Wednesday, June 26, 2024

Uwolnienie

 ...Juliana Assange - zdjęcie sprzed 10 lat...


Od dwóch dni to główny temat w australijskich mediach.

Julian Assange - podaję link do anglojęzycznego wpisu Wikipedii - KLIK gdyż wpis polski jest bardzo ubogi - KLIK.
W anglojęzycznym wpisie pojawia się powiadomienie - artykuł jest aktualnie przedmiotem zmian....
Rzeczywiście, w chwili gdy zacząłem ten wpis internet podpowiadał:
- godzinę temu (czyli około 2 rano w Polsce) Julian Assange pleaded guilty - przyznał się do winy.
- 22 minuty temu - sąd zaakceptował przyznanie się do winy.

Przed nami jeszcze kilka kroków, zatem ograniczę się do historii.
Julian Assange - wyjątkowo pokręcony życiorys...
Urodził się 3 lipca 1971 roku jako Julian Paul Hawkins - rodzice - Christine Ann Hawkins - artystka plastyk i John Shipton - aktywista pokojowy, zawód budowlaniec.
Rodzice rozdzielili się jeszcze przed urodzeniem syna.
Gdy Julian miał jeden rok matka wyszła za mąż za Bretta Assange wraz z którym prowadziła grupę teatralną - Julian uznał go za swojego ojca.
6 lat później para rozwiodła się, matka związała się facetem związanym z mocno podejrzanym kultem, ten związek rozwiązał się po trzech latach.
Wikipedia policzyła, że Julian Assange w okresie dzieciństwa mieszkał w 30 australijskich miastach (nie sądziłem, że w Australii jest aż tyle miast) - pewna stabilizacja nastała w Melbourne - Julian (17 lat) wprowadził się do rodzinnego domu razem ze swoją dziewczyną.
Już w wieku 16 lat Julian był wykwalifikowanym hackerem, swoją wiedzę uzupełnił studiami matematyki i fizyki na kilku uniwersytetach - oczywiście studiów nie ukończył.
Był już notowany przez policję co nauczyło go ostrożności w kontaktach z grupami hackerów.
W wieku lat 20 miał już na swoim koncie włamania do sieci informacyjnej NASA i Pentagonu.
W wieku 18 lat (1989) ożenił się ze swoją rówieśnicą, Teresą, urodził się im syn, Daniel.
Małżeństwo rozpadło się i toczyło walkę o to kto ma się opiekować synem, dysputa była tak emocjonalna, że Julian podczas niej osiwiał (przedtem miał brązowe włosy).
Jak potoczyły się losy Daniela?
Jedyna co znalazłem, to że Julian pzapewnił synowi bardzo dobrą edukację i wprowadził go w arkana hackerstwa.

W 1994 roku Julian został postawiony przed sądem z 31 zarzutami przestępstw, w tym również defraudacje.
Podczas procesu Julian popadł w głęboką depresję i w rezultacie został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym i spędził 6 miesięcy - cytuję: "śpiąc w dzikich terenach w okolicach Melbourne".

W roku 1996 proces dobiegł końca, postawione zarzuty groziły karą łącznie 290 lat więzienia, jednak prawnicy utargowali, że jeśli przyzna się do 24 zarzutów to skończy się na grzywnie - A$2,100.
W ramach dobrowolnej rehabilitacji Julian pomógł australijskiej policji schwytać kilku dystrybutorów dziecięcej pornografii.

Rok 2006 - Julian został członkiem zarządu WikiLeaks - KLIK - organizacji ujawniającej gwałcenie praw człowieka. korupcję, zbrodnie wojenne.

W 2010 roku amerykański żołnierz Chelsea Manning zgłosił się do WikiLeaks i udostępnił im około 750,000 tajnych dokumentów. Został zidentyfikowany przez wywiad USA i w 2013 roku skazany na 7 lat więzienia.
W tym samym roku Chelsea poinformowała władze, że od dzieciństwa miała problemy  identyfikacją płciową, przez kilka lat był gejem, teraz zdecydowanie jest kobietą.
Poniżej jej zdjęcia - w okresie służby wojskowej i obecnie...

