Sunday, June 27, 2021

Niedzielny brak śmierci

Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się z zagłady żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość jest nieśmiertelna.
Do nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła w świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

Księga Mądrości 1:13-5, 2:23-24.

Nieśmiertelność jakoś nigdy nie była dla mnie atrakcyjna.

Może nigdy nie byłem aż tak do końca szczęśliwy żeby chcieć przedłużać to w nieskończoność.
Nie znam przyczyny i nie chcę jej badać.

Dlatego zaskoczyło mnie dzisiejsze pierwsze czytanie liturgiczne, zaskoczyło na tyle, że zignoruję w tym wpisie Ewangelię mimo, że w niej aż dwa cudy Jezusa.

Dla równowagi włączyłem radio - Beethoven, Uwertura Egmont - KLIK.
Słuchałem dość uważnie i wyznam, że już w dość wczesnych fazach utworu zauważałem zwiastuny końca, ale nie słyszałem w nich diabelskiej zawiści.
I wreszczie koniec - dokładnie tam gdzie powinien być.
To jest przewaga sztuki nad życiem, można tak precyzyjnie skomponować koniec.

W ciągu dnia zastanawiałem się jednak kilka razy nad śmiercią i nieśmiertelnością aż wpadła mi w ręce konkretna statystyka - 

Otóż od początku świata nie umarło prawie 7% ludzi i ten wskaźnik ROŚNIE (patrz Tabela 1) - KLIK.

Thursday, June 24, 2021

Portret kobiety

 Jeden z bardzo niewielu oglądanych przez nas programów telewizyjnych to Anh's Brush with Fame - KLIK.

Tytuł jest sprytny - zwrot brush shoulders with (otrzeć się ramieniem z) używane jest w kontekście spotkania się z kimś sławnym.
A zatem niejaki Anh spotka się ze Sławą.
Rzecz w tym, że on nie tylko się spotka, ale również tę Sławę namaluje, a do tego potrzebny jest pędzel - brush.

Po pierwsze - Anh Do - Australijczyk wietnamskiego pochodzenia, człowiek o niesamowitym życiorysie.

Jego rodzice uciekli w 1980r z Wietnamu na łódce, przeżyli dwa ataki piratów, spędzili czas w obozie dla uchodźców i ostatecznie wylądowali w Australii.
Rodzice wzięli się do ciężkiej pracy, dzieci do nauki...
W tym miejscu zakończę, gdyż jego życiorysem możnaby szczodrze obdzielić wiele osób.

Po drugie .
Format programu  Anh's Brush with Fame - półgodzinny program.
Sława przychodzi do studio artysty i zaczyna się seans portretowy połączony z wywiadem, który czasem zmienia się w bardzo szczerą i intymną rozmowę.
Po około 24 minutach Anh oznajmia - prawie skończyłem, wyjdź na pół godziny a jak wrócisz zobaczysz efekt naszego spotkania.

Po powrocie Sława musi zamknąć oczy, Anh odwraca portret, pozwala otworzyć oczy i ... WOW!

Nie mamy złudzeń, że w podczas tych 24 minut powstaje tylko zarys portretu.
Gorsza sprawa, z tego co widzimy wynika, że Anh nie używa pędzla a więc Brush w tytule traci dodatkowy wymiar.
Fakt pozostaje faktem, Anh maluje doskonale.

Po trzecie... w ostatni wtorek.
Gościem programu była Gai Waterhouse - trenerka koni wyścigowych.
Nie byle jaka trenerka, trenowane przez nią konie wygrały kilkaset milionów dolarów.


4 lata temu powyższe zdjęcie podpisałem - kobieta, której uśmiechu koń mógłby pozazdrościć.

Na wtorkowej sesji Gai prezentowała się bardzo dobrze, lata dodały jej twarzy wielu pozytywnych cech.

To migawka ukradziona z programu...


Dlatego rezultat sesji bardzo mnie zaskoczył...


Nie, nie, nie. Gai taka nie jest i nigdy nie była.

