Tuesday, May 30, 2023

Apeirogon

 W poprzednim wpisie wspominałem, że sporo czasu zajmuje mi lektura.
Książka Apeirogon, o której dowiedziałem się z blogu Asenaty - KLIK - dziękuję.

Książka mocno powikłana, jeszcze jej nie skończyłem, podczas lektury wielokrotnie korzystałem z pomocy internetu i... uderz w stół.
Okazało się, że dwaj bohaterowie tej bardzo dramatycznej historii są właśnie w Australii - KLIK

Ich historia w ogromnym skrócie:
Rami Elhanan - Izraelita - ojciec - Żyd, który emigrował do Izraela z Węgier w 1947 roku.
Żona - Nurit Peled - córka wybitnego izraelskiego generała (6-dniowa wojna 1967). Rami był czołgistą podczas wojny Yom Kippur w 1974 r.
W 1997 r, jego 14-letnia córka Smadar zginęła w wyniku palestyńskiego samobójczego zamachu bombowego na ulicach Jerozolimy.
Kilka lat później wstąpił do organizacji Combatants for Peace (Bojownicy o Pokój) - KLIK -zrzeszającej izraelskich i palestyńskich aktywistów walczących bez używania przemocy o zakończenie izraelskiej okupacji terenów palestyńskich.

Bassam Aramin - Palestyńczyk. 
Od dziecka był świadkiem izraelskiej przemocy w najbliższym sąsiedztwie.
Gdy miał 17 lat, wraz z kolegami podłożyli przypadkowo znalezione granaty pod izraelskie pojazdy, nastąpiła eksplozja, nikt nie zginął.
Wkrótce Bassam został schwytany i skazany na 7 lat więzienia.
W więzieniu został okrutnie pobity przez izraelskich żołnierzy, dla których był to regularny trening.
Również w więzieniu obejrzał film Lista Schindlera - KLIK - z którego dowiedział się o losie Żydów podczas Holocaustu.
Jego pierwszą reakcją była radość - TAK! TAK! - jeszcze więcej!
Po kilku latach przyszła zupełnie odwrotna refleksja. 

W 2005 roku Bassam dołączył do Combatants for Peace i tam poznał Rami.
2 lata póżniej jego córka Abir została postrzelona gumową kulą przez izraelski patrol.
Najbliższy szpital nie był w stanie jej pomóc, zdecydowano przewieźć ją do szpitala w Jerozolimie.
Pokonanie kilku kilometrów przez palestyńską karetkę pogotowia zajęło ponad 2 godziny z powodu długiego czekania na izraelskim punkcie kontrolnym.
Dwa dni później zmarła w szpitalu.

Abir i Smadar...


Od tego czasu Bassam i Rami odwiedzają wiele miejsc głosząc ideę pojednania.
Wczoraj byli w Melbourne.

O ich wizycie dowiedziałem się w piątek (26/5/23) wieczorem.
Strona organizatora imprezy informowała, że bilety wyprzedane, ale można się zapisać na waiting list.
Zapisałem się.
W poniedziałek o 5 popołudniu dostałem powiadomienie, że mają kilka biletów.
Dla mnie mieli, początek 6:30.
Dojazd do centrum Melbourne o tej porze nie jest zbyt łatwy - samochodem do stacji kolejki, kolejką do centrum miasta, kilka przystanków tramwajem - JESTEM -
Przylegająca do naszej Biblioteki Stanowej sala Wheelers Centre okazała się bardzo skromna...


Dopiero w tym momencie zdałem sobie spraw, jak trudna do pojęcia jest idea, o którą walczą Rami i Bassam.
Wiedziałem, że szczególnie Rami i jego rodzina byli mocno atakowani przez izraelskie prawicowe media.
Nie dziwię się, że w takiej sytuacji trudno zdobyć popularność w innych krajach.
Bassam i Rami wspomnieli, że w Australii odwiedzili izraelskie i palestyńskie szkoły.
Spotkali się w nich z raczej chłodnym zrozumieniem, na marginesie zauważyli objawy wrogości.

Moje osobiste wrażenie.
Po pierwsze zdawałem sobie sprawę, że raczej nie dowiem się niczego nowego, ale miałem jednak poczucie, że oto tuż za miedzą dzieje się coś ważnego i chciałem chociaż otrzeć się o to.
Dygresja - ostatni odcinek mojej podróży - krótka jazda tramwajem. Tramwaj bardzo zatłoczony, w większości młodzież, studenci.
Starsza pani stoi w środku tego tłumu, nie ma się czego złapać a tramwaj hamuje dość mocno.
- Możesz się mnie przytrzymać - mówi do niej stojąca obok młoda dziewczyna.
- Naprawdę? Mogę? - starsza pani łapie dziewczynę w objęcia, przytula się do niej, kładzie głowę na jej ramieniu i z błogim uśmiechem zamyka oczy.
Niestety ja nie miałem tyle śmiałości by zaproponować coś takiego naszym gościom.

