Na niektórych skrzyżowaniach ulic w Melbourne można zauważyć taką informację...
Bieg, w którym meta łapie zawodnika?
To coś dla mnie, biegi, w których ja muszę dobiec do mety, to już tylko wspomnienia.
A tu, położę się w łóżku z książką, niech mnie meta łapie.
Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Wings for Life to bieg charytatywny organizowany co roku przez firmę Red Bull (tę z Formuły 1). Dochody z biegu przeznaczone są na finansowanie badań nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego.
A co z tą metą?
Bieg jest dla mnie atrakcyjny z dwóch powodów.
Po pierwsze oryginalny format biegu - pół godziny po starcie biegaczy na trasę rusza łapacz (catcher truck). Jedzie z prędkością 15 km/godz i eliminuje z biegu każdego dogonionego zawodnika. Każdy uczestnik na przy sobie elektroniczny czip w celu identyfikacji.
15 km na godzinę. Dla zawodowych maratończyków to nic nadzwyczajnego. Żeby jednak bieg nie trwal zbyt długo, to po pewnym czasie samochód-łapacz przyspiesza, po 4 godzinach osiąga prędkość 40 km/godz - tego nie wytrzyma nawet sprinter.
Mimo to zeszłoroczny zwycięzca zdołał przebiec dystans ponad 87 km.
Po drugie bieg rozgrywany jest w 25 miastach w różnych krajach, start o tym samym czasie astronomicznym. A więc Santa Clarita w Kalifornii o 4 rano, Sunrise na Florydzie o 7 rano, Cambridge w Wielkiej Brytanii w południe, kilka miast Europy kontynentalnej, w tym Poznań, o 1 popołudniu. Izmir w Turcji o 2, Dubaj o 3, Tanan w Tajwanie o 7 wieczorem, a w Melbourne o 9 w nocy, najpóźniej a przecież o tej samej porze.
Och, jakby to było pięknie gdybym miał znajomych startujących w którymś z tych miast :)
Data biegu 7 maja, przyszła niedziela.
No a gdzie tu miejsce dla mnie?
Kilka lat temu wada serca wyeliminowała mnie z biegania, będę więc maszerował. Wczoraj zrobiłem próbę. Wydaje mi się, że maksimum, na jakie mnie stać, to tempo 6 km/godz. Przy tym tempie catcher truck złapie mnie już po 50 minutach czyli po 5 km marszu.
Melbourne, maj, 9 wieczorem. To już jesień na całego, zimno i do tego zupełna ciemność. Organizatorzy wyposażą wszystkich uczestników w latarki umieszczone na głowie, po polsku to nazywa się chyba czołówka.
Ależ to będzie widok.
Powyżej zdjęcie z zeszłorocznego biegu.
Ja zobaczę tylko plecy zawodników, też może być ciekawe bo te latarki na głowę będą wyposażone również w czerwone światło tylne.
Pozostała ostatnia sprawa czyli ta najważniejsza - cel biegu.
Osoby, które mnie znają wiedzą, że co roku uczestniczę w Multiple Sclerosis Run, biegu na rzecz pomocy osobom cierpiącym na stwardnienie rozsiane. Będę w nim uczestniczył również w tym roku i to jest mój główny cel charytatywny.
Dla porządku jednak podaję link do mojej strony w biegu Wings for Life - KLIK.
Słyszałam już wcześniej o takich biegach z "goniącymi" metami.
ReplyDeleteCzego Ci życzyć? Pogody, siły i niezapomnianych doznań. Będę myślami :-)
Izabelko, bardzo dziękuję za życzenia, szczególnie to pogodowe jest bardzo istotne.
DeleteŚwietny pomysł! Życzę jak najdłuższego marszo-biegu!
ReplyDeleteIlenko, bardzo dziękuję za życzenia.
DeleteBardzo jestem ciekaw w jaki sposób bedzie zorganizowana ewakuacja dościgniętych przez łapacza zawodników.
Trasa biegu prowadzi autostradą. Znajomi, którzy z niej regularnie korzystają, donieśli mi, że już są ogłoszenia, że w niedzielę będzie przez wiele godzin zamknięta dla ruchu motorowego.
Autostrada, to znaczy, że po wyeliminowaniu nie będę mógł zejść z trasy i zadzwonić do żony, żeby mnie podebrała. Organizatorzy będą zbierali wyeliminowanych do autobusów i odwozili ich na miejsce startu. Ale ile czasu trzeba będzie czekać na ten autobus? A może opłaca się przekraść na drugą stronę autostrady, gdzie ruch w przeciwnym kierunku, i spróbować autostopu?
Czyli meta nie z przodu, ale z tyłu zawodników? Ciekawe. Nie słyszałam o takich biegach dotąd. Życzę powodzenia! Może organizacja dopisze na medal i niepotrzebnie się tym przejmujesz.
ReplyDeletearchato
Super! Tylko pozazdrościc o takich biegach! :)
ReplyDeletePowodzenia i samych sukcesów życzę!