Monday, June 11, 2018

Niedzielne rozmyślanie - brak synchronizacji

Oooops - niedzielne w poniedziałek.
Nie po raz pierwszy, to samo przydarzyło mi się 2 tygodnie temu.
Tym razem zwalę winę na Kościół - normalnie chodzę na mszę na 10 rano do naszego kościoła parafialnego, 150 m od domu.
Wczoraj pojechaliśmy do kościoła, w którym odprawiane są msze w języku polskim. Powodem był parafialny obiad a raczej kolacja, okazja finansowego wspomożenia parafii. Msza zaczynała się o 5, obiad skończył się o 10 - kiedy tu myśleć o duchowych sprawach?

Już na parkingu widać, że jesteśmy wśród swoich...



W kościele też. Msza jest połączona z celebracją święta Serca Jezusowego. Nie wiedziałem, że jest takie święto. Czytania liturgiczne zupełnie inne niż te przepisane na tę niedzielę.

Po mszy przechodzimy do świetlicy szkoły parafialnej a tam 20 dużych stołów, przyjęcie na 400 osób.
Jestem pierwszy raz na takiej polskiej imprezie więc zauważam spore różnice w stosunku do takich imprez organizowanych przez Australijczyków.
Po pierwsze - aż 3 dania - przekąska, danie główne, deser.
Już przekąska przyprawia mnie o zawrót głowy - chyba 6 różnych wędlin na talerzu - to jest moja całoroczna porcja. Danie główne - baranina lub indyk.
Baranina to brzmi jakoś odstraszająco, w mojej nowej ojczyźnie jest to raczej owczyzna.
Po drugie - zaskakuje mnie, że to wszystko zostało przygotowane na miejcu, przez ochotników.
Australijczycy załatwiają to dużo prościej - po pierwsze nie ma przekąski tylko jakieś orzeszki na stole. Po drugie danie główne przyrządza catering company - na rożnie obraca się wołowa i wieprzowa noga, pan kucharz odcina mechaniczną piłą plaster i buch na talerz. Pomocnik kucharza dorzuca ziemniaki i jarzyny, następny proszę.
Deser też przynoszą do stołu - u Australijczyków samoobsługa.
Inna sprawa, to przy takiej ilości gości ustawienie ich w kolejce byłoby chyba koszmarem.
Po trzecie - cena - $40 od osoby. Tu dodam, że na każdym stole były 3 butelki wina i jakieś lemoniady. U Australijczyków jest BYO - bring your own i cena $55.

Dosyć tych przyziemnych rozważań - wspomnę inny akcent ostatniej niedzieli. Jest on bardzo synchroniczny - taniec.
Jedyna stacja radiowa, której słucham - ABC Classic - co dwa lata urządza plebiscyt na najpopularniejszy utwór muzyczny w określonej kategorii. W tym roku był to taniec.
Wyniki - TUTAJ - na początku Czajkowski - Jezioro łabędzie, Dziadek do orzechów, następnie Prokofiew - Romeo i Julia. W pierwszej dwunastce są jeszcze Spartakus Chaczaturiana i Śpiąca królewna Czajkowskiego. Dalej też roi się od Rosjan.

Skoro rosyjski balet, to przypomina mi się nazwisko Petipa - autor choreografii wszystkich istotnych baletów klasycznych.
Petipa - brzmi jakoś swojsko, jak.... Mazepa - fakty są nieco ciekawsze - patrz TUTAJ.

3 comments:

  1. Polskie biesiady są niepowtarzalne i nie należy tego zaprzepaszczać jakąś unifikacją, dobrze, że jest inaczej :-) Petipa - znam i oglądałam, nazwisko znaczące w historii baletu. "Tańca z szablami" nie było?

    archato

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oczywiście, że jest - na 36 pozycji.

      Delete
    2. Później znalazłam :-)

      archato

      Delete