Po drugie - Bassam i Rami - wydawali się być nieco zmęczeni tymi licznymi występami, szczególnie Rami.
Bassam potrafił zachować dobry humor.
Na pytanie prowadzącej spotkanie czy Rami jest jego przyjacielem odpowiedział - Rami przyjacielem?
Rami to jest mój wróg - jest Izraelitą, nie mówi po arabsku i nie pali papierosów!
Na pytanie - dlaczego to robisz? - Rami odpowiedział - każdego ranka gdy się budzę widzę nad sobą Smadar. Patrzy na mnie z wyrzutem - już tak późno z ty jeszcze nic nie zrobiłeś żeby to skończyć. I tak do końca dnia.
Bassam kiwał głową bez słów.

Po trzecie - konkrety.
Rząd Izraela - obaj nie mieli wątpliwości - jeśli odrzucamy przemoc, to wszystko w rękach rządu Izraela.
Rami - to prawicowy, faszystowki rząd. Opozycja praktycznie nie istnieje. Jedyny izraelski rząd, który stwarzał nadzieję na unormowanie stosunków między Izraelem i Palestyną, to rząd Yitzhaka Rabina w latach 1974-77. 
Przypomnę, że w latach późniejszych Y. Rabin był przywódcą lewicowej parlamentarnej opozycji. W 1995 roku został zamordowany przez prawicowego ekstremistę.
Rząd okupowanej Palestyny - Rami machnął ręka z rezygnacją - jak prezydent Palestyny chce odwiedzić swój stary dom w innej strefie okupacyjnej, to musi prosić izraelską administrację o przepustkę.

Bassam miał podobne zdanie chociaż wspomniał, że bardzo istotnym czynnikiem w tej sprawie jest pozycja rządu USA.

Tyle wczorajszych wrażeń.
Lektura Apeirogon jeszcze trwa, do tego tematu wrócę za kilka dni.

Wednesday, May 24, 2023

Życzliwe klimaty

 Ostatnie dni były jakoś puste.
To znaczy wypełnione lekturą - książka Apeirogon - okazała się bardzo wymagająca, muszę robić notatki żeby się nie zgubić.
Proszę o cierpliwość - jak skończę to opowiem.

Te braki nadrabia otoczenie.

Po pierwsze - widoki w najbliższej okolicy.
Kilka razy prezentowałem tutaj różne odcienie czerwieni.
Teraz czerwień coraz częściej ląduje na ziemi...


Są też inne kolory...

Po drugie - muzyka.
W poprzednim wpisie wspomniałem wybory ulubionego instrumentu.
Na mojej liście umieściłem nie tak popularny instrument - fagot - po angielsku basoon.
Obie nazwy nie są zbyt zachęcające.
Dla mnie jednak dźwięk tego instrumentu ma jakąś łagodność, spokój.
Jak ta zieleń...


Dzisiaj, w drodze na zakupy, jak zwykle włączyłem radio, a tam - utwory wykorzystujące fagot - jak miło.
Najpierw koncert A. Vivaldiego - KLIK.
Odczekałem na parkingu do końca utworu i poszedłem do supermarketu.
Nie minęła minuta a tu w sklepie pojawił się jakiś bardzo gniewny mężczyzna.
Szedł zdecydowanym krokiem i co chwila na cały głos coś krzyczał, przeklinał.
Usunąłem się na bok i rozglądałem za jakimiś ochroniarzami, w tym momencie poczułem, że ktoś gładzi mnie po plecach ciepłą dłonią i coś szepce łagodnym głosem.
Obejrzałem się - pracownica supermarketu - you are OK, do not worry.
Rozejrzałem się, w sąsiedztwie zauważyłem jeszcze dwie takie osoby pocieszające starszych klientów.
Jak to drzewo...


Po kilku minutach wychodziłem ze sklepu, wiał silny wiatr i porwał mi z wózka pustą cieniutką torebkę plastikową.
Machnąłem z rezygnacją ręką, ale w tym momencie napotkałem wzrok idącej z przeciwka pani.
Ona zauważyła tę fruwającą torebkę i nie odpuściła.
Pobiegła za nią, kilka razy próbowała nadepnąć ją stopą, ale wiatr był sprytniejszy.
Jednak w końcu przydeptała na dobre.
Z triumfem przyniosła ją do mnie.
Podziękowałem i wyraziłem swój podziw.

W samochodowym radio nadal królował fagot.

Speaker zaanonsował pierwsze takty Święta Wiosny - Igor Strawiński...
Przypomniało mi się wykonanie przez Filharmonię Warszawską, to musiało być ponad 60 lat temu. Dyrygował Igor Markiewicz - po kilku taktach fagotowego wprowadzenia wybucha eksplozja wiosny - KLIK
Zadziwiał mnie absolutny spokój dyrygenta i jego pełna kontrola nad takim żywiołem.

