Kilka tygodni temu pisałem o bilansie mojego książkowego roku - 35 przeczytanych książek, średnia ocena... bardzo średnia. Postawiłem sobie pytanie: po co czytać nowe książki?
Niespodziewanie moja lokalna biblioteka sprawiła mi świąteczny prezent - Kadencja.
Kadencja - słowo o wielu znaczeniach.
W rozpolitykowanej Polsce zapewne słowo to kojarzy się z polityką - kiedyż ta kadencja się skończy, kto będzie rządził w następnej
Dla mnie, dorastającego w PRL, w którym władza zdawała się mieć kadencję bez końca, termin ten kojarzył się zawsze z muzyką - ciąg akordów (czasem improwizacja solisty) prowadzących do oczywistego zakończenia utworu - KLIK.
Autorka książki - Emma Ayres - pisałem już TUTAJ o niej, a właściwie o nim.
Na okładce Emma z rowerem. Zgadza się, kadencja to również tempo obrotu rowerowych pedałów.
Emma to osoba, którą w języku angielskim określa się jako - larger than life - większa niż życie. W moim tłumaczeniu jest to osoba, której osobowość przerasta możliwości jakie daje nam życie.
Emma postanowiła poddać się próbie - pojechać na rowerze z Londynu, przez Francję, Włochy, Turcję, Iran, Pakistan, Chiny, do Hong Kongu.
Ta książka to relacja z tej podróży. Relacja bardzo swobodnie spleciona ze wspomnieniami z dzieciństwa i młodości i impresjami muzycznymi.
Już od pierwszych stron wiedziałem, że to jest książka, która może stanowić kadencję - sympatyczne zakończenie tego ciężkiego roku.
Zatrzymałem się na dłużej na rozdziale B flat major/minor - B dur/b mol - tytuły wszystkich rozdziałów to nazwy muzycznych tonacji.
Oddaje głos Emmie:
"B-dur to wspaniale dźwięczna tonacja, idealna dla instrumentów dętych, tonacja otwierająca film Gwiezdne Wojny" - KLIK.
"B-moll to według mnie najciemniejsza z muzycznych tonacji, matowo czarna, ilustrująca kogoś uwięzionego w podziemu, bez wyjścia".
Paradoksalnie, a może nie, te tonacje towarzyszą Emmie w krótkim wyskoku z Pakistanu do Indii. Ilustracja muzyczna - VI koncert brandenburski J.S. Bacha.
Mam dysk z koncertami brandenburskimi i ze wstydem stwierdziłem, że ten szósty, b-moll, jakoś nie zwrócił mojej uwagi. Pozostałe pięć to dla mnie kwintesencja baroku, dżwięczne trąbki, elegancja i energia. Teraz wysłuchałem uważniej szóstego - KLIK.
Emma zwraca uwagę, w tym koncercie nie ma skrzypiec, te dwie solistki grają na altówkach, instrumencie Emmy.
Altówka, za czasów Bacha stosowano dokładniejsze nazwy - to są viola da bracchio czyli oparta na ramieniu, natomiast te dwie osoby na lewo od solistek grają na viola da gamba czyli oparta o nogę. Pan po prawej gra na znanej nam wiolonczeli.
"Kojący, czekoladowy dźwięk - muzyka po wyśmienitym obiedzie, gdy jesteś zaspokojony i nie masz ochoty/potrzeby niczego udowadniać".
Uwaga: na dysku, który mam w domu Koncerty Brandenburskie wykonują Berliner Philharmoniker - potężny pojazd gąsiennicowy. Wielką ulgą było wysłuchanie VI koncertu na zlinkowanym nagraniu. Jestem przekonany, że J.B. pisząc swoje utwory miał na myśli takie, kameralne, zespoły.
Brandenburg w wykonaniu Berliner Philhatmoniker to byłą nadal ciemna czekolada, ale jednak marki Cadbury :(
Myślę, że to doskonałe zakończenie mojego tegorocznego blogowania.
Twoje przyszłoroczne blogowanie ma na pewno jednego wiernego czytelnika - mnie.
ReplyDeleteZobowiązująca deklaracja, a już myślałem, że nikt nie zauważy mojego zniknięcia.
DeleteO przepraszam, masz zatem conajmniej dwóch wiernych czytelników.
ReplyDeleteWięc nie znikaj:-)
Trzech :)
ReplyDeleteWszystkiego dobrego w Nowym 2019 Roku!!
ReplyDeleteTo ja jestem kolejna wierna czytelniczka;)
ReplyDeleteUdanego 2019 roku!
Co za miła niespodzianka! Zajrzałem do archiwum bloxa - rok 2012.
DeleteZatem w roku 2019 wypadnie 7-lecie blogowej znajomości i współpracy.
Życzę żeby to był dobry rok.
Podróżowanie z książką bywa ciekawą lekturą :-) I to też jest jeden z powodów czytania nowych książek ;-)
ReplyDeletearchato
Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to ja też będę Twoją czytelniczką.
ReplyDelete