa się dwa a czasem trzy razy w tygodniu a zatem po pracy szybko zmienić ubranie i pobiegać godzinę w miłym towarzystwie.

Słabe zdrowie wyeliminowało mnie kilka lat temu z wszystkich sportów, ale otrzymuję regularne informacje z mojego byłego klubu narciarskiego i z klubu orienteeringu.
Tydzień temu dowiedziałem się o śmierci kolegi uprawiającego tę ostatnią dyscyplinę. A więc założyć krótkie spodnie, buty do biegania i jazda na specjany orienteering - wspomnienie Tima.

Trasę opracowała jego córka wykorzystując mapę sporządzoną przez jej ojca 9 lat temu. Ona też przywitała uczestników.


Poniżej uczestnicy słuchają wspomnienia i instrukcji.


Start, zawodnicy ruszają, poniżej... straż tylna, a ja za nią.


Celem jest znalezienie punktu kontrolnego i przedziurkowanie karty kontrolnej.


Kilka słów wyjaśnienia. Każdy uczestnik otrzymuje mapę (patrz niżej), na której zaznaczonych jest 20 punktów kontrolnych. Na mapie nie ma nazw ulic co wbrew pozorom jest sporym utrudnieniem. Zawodnicy mają do wyboru kilka konkurencji. 
Po pierwsze biegacze - mogą zadeklarować ile punktów kontrolnych zaliczą w określonym czasie - kategorie 16, 13, 10, 7, 4 dowolne punkty. 
Po drugie chodziarze, dumna nazwa Power Walkers. Ci mają godzinę czasu, wygrywa  ten, kto zdobył najwięcej punktów. Uwaga - punkty kontrolne mają różną wartość.
Rezultat jest taki, że towarzystwo rozchodzi się po całym terenie, każdy w innym kierunku

Ja startuję oczywiście w drugiej konkurencji. Na mapie zaznaczyłem swoją trasę.


Po marszu czas na wspomnienia. Zadziwiające jak wielu  starych znajomych spotkałem, i że mnie jeszcze pamiętają. 
Na odwrocie mapy refleksja córki naszego kolegi...


I jeszcze jedno - Rogaining - moja ulubiona dyscyplina. Właśnie tam najczęściej spotykałem Tima, z tym, że on był dużo lepszy ode mnie - KLIK.

Tuesday, October 23, 2018

Niedzielne słuchanie - eugenika

Eugenika - nieustające wysiłki aby ludzie byli gatunkowo lepsi.
W szkole uczono mnie o zwyczaju Spartan - zrzucanie kalekich dzieci ze Skały Tarpejskiej.
Nowe źródła prostują - Skała Tarpejska była w starożytnym Rzymie i zrzucano z niej przestępców. Natomiast w Sparcie rodzice niepełnosprawnego dziecka byli zobowiązani porzucić je na cmentarzysku w górach.
To przypadki negatywne.
Pozytywnie do sprawy podchodzi Platon w książce Republika, w której podaje przepis jak powinno funkcjonować państwo faszystowskie.
A więc - niech ci fizycznie i umysłowo najlepsi łączą się w pary i płodzą wydajnie. Zaś ci gorsi, jeśli już muszą, też niech się łączą, ale tylko z gorszymi, i płodzą jak najmniej.

W XX wieku eugenika zyskała sporą popularność, dopiero energiczne działanie hitlerowskich Niemiec skompromitowało mocno tę nazwę, ale nie ideę.

A więc obecnie nie mówi się eugenika tylko - testy prenatalne oraz inżynieria genetyczna.

W wielu przypadkach sprawa zaczyna się jeszcze przed ciążą właściwą, mam na myśli zapłodnienie in vitro. Zarodki wyprodukowane podczas tej procedury przechodzą testy genetyczne i w wielu klinikach zarodki, u których wyniki testów nie są zadowalające są... odrzucane.

Testy prenatalne to coś bardzo podobnego - lekarze podają potencjalnym rodzicom informację czy ich potomkowie wykazują jakieś nieprawidłowości i czy istnieje ryzyko, że nieprawidłowości pojawią się późnej.
Rodzice mogą podjąć decyzję o przerwaniu ciąży.

