Tuesday, November 12, 2024

Pan Bóg dał dzieci

 Przez kilka tygodni korzystałem z usług fizjoterapeutki.
Było trochę okazji do rozmowy. Ona spytała mnie z jakiego kraju pochodzę, spytałem i ja.
- Z Korei Południowej.
- Urodziłaś się w Australii?
- Nie, w Korei Południowej, gdy miałam 2 lata rodzice oddali mnie Australijczykom w adopcję i odkąd mieszkam w Australii, nowi rodzice zapewnili mi wykształcenie.
Nie pytałem czy spotkała swoich rodziców biologicznych.

Przypomniała mi się podobna historia....
Mój dobry znajomy z narciarskich tras. Pojechaliśmy razem na serię maratonów narciarskich w Europie.
Weterynarz, zapalony żeglarz, dobrze sytuowany. Miał trzech synów i przyszło mu do głowy żeby adoptować dwoje dzieci z Korei Południowej, dwie dziewczynki.
Wspominał, że agencja załatwiająca formalności adopcyjne spoglądała na niego i jego żonę niechętnie. Dopiero po pewnym czasie ktoś wyjaśnił mu przyczynę.
- Oni podejrzewają, że Australijczycy adoptują dzieci z ubogich rodzin koreańskich żeby wykorzystywać je potem jako służące itp.
Mój znajomy zapewnił obu przybranym córkom wykształcenie.

Inna strona medalu - wizytacje pod patronatem św Wincentego...
Ostatnie dwie wizyty były u rodzin gdzie dzieci terroryzują rodziców.
Pani pochodząca z Wysp Cooka - KLIK.
Mieszkańcy Wysp Cooka to Maorysi, podobnie jak w Nowej Zelandii i podczas pierwszego spotkania potarliśmy się nosami - jak tu - KLIK.
To niestety było jedyną miłą częścią spotkania. 
Już podczas rozmowy telefonicznej przez wizytą klientka poradziła nam, żebyśmy zaparkowali samochód na sąsiedniej ulicy bo jej syn nie lubi tego typu wizyt i zdarza się, że wybiega przed dom i tłucze samochód przybyszy młotkiem.
W domu też potrafi robić gwałtowne awantury.
Syn uczęszcza do specjalnej szkoły, ale nie widać żeby sytuacja się normowała. Wraz z partnerem rozważają możliwość powrotu na Wyspy, może taka zmiana środowiska coś pomoże?

Druga wizyta - mężczyzna w średnim wieku z ciężką przeszłością. Jego małżeństwo rozpadło się, w którymś momencie wylądował wraz z synem na ulicy. Po roku znaleźli miejsce w schronisku dla bezdomnych, po następnych dwóch dostali mieszkanie opieki społecznej. W międzyczasie syn uzależnił się od narkotyków i stał się niebezpieczny. 
Kilka miesięcy temu pobił ojca młotkiem i wylądował za kratkami. Odniosłem wrażenie, że ojciec wolałby żeby syn już do niego nie wrócił, ale nie mam pojęcia jakie opcje przewiduje australijskie prawo i opieka społeczna.

Wymierny efekt tych wizyt - zapłaciliśmy zaległy rachunek za elektryczność,  kupiliśmy kanapę, daliśmy vouchery na żywność.

Smutny bilans.

P.S. Godzinę po publikacji tego wpisu przypomniała mi się jeszcze jedna "dziecinna" historia.
Dzisiaj rano, jadąc po zakupy, słuchałem jak zwykle radio ABC/Classic a tam coś o W.A. Mozarcie.
W roku 1778, 22-letni Mozart, po rezygnacji z posady w Salzburgu, szukał pracy gdzieś w Europie. W końcu zaniosło go do Paryża, tam pisał koncert na flet i harfę dla miejscowego hrabiego i jego córki. W tym okresie dotarła do niego wiadomość o śmierci matki.
Cały koncert TUTAJ.

Muzyka klasyczna - wspomnienie tej audycji przyniosło mi trochę spokoju.
A Mozart - muzyka klasyczna nie zostawiała marginesu na osobiste emocje.

13 comments:

  1. Zakładam, że musiała być straszna bieda u tych rodziców z Korei i stąd taki desperacki krok.

    Czy powrót Maorysów na rodzinną wyspę coś da w kwestii syna? Zawsze można mieć nadzieję, ale w przypadku zaburzeń psychicznych nie sądzę.
    Jak by mnie moje dziecko pobiło młotkiem, to NA PEWNO nie chciałabym, żeby po odsiadce do mnie wróciło... Są granice rodzicielskiej cierpliwości. Nie każdy jest - no tak, szukam nazwiska i nie mogę znaleźć w głowie, była taka książka o synu-lumpie i jego wiernej matce, sfilmowana również, tę matkę grała wówczas Szukszyna. O, już wiem - "Ballada o Januszku".