Zastanawiałem się trochę nad możliwą przyczyną tej porażki.
Anh namalował tyle samo portretów mężczyzn i kobiet, ale według mnie jakieś 80% portretów mężczyn jest doskonałych, tylko 50% portetów kobiet.
Może istotny jest życiorys - mężczyźni reprezentują bardzo liczne grupy zawodowe, u kobiet zdecydowanie dominują panie z karierą sceniczną - piosenkarki, gwiazdy seriali telewizyjnych.
Anh stara się przekazać w obrazie jakąś mądrość życiową, jaka wpłynęła na życie Sławy. Oczywiste jest, że łatwiej to znaleźć w życiorysie prezesa Sądu Najwyższego niż w życiorysie gwiazdy serialu.

W przypadku Gai Waterhouse sprawa była nieco skomplikowana - jej ojcem był słynny trener koni więc oczywiste może się wydawać, że była przez niego zdominowana. Jej mężem jest bookmaker na wyścigach konnych, do tego zamieszany w poważne oszustwo, tu lepiej było zamilczeć

Ale dlaczego nie namalował Gai takiej jaka była podczas seansu?

P.S1. Pierwszy link w tym wpisie podaje linki do programów Anh Do, zachęcam do obejrzenia choćby wprowadzających kilku minut któregoś z nich.
P.S2. Anh Do napisał swoją biografię - The Happiest Refugee - KLIK, jeśli biografią można nazwać relację z mniej niż 40 lat życia.
Osobiście zalecałbym tę książkę jako lekturę obowiązkową dla potencjalnych imigrantów.
Moje intencje nie są dobre - oczekuję, że po przeczytaniu ile pracy, wysiłku i szczęścia potrzebował Anh Do by osiągnąć swój sukces, większość kandydatów uzna, że to zbyt trudne i wybierze inny kraj.

Anh Do - The happiest Refugee - KLIK.

Sunday, June 20, 2021

Niedzielna burza

Owego dnia, gdy zapadł wieczór, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.

A nagle zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!» Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.

Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!» Oni zlękli się bardzo i mówili między sobą: «Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?» 

Ewangelia św Marka 4, 35-41

Już kilka dni temu wspominałem - takie właśnie są Ewangelie św Marka.

Muszę wyznać, że ani ta Ewangelia ani towarzyszące jej czytania liturgiczne nie zainspirowały mnie do żadnych refleksji.

Jedyne co przyszło mi do głowy to muzyka, 3 razy burza, za każdym razem Rossini...

Kopciuszek - KLIK.

Wesele Figara  Cyrulik Sewilski - KLIK

Wilhelm Tell - KLIK.

Ta ostatnia burza, ze względu na lokalizację, przypomniała mi wędrówkę wokół Mt Blanc i wizytę w Refuge de La Croix du Bonhomme...




Burzę było czuć w powietrzu.
W schronisku wyjątkowo zrelaksowana atmosfera.
Recepcjonista komunikował się z klientami głównie przy pomocy gitary.
W sytuacjach wyjątkowych używał mowy.
Właśnie taka sytuacja zaistniała w momecie naszego (byłem ze szwagierką) przyjścia.
- Za 15 minut wyłączamy gorącą wodę, weźcie prysznic a formalności załatwimy potem.
Po prysznicu stawiliśmy się spowrotem.
Recepcjonista patrzył pytająco -
- 2 osoby na jedną noc.
Łagodny akord zapraszał, recepcjonista dołożył do tego klucz do sali noclegowej.
Zapłata gotówką, nie trzeba słów.
- Kolacja o 7, światło wyłączamy o 8 - akordy gitary obiecywały smaczny posiłek i dobry sen.

Rzeczywistość okazała się jeszcze lepsza.
Burza była bardzo gwałtowna i elektryczność wyłączono dużo wcześniej.
Powiadomiono nas, że ogranicza to możliwości kuchni w związku z czym jedzenie będzie niezbyt wyrafinowane, z przewagą mięsa. Rekompensatą będą duże porcje i domowe wino bez ograniczeń.
I... najlepsze - koncert personelu trwający do późnej nocy.

Szczerze wyznam, że było to lepsze niż Rossini.

