Czytanie o dobrym pasterzu, który nie szczędzi trudu by odnaleźć zagubioną owcę było tydzień temu.
W ostatni czwartek St Vincent de Paul Society (Stowarzyszenie Wincentego a Paulo) zorganizowało spotkanie pod tytułem: Co to znaczy być katolicką organizacją charytatywną po ustaleniach Królewskiej Komisji do spraw seksualnego wykorzystywania nieletnich przez Kościoły w Australii.
Zastanowiłem się... czy wiele osób zdaje sobie sprawę, że St Vincent de Paul Society jest organizacją katolicką?
Członkowie chyba tak, chociaż kiedy się zapisywałem to nie przypominam sobie żeby pytano mnie o przynależność religijną. Podczas naszych wizytacji u osób proszących o pomoc nigdy nie poruszamy tematów religijnych.
Czy osoby korzystające z naszych usług zastanawiają się nad skrzywieniami naszego ideowego kręgosłupu?
Chyba nie. Być może zastanawiają się sponsorzy. A zatem temat spotkania powinien interesować kierownictwo naszej organizacji, ale nie mnie, szeregowegopracownika.
Mimo to poszedłem.
Co Komisja zaleca podane jest w skrócie TUTAJ. Na końcu jest link do pełnego raportu Komisji. Równolegle z tym prowadzona jest akcja prokuratury o ukaranie winnych i kompensatę dla pokrzywdzonych.
Nie to jednak było przedmiotem naszego spotkania. Spotkanie było dla zaangażowanych w pracę społeczną ludzi, którzy nagle znaleźli się pod flagą mocno krytykowanej a czasem nawet nienawidzonej instytucji.
Pierwszym mówcą był biskup pochodzenia wietnamskiego. Nie szczędził on słów krytyki pod adresem swojego Kościoła. Podejrzewam, że jego zwierzchnicy nie są aż tak kategoryczni.
Moją uwagę zwróciły dwa fragmenty jego wypowiedzi -
Co robią protestanci gdy wybuchła niezgoda? Zakładają nowy Kościół.
Co robią katolicy w takiej sytuacji? Zakładają nowy zakon. Najlepszy przykład to św Franciszek z Asyżu - bardzo krytyczny w stosunku do kościelnej hierarchii, ale z drugiej strony praktyczny - założył zakon, w którym realizował swoją wizję Kościoła.
Wasze stowarzyszenie jest czymś podobnym.
Drugi fragment dotyczył roli kobiet w kościele. Biskup wspomniał, że kilka tygodni wcześniej był w Watykanie na "święcie kobiet". Wystąpiła tam m. in. była premier Irlandii Mary McAleese - KLIK, która patrząc prosto w oczy papieżowi Franciszkowi stwierdziła - Kościół przez prawie dwa tysiące lat ignorował rolę kobiet. Rezultat - teraz leżycie w błocie klapiąc bezradnie jednym skrzydłem. Tyle się mówi o odnowie Kościoła a ja, tu w Rzymie, widzę setki instytucji, w których kobiety pełnią jedynie rolę służących.
Następnie głos zabrała popularna dziennikarka radiowa i telewizyjna Geraldine Doogue. Prawdę mówiąc trudno mi było znaleźć w tym jakąś myśl przewodnią, ale bardzo spodobało mi się jej końcowe przesłanie - belong before believe - czyli najpierw przynależność, wiara później.
Wydaje mi się, że moje życie dopisało drugą część do tego hasła.
Oczywiście, jak prawie wszyscy z mojego pokolenia najpierw przynależałem - chrzest, praktykująca rodzina, katolicka szkoła.
Wiara przyszła nieco później, za sprawą rodziny i szkoły.
A potem... wiara jakoś wywietrzała.
Jednak teraz, pod koniec życia, gdy okazało się, że jestem w obcym kraju, gdy mój własny kraj jest również dla mnie obcy, gdy stwierdziłem, że nie mam żadnego wpływu na losy swojej rodziny, teraz właśnie odkryłem, że jedyne miejsce, w którym czuję się dobrze, pewnie i spokojnie, to kościół. Że jedyne miejsce gdzie moja obecność i działanie są od ręki akceptowane i pożytecznie wykorzystywane to St Vincent de Paul Society.
A zatem moje przesłanie to: belong before believe and belong even more when you lost your faith.
P.S. Odniosłem wrażenie, że polskie Stowarzyszenie św Wincentego a Paulo jest zupełnie niepodobne do australijskiego.
Jest podporządkowane Zgromadzeniu Księży Misjonarzy i na pierwszym miejscu stawia wiarę i ceremonie religijne. Informacji na temat bardziej praktycznej działalności nie udało mi się znaleźć. Na stronie głównej - KLIK- wyświetlane jest 5 ilustracji - księża, śpiewnik, święty Wincenty, Rodzina Wincentyńska (księża i zakonnicy), cudowny medalik
Dla porównania strona stowarzyszenia australijskiego - KLIK. Etykiety w czołówce strony: Find Help... Get involved - Znajdź pomoc... Włącz się. Na stronie głównej wyświelanych jest 8 ilustracji. Na żadnej nie ma jakiegokolwiek symbolu religijnego.
Może jednak ta Australia to dobra końcowa przystań.
Mam podobne przemyślenia. Mam wrażenie, że kościół w Polsce poszedł mocno w kierunku pobożności i... dewocji. Nawet działalność charytatywna w tym rozumieniu winna z tego wynikać i wręcz się na tym opierać (ukazana przez Ciebie polska strona Stowarzyszenia). Nazywa się to "pogłębieniem", ale tak naprawdę chodzi o przywiązanie do pewnych form, uzależnienie od nich wiernego. "Model" zachodni kościoła (i pewnie też australijski) stawia na uspołecznienie tej instytucji, prowadzi ludzi tak, by czuli się tam w jakiś sposób spełnieni, dowartościowani i potrzebni. Dlatego nawet ludzie mający problemy z wiarą... dobrze się tam czują. Nikt ich również ciągle nie pyta, czy wierzą w Niepokalane Poczęcie:-)
ReplyDeleteCiekawy jest również "model" południowoamerykański, który preferuje obecny papież (tak nierozumiany np w Polsce), w którym ważna jest opcja na ubogich fizycznie i duchowo, kościół jako miejsce gościnne, w którym dokonuje się terapia... Tam chyba czułbym się najlepiej. Ale trochę daleko:-)
Dziękuję za obszerny komentarz.
DeleteZachodni model Kościoła... to już całkiem nowe czasy. Stowarzyszenie św Wincentego istnieje już 155 lat i osoby, które je zakładały nie miały modelu tylko wrażliwość. Założyciel Stowarzyszenia, Fryderyk Ozanam (nota bene - pochodzenia żydowskiego), był dziennikarzem zaangażowanym w sprawy społeczne i przez przypadek zauważył, że prócz pisania może zrobić coś konkretnego - przynieść opał ubogiemu. Pochodził z katolickiej rodziny i w katolickich zakonach znalazł przykłady niesienia pomocy więc naturalne było, że dołączył do tego nurtu. A więc znowu - belonging before believing.
Model południowoamerykański bardzo mnie zainteresował, mam na myśli argentyński. Jeśli prowadzą terapię przy uzyciu tanga, to już się zgłaszam.