Ja tak nie potrafię - wyłączyłem radio - to nie był dobry akompaniament do jazdy samochodem.

W pobliżu domu zauważyłem to drzewo...


Święto Wiosny też kończy się ofiarą, ale nie tak ją sobie wyobrażam.

Saturday, May 20, 2023

Wybory

 W ciągu ostatnich kilku miesięcy mieliśmy wybory do krajowego i stanowego parlamentu.

Za kilka miesięcy będziemy mieli referendum - czy wyróżnić Aborygenów w jakiś specjalny sposób w konstytucji.
Sprawa nabiera kolorów.
Na początku widoczna była tylko rządowe, poprawne politycznie - TAK.
Potem pojawiły się odchylenia.
Opozycja parlamentarna - po pierwsze zakwestionowała sformułowanie pytania - wyróżnić w jakiś sposób?
W jaki sposób?
Przecież to jest sprzedawanie/kupowanie kota w worku.
Wyznam, że osobiście nie potrzebuję dalszych argumentów.

Po drugie - opozycja stwierdziła, że już obecnie istnieją wszystkie konieczne mechanizmy i procedury, wystarczające aby zapewnić Aborygenom taki sam standard życia jaki ma reszta obywateli Australii. Jeśli ten standard jest niższy, to nie pomogą zmiany w konstytucji - trzeba wziąć się do roboty i zrobić to co jest do zrobienia.

Minęły dwa miesiące i teraz okazuje się, że ilość zwolenników zmiany konstytucji regularnie spada i już wkrótce może nastąpić równowaga.

Pojawiają się desperackie kroki ratowania sytuacji - kolejne kluby AFL - australijskiego futbolu - deklarują swoje poparcie dla zmiany konstytucji.
Tego nie pojmuję - przecież głosowanie jest indywidualne i tajne - jakie znaczenie ma taka deklaracja?

Chyba w październiku wybory w Polsce.
W tych nie będziemy uczestniczyć gdyż, po pierwsze nie odnowiliśmy naszych polskich paszportów a to jest warunek dopuszczenia do wyborów, obywatelstwo nie wystarczy, po drugie zaś - uważamy że nie powinniśmy głosować gdyż nie ponosimy konsekwencji naszego wyboru.
Na boku dodam, że jak dla mnie sytuacja polityczna w Polsce jest tak pokręcona, że kogo nie wybiorą, to będzie źle.

W tej sytuacji sporą ulgę przyniosły mi zorganizowane przez radio ABC/Classic wybory ulubionego instrumentu muzycznego.
Po pierwsze wyznam, że zasadniczo sprawa jest dla mnie obojętna.
Podstawowa sprawa, to dla mnie muzyka, to ona "uszlachetnia" instrument.
Po drugie - spojrzałem na listę instrumentów i dostałem zawrotu głowy - tych instrumentów są setki, o większości nigdy nie słyszałem -
akonting, algaida, atenteben, balafon, bansuri, begena, biwa... - Google podkreśliło na czerwono 4 instrumenty z tej listy czyli nie jestem sam w mojej niewiedzy.
Co mnie ucieszyło, to na liście był chór a także poszczególne głosy - alt, sopran, tenor itd.

Mój wybór poniżej...


Miałem prawo do 10 głosów, nie wykorzystałem go do końca bo to stawało się banalne.
Jedna pozycja warta jest wyjaśnienia - właściwie dwie pozycje - piano, fortepiano.
Google tłumaczy na polski oba terminy tak samo - fortepian.

Fortepiano - tak nazywano instrumenty, które pojawiły się na początku XVII wieku..

FortepianoByMcNultyAfterWalter1805.jpg
CC BY-SA 3.0, Link

Tego rodzaju instrumentu używał m.in. W.A. Mozart i to właśnie przybliżyło mi ten instrument.
Prawie miesiąc temu wspominałem na tym blogu różnice wykonań Requiem Mozarta - "skromne" wykonania w XVII wieku i monumentalne wykonania XX wieku. Te ostatnie, ze względu na swoistą bezwładność wielkiej orkiestry i chóru, są wyraźnie wolniejsze.
Podobna sprawa z fortepianem - te budowane od drugiej polowy XIX wieku mają znacznie potężniejszy ton.
Mozart nie posiadając takiego instrumentu, w swoich utworach fortepianowych, nie mogąc zastosować trwającego kilka sekund akordu, przebierał szybciej palcami.
Rezultat - w niektórych jego utworach nowoczesny fortepian zachłystuje się kaskadą nut...


... na mozartowskim fortepiano, brzmi to bardziej naturalnie i logicznie.
Niestety nie mogę znaleźć takiego nagrania na youtube, ale słyszałem w radio i stąd mój wybór.

Wednesday, May 17, 2023

Międzynarodowy dzień...

