I znowu ksiądz wspomniał, że tam w niebie, tuż za niebiańską bramą, czekają na niego zmarli wcześniej krewni i przyjaciele, że aniołowie zaprowadzą go na łono Abrahama.
No nie wiem.
Jakiś czas temu inny ksiądz wyśmiał takie marzenia - ludzie, czy wy wiecie o czym mówicie?
W Niebie, toż tam dusze będą obcować bezpośrednio z Jezusem. Czy wy sobie wyobrażacie żeby w takiej chwili powiedzieć: przepraszam na chwilkę, ale tylko zamienię dwa słowa z dawno zmarłą sąsiadką.
Przypomniało mi się dawno czytane opowiadanie Marka Twaina - Wizyta kapitana Stormfielda w niebie.
Kapitan Stormfield jako niezależny nawigator, po pierwsze zbłądził i trafił do niewłaściwego nieba, po drugie zaś, już we właściwym niebie, spotkało go sporo niespodzianek. Na szczęście juz na wstępie spotkał starego znajomego, Sandy, który wprowadził go nieco w niebiańskie obyczaje i reguły.
Pomyślałem, że akurat dobry czas żeby sobie kilka z nich przypomnieć.
- Ile masz lat Sandy?
- Siedemdziesiąt dwa.
- Tak też myślałem. A dawno dostałeś się do raju?
- Na Boże Narodzenie stuknie akurat dwadzieścia siedem lat.
- Więc ile lat miałeś w chwili przybycia tutaj?
- Oczywiscie siedemdziesiąt dwa.
- Ależ to brednie!
(...)
- Nic podobnego. Mam teraz tyle samo ile miałem w chwili wniebowstąpienia.
(...) zawsze myślałem, że w niebie każdy okaże się młody, piękny i świeży.
- No tak, no tak, to znaczy, że możesz stać się młody, jeśli zechcesz, wystarczy tylko zapragnąć.
- Więc dlaczego nie zapragnąłeś?
- A kto ci to powiedział? Na to wszyscy dają się skusić. Ty także któregoś pięknego poranka zechcesz spróbować, ale wkrótce sprzykrzy ci się ta metamorfoza.
- Ale dlaczego?
(...) nie możesz sobie nawet wyobrazić ile wycierpiałem podczas mojej drugiej młodości.
- A jak długo ona trwała?
- Akurat dwa tygodnie. Dla mnie i tego było więcej niż dosyć. Zrozum, że posiadałem wiedzę i doświadczenie siedemdziesięciodwuletniego człowieka. Najgłębsze myśli otaczającej mnie młodzieży brzmiały w moich uszach jak początki abecadła. A ich spory i rozważania - słuchając ich można było umrzeć ze śmiechu, gdyby to nie było takie żałosne!
(...) nie masz pojęcia, jak się ucieszyłem, kiedy znowu stałem się posiadaczem łysej glowy, fajki i mogłem oddać się marzycielskim rozmyślaniom w cieniu drzew...
Spotkania.
W Brooklynie jest pewien kaznodzieja nazwiskiem Talmadge, który gotuje sobie poważne rozczarowanie. W swoich kazaniach bezustannie powtarza, że dostawszy się do raju, pójdzie przede wszystkim uściskać Abrahama, Izaaka i Jakuba i będzie całować ich i płakać razem z nimi. Na ziemi są milony ludzi, którzy przysięgają sobie postąpić kubek w kubek tak samo. Każdego dnia zjawia się tutaj dobre sześćdziesiąt tysięcy ludzi wyrażających gorące życzenie odnalezienia Abrahama, Izaaka i Jakuba, rzucenia się im w objecia i popłakania wraz z nimi.
Zwróć uwagę - sześćdziesiąt tysięcy! To trochę za duża porcja dla staruszków...
Mark Twain - Bajeczki dla starych dzieci - Państwowy Instytut Wydawniczy - 1950.
Spotkanie z Abrahamem to osobna historia. Z tego co wyczytałem w biblii i literaturze uzupełniającej odnoszę wrażenie, że nie jest to sympatyczna osoba. Raczej pasuje mi do niego niecenzuralne wyrażenia Salmana Rushdie z Szatańskich wersetów.
Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało... i tego zdania biblijnego się trzymajmy. Śmierć przyjaciół i bliskich, z którymi łaczyły ans różne więzy, to zawsze smutek i żal, ale i chwila do refleksji. Takie niestety życie.
ReplyDeletearchato