Friday, June 7, 2024

Przeczytałem Frankensteina

 Ufff - to był spory wysiłek.

Przypomnę, że do lektury zmobilizowała mnie wiadomość, że nasz wnuk wystąpi w szkolnym przedstawieniu inspirowanym tą powieścią, wspominałem o tym aż w dwóch blogowych wpisach a więc - do trzech razy sztuka.

Wyznaję, że dla mnie to była jednak sztuka.
Ostrzeżenie - teraz nastąpi dokładna relacja z procesu mojego czytania - dla mnie było to męczące, nie zachęcam do naśladowania.
Wspominałem już, że k usesiążkę cechuje niesamowite wodolejstwo, w rezultacie po pierwszym czytaniu tak mi się kołowało w głowie, że nie potrafiłem sensownie zreferować jej treści.
Po pomoc sięgnąłem do współczesnego źródła, powieść holenderskiej pisarki - Ane Eekhout - Mary and the Birth of Frankenstein. Niestety autorka poszła chyba śladem Mary Shelley i ugrzązłem w połowie.
Po drugim czytaniu obraz nieco mi się rozjaśnił - zajrzałem do dostępnych na internecie recenzji sprawdzić czy jestem na właściwym tropie i stwierdziłem, że chyba nikt z recenzentów nie czytał tej samej książki co ja.
Dokonałem więc rewizji - przelatywałem wzrokiem przez kolejne strony książki i na karteczce notowałem co istotnego przeczytałem. Oto zapis tej rewizji...


Rewizja potwierdziła wynik mojego drugiego czytania więc odważę się go przedstawić.

Angielski podróżnik rusza na wyprawę do Arktyki, odkryć północno-zachodnie przejście - to wykonał dopiero F. Nansen na statku Fram w latach 1893-6 czyli 75 lat po powstaniu książki.
Podróżnik zauważa wędrującego po zamarzniętym oceanie podróżnika. Następuje burza, pokrywa lodowa się łamie,  statek znajduje w lodowych krach drugiego wędrownika, to Wiktor Frankenstein, który po pewnym czasie relacjonuje swoją historię.
Jest członkiem bardzo szanowanej szwajcarskiej rodziny - kolejne 40 stron książki poświęcone jest opisywaniu szlachetności tej rodziny.
Wiktor zamiast dalej się uszlachetniać udaje się na studia o profilu naukowym. W rezultacie tworzy istotę żywą.
W jaki sposób tworzy, co to za istota?
O tym ani słowa, po pierwszym spojrzeniu na swój twór, Wiktor zapada w ciężką depresję i przez 26 stron czytamy o jego ciężkim stanie. 
Przez ten czas, a jest to chyba prawie rok, nikt nie zainteresował się co się dzieje w pokoju gdzie Wiktor  prowadził swoje prace.
W każdym razie, po 26 stronach, brat Wiktora zostaje zamordowany w dziwnych okolicznościach. Wiktor ponownie wpada w depresję, ale tym razem postanawia wyleczyć się z niej jakąś aktywnością i rusza w podróż w Alpy, do Chamonix.
W tamtych okolicach spotyka owoc swoich wysiłków.
Twór relacjonuje swoją historię....
Na początku było wielkie zagubienie - płci tworu nie znamy więc będę używał określenia ono.
Ono opuszcza miejsce stworzenia i znajduje się w nieprzyjaznym otoczeniu - jest głodne, spragnione, jest mu zimno. Metodą prób i błędów dowiaduje się że potrafi jeść i pić, znajduje ogień.
Zauważa jakąś wieś, ludzi.. podchodzi bliżej, ludzie uciekają z krzykiem z czego wnioskuje, że nie może ujawniać im swojej obecności.
Po jakimś czasie zauważa samotny domek w lesie. W domku mieszka staruszek z dwójką dzieci, Twór zaczyna ich podpatrywać przez małe okienko w domku, orientuje się, że staruszek jest niewidomy że wszyscy porozumiewają się przy pomocy mowy i bardzo szybko uczy się bardzo zaawansowanego angielskiego. Przy okazji zaczyna pomagać im w utrzymaniu porządku wokół chatki, zaopatruje ich w drewno. Po pewnym czasie dom odwiedza piękna dama na czarnym koniu - Zafie, Arabka - konkretnie córka europejki porwanej przez Turków. Przy okazji dowiadujemy się sporo o stosunkach europejsko-tureckich.
Twór decyduje się wejść do chatki pod nieobecność młodych i natychmiast zyskuje zaufanie i sympatię niewidomego staruszka. Niestety w tym momencie wracają młodzi, doznają szoku, młodzieniec atakuje twora kijem.
Cała rodzina pospiesznie wyprowadza się z domku i przenosi nie wiadomo gdzie.
Twór, nie widząc możliwości porozumienia z otaczającym światem, wędruje do miejsca zamieszkania swojego stwórcy i zabija jego brata.
Teraz następuje najciekawszy fragment książki - twór oskarża swojego stwórcę o bycie przyczyną jego osobistej tragedii i jej następstw. Przypomina, że biblijny Bóg stworzył Adamowi partnerkę i domaga się tego samego widząc w tym rozładowanie wszelkich napięć.
Jednocześnie obiecuje, że razem ze swoim partnerem opuszczą Europę i wyniosą się do Ameryki Południowej.
Frankenstein obiecuje spełnić to żądanie.
Postanawia wykonać ten projekt w Szkocji, podróż trwa ponad pół roku i 32 strony,
Robota idzie jak z płatka - 4 linijki i twora jest gotowa, ale w tym momencie Wiktora nachodzą wątpliwości - jaka gwarancja, że oba twory osiągną porozumienie, że wspólnie wybiorą drogę dobra, że wyniosą się z Europy?
Żadna.
Wiktor porzuca miejsce pracy i natychmiast twór zapowiada zemstę.
Kilka stron, dwa trupy - twór udaje się na daleką północ, Frankenstein podąża za nim i tak dochodzi do spotkania ze statkiem.
Po krótkim czasie Wiktor Frankenstein umiera z wyczerpania.
Na statku pojawia się Twór i stwierdza - twoja nienawiść do mnie jest niczym w porównaniu z nienawiścią jaką ja czuję sam do siebie.
I podąża w zmrożoną dal.

