Wednesday, December 14, 2022

Adwentowe wspomnienie sprzed 120 lat

Zbliżają się Święta, ostatnie dni Adwentu, okresu oczekiwania, dla mnie również okresu wspomnień.
Gdy byłem już uczniem szkoły średniej (w Kielcach), na Święta byłem zapraszany do Warszawy, do domu stryja Ziemowita, brata mojego ojca. Jedną z atrakcji było przeglądanie rodzinnego pisma - Wieczory w Rembówku.

Pismo znajduje się w posiadaniu mojej kuzynki, córki stryja Ziemowita, ale posiadam kopię więc mogę odświeżyć wspomnienia. Przepraszam za jakość ilustracji - zdjęcia z odbitki.

Oto pierwsza strona jednego z pierwszych numerów - Boże Narodzenie 1901 roku.

Początkowo gazetę prowadził najstarszy z braci Stanisław - 14 lat.

Każdy numer rozpoczynał się kolejnym odcinkiem powieści przygodowej pisanej pod pseudonimem przez prowadzącego gazetę. Czasami numer zawierał odcinki kilku powieści pisanych przez współpracowników redakcji.

Następnie były Wiadomości Krajowe...

----


Poniżej zdjęcie "pukaczy"...



Wspomniany w wiadomościach Lech M., który zbierał naboje to, wówczas 5-letmi, mój ojciec.

Nr 3 - styczeń 1902 roku. Wiadomości Krajowe...



Wiadomości Zagraniczne.


Pan W.A. to syn państwa Andrycz, zarządców majątku hrabiego Krasińskiego w Opinogórze.

Korzystając z okazji podam trochę informacji z pamiętnika osoby dorosłej - najstarszego z redaktorów - Stanisława M.
Majątek należał od 1862 roku do Wiktora Łebkowskiego, pradziadka autora wspomnień. Wydzierżawił go on swojemu wnukowi - Jakubowi Milewskiemu, ojcu Stanisława. Jakub Milewski , gdy się ożenił, odkupił majątek wykorzystując posag żony. Obszar majątku - 10-12 włók - czyli 200 hektarów.

Wiktor Łebkowski wybudował dworek - drewniany, pokryty stalową blachą pomalowaną na czerwono.
Dom miał pięć pokoi: sypialny, stołowy, salon, gabinet i przedpokój. Prócz tego kuchnia dworska i czeladnia.
W sypialni łóżka rodziców, toaletka z lustrem, szafa z mahoniu , łóżka dziecinne i kołyska. Gdy dzieci przybyło, ostatecznie było ich sześcioro, do dworku dobudowano sypialnie dla dzieci. Inna rzecz, że po ukończeniu 4 klas, dzieci wyjeżdżały do szkoły do Warszawy i do domu przyjeżdżały tylko na ferie i wakacje.
Kanalizacji oczywiście, jak wszędzie wówczas na wsi, nie było. Drewniana wanna słuzyła do kąpieli a wygódka była umieszczona dyskretnie w ogrodzie.

Do zabaw na powietrzu mieliśmy kompanię chłopców z czworaków. W zabawach byliśmy na równych prawach. My imponowaliśmy im pomysłami, wiadomościami i obyciem. Oni uczyli nas sposobów wchodzenia na drzewa, wyszukiwania gniazd ptasich i obserwowania matek i piskląt, obchodzenia się z końmi, zsuwania się ze stogów, ślizgania po lodzie, kręcenia fujarek, robienia gwizdków i wielu, wielu innych wyczynów.