Friday, June 18, 2021

Czy bee-z tego nie mogę żyć?

 Nasz, australijski, kanał muzyki poważnej - ABC/Classic - regularnie organizuje plebiscyty na ulubione utwory słuchaczy.
W roku 2004 był to ulubiony utwór na fortepian, w 2005 - opera, w 2006 - utwór Mozarta, w zeszłym roku, roku Beethovena, był to oczywiście utwór tego kompozytora.

W tym roku tytuł plebiscytu brzmiał - Music you can't live without -Muzyka, bez której nie możesz żyć.

Wyznam, że ten tytuł bardzo mnie zdegustował.
Wyobraźnia podsunęła mi wizję młodej, mocno otyłej osoby, która wpycha w siebie wielką kanapkę, popija coca-colą i jęczy - I am starving - umieram z głodu.

Tak samo nie możecie żyć bez muzyki jak ta osoba bez tej kanapki.

Moje przekonanie utwierdziła żona znajomego, która deklaruje się być miłośniczką muzyki klasycznej.
Rzeczywiście, czasami znajomy wiezie mnie ich samochodem, a tam ABC/Classic - non-stop.
W zeszłym tygodniu odwiedziłem go w domu.
Jego żona wyszła do ogrodu - ABC/Classic grało.

Życzę jej długiego i radosnego życia, ale faktycznie, ABC/Classic chyba ją przeżyje.

Dla mnie to kolejna demonstracja obecnych nastrojów psychicznych - wszystko stworzone dla gigantycznego - JA.

Wyznaję dobrowolnie, muzyka wywiera na mnie duży wpływ, często czuje jej potrzebę, ale... MOGĘ BEZ NIEJ ŻYĆ.

Mimo to wziąłem udział w tegorocznym plebiscycie.
Głosy oddawało się na 10 utworów, na końcu trzeba było zaznaczyć ten jedyny, bez którego nie mogę żyć.

W niedziele ogłoszono wyniki:
1. Beethoven - V koncert fortepianowy - stąd dziwoląg w tytule.
2. Beethoven - Symfonia IX.
3. Vaughan Williams - Lark Ascending.
4. Vivaldi - 4 pory roku.
5. Elgar - Enigma.

V koncert - zgadzam się.
Usłyszałem go w Polskim Radio, chyba dopiero w 1965 roku. Tylko I część - Allegro. Wyznam, że wrażenie było ogromne, na jakiś czas zamarłem, ale jednak utwór się skończył a ja żyję.

Jednak dzisiaj proponuję drobną zabawę.

Czy potraficie rozpoznać znany utwór po usłyszeniu jego pierwszej nuty?

Spróbujcie - tu link do Beethoven -: KLIK

A tu - do Bacha - KLIK.

Wyznam, że jestem zadowolony ze swojego wyniku...


Na zakończenie, słowo się rzekło, trzeba dotrzymać - wstępny chór z wybranego przeze mnie utworu - Pasja wg św Mateusza
Specjalnie wybrałem wykonanie w strojach właściwych na obecną pogodę w mojej okolicy.


Tuesday, June 15, 2021

Poniedziałkowe urodziny

Wprawdzie to już wtorek, ale urodziny wcale nie były w poniedziałek więc chyba wszystko się zgadza.

Wczoraj mieliśmy w naszym stanie Wiktoria dzień wolny od pracy - Queen's Birthday.
Urodziny Królowej?
Której? 
Bo obecna, Elżbieta II, ma urodziny 21 kwietnia.

Historia...
Zaraz po przypłynięciu II Floty do Australii w 1788 roku, jej dowódca, kapitan Phillip, zarządził, że nowa kolonia będzie obchodzić urodziny aktualnego monarchy jako dzień świąteczny.
Wtedy był to Jerzy III, urodziny - 4 czerwca.
Ta tradycja trwała aż do śmierci króla Jerzego V w 1936 roku, kiedy to uznano, że kraj wymaga jakiegoś wyższego porządku z tymi świętami i ustalono, że urodziny monarchy będzie się celebrować w 2. poniedziałek czerwca.