Jeden z najbardziej niezawodnych testów to ten na wykrycie syndromu Downa.
Rezultat: w Australii 93% przypadków kończy się przerwaniem ciąży. W wychwalanej jako najszczęśliwszy kraj na świecie Danii - 98% - KLIK.

Nieco konsternacji wprowadzają przypadki powiadamiania rodziców o płci płodu. Otóż zdarzają się przypadki gdy rodzice decydują się na przerwanie ciąży gdy płeć dziecka nie jest taka jaką sobie wymarzyli.

Powyższe rozważania to wynik wysłuchania pierwszego z serii 4 wykładów na temat terapii genowej - KLIK.

Dwa wątki uboczne:
1. Gdyby rodzice Stephana Hawkinga wiedzieli jakie ułomności będzie miało ich dziecko, to czy zdecydowaliby się na poród?
Z drugiej strony - gdyby Stephan Hawking był poddany we właściwym czasie terapii genowej, to może tych ułomności dałoby się uniknąć. Ale czy w wyniku takiej terapii osiągnąłby coś więcej? A może osiągnąłby mniej?

2. Osoby głuchonieme to chyba pierwsza grupa osób upośledzonych fizycznie, która uzyskała spore prawa. W rezultacie jest to dość zwarta i solidarna grupa społeczna.
Kolejnym rezultatem jest to, że dość częste są przypadki gdy głuchoniemi rodzice, gdy mają do wyboru - który zarodek wybrać: ten w pełni sprawny czy ten głuchoniemy?  Wybierają ten drugi - chcemy urodzić dziecko, z którym będziemy mieli pełen kontakt.

Friday, October 19, 2018

bez znieczulenia

Ostatnio zwiększyła się częstotliwość powiadomień o śmierci moich znajomych. Kilka dni temu - Lorri -czyli Lorraine, sąsiadka sklepu św Wincentego, w którym trochę pomagam.

Jak dobrze mieć sąsiada...
Lorri trzymała pod swoim domem miejsce na zaparkowanie samochodu dla któregoś z naszych pracowników. Gdy pojawił się chętny odprowadzała swój samochód do garażu a nowoprzybyłemu dawała kartę zezwalającą na parkowanie bez ograniczeń czasowych.
Przy okazji informowała, że w nocy przegoniła kogoś kto chciał podrzucić pod sklep swoje śmieci.

Jak widać poniżej sklep jest zasypywany towarami, których musimy się pozbyć.


Do sklepu wpadała w nieoczekiwanych momentach, ale zawsze wtedy gdy była bardzo przydatna.

Mocno zbudowana, z nieodłącznym ironicznym uśmiechem na twarzy


Zaczynała od uszczypliwej uwagi na temat postępu naszych prac po czym chwytała się za najtrudniejsze zadanie.

Podczas ceremonii żałobnej już w progu przywitał mnie jej uśmiech. Potem były wspomnienia jej bliskich przyjaciół, które absolutnie zgadzały się z moją opinią o niej jaką wyrobiłem sobie podczas przelotnych spotkań.
Prowadzący ceremonię wspomniał okazję przy której poznal Lorri.
To była jakaś impreza, lał deszcz. Po zakończeniu jakiś samochód zagrzebał się w błocie. Nie było wielu chętnych do wyciągania samochodu, ale Lorri była. Pchnęła tak energicznie, że samochód poruszył się a ona upadła i złamała sobie rękę.

Gdy miała 16 lat rodzice wysłali ją do zgromadzenia zakonnic w odległym stanie Queensland gdzie pracowała jako opiekunka dzieci. Rodzice i zakonnice sądzili, że wybierze życie zakonne. Chyba nie znali Lorri.
Wybrała zawód pielęgniarki a w wolnych czasie udzielała się w licznych woluntariatach. Najbardziej interesowało ją Legacy - opieka nad rodzinami żołnierzy, którzy zginęli na służbie.