Śniadanie było wydawane od godziny 8-mej, więc dzieci musiały przyjść nieco wcześniej umyte, ubrane i po odmówieniu pacierza. Obiad podawany był punktualnie o 12. i nie wolno było się spóźniać. O godzinie 4-ej zasiadaliśmy do podwieczorku, a o wpół do ósmej do kolacji.
Odżywianie było proste: mleko, chleb, masło, ser zwykły, twaróg, dżemy i miód, Żadnych wędlin nie dostawaliśmy normalnie, podawane były tylko w święta lub dla gości. Herbaty dzieci nie dostawały. Trzeba było być chorym, aby dostać szklankę herbaty.
Obiad składał się z trzech dań: zupy, potrawy mięsnej lub postnej i deseru z kompotu lub leguminy. Na kolację podawano zawsze jakieś zupy na mleku z kluskami lub kaszą, a poza tym można było dostać mleka z dodatkami takimi jak na śniadanie,

W lecie nosiliśmy letnie ubrania szyte zwykle przez Matkę na maszynie Singera. W dnie ciepłe chodziliśmy boso. Zimowe ubrania i palta szył nam krawiec Birman z Ciechanowa.

Matka hartowała nas. Nie uznawała żadnych swetrów, ciepłych pończoch i bielizny. Nie mieliśmy nigdy futer i futrzanych czapek. Nosiliśmy paletka na wacie, sukienne czapki i włóczkowe rękawiczki.
W domu też zawsze była niska temperatura. Była ustalona opinia, że dwór jest zimny, ale powód był inny. Ojciec miał uprzedzenie, że wychodzi zbyt dużo opału... w rezultacie temperatura w zimie wynosiła zaledwie około 15 stopni Celsjusza.

Na zakończenie mapa okolic Rembówka. W sąsiedztwie widać Opinogórę - majątek rodu Krasińskich a tuż obok, należącą do gminy Opinogóra, wioskę Zygmuntowo. Wikipedia nie podaje żadnych informacji na jej temat, ale nazwa nieodparcie kojarzy się z autorem Nie-boskiej komedii.

Ogłoszenia drobne...

Uwaga - nagroda...

Numer kończył się Odpowiedziami Redakcji...

Jak widać listy nadsyłało wiele osób a redakcja nie wahała się odpowiadać ostro.

Na zakończenie cytat ze wspomnień stryja Stanisława, najstarszego z redaktorów, na temat początków pisma:
"...od 1901 roku z inicjatywy Matki zaczęliśmy wydawać "Wieczory w Rembówku".
Wydawane były w jednym egzemplarzu w okresie w okresie Świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia. Pisywaliśmy powiastki, wiersze, dowcipy, reportaże o ważniejszych wydarzeniach w Rembówku i okolicy, układaliśmy rebusy, zagadki i każdy dział zawierał odpowiedzi od redakcji.
Autorami było troje najstarszych dzieci i syn oprzątki (*) Stasiek Skorupski. Redaktorem była Matka.
Powiastki były bardzo naiwne. Ja i brat Jurek pisaliśmy o przygodach, siostra o dzieciach, Stasiek o podróżach po kraju, ale głównym tematem były rodzaje potraw.
Dział odpowiedzi od redakcji umożliwiał przytaczanie urywków wierszy odrzuconych przez redakcję, co było naśladownictwem podobnego działu w Tygodniku Ilustrowanym".

*Oprzątka - google miało spore trudności, ale znalazłem - dziewka zajęta przy hodowli drobin (sic) na dworze.

10 comments:

  1. Uwielbiam takie ciekawostki, sama kiedyś pisałam na blogu o wspomnieniach dziadka mojej synowej, spisywanych ręcznie w zeszycie.
    Hartowanie dzieci było dość surowe, ale na pewno skuteczne.
    Pismo kaligraficzne, z zawijasami, teraz nikt tak nie pisze, a raczej bazgroły wychodzą.
    Niesamowita pamiątka i źródło historyczne!
    jotka

    ReplyDelete
  2. Wspomnienia z dawnych lat bywają bardzo ciekawe. W rodzinie mojego ojca było kilku kronikarzy. Pierwszy redaktor Wieczorów w Rembówku zostawił kilka tomów wspomnień, są tam ciekawe fakty z okresu nauki w carskim gimnazjum, sporo detali dotyczących prowadzenia gospodarstwa rolnego. Nie sądzę żeby to zainteresowało kolejne generacje.
    Jeśli chodzi o pismo - to była sprawa oczywista, podtrzymuje to jeszcze nasza córka, która ukończyła 3 lata edukacji w Polsce, dalej jest już zupełna rozpacz. Odnoszę wrażenie, że szkoły anglosaskie celowo uczą dzieci pisać w taki sposób żeby miały z tym problem do końca życia.