Połowa czerwca, to pogodowo bardzo kiepski czas.
Ponieważ w Australii od 1 czerwca mamy oficjalnie zimę więc fanatycy narciarstwa wymyślili, że Queen's Birthday to jest oficjalny początek sezonu narciarskiego w Australii.
Osobiście przez wiele lat bardzo intensywnie uprawiałem narciarstwo i może właśnie dlatego nie celebrowałem oficjalnego początku sezonu, bo... zazwyczaj nie było śniegu.
To jednak nie przeszkadzało fanatykom, a może nawet pomagało, bo nie jeżdżąc na nartach mogli zachować więcej energii na celebrowanie.

Jednak w połowie czerwca, w górach czuje się już śnieg.
Nasza córka organizuje regularnie obchody najkrótszego dnia roku (Winter Solstice).
Przed laty w tym dniu trafiłem na taki raj...




W tym roku śnieg niezbyt dopisał, ale też w związku z restrykcjami narciarze z Melbourne, a to oni stanowią dominującą grupę, nie mogli pojechać na żadne celebracje.

W tej sytuacji spojrzałem na źródło całego zamieszania - pałac królewski w Windsorze..

Otóż w 2. sobotę czerwca armia brytyjska celebruje Trooping the Colours - dosłownie: szturmowanie koloru, praktycznie: wdrożenie żołnierzy do automatycznego rozpoznania kolorów ich oddziału, żeby w sytuacji krytycznej wiedzieli dokąd uciekać, gdzie się zbierać - KLIK.

W tym roku, ze względu na restrykcje, nasza Królowa nie mogła obchodzić tego święta jak zwykle, w dużym rodzinnym gronie. Na dodatek od kilku miesięcy jest wdową.

Co pozostało - samotne kobiety ( a gdzie podział się książe Karol??? ) zmagające się z niebezpiecznym narzędziem - KLIK.

Sunday, June 13, 2021

Niedzielne zawieruchy

 Jezus mówił do tłumów:

«Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Gdy zaś plon dojrzeje, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo».

Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu».

W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.

Ewangelia św Marka - 4, 26-34

Zanim przyszła niedziela mieliśmy jednak zawieruchy dookoła.

Najbardziej oczywista ta pogodowa.
Uderzyło chyba już w środę i przez następne 3 dni dochodziły do nas nieustanne sygnały - wichura, zerwane linie elektryczne, ulewy, wezbrane rzeki, podtopienia, powodzie.

Na szczęście w przyzwoitej odległości od nas, ale widok naszej brzózki chyba dobrze obrazuje jak to było poza domem...


Wczoraj uznaliśmy, że najgorsze minęło i kilka godzin spędziliśmy na omiataniu frontu domu z wszelkich śmieci naniesionych przez wiatr. 
Te śmieci do drobne gałązki, igiełki, liście, kawałki kory drzew eukaliptusowych. Wszystko to trzyma się pazurami chodnika przed domem. Stąd tyle przemachanego czasu.

W tle mamy nieustającą zawieruchę covidową. 
Prawie 2 tygodnie temu parę osób się zaraziło i w Melbourne najwyższy stan alarmowy. 
W ostatni piątek nieco rozluźnili więc mogły nas odwiedzić wnuki...
Ze spiżarni ubył tuzin jajek, paczka boczku, kostka masła, taca szynki, pół kostki sera, bochenek chleba, pudełko ptasiego mleczka, pudełko alfa-alfa.
Więc chyba uczucia rodzinne mają na czym się tlić.

W takiej atmosferze nadeszła niedziela.
W ramach luzowania restrykcji parafia dostała pozwolenie na odprawienie mszy na żywo dla 50 osób i chyba muszą oceniać naszą kondycję kiepsko, bo dostaliśmy indywidualne zaproszenie przez telefon.

Ewangelia św Marka...
Kiedyś raziły mnie jego ewangelie swoją prostotą, prawie prostactwem.
Dzisiaj uznałem to za oddech autentyczności.
Dwie przypowieści Jezusa, właściwie jedna powtórzona dwa razy. W sumie 5 zdań.