W 2017 roku prezydent B. Obama zredukował jej wyrok i odzyskała wolność.
Życiorys Chelsea Manning - KLIK - jest prawie tak samo pokręcony jak życiorys Juliana.

Wracam do tematu...
Podczas swojego procesu Chelsea Manning twierdziła, że nikt z WikiLeaks nie wywierał na niego/nią żadnego nacisku.
Administracja USA nie uznała tego argumentu i gdy prezydentem USA został D. Trump postawiła Julianowi formalne zarzuty.

Nadal rok 2010 - Julian Assange odwiedził Szwecję i natychmiast po powrocie do Anglii został oskarżony przez dwie Szwedki o nadużycia seksualne, Szwecja wydała Europejski Nakaz Aresztowania. Julian obawiając się ekstradycji do Szwecji zgłosił się do ambasady Ekwadoru w Londynie i poprosił o azyl.
Jednym z jego argumentów było, że Szwecja może dokonać jego ekstradycji do USA.

W ambasadzie Ekwadoru Julian spędził 5 lat, otrzymał w tym czasie ekwadorskie obywatelstwo.
Były to całkiem aktywne lata, Julian był zaangażowany w liczne akcje, między innymi w przyznanie Katalonii niezależności.
W międzyczasie Szwecja wycofała oskarżenia przeciw Julianowi, ale życie nie lubi próżni, Julian popadł w konflikt z władzami Ekwadoru, stracił obywatelstwo i opuścił ambasadę, czekali już na niego angielscy policjanci i od 11 kwietnia 2019 roku siedział w angielskim więzieniu czekając na ekstradycję do USA.

W 2017 roku, czyli jeszcze jako Ekwadorczyk, Julian pobrał się ze Stellą Moris, mają dwójkę dzieci...

Niektóre źródła podają, że Julian ma conajmniej 7 dzieci.

Co się działo w ostatnich miesiącach było tajemnicą, rezultat jest następujący...
Administracja USA zdecydowała, że jeśli Julian przyzna się do stawianych mu zarzutów to zostanie ukarany 62 miesiącami więzienia, na poczet wyroku zostaną zaliczone miesiące spędzone w londyńskim więzieniu - tak się składa, że spędził tam 62 miesiące - a zatem ostanie uwolniony.
Prawnicy Juliana uznali, że postawienie stopy na kontynencie amerykańskim jest jednak ryzykowne i znaleźli sąd USA położony najbliżej Australii - Saipan na Wyspach Mariańskich - KLIK.

Julian poleciał na Mariany prywatnym odrzutowcem, w Bangkoku dołączył do niego australijski ambasador w USA.
O 9:18 rano lokalnego czasu - zgodnego z czasem w Sydney i Melbourne - Julian przyznał się do winy, godzinę później sąd zaliczył mu odbytą karę i stał się WOLNY.
O 21:15 (13:15 w Polsce) spodziewamy się go w stolicy Australii - Canberze.

P.S. Te Wyspy Mariańskie budziły mój niepokój - pamiętam z lekcji geografii, że tuż obok jest Rów Mariański - ponad 11 km głębokości. Aż się prosiło, żeby podczas wychodzenia z sądu ktoś go popchnął do tego Rowu.
Na szczęście - nie :)

Monday, June 24, 2024

...nie radość

 Wczoraj (niedziela) na mszy zauważyłem w ławce przede mną młodą dziewczynę, która zawzięcie klikała w swój telefon - Gloria, Ewangelia, kazanie, Credo - nieważne ona nadawała na swojej częstotliwości.
Dopiero gdy nadszedł czas komunii zorientowałem się, że ona jest opiekunką niesprawnej osoby. Pani w nieco starszawym wieku, Chinka, chyba z jakimś urazem nogi bo poruszała się z trudnością a na dodatek ręka na temblaku. Opiekunka pomogła jej wstać, podopieczna pokuśtykała do ołtarza, opiekunka kontynuowała swoje.
Nie wiem co tam było przy ołtarzu w każdym razie starsza pani wracała łkając i połykając łzy. Opiekunka pomogła jej zająć miejsce w ławce, ale nie pomogła wytrzeć łez z twarzy a te kapały gęsto.
Odruchowo sięgnąłem do kieszeni, ale i tak wiedziałem że nic nie pomogę gdyż wchodząc do kościoła skorzystałem z serwetki aby przetrzeć oczy, które zaparowały na zimnym powietrzu.
Zanotowałem w pamięci żeby nosić ze sobą torebkę z serwetkami.