Wspomniano też moment okoliczności jej urodzin. Jej matka w zaawansowanej ciąży jechała na mecz australijskiego futbolu. W bramie stadionu poczuła bóle porodowe, musiała zmienić plany.

A śmierć? Z jednej strony straszna, z drugiej jakoś mi pasowała do osobowości Lorri - wpadła pod rozpędzony samochód, zginęła na miejscu, bez cierpień.

Na zakończenie wysłuchaliśmy hymnu ulubionej drużyny Lorri - KLIK.

Monday, October 15, 2018

Niedzielne czytanie - Teslomania czyli wiem, że nic nie wiem

Tesla... łza się w oku kręci, tak właśnie nazywało się nasze pierwsze radio, kupione w 1955 w kieleckim PDT. Produkcja czeska.



60 lat później nazwisko Tesla pojawiło się i to wyraźnie w mediach za sprawą działalności Elona Muska. Jest ona bardzo odczuwalna w Australii gdzie  Musk zainstalował duży kompleks baterii słonecznych - KLIK.

Nie zaskoczyło mnie więc gdy na półce z nowościami w mojej lokalnej bibliotece zauważyłem biografię wynalazcy. Poszperałem głębiej i przyniosłem do domu 4 książki:

Pierwsze dwie, dla młodzieży i poczatkujących. Jak widać z okładek wydawcy wiedzą, że czytelnika wychowanego na lekturze Harry Pottera trzeba przyciągnąć do lektury sztuczkami i błyskawicami.

Treść książek utrzymana w podobnym stylu. Jest w nich trochę napisanych przez Teslę  opisów wynalazków co według mnie nie ułatwia ich zrozumienia.
Najbardziej rozbawiła mnie pierwsza książka. Autorzy opisują pokazane na okładce sztuczki. To była "wojna prądów" (war of the currents) - Tesla wynalazł bardzo wydajny silnik elektryczny korzystający z prądu zmiennego i musiał stoczyć ostrą walkę z Edisonem, który zainwestował ogromne pieniądze w instalacje elektryczne wykorzystujące prąd stały. Jednym z argumentów Edisona było, że prąd zmienny jest bardzo niebezpieczny dla użytkowników. Tesla skonstruował instalacje prądu zmiennego o niezwykle wysokiej częstotliwości - miliony hertzów (prąd w australijskiej sieci ma częstotliwość 50 Hz). Przy tak wysokiej częstotliwości prąd płynął po powierzchni ciała wynalazcy nie naruszając wnętrza.
Jednak tego autorzy książki tego nie wyjaśniają, po prostu - Tesla wziął w jedną dłoń elektryczny kabel, w drugą żarówkę, żarówka paliła się, publiczność szalała.
Na końcu książki jest uwaga - elektryczność jest niebezpieczna, nie dotykaj przewodów elektrycznych. Bardzo przepraszam, ale prawdziwie zainteresowany książką czytelnik został już dawno śmiertelnie porażony prądem.
Również wyjaśnienia co to jest prąd stały a co zmienny są minimalne i bardzo mgliste - po prostu AC walczyło z DC i D dostało w d...

Pozycja trzecia - My Inventions - autor - Nicola Tesla.
Dla mnie to przejmująca książka. Człowiek zniewolony przez nieustannie pracujący na wysokich obrotach umysł. Sporo opisów pomysłów i wynalazków nie było dla mnie jasnych. Tłumaczę to tym, że wynalazki Tesli powstawały równolegle z teoriami naukowymi i słownictwo nie było jeszcze ustabilizowane. Do tego Tesla studiował w Austrii i Niemczech i tłumaczył niemieckie terminy na angielski.
Osobna sprawa to idee Tesli powstałe w ostatnich 25 latach jego życia. W tym okresie był już bankrutem wyrzuconym na margines środowiska inżynierskiego. Rezultatem była przymusowa bezczynność w związku z czym jego umysł pracował jeszcze intensywniej a pomysły wykraczały poza granice nauki. Tesla był przekonany, że cały wszechświat jest zgodnie pracującym układem i człowiek jest w stanie zsynchronizować z nim swoje potrzeby w zakresie beprzewodowego przekazywania energii i informacji.