Jak wyglądały te spotkania Jezusa z ludźmi?
Księża na kazaniu wspominają tłumy ludzi, ale skąd te tłumy?
Czy w tamtych czasach ludzie mieli aż tyle czasu? Skąd wiedzieli o planach Jezusa?
Rozumiem, że dużym magnesem mogły być pogłoski o cudach, uzdrowieniach.
Czy one towarzyszyły każdemu spotkaniu?

Wracam do dzisiejszego tekstu - królestwo Boże rośnie naturalnie, jak ziarno, nawet gdy o tym nie wiemy.
Co z tego zrozumieli prości Żydzi 2,000 lat temu?
Wszak oni wiedzieli, że są narodem wybranym. Mieli setki zakazów i nakazów, które prowadziły ich do jasnego celu. Gdzie tu jeszcze miejsce na samotne ziarno?

Ewangelista wspomina, że Jezus nie miał zwyczaju tłumaczyć tłumom swoich przypowieści. To było zarezerwowane dla uczniów.
Z ich zachowania w Ogrodzie Oliwnym i potem, podczas procesu i ukrzyżowania Jezusa, wynika, że niczego z tych tłumaczeń nie zrozumieli.

W tym kontekście dzisiejsze kazanie bardzo mi się spodobało. 
Ksiądz postawił sprawę bardzo prosto - to ziarno królestwa Bożego jest zasiane w każdym z nas. Rośnie w nas czy o tym wiemy czy nie. A co wyrośnie?

Wyznam, że tego typu pytania zadawałem sobie 30 lat temu.
Do tego czasu wiodłem żywot Dziecka Komuny z poczuciem misji zachowania tradycji narodowej i rodzinnej.
Nagle Komuna pękła jak bańka, ja znalazłem się z rodziną w bardzo obcym kraju.
Widziałem, że dzieci mamy bystre, dawały sobie radę z nauką. 
Z życiem towarzyskim też nie było źle.

Córka poszła na kierunek studiów odpowiadający jej zainteresowaniom.
Syn - dwa lata przed maturą, powiedział mi - tatusiu, ja sobie bardzo cenię, że ty tak się interesujesz moimi postępami w szkole, ale... ty byś chciał mnie przygotować do matury w Polsce, 35 lat temu. A ja będę zdawał maturę w Australii, za 2 lata. Poluzuj trochę.

To były jeszcze lata gdy nie potrafiłem poluzować.
Znalazłem coś intensywnego - maratony narciarskie.

Lata mijały, dzieci pożeniły się, przybyły wnuki.
Wczoraj, podczas zawieruchy przy śniadaniowym stole zastanawiałem się - rośnie tu jeszcze jakieś ziarno?

Sunday, June 6, 2021

Niedzielny Czwartek

 Wrócił Mojżesz i obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego zlecenia. Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: «Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy». Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana. Nazajutrz wcześnie rano zbudował ołtarz u stóp góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby dwunastu pokoleń Izraela.  Potem polecił młodzieńcom izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i wylał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz. Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: «Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni». Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: «Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów».

Księga Wyjścia 24: 3-8

W ostatni czwartek wypadało święto Bożego Ciała.

Komu wypadało, temu wypadało.
Wiadomości tv z Polski były zdominowane informacjami o długim weekendzie, wyjazdach, rozluźnieniu obostrzeń.
Pokazano też procesję Bożego Ciała.

W Australii czwartkowe obchody Bożego Ciała nie są znane/praktykowane, dzisiejsza niedziela nosi nazwę Corpus Christi i do tego dostosowane są czytania liturgiczne.

Wyznam, że pierwsze czytanie - wstęp do tego wpisu - zmroziło mnie.
Ofiara biesiadna z cielców - połową krwi skropiono ołtarze, połową - wierny lud.

Jak wiemy religia żydowska zakazuje spożywania krwi. Jedną z podstawowych czynności w przygotowaniu koszernego posiłku jest koszerny ubój - odprowadzenie całej krwi jeszcze przed ostatecznym uśmierceniem zwierzęcia.