 Regularnie zaglądam na stronę gazeta.pl a tam, w czołówce - imieniny i międzynarodowy dzień...
Dzisiaj:

Środa, 17 maja,

Miło Cię widzieć

IMIENINY:
Sławomir, Weronika
OBCHODZIMY:
Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii


Imieniny w porządku - znałem sympatycznego Sławka i Weronikę.
No i jeszcze Sławomir Mrożek.

Dzień przeciw trzem fobiom.
Po pierwsze, zdezorientowała mnie krótkość listy tych fobii.
Na marginesie - jestem przeciwny dyskryminacji ludzi ze względu na ich uczucia i poglądy, tak długo jak nie szkodzą one innym. W przypadku LGBT+++ ilość liter w definicji prowokuje mnie do ironicznego stosunku.

Spytałem Google - International Day today?
Na czele bardzo długiej listy odpowiedzi były National Days.
Na przykład ten - KLIK.
Tu nawet się zgadza, jest wymieniony w gazecie International Day Against Homofobia, Transfobia and Bifobia, towarzyszą mu narodowy Dzień Orzecha Włoskiego (National Walnut Day) i Międzynarodowy Dzień Linii Pomocy Dzieciom (International Child Helpline Day).

Przeczytałem informację na temat dnia obchodzonego przez Gazetę.
Wypada 17 maja bo 17 maja 1990 roku Międzynarodowa Organizacja Zdrowia (WHO) usunęła homoseksualizm z listy chorób umysłowych.
Z tym się też zgadzam.

Wracam do google.
Sprawdzam licznik - 7,000,000,000 trafień.
Pierwsza refleksja - może wprowadzić Międzynarodowy Dzień Ochrony Przed Międzynarodowymi Dniami?

Drugie - zaglądam do najbardziej autorytatywnej strony Narody Zjednoczone - KLIK.
17 maja = World Telecommunication and Information Society Day (A/RES/60/252)
Tylko tyle.

Patrzę w przyszłość -
1 czerwca - Dzień Rodziców.
Ciekawe,  wiem o Dniu Matki i Dniu Ojca, ale o Dniu Rodziców nie słyszałem.
2 czerwca - Dzień Roweru - popieram.
6 czerwca - Dzień Języka Rosyjskiego - Russian Language Day - KLIK.
Zlinkowana strona wspomina, że 6 czerwca to dzień urodzin A. Puszkina a potem długo się rozwodzi na temat wielojęzykowości (multilingualism) w ONZ.
Oj ciekaw jestem czy 6 czerwca ktoś wspomni ten dzień języka rosyjskiego?

Sprawdzam dni innych języków -
- są - język ojczysty (Mother's Language), francuski, chiński, angielski, hiszpański,  portugalski, kiswahili, język migowy, arabski.
W porządku.

P.S. Czarne tło wpisu.
To zasługa SERPENTYNY - KLIK.
Już dawno temu zauważyłem, że wizyta na Jej blogu to odpoczynek dla oczu.
Wydaje mi się, że kiedyś już stosowałem takie tło na tym blogu, ale jakoś się wybieliło.
Teraz moje oczy znowu dopomniały się o chwilę odpoczynku - dziękuję Serpentyno.

Sunday, May 14, 2023

Herbata Solo

 

Mam poczucie, że nie wyczerpałem tematu herbata, ale wena coś nie dopisuje.
W desperacji wydałem z siebie 3 ryki - lime-RYKI.

Sprzed naszej ery...

Spotkałem raz Lizystratę - KLIK,
zaprosiłem ją na herbatę.
Była właśnie odseparowana od męża
lecz choć żem bardzo się wytężał,
nie zdołałem namówić jej na chatę.

Z początku XXI wieku...

Odwiedziłem kiedyś Juratę
zamierzałem tam wypić herbatę
Na blogerów camp trafiłem,
nieźle się ubawiłem.
Zapewnili mi rozrywki i chatę.

To było w latach świetności Bloxa.
Zorganizowali camp blogerów w Juracie.
W programie campu było poszukiwanie skarbu w Zatoce Puckiej.
Zaczęliśmy od szalonej jazdy łodziami desantowymi.
Przed startem miny mieliśmy niepewne...


Po starcie było jeszcze gorzej...


Ostatni etap poszukiwań był na piaskowej ławicy.
Zastał nas przy tym przypływ, niektórzy kopali jak szaleni, ale ewakuowano nas w trybie awaryjnym, skarb pozostał w piasku...


Po takim wstępie był 24-godzinny seans blogowania non-stop...


Chyba tylko 4 osoby wytrzymały kondycyjnie.

Dzisiaj rano...

Włączyłem telewizję,
transmitowali Eurowizję,
Solo - KLIK - najbardziej mi się podobało,
i tak już zostało,
wszyscy inni mieli inną wizję.

W czołówce Szwecja, Finlandia, Norwegia - to daje sporo do myślenia - te kraje są liderami w spożyciu kawy - KLIK - a ja jestem właśnie w herbacianym nastroju.

