Saturday, April 13, 2024

Rogaining

 Rogaining? Co to takiego?

Kliknijcie w Gógle a duża szansa, że pojawi się lista stron z tematem - Męskie zdrowie.

To nawet by pasowało do mojej płci i wieku, ale dzisiaj nie o tym.
Dzisiaj nasz syn z grupą harcerzy - w tym trójka naszych wnucząt - uczestniczą w zawodach Rogaine.

Rogaining to sport terenowy, odmiana orienteeringu, nazwa to skrót imion trzech Australijczyków, wynalazców tego sportu - ROd-GAIl-NEil - szczegóły i reguły - TUTAJ.

Pewnie sporo osób słyszało o Orienteeringu - zawody na orientację - zawodnik dostaje mapę z zaznaczonymi punktami kontrolnymi. Wygrywa osoba, która w najkrótszym czasie dobiegnie do wszystkich punktów.

W Rogainingu jest odwrotnie - drużyna dostaje mapę, na której zaznaczone są punkty kontrolne o różnej wartości i limit czasu - conajmniej 6 godzin.  Zawodnicy sami planują, które punkty i w jakiej kolejności zdobędą, muszą zmieścić się w limicie czasu.
Jest to sport drużynowy - względy bezpieczeństwa wymagają aby wielogodzinna błąkanina po lesie odbywała się w zespole.

Rogaining odkryłem w okresie mocnego zaangażowania w narciarstwo biegowe. Okazji na trening narciarski na śniegu nie ma w Australii wiele, wielogodzinne bieganie po gęstym lesie wydawało mi się doskonałym substytutem.
Sprawdziło się - to jest rzeczywiście wysiłek porównywalny do maratonu narciarskiego, albo i więcej - mistrzostwa w tym sporcie to 24-godzinna zabawa.
Tu dyplom z pierwszych zawodów w jakich uczestniczyłem...


1994 rok - zgadza się, to był również rok gdy uczestniczyłem w pierwszym maratonie narciarskim.

Osobna sprawa to swoboda w planowaniu trasy - skala możliwości jest ogromna - dłuższa trasa, ale więcej po ścieżkach albo odwrotnie.
Punktów kontrolnych jest tak dużo, że niemożliwe jest dotrzeć do wszystkich w zadanym czasie.
Nieznany las kryje w sobie wiele niespodzianek, trafiają się gąszcza niemożliwe do przebycia, mokradła, bardzo strome zbocza. Do tego trzeba się liczyć z możliwościami innych członków zespołu - samo życie.
Moją silną stroną było planowanie trasy i przewidywanie tras awaryjnych. Konfrontacja mapy z terenem była często zaskoczeniem i wtedy przydawało się to drugie.
Czasami zawody rozgrywane są w dwóch wersjach - dzienna i nocna.

Moimi pierwszymi partnerami byli znajomi z klubu narciarskiego, potem nasze dzieci.
Dzieciom sport bardzo się podobał i kontynuują go w swoich rodzinach.
Osobna kategoria współtowarzyszy to koledzy z pracy - nie byłem osobą zbyt towarzyską w pracy, ale do rogainingu przekonałem kilka osób i tworzyliśmy bardzo zgrane drużyny.

Osobna kategoria to przypadkowi partnerzy.
Organizatorzy zawodów oferują usługę - find-a-partner - skorzystałem kilka razy, rezultaty były różne, ale zawsze ciekawe.

W Australii sezon rogainingu właśnie się zaczyna. W lecie nie można go uprawiać ze względu na ryzyko pożarów.
W naszym stanie Wiktoria zawody organizowane są co miesiąc.
W zimie czasami organizowane jest snowgaine czyli rogaining na nartach - to wyjątkowo mi się podobało.
Brałem również udział w canoegaine - rogaining w kajakach - duża frajda.
Oczywiście istnieje również odmiana rowerowa.

Ciekawostki...
Zdarza się, że podczas wędrówki napotyka się wysypisko grzybów - rydze albo kanie.
Kiedyś moim partnerem był znajomy Polak - nie mógł uwierzyć, że ja zamierzam zadowolić się niewielką garstką. Mruczał pod nosem - wybacz o Boże, zsyłasz nam tu takie dary a ten idiota goni żeby szukać pustych pudełek z dziurkaczami.
Reakcja australijskiej partnerki była odwrotna - patrzyła z przerażeniem jak pakowałem torbę kani do plecaka i nalegała żebym podał jej kontakt telefoniczny - jak nie zadzwonię do północy to powiadomi pogotowie.

Przypadkowa partnerka - Tajlandka.
Po zawodach, gdy zbieraliśmy się do posiłku, stwierdziła, że zapomniała przynieść talerz i sztućce. Ofiarowałem jej swój zapasowy talerz, poradziłem żeby poprosiła o sztućce w kuchni - zdziwiła się - po co? Przecież ja i tak wolę chopsticks - KLIK - a te są wszędzie - schyliła się i poniosła patyczki z ziemi.

Mistrzostwa stanu - 24 godziny - zespół kolegów z pracy.
Po kilku godzinach nadeszła ulewa, dotrwaliśmy jednak na trasie prawie do północy. Zauważyliśmy, że sporo zespołów nie zostaje na noc, zabierają namioty i wracają do domu.
My przenocowaliśmy. Następnego dnia mieliśmy nieco problemów z przekraczaniem wezbranych strumieni, jednego kolegę porwał silny prąd, ale wyłowiliśmy go.
Na koniec nagroda - do końca dotrwało niewiele zespołów i w rezultacie WYGRALIŚMY (w kategorii weteranów).

