Sunday, January 31, 2021

Niedzielne czytanie - świat na żółwiu stoi.

Dzisiaj kazanie wygłosił nowy ksiądz.

Zaczął od sprawy podstawowej ...
Słynny angielski fizyk, Stephan Hawking, wspominał jak kiedyś, po spotkaniu z publicznością, podeszła do niego starsza pani, pogratulowała wiedzy, ale jednak stwierdziła, że jest to niepotrzebna komplikacja prostego zjawiska.
- A jakie jest to proste wyjaśnienie?
- Proste, świat to ogromny dysk wsparty ma grzbiecie ogromnego żółwia.
- Świetnie, a na czym wsparty jest ten żółw?
- Na żółwiu, tam już są żółwie do samego dołu.

Tutaj link do źródłowych informacji na ten temat - KLIK .
Czytając te informacje nie mogłem powstrzymać uśmiechu - jednak starsza pani potrafiła wyjaśnić równie dobrze, a do tego krócej.

Nie żartuję z naukowców i wysiłku wkładanego przez nich w badanie kolejnych żółwi. 
Nie zbliżają ich one do wyjaśnienia, ale po drodze odkrywają sporo zjawisk, które można potem efektywnie wykorzystać w produkcji towarów i usług lub w celach zbrojeniowych.

Osobiście nie próbuję wyglądać poza moje bardzo wąskie horyzonty.
Świat stworzyła jakaś nieznana nam siła, można nazwać ją Bogiem i wtedy otrzyma się piękny tytuł agnostyka.

A na czym skończył nowy ksiądz?

Jezus.
Spotkałem w swoim życiu Jezusa i to wyjaśniło mi wszystko.

Muszę stwierdzić, że to wyjaśnienie również mnie usafysfakcjonowało.

Thursday, January 28, 2021

Liturgiczna gimnastyka

 Kilka dni temu byliśmy na nabożeństwie  w Uniting Church.

Uniting Church to australijski pomysł. Powstał z połączenia trzech kościołów - Metodyści, Prebiterianie, Kongregacjoniści (???).
Motywacja była prosta - ilość wiernych malała a budynki kościelne kosztowały. Po połączeniu można było sprzedać ponad połowę budynków i Uniting Church trzyma się dobrze.

Nabożeństwo rozpoczęło się od powitania wiernych i wzmianki, że istotą wiary chrześcijańskiej są Ojciec, Syn i Duch Święty.
Jako jedyni w kościele wykonaliśmy z żoną znak krzyża. Powtórzyliśmy to na zakończenie nabożeństwa.

Po zakończeniu podszedłem do celebranta i spytałem czy znana jest mu ta katolicka, ale również chyba anglikańska, a na pewno prawosławna, tradycja.
Znana, znana, ale temat niezbyt go interesował.

Przypomniało mi się wydarzenie tej samej kategorii. Sporo lat temu byłem na mszy w kościele anglikańskim i tam, po wejściu do kościoła przykląkłem, powtórzyłem to podczas ofiarowania chleba i wina, oraz jeszcze raz, przed wyjściem.
W kościelnym hallu czekało już na mnie kilka życzliwych pań:
- Jak się cieszymy, że katolik nas odwiedził!
- Prosimy, prosimy, tu jest herbata a tu kanapki, a może coś słodkiego.

- Bardzo mi miło, skąd panie wiedziały?
- You genuflected!

A cóż za pokraczne słowo?

Oznacza przyklęknięcie na jedno kolano, uklęknięcie na dwa kolana to już swojskie kneeling.

Oba te wydarzenia były inspiracją tego wpisu.

Po pierwsze - wykonanie znaku krzyża to również demonstracja. 
Przypomniała mi się wizyta w Moskwie w 1980 roku. 
Mieszkałem w hotelu Kosmos. Z jednej strony był pomnik zdobywców kosmosu, z drugiej - malutka, przygarbiona cerkiew.
Z cerkwi wyszło właśnie młode małżeństwo z córką.
Przez odejściem, zwrócili się w stronę cerkwi i zamaszyście, tak prawosławnie, przeżegnali. Córka zrobiła jakiś drobny znak krzyża. Zrugali ją i dopilnowali, aby zrobiła to tradycyjnie, z rozmachem.
Wyznam, że ta scena, w tej scenerii, zrobiła na mnie mocne wrażenie.
Przypomnała mi dzieciństwo kiedy matka pilnowała żebym się wyraźnie przeżegnał ilekroć przechodziliśmy koło kościoła. To była publiczna demonstracja naszej przynależności.