I jeszcze impresje wizualne...
Kilka razy prezentowałem tu zdjęcia drzewa klonowego na różnych etapach czerwienienia liści.
Przedwczoraj ze smutkiem stwierdziłem, że drzewo błyskawicznie łysieje, ale jednocześnie, na zapleczu, zaczerwieniało poprzednio niewidoczne drzewo...


Skoro wspomniałem o łysieniu drzew, to tutaj dwie kolejne fazy tego procesu...


smutny koniec...


Wednesday, May 10, 2023

Herbatka we dwoje

 Skoro był wpis o kawie, to musi być i o herbacie.
Tym razem bez rymów, bo doprawdy trzeba akrobaty żeby rymowanie z herbatą zakończyło się aprobatą

W przeciwieństwie do kawy, herbata była bardzo popularna w naszym domu.
Nie zawsze jednak tak było.
Mój stryj (brat ojca) spisał bardzo skrupulatnie wspomnienia, obejmowały one również dzieciństwo w małym szlacheckim dworku na Mazowszu.
A tam:
"Śniadanie było wydawane od godziny 8-mej, więc dzieci musiały przyjść nieco wcześniej umyte, ubrane i po odmówieniu pacierza. Obiad podawany był punktualnie o 12 i nie wolno było się spóźniać. O godzinie 4-ej zasiadaliśmy do podwieczorku, a o wpół do ósmej do kolacji.
Odżywianie było proste: mleko, chleb, masło, ser zwykły, twaróg, dżemy i miód. Żadnych wędlin nie dostawaliśmy normalnie, podawane były tylko w święta lub dla gości. Herbaty dzieci nie dostawały. Trzeba było być chorym, aby dostać szklankę herbaty.
"

Jedna generacja a jaka różnica.

Tak więc pijałem herbatę codziennie, raczej słabą, ale dobrze posłodzoną.
Matka próbowała kilka razy zachęcić mnie do herbaty z mlekiem - bawarki - KLIK.
Rezultat był odwrotny.
Minęło kilkadziesiąt tak zanim znowu próbowałem herbaty z mlekiem - to było w Anglii, herbata była bardzo mocna i musiałem przyznać, że to było do zaakceptowania, ale nie powtórzyłem doświadczenia.

Podobnie jak w przypadku kawy, prawdziwy smak herbaty poznałem w Kuwejcie.

Arabic tea.jpg
CC BY 2.0, Link

Była mocna i słodka, specjalny pracownik roznosił ją (na zmianę z kawą) przez cały dzień.

Nazywała się po arabsku - شاي  - wymowa - szaj.
Tu było wyraźne podobieństwo do rosyjskiego czaju - чай.

Zatem pora na etymologię.
Słowo herbata ma wyraźnie łaciński rodowód, wszak słowo herba znaczy po łacinie zioło.
A więc - zioło TA.

Inne języki, które sprawdziłem, przekręcają to TA na przeróżne sposoby - a więc tea, tee, teo (Esperanto),  thé (francuski). Lista jest długa.
Sięgnąłem więc do źródła - chiński (uproszczony i  -  茶  - wymawia się cza - czyli w tym przypadku Rosjanie są najbliżsi prawdy.

Ku mojemu zaskoczeniu herbata dotarła do Europy dopiero w połowie XVII wieku, czyli zaledwie kilkanaście lat przed kawą - KLIK.

Z rymowaniem kiepsko więc nastawiłem uszy na muzykę - w którą stronę nie spojrzę to Herbatka we dwoje - Tea for Two - czyli Doris Day.

Pierwsza próba tutaj - KLIK.

A jak nie wyszło to do dwóch razy sztuka - KLIK.

W tym miejscu melodię zauważyli nawet w Związku Radzieckim, i to kto?
Sam Dymitr Szostakowicz - KLIK.

Czy naprawdę nie ma nic więcej?

Na pomoc przyszło Google - strona Herbata w muzyce - KLIK.
Znalazłem stare wspomnienie - Filipinki - KLIK.

No cóż, do mnie najbardziej przemawia interpretacja Starszych Panów - KLIK.

P.S. Po publikacji tego wpisu wyszedłem na spacer i w pole widzenia wsunęły się 2 drzewa.

To drzewo pokazywałem już chyba w dwóch wpisach, ale dzisiaj zapachniało mi herbatą głogową


A to... nie poczułem smaku, zadowoliłem się widokiem.



Sunday, May 7, 2023

Pokoro-nacji bez pokory.

 Nie planowaliśmy oglądać koronacji, ale w sobotę odwiedził nas syn z rodziną na wczesny obiad, wyszli koło 8 i uznaliśmy, że godzina+ przed telewizorem to będzie właściwe zakończenie dnia.

Zawiedliśmy się.