Czwarta książka wprowadziła nieco ładu.
Autor pisze rzeczowo, unika zbędnej egzaltacji. Dobrze opisuje walkę amerykańskich finansistów i przemysłowców. To jest okrutna walka, ale jest w niej sens i logika. Pierwsze dwie książki demonizują rywali Tesli - Edisona i Marconiego.
Na końcu książki wyjaśnienie niektórych pojęć i terminów elektrycznych.
To mnie nieco podłamało. Oczywiście wiem, że Anglosasi nie są w stanie zrozumieć systemu dziesiętnego więc nie zaskoczyło mnie stwierdzenie, że skoro jeden wat to moc prądu o napięciu 1 wolta i natężeniu 1 ampera, to 1 kilowat to będzie 100 woltów x 1 amper. Znam to, znam - a 1 metr ma 10 centymetrów. 
W kilku przypadkach, nie mogąc zrozumieć rozważań autora, zajrzałem do wikipedii i tam poległem.
O elektryczności uczyłem się w szkole i jeszcze troszkę na politechnice. To nie były zbyt skomplikowane sprawy, wykładane były jasno, rozumiałem bez trudności. Definicje wikipedii rozumiałem tylko dlatego, że instynktownie przekładałem je na posiadane wiadomości. Gdybym je czytał bez przygotowania, to wielu bym nie zrozumiał a w niektórych przypadkach zrozumiałbym opacznie.
Czy oni tak tu uczą dzieci w szkołach?

Przypomniało mi to natychmiast różnicę opisaną w 4. książce różnice między Edisonem a Teslą. Otóż Edison nie posiadał żadnego wykształcenia i wszystkie jego sukcesy były wynikiem żmudnych eksperymentów i badań. 
Podczas rozmowy z Teslą Edison przyznał się, że słyszał o prawie Ohma (opór przewodników elektryczności), ale go nie zna. A szkoda, gdyż gdyby je znał, to nie miałby wątpliwości, że w dziedzinie przesyłania energii przyszłość należy do prądu zmiennego.
Tesla odwrotnie - otrzymał bardzo staranne wykształcenie. Po niemiecku dokładne - studiowal na politechnice w Graz (Austria).

P.S. Nicola Tesla był z pochodzenia Serbem urodzonym w Chorwacji. W wielu 28 lat wyemigrował do USA i tam powstały wszystkie jego wynalazki.
Bardzo ciekawa osoba, ąle po opisanych wyżej doświadczeniach nie zachęcam do czytania jego biografii, wystarczy wikipedia - KLIK.

Wednesday, October 10, 2018

Plotki z mojego podwórka

Wczoraj wizytowałem z kolegą osoby proszące nasze Stowarzyszenie (św Wincentego) o pomoc. Nowy klient, zajeżdżamy pod podany adres a to ogromna rezydencja. W środku pustki przez co rezydencja wydaje się jeszcze większa. W pustce młody człowiek, trochę wytatuowany, jakiś taki zagubiony, ale sympatyczny.
Wyprowadzam się stąd, zresztą mieszkałem tu tylko 2 tygodnie, potrzebuję trochę pomocy na pierwsze dni w nowym miejscu.
My nadal pod wrażeniem tego kolosalnego domu.
Moi rodzice dostali go w spadku - tłumaczy nasz klient - wynajmowali go, ale lokatorka umarła więc sprzedali. Za milion osiemset tysięcy - dodaje półgłosem.
Dajemy mu vouchery do supermarketu o wartości $60. Dziękuje bardzo ucieszony.
Czujemy się przez chwilę jak milionerzy.