Wyznam, że w tym momencie nabrałem dużego uznania dla intelektu Mary Shelley - odpowiedzialność twórcy za swoje dzieło z wyraźnym odwołaniem się do biblijnej historii stworzenia świata.

Podniosłem oczy znad książki...


Natura - nawet w okresie późno-jesiennego wyciszenia - przynosi spokój i odpoczynek.

8 comments:

  1. w książce Wiktor niszczy ukończoną już panienkę, stąd ta złość twora do niego...
    u mnie kolejność była taka: najpierw jako dzieciak obejrzałem film z Borisem Karloffem, ukradkiem, zza drzwi, mimo zakazu ojca i trochę mnie wystraszył, potem jako małolat przeczytałem książkę i faktycznie robiła na mnie wrażenie przegadanej /w tym wieku gustowałem raczej w szybszych lekturach/, ale przynajmniej pojąłem z grubsza, o co chodzi, za to na koniec, już w czasach studenckich zobaczyłem film "Narzeczona Frankensteina", tu był przekaz prosty: dramat człowieka nieakceptowanego i prześladowanego za swoją inność, odmienność...
    ale chyba najbardziej podobała mi się ekranizacja "Bride" /Sting w roli głównej doktora/, co prawda mocno już się mijająca z literackim pierwowzorem, ale optymistyczna...
    p.jzns :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Film Bride - tu też niezłe zamieszanie, google podsuwa film który wejdzie na ekrany za rok, ale jest też film o tym tytule wyprodukowany w roku 2013 i na koniec Bride z roku 1985, ze Stingiem w roli głównej.

      Delete
  2. Przeczytalabym tylko ze wzgledu na wnuka a i wtedy pewnie po lebkach.
    Ja mam tak ze jesli ksiazka mnie nie pociagnie po kilku pierwszych stronach to ja na dobre odrzucam bo po co mam sobie marnowac czas? I nigdy nie pozyczam "polecanych" bo sa zawsze niezgodne z moim gustem ktorym sama sobie rzadze.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jeśli chodzi o nowe książki to na ogół przed zaczęciem wiem czego się po niej spodziewać. Mimo to z niektórych rezygnuję, ale daję im jednak szansę przez kilkadziesiąt stron.
      Z Frankensteinem była inna historia - to w końcu klasyka, moim celem było dowiedzieć się z pierwszej ręki o co chodzi. W tym sensie książka bardzo mnie usatysfakcjonowała, w pewnym sensie mogę powiedzieć, że to dla mnie książka równie fundamentalna jak Biblia.

      Delete
  3. Skąd ja to znam, czytam opis w sieci lub na okładce w księgarni,a po kupnie okazuje się, że to chyba inna książka...
    Rozumiem prawa komercji,ale bez przesady. Te opowieść znam tylko z filmu.
    jotka

    ReplyDelete
    Replies
    1. W przypadku Frankensteina komercja chyba nie ma nic do powiedzenia, nie zauważyłem oznak promocji tej książki.

      Delete
  4. Ja pierniczę takie zapiski! Musiałeś w tym barbarzyńskim języku...?!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Język jest rzeczywiście pokraczny, ale... jeśli wszedłeś między wrony...
      Książka też napisana po angielsku.

      Delete