Dzisiejsza Ewangelia w australijskim kościele katolickim, to Ewangelia św Marka opisująca Ostatnią Wieczerzę. 
A tam: 
A gdy jedli , wziął chleb , odmówił błogosławieństwo , połamał i dał im mówiąc : « Bierzcie , to jest Ciało moje ». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im , i pili z niego wszyscy . I rzekł do nich : « To jest moja Krew Przymierza , która za wielu będzie wylana...  

Ewangelia św Marka 14: 22-24.

Zastanowiłem się - czy możliwe żeby Żydzi (choćby nawet z Galilei) przyjęli to bez sprzeciwu?
Inna rzecz, że w powyższej scenie, Jezus wspomina o krwi dopiero po wypiciu wina przez uczniów.

Trudna sprawa.
Na moim podwórku nieco uproszczona gdyż od tygodnia mamy surowy lockdown i msze tylko na youtube.

Zamiast procesji odbyłem spacer bocznymi uliczkami, które osłaniały mnie od lodowatego wiatru. Przecież u nas już oficjalnie zima.

W tej sytuacji ogrzałem się wspomnieniem sprzed 65 lat.
Boże Ciało 1956 roku.
Przypomnę, że podczas najbardziej stalinowskich lat PRL, Boże Ciało było dniem wolnym od pracy i w centrum miasta odbywały się bardzo uroczyste procesje - 4 ołtarze, dziewczęta sypiące płatki kwiatów.

Jednak zauważyłem zmianę. 
W szkole, zamiast dnia wolnego, zorganizowano wycieczkę.
Atrakcyjną wycieczkę na Słowik pod Kielcami, nad rzeczkę. Występy artystyczne, posiłki.
Obecność obowiązkowa - to podkreślono kilka razy.

Gdy wspomniałem o tym matce, podsumowała to krótko - ale my idziemy jutro na procesję.

Wyznam, że nie byłem zadowolony.
Procesja była piękna, pogoda też - praktycznie upał, zazdrościłem kolegom cienia i szumu drzew na Słowiku.
Nagle zauważyłem w procesji kolegę - Ryśka C. Też był z matką i też miał niewyraźną minę.
Za to jego matka była pełna energii. Podeszła do mojej matki, skinęła głową z uznaniem -
- Pani wie, mój mąż jest lekarzem, może Leszkowi wystawić świadectwo lekarskie.
- Ależ pani mąż bardzo się naraża - oponowała moja matka - przecież tu się roi kapusiów, którzy notują obecnych na procesji.
- Wiem o tym, ale wie pani... oni nie są tacy zawzięci. Im wystarczy jak my skłamiemy, to już dla nich sukces, znaczy ze się boimy.
Te słowa utwierdziły moją matkę w pierwotnej decyzji. Stanowczo podziękowała i odmówiła przyjęcia świadectwa.

Następnego dnia, widząc moje opory w wychodzeniu do szkoły, przypomniała mi:
- Pamiętaj, jak się spytają dlaczego nie byłeś na wycieczce, to masz powiedzieć: bo matka kazała mi iść na procesję Bożego Ciała.

Oczywiście już przy wyjściu z szatni stał Andrzej G. aktywista ZMP i zadawał sakramentalne pytanie.
Moja odpowiedź nieco go zaszokowała, chwilę pomyślał, wreszcie powiedział:
- To ty powiedz swojej matce żeby cię przeniosła do szkoły technicznej albo zawodowej, bo tutaj jest liceum, które przygotowuje do matury i na studia. A MY już dopilnujemy żebyś ty na żadne studia się nie dostał.

To był celny strzał.
Wiedziałem jakie marzenia, ambicje miała moja matka. Jak ja mam to jej powiedzieć?

Po szkole kręciłem się długo po miejskim parku i okolicach, bojąc się wrócić do domu.
Jak ja to powiem matce?

Oczywiscie w końcu wróciłem.
Powiedziałem.

Matka w milczeniu przygotowała obiado-kolację.

Po posiłku siedzieliśmy trochę w milczeniu, wreszcie matka uklękła i zaczęła się modlić.
Dołączyłem do niej - chyba bez przekonania.

