Przez laty byłem bardzo zapalonym maratończykiem narciarskim.
Sezon narciarski w Australii jest krótki więc, aby utrzymać się w formie w bezśnieżnych miesiącach uprawiałem orienteering w różnych odmianach.
Bardzo wygodną odmianą jest Park and Street Orienteering - szukanie punktów kontrolnych w parkach i na ulicach. W Melbourne taka impreza odbywa się dwa a czasem trzy razy w tygodniu a zatem po pracy szybko zmienić ubranie i pobiegać godzinę w miłym towarzystwie.
Słabe zdrowie wyeliminowało mnie kilka lat temu z wszystkich sportów, ale otrzymuję regularne informacje z mojego byłego klubu narciarskiego i z klubu orienteeringu.
Tydzień temu dowiedziałem się o śmierci kolegi uprawiającego tę ostatnią dyscyplinę. A więc założyć krótkie spodnie, buty do biegania i jazda na specjany orienteering - wspomnienie Tima.
Trasę opracowała jego córka wykorzystując mapę sporządzoną przez jej ojca 9 lat temu. Ona też przywitała uczestników.
Poniżej uczestnicy słuchają wspomnienia i instrukcji.
Start, zawodnicy ruszają, poniżej... straż tylna, a ja za nią.
Celem jest znalezienie punktu kontrolnego i przedziurkowanie karty kontrolnej.
Kilka słów wyjaśnienia. Każdy uczestnik otrzymuje mapę (patrz niżej), na której zaznaczonych jest 20 punktów kontrolnych. Na mapie nie ma nazw ulic co wbrew pozorom jest sporym utrudnieniem. Zawodnicy mają do wyboru kilka konkurencji.
Po pierwsze biegacze - mogą zadeklarować ile punktów kontrolnych zaliczą w określonym czasie - kategorie 16, 13, 10, 7, 4 dowolne punkty.
Po drugie chodziarze, dumna nazwa Power Walkers. Ci mają godzinę czasu, wygrywa ten, kto zdobył najwięcej punktów. Uwaga - punkty kontrolne mają różną wartość.
Rezultat jest taki, że towarzystwo rozchodzi się po całym terenie, każdy w innym kierunku
Ja startuję oczywiście w drugiej konkurencji. Na mapie zaznaczyłem swoją trasę.
Po marszu czas na wspomnienia. Zadziwiające jak wielu starych znajomych spotkałem, i że mnie jeszcze pamiętają.
Na odwrocie mapy refleksja córki naszego kolegi...
I jeszcze jedno - Rogaining - moja ulubiona dyscyplina. Właśnie tam najczęściej spotykałem Tima, z tym, że on był dużo lepszy ode mnie - KLIK.
No comments:
Post a Comment