Po drugie - tytułowa gimnastyka.
Zastanowiłem się nad fizyczny aspektem liturgii.
Podczas katolickiej mszy wierni 5 razy wstają (i siadają) oraz 2 razy klękają (niektórzy przyklękają), plus przyklęknięcie przy wejściu i wyjściu z kościoła, 2 razy wykonują znak krzyża.
Osobiście wyznam, że to klęknięcie jest miłą ulgą dla mojego kręgosłupa. 
To wszystko w ciągu niecałej godziny.

Przypominają mi się nieśmiałe próby wprowadzenia ćwiczeń fizycznych podczas pracy biurowej. Radzono nam porozciągać zesztywniałe mięśnie co godzinę, przez 5 minut.

A katolicy robią to już kilkanaście wieków.

Pomyslałem oczywiście również o muzułmanach, którzy wykonują nieco bardziej skomplikowane ćwiczenia.

Nie wiem jaka jest pozycja ćwiczeń fizycznych w buddyźmie, ale chyba istotna.

Widzę w tym mądrość - uznanie fizycznej, cielesnej strony ludzkiej egzystencji.

P.S. Sprawdzając w Wikipedii temat przyklękania znalazłem bardzo mi miłe skojarzenie ze wspomnianym w poprzednim wpisie podpaleniem świątyni Artemizy w Efezie.
???
Otóż zwyczaj przyklękania wprowadził oficjalnie Aleksander Macedoński.
Podpatrzył go u Persów. To dowód jego mądrości - ucz się od swoich wrogów.
Przyklękanie zastąpiło praktykowany poprzednio sposób oddawania czci przez padanie na twarz.
Jaki tu związek z podpaleniem świątyni???
Poród Aleksadra zbiegł się z podpaleniem, wtajemniczeni twierdzili, że Artemiza była tak zaaferowana tym porodem, że nie zatroszczyła się o swoją świątynię.
Aleksander honorowo zaoferował odbudowanie świątyni lecz Efezjanie, równie honorowo, nie przyjęli tej oferty mówiąc, że nie przystoi, żeby bóg budował świątynię Bogini. Odbudowali ją z własnych funduszy po śmierci Aleksandra.
Łza się w oku kręci na wspomnienie tych boskich obyczajów.

Sunday, January 24, 2021

Niedzielne czytanie - szewc z Efezu.

Jeśli to było czytanie liturgiczne, to miało miejsce 3 tygodnie temu.

Drugie czytanie - Św Paweł - List do Efezjan.
Od czasu lektury książki Damascus i świadomości perypetii, jakie przeżył w Efezie św Paweł, jestem nieco wrażliwy na to miejsce.
Słuchałem więc uważnie, gdy nagle mój mózg przeszyła błyskawica:

Kto podpalił świątynię w Efezie!!!

Podpalił ją miejscowy szewc tylko po to, aby zdobyć sławę.
Sąd, gdy poznał motywy zbrodni, wydał rozkaz, aby przestępcę zabić kijami a jego imię wymazać z pamięci.

Poznałem tę historię, jak wszystkie istotne historie, w latach szkoły podstawowej - książka K. Bunscha - Olimpias.
K. Bunsch nie uszanował wyroku, ujawnił nazwisko przestępcy, podobnie jak tysiące ludzi przed nim.

A teraz - 2,376 lat po wydarzeniu, mój skołatany mózg poddał się wyrokowi.

To było surowe prawo, ale jednak PRAWO - im więcej lat mija, tym silniej działa.

Sunday, January 17, 2021

W pajęczej sieci

Kalifornia, St Petersburg, Warszawa, Drezno, Monachium...