Tu wyjaśnię, że temat monarchii brytyjskiej nie budzi we mnie emocji.
Według mnie nie ma ona żadnego znaczenia politycznego, jeśli Anglikom odpowiada to niech trwa.
Z drugiej strony - Australia należy do Zjednoczonego Królestwa - wraz z żoną przysięgaliśmy wierność królowej Elżbiecie i jej następcom.
Jaka byłaby to heca gdyby Anglia stała się republiką, Australia stałaby się zbłąkaną sierotą.
Z trzeciej strony - flagi wszystkich państw Wspólnoty Brytyjskiej były wywieszone w katedrze westminsterskiej, oczywiście nasz premier tam też był.
Po czwarte - w Australii każda sprawa jest obecnie filtrowana przez Aborygeńskie sito. a więc...
Najbardziej radykalni działacze twierdzą, że dopóki nie zostania podpisany układ pokojowy (treaty) z Aborygenami to trwa agresja, stan wojenny.
No to co tu celebrować?

Wracam do zawodu.
Nie miałem pojęcia jak ta koronacja będzie wyglądać, ale nie przypuszczałem, że będzie taka sztuczna.
Stroje, w których trudno było się poruszać.
Masa przedmiotów, które podawano królowi na tacy a za chwilę zabierano.
Moją uwagę zwróciły dary od reprezentantów różnych religii - judaizmu, islamu, hinduizmu, sikhizmu (KLIK).
To znaczy - nie zauważyłem żeby judaiści dali jakiś dar, za to sikhiści dali jedną, za to solidną rękawicę (na prawą dłoń), którą Karol naciągnął i przez resztę ceremonii pozostał, jak jakaś sierota, z gołą lewą dłonią.
Pozostając przy judaiźmie - tu aż się prosiło o konflikt - przecież koronacja była w sobotę, czyli - sabat z wszystkimi ograniczeniami.
Okazało się, że król Karol dołożył wszelkich starań aby rabbi Mirvis mógł dać Bogu co boskie a królowi co królewskie - KLIK.
W skrócie wspomnę, że rabbiemu oferowano nocleg w St James Palace żeby nie musiał w sabat korzystać ze zmotoryzowanego transportu (a przejechać się na osiołku to nie łaska).
Zamówiono wykwalifikowanego kucharza aby przygotował dla rabbiego koszerne danie na bankiet, zwolniono rabbiego z mówienia do mikrofonu (ma chyba wystarczająco donośny głos ).

Osobna sprawa to religijna oprawa ceremonii.
To była oczywiście ceremonia anglikańska.
Wiem, że liturgia anglikańska jest bardzo podobna do katolickiej, ale sądziłem, że jednak doznała jakiegoś uproszczenia, modernizacji.
Całkiem przeciwnie. Wydaje mi się, że koronacja katolickiego króla byłaby skromniejsza.
Na marginesie wspomnę, że na koronacji Watykan był reprezentowany przez kardynała Parolini - Vatican News poświęca temu zaledwie kilka linijek.

Mocno eksponowano rolę kobiet.
W ceremonii religijnej istotne role odgrywały biskupki Sarah Mullaly (Londyn) i Rose Hudson-Wilkin (Dover).
Najbardziej widoczna była pani Penny Mordaunt, która niosła królewski miecz..


Oczywiste jednak, że mocno zainteresowało mnie to co niewidoczne - namaszczenie olejami świętymi.
Na specjalne życzenie Karola były to oleje vegańskie.
Pełna lista składników pozostaje tajemnicą, ale wiadomo, że głównym składnikiem był olej z oliwek z ogrodu na Górze Oliwnej.
Wspomnę, że w dawnych, niewegańskich czasach, do oleju dodawano gruczoły cywety(??) i ambrę - wydzielinę z jelit kaszalota - brrrr
A teraz niewidoczne - zaskoczyło mnie mocno gdy na środek katedry wciągnięto parawan, za którym skryły się koronowane, ale nie namaszczone głowy.


Żeby to tylko głowy - nie trzeba by było parawanu, ale namaszczono również piersi i dłonie.
Detale TUTAJ.

W tym momencie wzburzyła się moja religijna świadomość.
Namaszczenie - to jest element sakramentów - chrzest, bierzmowanie, kapłaństwo, ostatnie namaszczenie.
Ale królowanie?
Rozumiem, że w dawnych czasach, królowie przypisywali sobie specjalną rolę w niebiańskiej hierarchii, ale sądziłem, że kościoły chrześcijańskie przeczytały nieco dokładniej nauki Jezusa.
Inna sprawa, że kościół anglikański został stworzony przez króla Anglii i jemu podlega.
Swoją drogą była to niemiła refleksja.

Saturday, May 6, 2023

W Kawęczynie

Zaproponowałem kiedyś pewnej dziewczynie
kawę w Kawęczynie.
By przekuć propozycję w czyn
spytałem Googla - gdzie ten Kawę-czyn?

Tu zrobiła się ciekawa sprawa -
w którym Kawęczynie ta kawa?

Czy w Dębicy, czy w Gniewkowie,
W Oborowie? W Godziszowie?
Mocno skrobię się po głowie.

