Prawie miesiąc temu pisałem z entuzjazmem o filmie Zookeeper's Wife - KLIK.
Zwróciłem wtedy uwagę, że recenzje filmu były dość chłodne - nie pokazano całej grozy, pominięto istotne wątki.
Z treści komentarzy można było się domyślić, że komentatorzy przeczytali książkę przed obejrzeniem filmu.
Właśnie skończyłem czytać książkę i jestem bardzo zadowolony, że wcześniej obejrzałem film.
Autorka książki - Diane Ackerman - przeczytała pamiętniki żony dyrektora ZOO, Antoniny Żabińskiej, a następnie odwiedziła Polskę, spotkała wiele osób, które miały jakiś związek z warszawskim ZOO (między innym dzieci państwa Żabińskich) lub doświadczenia z czasów II Wojny Światowej, przejrzała wiele dokumentów. Wszystko to wykorzystała w swojej książce.
W rezultacie książka zawiera ogromną ilość informacji, niektóre z nich wcale nie wiążą się z historią ukrywania Żydów w warszawskim ZOO. Nie wszystko układa się w spoistą całość.
Przejrzałem recenzje książki - sporo osób narzeka, że gubią się w natłoku relacji i faktów. Ktoś określił książke jako "choppy" - jak wzburzone morze. Zgadza się, mocno trzęsie w czasie tej lektury.
Uważam, że reżyserka - Niki Caro z Nowej Zelandii - wykazała się doskonałym instynktem. Wybrała tylko jeden, najbardziej przemawiający do wyobrażni, wątek. Powstał zwarty w treści i wymowie film. To jest właściwa droga do serca i umysłu widza. Stwarza szansę, że kogoś zainteresuje ta tematyka, wtedy sięgnie po książkę lub do innych źródeł informacji o tych czasach i miejscach.
Książka podobnie jak film przedstawia Polskę i Polaków w bardzo pozytywnym świetle. To dla mnie ważne, gdyż poparta jest relacjami świadków, w większości Żydów.
Ostatnia uwaga - w filmie bardzo istotną rolę odgrywa dyrektor berlińskiego ZOO - Lutz Heck. Rolę demoniczną. Jak robi się źle, to pojawia się Lutz Heck i robi się jeszcze gorzej.
Tu twórcy filmu mocno pofantazjowali. Widocznie uznali, że publiczność wymaga tego rodzaju mocnych wrażeń.
W rzeczywistości rola Lutza Hecka ograniczyła się tylko do rabunku zwierząt z warszawskiego ZOO. Autorka zauważa, że ta kradzież miała pewne dobre strony gdyż w ten sposób wiele zwierząt przeżyło bezpiecznie wojnę i po wojnie wróciło do Polski.
Zastanawiam się jakie są granice fantazji twórcy. Według mnie rodzina L. Hecka, jeśli takowa istnieje, miałaby podstawy wytoczyć twórcom filmu proces o zniesławienie przodka.
Rodzina pewnie ma tego tego luźny stosunek albo woli nie ruszać sprawy, żeby niepotrzebnie nie wywołać skandalu. Jakikolwiek proces sprawiłby, ze nazwisko Hecka trafiłoby do gazet i być może wyciągniętoby sporo niefajnych rzeczy.
ReplyDeletePewnie masz rację Ilenko. Wątpliwe żeby ten film zainteresował wielu Niemców.
ReplyDeleteSwoją drogą zauważyłem, że takie dopisywanie sensacyjnych informacji do historycznych postaci staje się normalną rzeczą.
Na przykład australijski pisarz Richard Flanagan w książce Wanting (wydana w Polsce pod tytułem Pragnienie) sugeruje, że XIX-wieczny gubernator Tasmanii Sir John Franklin - słynny podróżnik polarny - zgwałcił Aborygeńską dziewczynkę. Równie niezdrowo fantazjuje na temat Karola Dickensa.
Najwyraźniej czytelnikom to się podoba.