Informacje dodatkowe...
Organizatorzy zapewniają gorący posiłek.
W przypadku zawodów trwających ponad 6 godzin jest możliwość rozstawienia namiotu.
Zawsze korzystałem z tej możliwości.

Wygląda na to, że w Polsce nie jest to popularna rozrywka, jedyny aktywny link jaki znalazłem jest - TU.

10 comments:

  1. Świetna opowieść, zwłaszcza ciekawostki z trasy.
    Tak sobie myślę, że i obecnie młodzi ludzie powinni jak najczęściej uczestniczyć w podobnych zmaganiach, ile nauki, kształtowania charakterów i poznawania praw przyrody.
    Skoro syn z wnukami kontynuują wyczyny dziadka, to nie poszła w las nauka...

    ReplyDelete
  2. Rogaining i młodzież - wygląda na to, że nie jest to proste połączenie.
    Nawet w Australii, kilkanaście lat temu, młodzież uczestniczyła w tym rzadko, najlepiej obsadzona kategoria to byli superweterani czyli po 60-tce.
    Obecny świat polega na dostarczeniu ludziom nadmiaru usług, to z kolei pozwala na wykazanie się "indywidualnością" - odrzuceniu tego czy owego.
    Rogaining to odwrotność - człowiek staje oko w oko z nieopanowaną przyrodą (tu nie ma żadnych oznakowanych ścieżek, nie ma szansy spotkać żadnego człowieka, raczej kangura albo węża) - trzeba samemu zdecydować dokąd iść, nie rzadko jakiś zespół zbłądzi.

    ReplyDelete
  3. To mi przypomina znaną z dzieciństwa zabawę w "Podchody" - dzieci dzieliły się na dwie grupy. Pierwsza z nich wyznaczała trasę poprzez stawianie "strzałek" tak, aby były trudne do zobaczenia a w kilku punktach ukrywała "skarb" czyli jakieś przedmioty lub kartki z wiadomością. Druga grupa dzieci po jakimś, ściśle ustalonym, czasie ruszała w "pościg" trasą według oznaczeń, szukała skarbów aby z tym "łupem" dotrzeć do bazy gdzie spotykały się obie grupy. Jeśli skarby nie zostały odnalezione lub zgubiono trasę grupa ścigająca przegrywała zabawę. Uwielbialiśmy się tak bawić:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Podchody - oczywiście, dziękuję za przypomnienie.
      Bawiłem się w to jak natrafiła się okazja co nie było takie łatwe gdyż wymagało sporego terenu czyli praktycznie możliwe było tylko w okresie wakacji.

      Delete
  4. Właśnie - mnie też to przypomina harcerskie podchody, tylko w wersji makro :)
    Podoba mi się.
    Aczkolwiek okrutnie się boję kleszczy w lesie 😂

    A' propos gorącego posiłku. Właśnie czytam newsletter z jednej z dzielnic w Pradze - poszukują chętnych do udziału w komisjach wyborczych. Oprócz wynagrodzenia dają też tzw. stravenky czyli bony do wykorzystania w restauracji. Tam się myśli o ludziach... a u nas? Przynieś sobie z domu kanapki. Pamiętam w latach 90-tych uczestniczyłam w takiej komisji i obiecałam sobie, że nigdy więcej. Głównie ze względu na bałagan i złą organizację zresztą 😉

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak jest - bardzo przypomina podchody, czy w Polsce jest to nadal znana zabawa?
      Gorący posiłek - w tym przypadku jest to konieczne, alternatywą są uczestnicy przywożący własne produkty i kuchenki itp - czyli okropny bałagan.
      Bony na posiłki dla członków komisji wyborczej - wydaje mi się bardzo logiczne, nie wiem jak z tym jest w Australii.

      Delete
  5. Pamiętam w drugiej klasie liceum mieliśmy zawody z obrony cywilnej (rok 1987, więc schyłek "słusznych" czasów;-) Odbywały się na terenie dużego miejskiego parku. Na kolejnych stacjach były wyznaczone zadania jak rzut granatem, opatrywanie rannego czy zakładanie masek z powodu "skażenia chemicznego". Okazało się, że drużyny szkolne gdzieś się po drodze ... pogubiły;-) Chłopcy z budowlanki poszli na piwo a dziewczyny z medyka na zakupy. Zostaliśmy sami i zdobyliśmy 1. miejsce. Na zawodach wojewódzkich już nie było tak dobrze - było więcej zdyscyplinowanych zespołów;-)
    Mimo wszystko zabawa w terenie to dzisiaj coś wartościowego. Już plusem jest oderwanie młodzieży od komórek i gier wideo.
    Pozdrowienia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kolejne miłe wspomnienie i istotna nauka - wygrywa ten, kto wytrwa w grze.
      Oderwanie młodzieży od komórek... z tym jest gorzej, wspominałem, że rogaining nie jest zbyt popularny wśród młodzieży - młodzież ma maratońskie zawody w grach komputerowych, hackatony ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Hackathon ) i inne imprezy skutecznie izolujące od natury.

      Delete
  6. Gratulacje dla Was.
    Czuć pasję w Twojej opowieści.
    Mój tato z kolei uprawia radioorientację, też co rusz bierze udział w zawodach i zawsze wraca z dyplomem i medalem.
    Choć nie robi tego dla pucharów, tylko właśnie też z pasji.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gratulacje dla Taty - radioorientacja zdarza się też w Australii, na pewno ciekawa zabawa.

      Delete