W Teresinie, czy w Tarczynie?
bo chyba nie w Szczebrzeszynie?

A czas szybko płynie.
Minęła już prawie godzina,
mocno zrzedła mi mina :(

Tu do tematu dołącza PKanalia - patrz komentarze pod poprzednim wpisem
z tego robi się cała batalia.

Czy dać chodu do Kawęczyna w gminie Chodel?
A może zawadzić o Wadowice (Górne)?
Może kawa pod jodłami w Jodłowie?
A może cieplej będzie w Ciepielowie?
Bo w Maciejowicach to może być porażka,

Tak minęła kolejna godzina,
dzwoni rozgniewana dziewczyna.
- Czy to żart jakiś? Jeśli tak to kiepskawy,
bo ja naprawdę chciałam napić się kawy.
A ty gdzie jesteś? Bo ja czekam tu na murku,
przed kawiarnią w Kawęczynie, w Turku.
- W Turku?
- No w Turku, toż tłumaczyłam Ci jak dziecku,
że najbardziej lubię kawę po turecku*.

- Gdzie ten Turek? - zdezorientowany wołam.
Gdzie Turek - wiadomo, koło Koła.

* Kawa po turecku - w skrócie - tur-kawka.

Wikipedia podaje 36 Kawęczynów - KLIK.
Widzę tam sporo powtórek,
powtarza się nawet Turek.

P.S.1. PKanalia wyjaśnił, że nie jest miłośnikiem kawy, raczej herbaty z piwem w tle.
A więc kawa w Kawęczynie odpada, ale temat pozostaje rozwojowy.

P.S.2. Podczas poszukiwań znalazłem coś ciekawego - Fort Kawęczyn - KLIK.
Był. on częścią łańcucha fortów - Twierdzy Warszawa - wybudowanego przez carskie władze.
Po przegranej wojnie z Japonią Rosjanie skasowali fort, potem został rozebrany. 
Nie pozostał po nim żaden ślad :(


Thursday, May 4, 2023

Ciekawie o kawie

 Pierwsze słowo tytułu wpisu jest mocno na wyrost, po prostu tytuł się rymuje, we wpisie nie będzie ani wiele rymu, ani sensu.

Kawa - zerknijmy na fakty...
Kawę odkryła dla Europy armia Sobieskiego w okresie Odsieczy Wiedeńskiej.
Tak konkretnie to polski szpieg,  Jerzy Franciszek Kulczycki. Okoliczności były TAKIE.

Armia Sobieskiego - czyli kawaleria, kawalkada - wszystko jasne.

Polska była chyba najlepiej językowo przygotowanym krajem na ten produkt -
toż co drugi Polak był ciekawy,
a co czwarty - łaskawy
dla kawy.

Kawa zdrobniale to - kawka.
Czyli ornitologia...


W tym miejscu, już od dziecka zastanawiała mnie pewna niekonsekwencja.
Mam na myśli wronę...


Przecież gołym okiem widać, że to jest duża kawka - czyli powinna nazywać się KAWA.
Ewentualnie kawka powinna nazywać się wronka.
Jaki sens ma tyle nazw tego samego gatunku?

Kolejną zagadką jest dla mnie kolor kawowy.
Czy taki kolor istniał przed sprowadzeniem kawy do Polski?
Kolor kawowy zdecydowanie odnosi się do kawy z mlekiem czyli jest to niezwykle bogata gama kolorów a o efekcie decyduje mleko.

Kontynuuję temat kolorów i smaków - a więc : zielonkawy, słodkawy, gorzkawy...
Ciekawe, że wszystkie podane przykłady to kolor i smak niezdecydowany podczas gdy kawa kojarzy się z ostrością zarówno smaku jak i widzenia.
Wniosek jak przy kolorze kawowym - kawa z mlekiem.

I jeszcze chemia - z lat szkolnych pamiętam - kwas siarkowy H2SO4 i kwas siarkawy - H2SO3.
A więc do kawy trzeba mniej tlenu - chyba tylko w chemii.
Wnikając głębiej - kwas siarkawy to forma przejściowa, nie może trwać samoistnie.
Czy do niego też dodaje się mleka?

Przyznam się, że nie pamiętam kiedy pierwszy raz spróbowałem kawy, ale na pewno było to późno, kawa była czarna i gorzka i zupełnie mi nie smakowała.

Oczywiście przez długie lata piłem regularnie kawę zbożową z mlekiem w stołówkach i barach mlecznych, na których bazowało moje odżywianie w dzieciństwie i młodości.

Moje pierwsze pozytywne kawowe doświadczenie pochodzi chyba dopiero  Kuwejtu - kawa arabska -qahwah - czarna, mocna z dodatkiem kardamonu.