Gdzie tu zacząć?
Najlepiej w bliskim sąsiedztwie - złotodajne pola Ballarat -120 km od Melbourne.
Wspominałem na tym blogu o moich muzycznych doświadczeniach z tego miejsca - Źródła 7 - już wtedy nie uszedł mojej uwadze istotny fakt - w lutym 1858 roku odwiedziła Ballarat znana skandalistka Lola Montez i zaprezentowała tu swój słynny Taniec Pająka - Spider Dance.

Podczas tego tańca powiewała swoją suknią odkrywając coraz wyżej swoje nogi aż... tu zdania są podzielone - niektóry widzowie widzieli jej majtki, inni widzieli, że nie widzieli majtek.
Znalazł się jednak odważny dziennikarz, Henry Seekamp, który w swoim piśmie donosił, że majtki to sprawa drugorzędna, pierwszorzędny jest fakt, że pani Montez nie prezentuje żadnego tańca.
Ta zniewaga krwi wymaga. Następnego dnia pani Montez odszukała dziennikarza w miejscowym barze i zaatakowała go szpicrutą...


Szczegóły TUTAJ.

W obu zlinkowanych reportażach zauważyłem zaskakującą informację: "After fleeing from the coup in Bavaria, Montez..."
Zamach stanu w Bawarii?

Chwileczkę, zacznijmy od początku.
Kto się kryje za tym hiszpańskim nazwiskiem?
Niektóre źródła podają, że hiszpańska księżniczka, ja jednak pamiętam kto emigrował masowo do Australii w połowie XIX wieku - Irlandczycy!
Zgadza się - Lola Montez urodziła się w miejscowości Limerick jako Maria Dolores Elisa Rosanna Gilbert, córka Edwarda Gilbert, niskiego rangą oficera marynarki brytyjskiej i senority Oliverres de Montalva.
Gdy miała 3 lata jej ojciec został wysłany służbowo do Indii gdzie po kilku latach zmarł na cholerę. Senorita Oliverres wkrótce znalazła męża a nieco później znalazła męża dla córki - 80-letniego sędziego. 
Maria Dolores uciekła z domu i wzięła ślub ze znacznie mlodszym oficerem. Po kilku miesiącach małżeństwa mąż uciekł od Marii Dolores a ona uznała chyba, że małżeństwo to bardzo śliska ścieżka, zmieniła nazwisko na Lola Montez i ruszyła na podbój świata.

Paryż - tu oczarowała obu Aleksandrów Dumasów - ojca jak i syna.

Drezno - Franciszek Liszt.

Warszawa - tu zatrzymam się dłużej...
Encyklopedia Teatru Polskiego (Źródła 1) donosi:

"...Przyjechała w tym czasie do Warszawy Lola Montez, córka byłego jenerała hiszpańskiego. Jako tancerka zrobiła z dyrekcyą umowę na pięć przedstawień, po 3000 zł. każde. Będąc piękną znalazła protekcyę w ks. Radziwille, w hr. Zamoyskim, Turkulle, ministrze, Franciszku Potockim etc. etc.

Przy pierwszem wystąpieniu krzyki, oklaski protektorów i młodzieży krzesłowej zastąpiły niedostatek talentu, bo, prawdę powiedziawszy, było to z ujmą dla p. Turczynowiczowej i panny Wendt, pierwszych solistek baletu warszawskiego; oneby tę cachuchę kunsztowniej odtańcowały.
(...)
Nazajutrz posłała dyrekcya z uwiadomieniem, że od dalszych występów jest wolna. Ale tu protektorowie najechali Abramowicza z tem, żeby umowę wypełnić; że, wróciwszy do kraju, źle o Polakach mówić będzie; i wiele jeszcze innych uwag robili i póty od niego nie wyjechali, póki im nie przyrzekł, że za trzy dni znowu wystąpi.