Dwa dni wcześniej miałem dwie wizyty u osób zgłaszających się do św Wincentego po pomoc.
Pierwsza osoba - starsza pani, która generalnie nieźle sobie radzi z finansami.
Zadzwoniłem do niej dowiedzieć się jak możemy pomóc... 
Pani chyba czekała na telefon bo nie dała mi dojść do słowa tylko zaczęła swoją historię -
dzisiejszy dzień spędzam ze swoją zmarłą córką...
Z dokumentacji wiem, że jej córka była uzależniona od narkotyków i popełniła samobójstwo.
Jednak wspomnienie było pogodne - ulubione przeboje córki, ulubieni wykonawcy, koncerty muzyki młodzieżowej, stroje, ale również...
Może moja uwaga nie była zbyt skoncentrowana, ale zrozumiałem, że jej córka zabiła swojego syna i nie powiedziała nikomu co zrobiła ze zwłokami.
Moja córka i mój wnuk - to są moi bohaterowie - podsumowała moja rozmówczyni.

Druga klientka - młoda kobieta z przeszłością - jedno z dziewięciorga dzieci - porzucona przez rodzinę. W wieku 14 lat wylądowała na ulicy jako bezdomna. Uzależnienie od narkotyków, trójka dzieci, wszystkie w domach opieki.
To już druga prośba o pomoc w tym miesiącu - spytałem o przyczynę - pies się "okocił" - 7 szczeniaków. Nie było jej stać na zdeseksowanie suki stąd taki rezultat. Schronisko dla zwierząt przyjmuje szczeniaki nie młodsze niż 8 tygodni. 3 szczeniaki oddała znajomym, pozostały 4.
W rezultacie na wyżywienie psów wydaje więcej niż na siebie.

A w domu - żona od dwóch dni jest w stałym kontakcie ze znajomą, której matka - nasza bardzo bliska znajoma - ma ponad 95 lat i ostatnio straciła siłę i ochotę do życia. 
Dwa dni temu wzięli ją do szpitala i zakwalifikowali na opiekę paliatywną. Żona odwiedziła ją w szpitalu - ma bardzo dobre warunki, ale chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. W każdym razie z chęcią wypiła rosół, który żona jej przyniosła.

Dzisiaj - poniedziałek rano - dowiedzieliśmy się, że w nocy zmarła.
Na szczęście natura daje takie wyjście. 

Thursday, June 20, 2024

Na dwóch frontach

Pierwszy front - pogodowy - od kilku dni jest coraz zimniej i zimniej.
Wczoraj (środa) rano w stolicy Australii, Canberze, było -4C, w Melbourne +1C.
Jedni mówią, że to najzimniej od 5 lat, inni że od 10, jeszcze inni, że od 20 - taką mamy teraz wolność wypowiedzi.
Fakt jest faktem - zimno.

Wczesnym popołudniem temperatura podskoczyła do 12C.

W naszym domu wygląda to tak, że rano termometr wskazuje 14C.
Włączam ogrzewanie, które powinno podnieść temperaturę do 20C, zajmuje mu to obecnie około 3 godzin.
Wczoraj nie wystarczyło tylko nacisnąć guzik - musiałem wyjść na zewnątrz, wyłączyć na kilka sekund prąd i włączyć ponownie. Najwyraźniej nasz system grzewczy chciał żebym na własnej skórze sprawdził jak poważną pracę wykonuje. Doceniam.

Dla pokrzepienia ducha zajrzałem do wspomnień stryja - brata mojego ojca.
Przełom XIX i XX wieku - mały dworek szlachecki w okolicach Ciechanowa.
Stryj relacjonuje, że w zimie temperatura wewnątrz domu nie przekraczała 16C.
Inna sprawa, że to były polskie zimy, na dodatek pod rosyjskim zaborem.

Miłym przerywnikiem była wizyta w bibliotece.
Nie dość, że ciepło to jeszcze zorganizowali zimowy kącik dla czytelników...