Do tematu nie wracaliśmy.
Minęły wakacje, zaczął się nowy rok szkolny, przyszedł Październik 1956, Gomułka, zmiany.
Kolega Andrzej G zmienił barwy i został aktywistą w harcerstwie.

2 lata później zdawałem na studia, nikt mi nie przeszkadzał.

Friday, June 4, 2021

Tenisowe podskoki

 Ten wpis to oczywisty wynik sukcesów Polek w turnieju Rolland Garros.

Do tego Magda Lynette wyeliminowała australijską faworytkę - A. Barty.
Wprawdzie w tym przypadku istotnym czynnikiem była kontuzja Australijki, ale to jest przecież nieodłączny element sportu.

Wyznam, że oglądanie tenisa mnie nudzi, 90% czasu to szykowanie się do gry. 
Wymiana piłek też często jest bardzo jednostajna.
Tylko czasem trafi się jakieś rewelacyjne zagranie. 
To nie dla mnie.

Jednak tenis to jedno z moich pierwszych sportowych zainteresowań.

Rok 1953, zupełnie nie interesowałem się sportem.
Pamiętam, że na Olimpiadzie 1952 r w Helsinkach, jedyne złoto dla Polski zdobył Z. Chychła, zaś Antkiewicz zdobył medal srebrny.
Znajomi kręcili głowami i narzekali, że Antkiewicza skrzywdzili sędziowie a ja, słuchałem tego ze zdumieniem gdyż logika mówiła mi, że jeśli Antkiewicz wygrałby medal złoty, to Chychle pozostałby srebrny. Więc o co chodzi?
W swojej totalnej sportowej ignorancji nie wiedziałem, że bokserzy występowali w różnych kategoriach wagowych.

Pod koniec 1953 roku moja matka załatwiła nam głośnik - to było kablowe radio, w którym nadawano program I Polskiego Radia oraz, w określonych porach dnia, komunikaty władz lokalnych.

I oto, gdzieś koło Sylwestra 1953, usłyszałem w radio wiadomość, że Australia wygrała Davis Cup, w finale pokonała USA.

To było coś nadzwyczajnego gdyż ani w gazetach, ani w PKF - Kronice Filmowej, nie prezentowano żadnych informacji o sportowcach USA. 
W tym przypadku sportowcy USA przegrali, ale dla mnie był to istotny wyłom.
Zacząłem interesować się sportem.

W 1954 r spędziłem wakacje w Sopocie i tam oczywiście zauważyłem międzynarodowy turniej tenisowy.

To były czasy...
Wielu zawodników grało w długich spodniach.
Wiele pań w całkiem długich spódnicach.
Oczywiście obowiązywały białe stroje. Podczas pierwszych gemów wielu zawodników miało na sobie grube swetry, które zdejmowali gdy się rozgrzali.
Podczas przerwy między setami zawodnikom podawano mocną herbatę w szklankach. Pili ją i wymieniali grzeczności siedząc na krzesłach pod sędziowską wieżą.
Patrzyłem na to i wspominałem słowa matki: tenis to królewski sport. 
Do tej kategorii matka zaliczała jeszcze narciarstwo i żeglarstwo (przepraszam - jachting).

Z takim balastem oglądam w tv mecze tenisowe, w których zawodnicy dostają ataków furii i niszczą rakiety tenisowe, wdają się z dyskusje z sędziami.
A wszystko to przyćmione szelestem banknotów, wielu banknotów - pula nagród French Open 2021 = EU 34,367,215 - 10.53% mniej niż w 2020.

Jak tu się dziwić, że tak wiele osób cierpi przy tej okazji na zaburzenia psychiczne.