Przebiegła Hiszpanka zrozumiała, że są nieukontentowania publiczności i zapewniła się, że ją protektorowie podtrzymają. Nadto, bywając na obiadach u bankiera Piotra Steinkellera, prosiła go o protekcyę.
Skutkiem tego Steinkeller rozdał sto biletów kowalom (których do 200 w jego fabryce na Solcu pracowało), z instrukcyą, żeby na niego uważali: jak tylko on klaskać zacznie, żeby i oni wszyscy walili w dłonie co sił mają.
Rozpoczęła Lola taniec. Zaczęto sykać. Lecz kowale Steinkellera, gdyby grom, zagłuszyli sykaczów, którzy, wyszedłszy z cierpliwości, gwiżdżąc przeraźliwie z pomocą świstawek, pole otrzymali.
Lola przestała tańczyć, orkiestra umilkła, a ona, wyszedłszy na przód sceny, powiedziała po francusku, że to gwizdanie jest dziełem, pochodzącem z tej loży – i wskazała na lożę Abramowicza.
Spuszczono kurtynę, wszyscy się rozeszli. 

Nazajutrz rano wyszedł rozkaz ks. Namiestnika, żeby w przeciągu 12 godzin Lola Montez opuściła Warszawę.
Posłał po nią wojenny gubernator, lecz do niego pójść nie chciała, tylko do księcia. Stojący za drzwiami policyant nie puścił jej, za co uderzyła go sztyletem, który ześlizgnął się po lakierowanym bandolierze. Policyanta zaraz zastąpiło dwóch żandarmów..."

Kolejny etap St Petersburg.
Lola została przyjęta przez cara Mikołaja I na prywatnej audiencji.
Biografia Loli (źródła 4) podaje dość niezwykłą relację z tej audiencji...
Przerwało ją niespodziewane przybycie dowódcy frontu na Kaukazie.
Car schował Lolę do szafy aby móc się w pełni skoncentrować na sytuacji na froncie. Sprawa była poważna, car i dowódca musieli spotkać się z dowódcami armii, wyszli z pokoju, car zatrzasnął drzwi.
Dopiero po kilku godzinach przypomniał sobie o Loli, wysłał adiutanta aby ją uwolnił i przeprosił. Następnie przeprosił osobiście i dał jej 1,000 rubli rekompensaty.

Pora na podbój Bawarii...
Rok 1846 - królem Bawarii był wtedy Ludwig I (dziadek Ludwiga II, który wymyślił zamek dla Disneylandu).
Źródła (2) donoszą, że Ludwig I również był dziwakiem - nie używał karety, chodził piechotą po ulicach, pisał wiersze, zbudował świątynię Walhalla (źródła 3) ku czci wybitnych postaci "szeroko rozumianej kultury niemieckiej" - na tyle szeroko, że zmieścił się w niej M. Kopernik.
Nic dziwnego, że gdy zobaczył Lolę Montez na scenie w Monachium, oczarowała go.
Za 5 dni zaprosił ją jako oficjalnego gościa na dwór królewski.
Po miesiącu nadał jej tytuł księżniczki Landsdorf, wybudował dla niej dom i wyznaczył pensję 20,000 florenów.
To już był rok 1847 - Europa dojrzewała do Wiosny Ludów - Lola Montez panoszyła sie w Monachium jak na swoim podwórku, była arogancka wobec królowej. Miarka przebrała się gdy Lola zaczęła ingerować w skład rady uniwersytetu. Studenci zorganizowali masowe protesty, król wydał dekret zamykający uniwersytet na rok, protesty rozszerzyły się na całe miasto - rada lordów wydała dekret o wydaleniu Loli z Bawarii, tłum spalił jej dom. Ludwig I został zmuszony do abdykacji.

Lola przeniosła się do Szwajcarii, liczyła, że Ludwig I do niej dołączy, gdy to nie nastąpiło pojechała do Anglii gdzie wyszła drugi raz za mąż. Niestety okazało się, że jej rozstanie z pierwszym mężem nie było do końca formalne, oskarżono ją o bigamię więc uciekła do USA.
W Kalifornii trwała właśnie gorączka złota i występy Loli cieszyły się wielką popularnością. Chyba znowu zaszkodziła jej zbytnia fascynacja mężczyzn jej osobą - kolejny ślub, niejasności formalne - lepiej było przenieść się za ocean.

W Australii Lola cieszyła się wielką popularnością wśród górników w kopalniach złota, media były raczej krytyczne.
Wpis zacząłem od relacji takiego właśnie, krytycznego odbioru, w wyniku którego doszło do pojedynku na szpicruty. To wydarzenie uwiecznił australijski kompozytor - Albert Denning - w utworze Lola Montez Polka szpicruty strzelają gęsto - KLIK.