Pod ręką półka z bestsellerami.
Niestety, może te bestselery dobrze się sprzedają, ale mnie jakoś na zainteresowały, nadal szukam dobrej książki.

A tu dzisiaj pojawił się drugi front.
Parę minut po 7 rano z kilku stron zaatakowały nas groźne hałasy.
Z ulicy dobiegał ostry zgrzyt piłowanego betonu - zaczęły się jakieś prace nad kanalizacją.
Z drugiej strony, tuż nad moją głową, rozlegały się stuki i jęki dźwigu, wyjrzałem za dom...


Już kilka lat temu poinformowano nas, że na sąsiedniej działce zostaną wybudowane 2 nowe domy, jeden z nich podwójny.
Akcja zaczęła się dzisiaj - burzenie starego domu - najpierw zdejmują dachówki.

Czeka nas wiele miesięcy wczesnych pobudek, hałasu i kurzu.
Mój znajomy doświadczył tego jakiś czas temu. To znaczy - nie doświadczył - wiedząc jakie to dokuczliwe, wyniósł się na rok do swojego wakacyjnego domku niedaleko Melbourne.

My takiej możliwości nie mamy - może warto rozważyć wyniesienie się na kilka miesięcy w cieplejsze okolice?

Sunday, June 16, 2024

Maskulinatywy

 Dość często poruszany jest w mediach temat feminatywów - żeńskie nazwy zawodów, które oryginalnie są gramatycznie rodzaju męskiego - KLIK.

Oto czego doświadczyłem podczas dzisiejszej mszy - męski mur...


Spojrzałem więc na problem od podstaw...

Po pierwsze sprawa dużo bardziej podstawowa niż nazwa zawodu - nazwa istoty.

Pominę sprawę tak podstawową jak słowo człowiek - przecież to rodzaj męski, czyli maskulinatyw i nie słyszałem o odpowiedniku żeńskim.

Krok dalej i jest lepiej: mężczyzna, kobieta, dziecko.
Przy okazji odpowiedniki łacińskie:
mężczyzna = vir, kobieta = femina,  dziecko = hedum.
Oczywiście ten vir przywołuje wiele skojarzeń - wirus, wirtuti, wirtualny.
Femina - przywołuje tylko akcje inspirowane przez kobiety, pominę tu skojarzenie ze słowem - fe - czyli coś brzydkiego.
A hedum? NICZEGO nie przywołuje - co za lekceważenie dzieci :(((

Świat zwierząt - tu temat rozkłada się mniej więcej po równo - ryba (f), wąż (m), ptak (m), sroka (f), szpak (m) itd.
Podobnie jest w świecie roślin - dąb (m), brzoza (f)...

Zawody - pielęgniarz - wyznam, że przez ponad pół życia nie spotkałem się ani z tym terminem ani z przedstawicielem tego zawodu.
W angielskim też to chyba ewenement gdyż używa się terminu - male nurse (męska pielęgniarka).
Przy okazji zauważę, że male po łacinie oznacza ZŁE - jak można komuś takiemu powierzyć swoje zdrowie?

A zawód szewc?
A co jeśli buty robi kobieta?
UWAGA - szewcowa tu nie chyba przejdzie - to jest zdecydowanie żona szewca.

Co innego krawcowa - odnosi się zarówno do stanu małżeńskiego jak i zawodu.
Prawdopodobnie kobiety zajmowały się się szyciem od zarania dziejów, a robieniem butów raczej nie.
Tu mamy również sytuację odwrotną - szwaczka - a co z męskim odpowiednikiem?

Zawody - kowal, marynarz, pilot, kominiarz, złodziej.
W ostatnich czterech przypadkach odpowiedniki żeńskie istnieją, ale oznaczają również część garderoby - marynarka, pilotka, kominiarka, złodziejka.

Zawód górnik?
Żeński odpowiednik? Może Barburka?

A co z zawodami takimi jak:
Zdun?
Strażak?
Nurek?
Szpieg?
Myśliwy?
Goniec?
Lotnik?
Ciekawe, że nie ma problemu z letnikiem/letniczką, no ale tu chodzi o wypoczynek a nie o pracę.