Przed tą wizytą miałem inną, w lokalnym sklepie do którego vouchery wydaje nasze biuro parafialne. Kierowniczka zadzwoniła pytając czy mam dane personalne osób, które otrzymują vouchery. Dwa dni temu klientka ukradła z półki butelkę ginu, cena $55. Wszystko nagrane.
- Co zamierzacie zrobić? - pytam.
- Jak dostaniemy nazwisko i telefon to poprosimy żeby oddała pieniądze.
W biurze parafii podają mi nazwisko, nie ma żadnej pewności czy prawdziwe, o telefon nie pytają. Na razie sklep przykleił fotografię denatki na oknie wystawowym.

Natomiast temat, który zbulwersował ostatnio Australię to -


- czy wyświetlać na gmachu opery w Sydney reklamy? Konkretnie reklamę wyścigu konnego - KLIK.

Sunday, October 7, 2018

Niedzielne czytanie - wiem, że nic nie wiem

Dzisiejsze czytania w kościele mocno kontrowersyjne.
Ograniczę się tylko do pierwszego - Biblia, Księga Rodzaju - Ewa stworzona z Adamowego żebra.

Po pierwsze, to nie mogę stwierdzić, która wersja Pisma Świętego zawiera wersję z  żebrem gdyż Biblia Tysiąclecia zawiera tekst mocno zmodyfikowany: "...A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!»  Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę"
Jednak liczne strony podające czytania liturgiczne na każdy dzień roku cytują wersję, którą pamiętam z dzieciństwa: "I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom podniebnym i wszelkiemu zwierzęciu dzikiemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny. Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę".
Ufff, jednak z moją pamięcią nie jest całkiem źle.

Na logikę zgadzam się z autorami "Tysiąclatki" , historia z Adamowym żebrem przeczy wszelkiej logice. Wszak Bóg już stworzył zwierzęta i można się domyślić, że każdy gatunek posiadał samca i samicę. Dlaczego więc z człowiekiem miałoby być inaczej? Czy Bóg nie był pewien, czy chce żeby gatunek ludzki się rozmnażał?

Jednak inspiracja do tego wpisu jest inna lektura.

Czytam obecnie równocześnie kilka książek poświęconych Nikola Tesli - niezwykłemu wynalazcy, któremu szalony przedsiębiorca  Elon Musk dał drugie życie.
Podstawowa książka to My Inventions.
Nasuwa mi się nieodparcie wniosek, że był to człowiek o niezwykłej inwencji poprartej solidną wiedzą, ale jednak człowiek o mocno zwichrowanej mentalności. Równolegle czytam dwie książki, które osadzają rozważania Tesli w realiach ówczesnego świata i ówczesnej oraz obecnej wiedzy.

Pewnie od tego czytania i u mnie coś zwichrowało bo zaczynam sobie zadawać pytania, które są tak oczywiste, że nie wiem dlaczego nie zadałem ich nikomu przez ostatnich 70 lat.
Jaka jest fizyczna interpretacja barwy głosu? Innymi słowy - jak to się dzieje, że ta jakaś nuta o dokładnie określonej częstotliwości brzmi inaczej w wykonaniu sopranu a inaczej w wykonaniu tenora. Bardziej drastyczny przykład to skrzypce i trąbka.
Na to pytanie uzyskałem zadowalającą odpowiedź - widmo akustyczne. Skoro widmo, to nie drążę tematu juz dalej.
Jednak powyższe rozważania otworzyły kolejne drzwi - strojenie instumentów muzycznych. Niby wiadomo - prosty przyrząd - kamerton - KLIK. No dobrze, ale kamerton wynaleziono dopiero w 1711 roku, jak więc strojono instrumenty przed tym wynalazkiem?
Na to pytanie nie znalazłem na razie odpowiedzi, ale wpadłem na inny trop - jaka powinna być częstliwość nuty a, tej do której dostraja się cała orkiestra?
Obecnie przyjeto wartość 440 Hz - KLIK , ale Jan Sebastian Bach stosował częstotliwość 415 Hz a osoby nawiedzone twierdzą, że naturalną częstotliwością kosmosu jest 432 Hz.
Ilustracja TUTAJ. .

Proszę spytać google: 432 hz - otrzymacie 26,700,000 potwierdzeń, że jest to magiczna częstotliwość