Ostatnio spędziłem trochę czasu w Wietnamie. Początek nie był zachęcający.
Taksówka, która wiozła mnie z lotniska już po kilku minutach jazdy zjechała z austostrady i znaleźliśmy się w labiryncie wąskich uliczek, otoczeni masą motocykli. Wyglądało to mniej więcej tak - KLIK.
Chodniki zajęte są całkowicie przez parkujące skutery, stragany i wszelkiego rodzaju sprzedawców. Na mnie największe wrażenie zrobiły kobiety, ktore potrafiły w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach przykucnąć i w ciągu kilku minut rozłożyć podręczną kuchenkę i serwować gorące posiłki.
Jedzenie nie było mi jednak w głowie. Moim pierwszym wyzwaniem było dotarcie do położonego kilkaset metrów od hotelu jeziora Hoam Kiem - KLIK.
Chodniki całkowicie zajęte przez parkujace skutery, stragany i wszelkiego rodzaju sprzedawców.
Nie pozostawało nic innego tylko zanurzyć się w wartki i hałaśliwy nurt pojazdów.
Już po jednym kroku miałem dosyć. Cofnąłem się na chodnik i zlapałem jakiegoś słupa gdyż nie było tam miejsca dla mojej osoby. Po pewnym czasie wydało mi się, że w strumieniu pojazdów jest jakaś przerwa i próbowałem kontynuować spacer. Natychmiast spłoszyły mnie sygnały klaksonów za plecami. Nie było gdzie uciec więc tylko skuliłem się i wolno posuwałem się do przodu. A za chwilę było skrzyżowanie.
Po dłuższych obserwacjach i konsultacji z bardziej doświadczonymi ode mnie członkami wycieczki udało mi się zdefiniować reguły gry:
Klakson oznacza - jestem większy i silniejszy od ciebie i wiem dokąd jadę. Zakładam, że ty również znasz swój cel. Kontynuujmy więc obaj swoje działania w zgodzie.
Brak klaksonu oznacza to samo.
Rezultat - nie istnieje tu "road rage" czyli agresja na szosie.
Przepraszam, przedobrzyłem. Podczas jazdy taksówką w Sajgonie kierowca obtrąbił panią na skuterze, która zablokowała nam drogę.
Nowe idzie.
Fascynujące! To jak reportaż z innego świata.
ReplyDeleteNiesamowity jest ten widok dróg opanowanych przez skutery.
ReplyDelete