W maju 1856 roku Lola wyruszyła w podróż powrotną do Kalifornii.
Próby powrotu na deski sceniczne nie były udane - Lola spędziła ostatnie lata życia wygłaszając umoralniające pogadanki.
Zmarła 17 stycznia 1861 roku w wieku 40 lat.

Źródła:
1. Encyklopedia Teatru Polskiego - KLIK.
2. Lola Montez i król Bawarii - KLIK.
3. Walhalla - KLIK.
4 - Skandaliczne życie Loli Montez - KLIK.
5. Wydana w 1909 r biografia, autor Edward B. d'Auvergne - KLIK.
6. Wikipedia - KLIK - link do wersji angielskiej gdyż w polskiej nie wspomniano nawet o występie Loli w Warszawie.
7.  Muzyka na złotodajnych polach Ballarat - KLIK.

Saturday, January 16, 2021

Malcolm

 Kilka dni temu, podczas regularnego marszu z kijkami, minąłem starszego pana, który zdmuchiwał liście z podjazdu do garażu.

- Czy zauważyłeś, że nie ma śniegu? - zapytał życzliwie.
- Zauważyłem, właśnie dlatego tak chodzę, to przywołuje śnieg.
Przystanąłem aby nabrać tchu, obaj spojrzeliśmy na siebie taksując swoją sprawność fizyczną.
- Ile masz lat?
Zaskoczyło mnie to trochę. Nawet podczas starań o pracę nikt nie ośmielił się zadać mi takiego pytania. Jednak przekroczyłem już barierę wstydliwości więc odpowiedziałem szczerze.
Mój rozmówca kiwnął głową z aprobatą.
- Ja mam 88 - wyznał (chyba z dumą).
Pospieszyłem z gratulacjami a to sprowokowało kolejne pytanie:
- Skąd jesteś?
- Z Polski.
- O, z Polski, a wiesz, że ja byłem w Polsce w 1955 roku?
- Oo, byłeś na Międzynarodowym Festiwalu Młodzieży? -- KLIK.
To skojarzenie najwyraźniej zaskoczyło mojego rozmówcę.
- Jak masz na imię?
- Lek.
- Malcolm. Tak, pojechalem z delegacją związku młodych australijskich komunistów.
- Byłeś komunistą?
- Mój ojciec był to i ja byłem, ale szybko zorientowałem się, że to głupota. Mieszkasz w okolicy?
- Oczywiście, przecież doszedłem tu na piechotę.
- Podaj mi może swój adres, to kiedyś wpadnę pogadać.

To bardzo mnie zaskoczyło, jedyne wytłumaczenie, to komunistyczna tradycja w tej rodzinie.
Szybko otaksowałem spojrzeniem mojego rozmówcę i jego posiadłość i uznawszy, że on ma więcej do stracenia, podałem.
- Podaj mi numer komórki - dodałem - to ja podam ci swój, to zadzwonisz przed przyjściem, będziemy mogli przekąsiś coś stosownego.
- Nie, nie będę nic jadł - zażegnał się Malcolm, ale podał numer telefonu a ja do niego zadzwoniłem żeby miał link.

- Pamiętam, w Polsce jedliśmy takie pyszne kiełbaski, prosto z ogniska - rozmarzył się.

Zakończyłem rozmowę bo słońce paliło i zaczęło mnie boleć w krzyżu. 
W domu ostrzegłem żonę, że pewnie jutro bedziemy mieli niespodziewanego gościa, a tu polskie delikatesy mają przerwę świąteczną.
Jednak minęły dwa dni i cisza.