    ReplyDelete
    Replies
    1. W czasie gdy pisałaś ten komentarz dodałem pocieszające PostScriptum do wpisu.
      Adopcja w Korei, Wikipedia ma osobną stronę na ten temat ( https://en.wikipedia.org/wiki/Adoption_in_South_Korea# ) tak że sprawa musiała być poważna. Na pewno była bieda po koreańskiej wojnie, prócz tego samotna matka była bardzo źle traktowana zarówno przez ludzi jak i instytucje państwowe.
      Powrót na Wyspy Cooka - taki szok kulturowy może mieć przedziwne skutki na dodatek miejscowa społeczność może mieć istotny wpływ na zachowanie syna. Ale nie sądzę żeby nasza klientka zdecydowała się na taki krok.
      Ballada o Januszku - Sławomir Łubiński - oglądałem film. Dziękuję za przypomnienie.

      Delete
  2. Bywały i w Polsce takie sytuacje.
    Gdy byłam dzieckiem, do mojej babci przychodziła pewna pani, mająca gromadkę dzieci. Od babci brała stare ubrania, obierki od ziemniaków, jakieś drobne... najstarsze dziecko oddała dziadkom, młodsze rozdała po rodzinie na wsi ( pewnie ręce potrzebne do pracy), przy sobie miała najmłodsze...
    Nie wiem, jak wówczas działała opieka społeczna.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W czasie gdy pisałaś ten komentarz dodałem pocieszające (mnie ) PostScriptum do wpisu.
      Bieda, trudności z wyżywieniem rodziny - na pewno w przez sporo lat po wojnie to były w Polsce częste przypadki.
      Zakłócenia psychiczne też się zdarzały, ale wydaje mi się, że cywilizacja mocno im sprzyja. A do tego uzależnienie od narkotyków.

      Delete
  3. Wciaz slysze o podobnych sytuacjach rodzinnych i tych tyczacych adopcji. Jesli zdarzaja sie z biologicznymi dziecmi to z zaadoptowanymi czesciej chocby przez to ze te dzieci nosza w sobie gorycz i bunt bedac porzuconymi przez rodzicow. Nie kazde, nie zawsze ale jest czeste.
    Narkotyki to morderca - kazdego potrafia zniszczyc i zabic.

    ReplyDelete
  4. Bardzo dużo adoptowanych dzieci nie wie, że ma innych rodziców biologicznych - słyszałem o wielu przypadkach, że się o tym dowiadywały, często od tych rodziców, którzy ich adoptowali, to na ogół kończyło się pozytywnie.
    Adoptowane dzieci koreańskie - one już po wyglądzie wiedziały, że pochodzą z innego kraju. Przypadki, które znam zakończyły się pozytywnie.
    Narkotyki - okropna sprawa.

    ReplyDelete
  5. Aj, trudna sprawa z "trudnymi" dziećmi. Moja przyjaciółka miała taki problem z córką. Próbowała wszelakich sposób i leczenia łącznie z terapeutycznym pobytem na obozie przetrwania na pustyni gdzieś w USA. Nie wiem która terapia dała efekt "naprawczy" ale udało się dziewczynę wyciągnąć na prostą drogę. Co prawda straciła około 10 lat ze swojego życiorysu ale potem skończyła studia, pracuje i docenia starania oraz determinację swojej matki.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadza się, wydaje mi się, że to coraz częstsze przypadki. Historia Twojej przyjaciółki bardzo ciekawa a równocześnie z jednaj strony budująca bo przyniosła efekt, z drugiej może być zniechęcająca - tyle lat a jaka szansa, że się uda?

      Delete
  6. W związku z wpisem i dziećmi. Różnie z tym bywa.
    Miałam ucznia z problemami psychicznymi. Jego rodzice byli kłębkiem nerwów i ogromnie zalęknieni.
    Z drugiej strony uważali, że stan syna to sprawa rodzinnej klątwy. Jeździli po jasnowidzach, którzy przerywali ponoć łączenia, które trzymały- wiązały - chłopca z osobą, która rzuciła urok ( klątwę).
    Niewiele to pomogło.
    Nie wiem czy znasz historię wielkiego zachodniego myśliciela, który nauczał jak wychowywać dzieci. Mówiliśmy o nim na uniwersytecie, na zajęciach z historii wychowania. J.J Rousseau oddał 5 swoich do przytułku.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Miało być:
      J.J. Rousseau oddał 5 swych pociech do przytułku (sierocińca). *

      Delete
    2. Bardzo dziękuję za wspomnienie J.J. Rousseau. W szkole podstawowej dowiedziałem się, że był to socjalista-utopista i był traktowany w podręcznikach z ironiczną sympatią.
      Jego strona w Wikipedii jest bardzo obszerna i ciekawsza niż niejedna książka.
      On nawet napisał sporą książkę o wychowaniu - Emil. Widać, że łatwiej napisać książkę niż samemu to zrobić.

      Delete