Osobna sprawa to stopnie wojskowe - kobiety są zachęcane do kariery w armii, a jak są tam nazywane?
Okazuje się, że sprawa jest pod kontrolą, przynajmniej w Niemczech - KLIK.
Zlinkowany artykuł wspomina, że już w roku 1807 znany był termin admirałka
Tu jednak muszę zauważyć, że w tym okresie Polska nie istniała więc terminologia stosowana w polskiej armii była absolutnie abstrakcyjna a admirałka - niestety, ale mnie kojarzy się z kimś płaczliwym - takim co łka.

Skoro polska gazeta dla kobiet podaje nam przykłady z Niemiec, to dorzucę tutaj mój kamyczek.
Państwo - to słowo ma dwa znaczenia - kraj oraz związek kobiety z mężczyzną - na przykład - państwo Kowalscy. 
Wynika to oczywiście z pokrewieństwa słów pan i pani.
Jak pięknie.
A w niemieckim są to zupełnie obce sobie słowa - Herr - Frau.
Na dodatek słowo Herr jest korzeniem wielu pozytywnych określeń: 
- Herrlich - coś wspaniałego,
- Herrschaft - panowanie - a co jak panuje kobieta?
Natomiast przymiotnik fraulich tłumaczy się wyłącznie jako - kobiecy, babski.

Na zakończenie piosenka z 1954 roku o kobiecym i męskim odcieniu:

Wersja angielska - KLIK - część kobieca zaczyna się po 2:30 minutach.

Wersja polska - TUTAJ - część kobieca zaczyna się po 2 minutach.

Tuesday, June 11, 2024

Komu dobrze...

Miesiąc temu sygnalizowałem, że nasza stacja radiowa ABC/Classic organizuje wybory utworu muzycznego, który polepsza samopoczucie słuchaczowi/słuchaczce - KLIK.

We wpisie odniosłem się krytycznie do idei takiego plebiscytu i podałem przewidywany wynik i swoje głosy.

Nie pomyliłem się - wygrała IX symfonia L. van Beethovena, żaden utwór z mojej listy nie zmieścił się w czołowej 10-ce.
Dla porządku podaję listę zwycięzców:

1. L. van Beethoven - IX Symfonia.
2. G. Holst - The Planets.
3. G. Bizet - Poławiacze pereł.
4. L. van Beethoven - V koncert fortepianowy.
5. G. Gershwin - Błękitna rapsodia.
6. V. Williams - The Lark ascending.
7. K. Jenkins - The armed Man.
8. E. Elgar - Enigma variations.
9. G.F. Haendel - Mesiasz - oratorium.
10. L. Delibes - Lakme - opera.

Aż 4 kompozytorów angielskich + G.F. Haendel - pół Anglik, 2 ze Stanów Zjednoczonych, widać anglosaskie pochodzenie głosujących.
Osobiście lubię prawie wszystkie powyższe utwory - wyjątki to zdobywcy 1 i 10 miejsca.
IX symfonię krytykowałem w zlinkowanym wpisie, fragmenty opery Lakme słyszałem pewnie 60 lat temu i jakoś nie czułem potrzeby słuchać ich ponownie. TUTAJ fragment tej opery, który chyba polepszył samopoczucie głosujących. 
Na marginesie - Poławiacze pereł G. Bizeta - podobna historia jak z Lakme - 60 lat temu Polskie Radio nadawało co niedzielę koncert życzeń a w nim dość często powtarzały się aria Nadira z Poławiaczy pereł, wykonawca B. Gigli i duet z Lakme.
60 lat, inna półkula a gusty takie same.

Aktualizacji - wtorek 11 czerwca - zimne i wietrzne rano.
W drodze do sklepu włączyłem radio, tym razem nie ABC/Classic lecz działającą po amatorsku FM/Classic - nadawali Oktet F. Mendelssohna - Scherzo - KLIK.
Akurat zajechałem na parking i wysłuchałem do końca - poczułem się dobrze.

Sunday, June 9, 2024

W zimowej mgle

 Dzisiaj mój telefon powitał mnie wspomnieniem sprzed lat...


10 lat temu, z córką na górskiej wycieczce.
Pogoda na zdjęciu zgadzała się z widokiem za oknem.