Aktualizacja - 5 czerwca - australijska tv z uwagą obserwuje postępy Sereny Williams we French Open a idzie jej bardzo dobrze.
Jeśli wygra, to wyrówna rekord Australijki Margaret Court - 24 - wielkie szlemy.
Uczucia są mieszane - Margaret Court (karierę zakończyła w 1975 r) - w ostatnich latach ogromnie wszystkim się naraziła gdyż jako "minister" w dość marginalnym kościele protestanckim bardzo ostro występowała przeciwko jednopłciowym małżeństwom.
Na dodatek, jeden z kortów w kompleksie Australian Open nosi jej imię.
Chyba wszystkie "poważne" tenisistki zażądały zmiany nazwy kortu. Sporo tenisistów/tek odmawia występów na tym korcie.
Gdyby teraz Serena wyrównała rekord, to wezwania do zmiany nazwy będą jeszcze bardziej uzasadnione.

P.S. Głośnik... w 1998 r byłem na maratonie narciarskim w słowackiej miejscowości Kremnica.
Jakim zaskoczeniem było dla mnie gdy stwierdziłem, że na placach były nadal głośniki, które od rana do 22:00 nadawały oficjalny program :)

Wednesday, June 2, 2021

Osaczenie

 Już w niedzielę wspominałem, że miałem w planie napisać jakąś sportową refleksję.

Zgodnie z tytułem wpisu inspiracją miała być tenisistka - Naomi OSAKA - głównie sprawa jej decyzji wycofania się z turnieju French Open gdyż zasady jego organizacji pogarszają jej stan psychiczny.

No cóż, jestem bezdusznym białym staruszkiem, któremu na takie dramatyczne deklaracje przychodzi tylko do głowy - szczęśliwi tacy, którzy mogą sobie pozwolić na odrzucenie pracy gdy im ona z jakiegoś względu nie pasuje.

I w ten sposób uciekł mi środowy wpis a w nim trochę sieczki o nadchodzącej zeszłorocznej Olimpiadzie itp.

Inspiracją do dzisiejszego wpisu jest więc informacja tv o leczniczym wpływie zwierząt na osoby z kłopotami typu depresja, lęki, trudności komunikacji z ludźmi itp.

Informacja źródłowa TUTAJ.

Pani, której poświęcony jest reporaż rozpoczyna dzień od głębokiego wdechnięcia szczura (inhaling a rat :)


.... a potem idzie do pracy.
Jestem przekonany, że nie jest to praca przy French Open (Rolland Garros).

Około 1/3 ludzi w Australii woli spędzać czas ze zwierzętami niż z ludźmi.
Nie muszę się ubrać, uczesać... wyjaśnia pani ze zdjęcia.
A co na to praca? - pytam sam siebie.

14% ludzi odczuwa samotność a spotkanie z ludźmi powoduje u nich stress.
Samotność to istotna przyczyna chorób serca i cukrzycy - grzmią medyczni eksperci.

Naładowany powyższym udałem się na spacer - a co! przepisy mi pozwalają!

Już za pierwszym rogiem napotkałem idącą z przeciwka panią z pieskiem. 
Generalnie spotkania ludzi na bliskich naszego domu ulicach są rzadkością. Ostatni lockdown wymaga noszenia masek. Prócz tego, wiele osób przechodzi na drugą stronę ulicy aby uniknąć sam nie wiem czego.
Niezależnie od tego ludzie jednak szukają kontaktu wzrokowego i jakimś drobnym gestem demonstrują pozytywne nastawienie do nieznajomego.

Idąca z przeciwka pani z pieskiem nie zmieniła trasy. Ponieważ chodnik jest wąski, to zszedłem na pas zieleni i tam czekałem aż mnie miną. 
Jak to zwykle bywa, pies wykazał zainteresowanie moją osobą (a raczej moimi kijkami). Właścicielka powiedziała mu jednak coś zdecydowanym głosem i już mogłem wrócić na chodnik.
Cóż za asertywność - pomyślałem.
Muszę wyznać, że to drobne wydarzenie pokazało mi liczne korzyści z przekładania kontaktów ze zwierzętami ponad te z ludźmi.

Zastanawiałem się czy Naomi Osaka ma wystarczające towarzystwo ze świata zwierząt?
Obawiam się, że nie.
Z drugiej jednak strony, jeśli się ma tyle forsy, to przecież znajdą się setki ludzi, którzy będą się wdzięczyć jak tresowane pieski/małpki/szczury.