A dallah a traditional Arabic coffee pot with cups and coffee beans.jpg
By <CC BY-SA 4.0, Link

Obecnie pijam kawę regularnie, ale nie jestem smakoszem, ani jakimś kawoszem czy kawiorem albo kawonem

Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie poszukał skojarzeń muzycznych.
To jest oczywiste - J.S. Bach - Kantata o kawie.
Kilka razy słyszałem przypadkowo fragmenty tego utworu w radio i nie robiły na mnie żadnego wrażenia.

Ten wpis zachęcił mnie do zgłębienia tematu.
Okazało się, że J.S. Bach często współpracował z zespołem muzycznym występującym w kawiarni Zimmermana w Lipsku, stąd inspiracja - KLIK.

Kantata o kawie jest raczej mini-operą, komiczną - to zupełnie nie pasuje mi do wizerunku J.S.  Bacha.
Nie zmieniłem też zdania na temat muzyki - nie robi na mnie wrażenia.

Ale opera to więcej niż muzyka więc obejrzałem z ciekawością - KLIK.

A tutaj fragment innego wykonania, taki bardziej czerwonkawy - KLIK.
Na marginesie wyznam, że przedstawiona scena kojarzy mi się z życiem rodzinnym D. Trumpa.

I jeszcze informacja biograficzna o wspomnianym na początku Jerzym Franciszku Kulczyckim, który wprowadził kawę do wiedeńskich kawiarni - KLIK.

Jednego mi w tym wpisie zabrakło - kawału o kawie.
Może ktoś z czytelników wyciągnie jakiś kawał z rękawa?

Monday, May 1, 2023

Zimno

Trochę przesadziłem.
Kalendarzowo druga połowa jesieni, ale pogoda raczej nas rozpieszcza, wtorkowe święto wojska celebrowaliśmy w pełnym słońcu.

Tytuł i temat wpisu to wynik machinacji google, które obserwuje moje zachowanie w internecie i podsuwa swoje sugestie.

Wyznam, że po przebudzeniu porannym włączam telefon, rozwiązuję aktualne Wordle i ani się spostrzegę a tu wyświetla mi się lista propozycji muzycznych.
Wczoraj na czele był piosenka The Cold Song - KLIK.
Wykonawca - demoniczny Klaus Nomi - jak chcę się wystraszyć to puszczam piosenkę w jego wykonaniu. Więcej na zakończenie wpisu.

Tym razem jednak więcej uwagi zwróciłem na muzykę a konkretnie na jej zdecydowanie symfoniczny charakter.
Jeden klik więcej i zaskoczenie - to jest muzyka słynnego angielskiego kompozytora Henry Purcella, konkretnie - fragment z jego opery King Arthur.
W tym miejscu zadziwiło mnie, że już 330 lat temu ktoś pisał taką muzykę.

Henry Purcell...
Gdy, jeszcze w Polsce, zainteresowałem się muzyką klasyczną, muzyka renesansu i XVII wieku to były głównie Włochy i Francja.
Muzyka angielska pojawiała się raczej w kategorii muzyki współczesnej, przede wszystkim Benjamin Britten. To właśnie dzięki niemu usłyszałem nazwisko Purcell, konkretnie - Wariacje na temat Purcella - KLIK.
Dopiero w Australii dowiedziałem się, że Purcell to ogromny rozdział w historii muzyki wczesnego baroku, ale to już zupełnie inna historia.

Legenda o Królu Arturze - poznałem ją w szkole, jako legendę, zapamiętałem kilka nazwisk i żadnych faktów.
Co innego książka M. Twaina - Yankes na dworze króla Artura - mam ją na półce.

Teraz zaczęło mnie gnębić pytanie - skąd Zimno w tej historii, i to podniesione do rangi uzasadniającej całą arię operową?
Poszukałem na internecie libretta - JEST - ale nie streszczenie tylko pełen tekst, nie na moje zdrowie.
Z powierzchownej inspekcji widzę, że nie ma tam wzmianki o szlachetnym rycerzu Lancelocie czy o królowej Ginewrze, zamiast tego jakieś polityczne rozgrywki między czarownikiem Merlinem i plemionami sąsiadującymi z Anglią.
Cały III akt to konfrontacja z Krainą Mrozu - Friesland (Frozen Land).
Tu pojawia się Zimny Geniusz (Cold Genius) i odśpiewuje mrożącą krew w żyłach arię.

Wracając do Zimnej Pieśni - nazwisko kompozytora otworzyło drzwi do wielu innych wykonań tego utworu, moją uwagę zwróciło wykonanie przez Polaka - Józefa Orlińskiego  - spojrzałem - KLIK - i... zrobiło mi się zimno. Wygląda na to, że ta muzyka nawet w wykonaniu rodaka robi mrożące wrażenie.

Wiecej Klausa Nomi:
Total Eclipse - KLIK - tutaj robi mi się znowu zimno.
Simple Man - KLIK.

Simple Man - prosty człowiek.
Wiedziony prostym instynktem zajrzałem na sąsiednią ulicę, na której w ostatni wtorek sfotografowałem nabierający kolorów klon.
Kolorów przybyło...