Niedziela, deszcz nie deszcz - czas na mszę.
Pierwsze czytanie liturgiczne rozgrzało mnie...
Księga Rodzaju – 3:9-12
"Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?»
On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się».
Rzekł Bóg: «Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?»
Mężczyzna odpowiedział: «Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem»."
Czyli kobieta wszystkiemu winna!?😀😢😇😈
Żeby sprawę uwiarygodnić, tekst czytała KOBIETA - tu nagranie - wystarczy obejrzeć 1 minutę - KLIK.
Na szczęście niedaleko był mężczyzna - nasz proboszcz - który sprawę przeniósł na inną platformę...
Mężczyzna (człowiek) zrobił źle i zawstydził się.
Znacie to?
Znacie.
Pierwszy odruch - zwalić winę na kogoś innego.
Znacie to?
Znacie.
No to zwróćcie twarz do najbliższej osobie w ławce i powiedzcie - biorę to na siebie.
Odwróciłem się w prawo, sąsiadką w ławce była KOBIETA.
Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco i powiedziałem:
It's on me.
Ona chyba zrobiła to samo, ale to nieistotne. Faktem jest, że zrobiło mi się lżej na sercu.
Nie mam cierpliwości żeby czytać psychologiczne wywody, ale wydaje mi się, że wiele z nich potwierdza walory zdrowotne takiego postępowania.
Po mszy pogoda nieco poprawiła się.
Na trawniku naprzeciw kościoła zauważyłem...

Jakież komfortowe fotele!
Rozejrzałem się wokół, może ktoś z parafian opuszczających kościół zechciałby usiąść ze mną i przedyskutować dzisiejsze kazanie.
Dwóch odmówiło.
Właściwie to powinienem wziąć to na siebie - usiąść i podumać na świątobliwy temat... ale wybrałem domowe ciepło - moja wina - to wyznanie zwrócone do czytelników tego wpisu.

Friday, June 7, 2024

Przeczytałem Frankensteina

 Ufff - to był spory wysiłek.

Przypomnę, że do lektury zmobilizowała mnie wiadomość, że nasz wnuk wystąpi w szkolnym przedstawieniu inspirowanym tą powieścią, wspominałem o tym aż w dwóch blogowych wpisach a więc - do trzech razy sztuka.

Wyznaję, że dla mnie to była jednak sztuka.
Ostrzeżenie - teraz nastąpi dokładna relacja z procesu mojego czytania - dla mnie było to męczące, nie zachęcam do naśladowania.
Wspominałem już, że k usesiążkę cechuje niesamowite wodolejstwo, w rezultacie po pierwszym czytaniu tak mi się kołowało w głowie, że nie potrafiłem sensownie zreferować jej treści.
Po pomoc sięgnąłem do współczesnego źródła, powieść holenderskiej pisarki - Ane Eekhout - Mary and the Birth of Frankenstein. Niestety autorka poszła chyba śladem Mary Shelley i ugrzązłem w połowie.
Po drugim czytaniu obraz nieco mi się rozjaśnił - zajrzałem do dostępnych na internecie recenzji sprawdzić czy jestem na właściwym tropie i stwierdziłem, że chyba nikt z recenzentów nie czytał tej samej książki co ja.
Dokonałem więc rewizji - przelatywałem wzrokiem przez kolejne strony książki i na karteczce notowałem co istotnego przeczytałem. Oto zapis tej rewizji...


Rewizja potwierdziła wynik mojego drugiego czytania więc odważę się go przedstawić.