    ReplyDelete
  3. Niesamowita pamiątka...
    I zaciekawiło mnie piękne pismo kaligraficzne. Moja babcia pisała w starym niemieckim "gotyku". Miała również lekcje języka polskiego (na niemieckim Górnym Śląsku) i najciekawsze, że do tego języka też używała niemieckiej kaligrafii;-) Jeszcze w latach 80tych widziałem, jak pisała listy do swojej siostry, która była misjonarką w Indonezji, używając ostrych kątów "Spitzschrifta".

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pamiątka bardzo miła. Jeśli chodzi o pismo to wydaje mi się, że te wspomnienia to najzupełniej normalne ręczne pismo, kaligrafia to już wyższa szkoła jazdy. W szkole podstawowej używalismy jeszcze piór maczanych w kałamarzu, stosowalismy kilka rodzajów stalówek. Dzisiejsza młodzież w większości trzyma długopis w nieergonomiczny sposób.

      Delete
  4. Cudowna pamiatka ! Bezcenna nie tylko dla Waszej rodziny ale przydatna dla historykow tez, moim zdaniem.
    Mialam dlugi okres prowadzenia kroniki rodzinnej ale za caly czas jej istnienia nikt ale to nikt sie nia nie interesowal, najmniej wnuki dla ktorych wlasciwie byla zadedykowana - wiec po wielu latach i kilku spisanych notesach wyrzucilam.
    Jesli chodzi o pismo to dopadlo mnie tez - tak jestesmy teraz przyczepieni do pisania klawiturowego ze wychodzimy z wprawy. Ja niemal nigdy nie mam okazji pisac recznie i gdy przyszlo mi napisac kilka kartek swiatecznych bylam przerazona rezultatem :(

    ReplyDelete
  5. Wprawa w ręcznym pisaniu - praktycznie jedyna okazja to kartki świąteczne, też niewiele bo sporo wysyłam emailem.
    Jak zaczynam pisać to idzie całkiem dobrze, ale po napisaniu kilku słów zaczynam jakoś tracić koncentrację i zaczynam połykac litery.

    ReplyDelete
  6. Niesamowicie wzruszająca pamiątka....
    I ja mam też pamiątki po dziadkach z początku XX wieku a nawet wcześniejsze. Kiedys je "odkopywalam " I pokazywałam na pierwszym blogu.
    Serdecznie Cię pozdrawiam Lechu.

    ReplyDelete
  7. Rzeczywiście, z przyjemnością do tego wracam, ale w Australii to trochę "do góry nogami".
    Odwzajemniam pozdrowienia.

    ReplyDelete
  8. Powtórzę za poprzednikami - niezwykła, rzadko spotykana i historycznie bezcenna pamiątka. A kaligrafii uczyłam się w szkole. Pisało się w zeszytach trzylinijkowych z czerwonym marginesem. Do dzisiaj mam dużoliterowe pismo na wzór kaligrafii, by było czytelnie. Czasami na kartkach świątecznych nie mieszczą się życzenia.
    Pozdrawiam Lechu serdecznie... życząc wszystkiego dobrego...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Trzymając się tematyki pisma... wspominałem już o piórach ze stalówkami, maczanymi w kałamarzu. Wywołałem sensację w szkole gdy, w klasie IV, przyniosłem do szkoły długopis. Generalna opinia grona nauczycielskiego była - nie dopuścić, to popsuje dzieciom charakter (pisma). W zanadrzu miałem jednak silny argument - ale ja to dostałem od cioci z Ameryki.
      W tym momencie sprawa nabrała charakteru światopoglądowego i nauczyciele pozwolili.
      Patrząc z teraz na moje ówczesne losy, ze smutkiem stwierdzam, że pierwsza reakcja nauczycieli była słuszna, od tego czasu charakter mi się już tylko psuł i psuł.
      Dziękuję za pozdrowienia i wzajemnie - Wesołych Świąt.

      Delete