P.S1. Zaskoczenie bezpośrednioscią Malcolma.
Mocno odczuwam w Australii angielską dewizę - my home is my castle. Można z kimś wypić sporo piwa a nie mieć szansy odwiedzić go w domu.
Dobrym przykładem jest moja grupka działaczy charytatywnych pod znakiem Św Wincentego.
Co miesiąc mamy spotkania. Przez długi czas odbywały się w mieszkaniu rodowitej Australijki, ale myślę, że powodem był fakt, że ona ma trudności z poruszaniem się i te spotkania to jej jedyny kontakt z grupą.
Gdy kiedyś musiała odwołać spotkanie w swoim domu, nie miałem wątpliwości, że odbędzie się u nas.
Na marginesie wspomnę, że takie spotkanie nie wymaga żadnych wysiłków. Tylko dzbanek z wodą i szklanki.
Kiedyś jednak, gdy spotkanie miało się odbyć u nas, niespodziewanie wyskoczyła nam opieka nad wnuczką w jej domu. Powiadomiłem więc grupkę, że nie będę mógł uczestniczyć w spotkaniu, ale zostawię klucz pod słomianką i mogą skorzystać z naszego domu, rozkład znają.
Do spotkania było jeszcze dwa dni, ale nikomu nie przyszło do głowy żeby zaproponować swoje mieszkanie.
Od tego czasu minęło kilka lat. Przez ten czas przybyła jedna osoba chętna do udostępniania mieszkania - Hindus.
Malcolm wyznał, że jego żona pochodzi z Grecji, to może coś tłumaczy.
P.S2. Festiwal Młodzieży i Studentów 1955 - 65 lat minęło, obalono komunizm, zapanowała wolność. Na zlinkowanej kronice tańczą Syryjczycy, Sudańczycy. Teraz też możemy ich zobaczyć - w obozach dla uchodźców i nikt ich nie zaprosi do swojego kraju z własnej woli.

Wednesday, January 13, 2021

Bydlęcy los

Wracając ze spotkania WOŚP szedłem przez most w centrum Melbourne. Moją uwagę przyciągnęła nieliczna grupka "protestantów". Trzymali w rękach plakaty wzywające do zaprzestania uboju bydła, na plakatach było wezwanie do kierowców - zatrąb na znak poparcia.
Niedziela, wczesne popołudnie, upalny dzień, ruch był niewielki, od czasu do czasu ktoś zatrąbił.

Już miałem się odwrócić i maszerować dalej gdy moją uwagę zwróciła ogromna ciężarówka, taka do transportu bydła. 


Ona nie była "do transportu" ona była wypełniona bydłem. Za kilka sekund poczułem silny zapach, który nie pozostawiał wątpliwości.

Niedziela, 3:30, środek Melbourne - kto w tej porze dostarcza bydło do rzeźni? Dlaczego jedzie przez centrum miasta? Przecież rzeźnie są chyba na obrzeżach a dostawy są z okolicznych farm.
Za chwilę zauważyłem kolejną ciężarówę, za chwilę kolejną... ale ta jechała w przeciwnym kierunku.
Niestety nie mogłem zobaczyć czy była załadowana.

W każdym razie zapaliło mi się światło alarmowe - czy to rzeźnia, czy cyrk?

Podszedłem do aktywistki i spytałem czy to taki zbieg okoliczności, że akurat teraz wożą tu bydło w tę i spowrotem.
- Nie, to jest ich regularna trasa, dlatego tu stoimy.

Muszę wyznać, że poważne wątpliwości pozostaly, ale nie znajduję sposobu na weryfikację moich podejrzeń.

Aktywistka spytała czy interesuje mnie sprawa traktowania zwierząt.

Interesuje, ale...

Monday, January 11, 2021

Występ w orkiestrze

 ...




... w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.





Tak, w Melbourne też występuje.
O występie dowiedziałem się z Facebook-a,  rozmach przygotowań bardzo mi zaimponował - gwiazdzisty rajd rowerowy ze startem w 4 atrakcyjnych miejscach i metą w parku w centrum miasta.

Ja dojechałem prosto do mety tramwajem.
Upalna niedziela, pasażerów niewielu, w centrum miasta też niewiele oznak życia.

Na mecie orkiestry mniej osób niż się spodziewałem. 
Żadnej znajomej twarzy.
Zaraz... kiedy to ja byłem wśród Polaków na polskim gruncie?
2006, 2007, 2008 - rok po roku.
Wtedy odniosłem wrażenie, że jestem w domu, bardziej niż w Australii.

Teraz poczułem się... w parku w Melbourne na multikulturalnej imprezie.

P.S.Na tym blogu nie pokazywałem się ponad 2 tygodnie, poprzednie zdanie może to wyjaśnia.