Angielski podróżnik rusza na wyprawę do Arktyki, odkryć północno-zachodnie przejście - to wykonał dopiero F. Nansen na statku Fram w latach 1893-6 czyli 75 lat po powstaniu książki.
Podróżnik zauważa wędrującego po zamarzniętym oceanie podróżnika. Następuje burza, pokrywa lodowa się łamie,  statek znajduje w lodowych krach drugiego wędrownika, to Wiktor Frankenstein, który po pewnym czasie relacjonuje swoją historię.
Jest członkiem bardzo szanowanej szwajcarskiej rodziny - kolejne 40 stron książki poświęcone jest opisywaniu szlachetności tej rodziny.
Wiktor zamiast dalej się uszlachetniać udaje się na studia o profilu naukowym. W rezultacie tworzy istotę żywą.
W jaki sposób tworzy, co to za istota?
O tym ani słowa, po pierwszym spojrzeniu na swój twór, Wiktor zapada w ciężką depresję i przez 26 stron czytamy o jego ciężkim stanie. 
Przez ten czas, a jest to chyba prawie rok, nikt nie zainteresował się co się dzieje w pokoju gdzie Wiktor  prowadził swoje prace.
W każdym razie, po 26 stronach, brat Wiktora zostaje zamordowany w dziwnych okolicznościach. Wiktor ponownie wpada w depresję, ale tym razem postanawia wyleczyć się z niej jakąś aktywnością i rusza w podróż w Alpy, do Chamonix.
W tamtych okolicach spotyka owoc swoich wysiłków.
Twór relacjonuje swoją historię....
Na początku było wielkie zagubienie - płci tworu nie znamy więc będę używał określenia ono.
Ono opuszcza miejsce stworzenia i znajduje się w nieprzyjaznym otoczeniu - jest głodne, spragnione, jest mu zimno. Metodą prób i błędów dowiaduje się że potrafi jeść i pić, znajduje ogień.
Zauważa jakąś wieś, ludzi.. podchodzi bliżej, ludzie uciekają z krzykiem z czego wnioskuje, że nie może ujawniać im swojej obecności.
Po jakimś czasie zauważa samotny domek w lesie. W domku mieszka staruszek z dwójką dzieci, Twór zaczyna ich podpatrywać przez małe okienko w domku, orientuje się, że staruszek jest niewidomy że wszyscy porozumiewają się przy pomocy mowy i bardzo szybko uczy się bardzo zaawansowanego angielskiego. Przy okazji zaczyna pomagać im w utrzymaniu porządku wokół chatki, zaopatruje ich w drewno. Po pewnym czasie dom odwiedza piękna dama na czarnym koniu - Zafie, Arabka - konkretnie córka europejki porwanej przez Turków. Przy okazji dowiadujemy się sporo o stosunkach europejsko-tureckich.
Twór decyduje się wejść do chatki pod nieobecność młodych i natychmiast zyskuje zaufanie i sympatię niewidomego staruszka. Niestety w tym momencie wracają młodzi, doznają szoku, młodzieniec atakuje twora kijem.
Cała rodzina pospiesznie wyprowadza się z domku i przenosi nie wiadomo gdzie.
Twór, nie widząc możliwości porozumienia z otaczającym światem, wędruje do miejsca zamieszkania swojego stwórcy i zabija jego brata.
Teraz następuje najciekawszy fragment książki - twór oskarża swojego stwórcę o bycie przyczyną jego osobistej tragedii i jej następstw. Przypomina, że biblijny Bóg stworzył Adamowi partnerkę i domaga się tego samego widząc w tym rozładowanie wszelkich napięć.
Jednocześnie obiecuje, że razem ze swoim partnerem opuszczą Europę i wyniosą się do Ameryki Południowej.
Frankenstein obiecuje spełnić to żądanie.
Postanawia wykonać ten projekt w Szkocji, podróż trwa ponad pół roku i 32 strony,
Robota idzie jak z płatka - 4 linijki i twora jest gotowa, ale w tym momencie Wiktora nachodzą wątpliwości - jaka gwarancja, że oba twory osiągną porozumienie, że wspólnie wybiorą drogę dobra, że wyniosą się z Europy?
Żadna.
Wiktor porzuca miejsce pracy i natychmiast twór zapowiada zemstę.
Kilka stron, dwa trupy - twór udaje się na daleką północ, Frankenstein podąża za nim i tak dochodzi do spotkania ze statkiem.
Po krótkim czasie Wiktor Frankenstein umiera z wyczerpania.
Na statku pojawia się Twór i stwierdza - twoja nienawiść do mnie jest niczym w porównaniu z nienawiścią jaką ja czuję sam do siebie.
I podąża w zmrożoną dal.

Wyznam, że w tym momencie nabrałem dużego uznania dla intelektu Mary Shelley - odpowiedzialność twórcy za swoje dzieło z wyraźnym odwołaniem się do biblijnej historii stworzenia świata.

Podniosłem oczy znad książki...


Natura - nawet w okresie późno-jesiennego wyciszenia - przynosi spokój i odpoczynek.