Żeby była dobrze ukierunkowana wybrałem się do sąsiedniej parafii, która zorganizowała Drogę Krzyżową na terenach rekreacyjnych.
Żeby osiągnąć cel trzeba najpierw przejść przez plac zabaw.
Drogę Krzyżową ustawiono wokół boiska.
Gracze taktownie ustępują miejsca wiernym.
Wśród wiernych wyróżnia się grupa osób z Fidżi, co znowu kojarzy mi się ze sportem - potężnie zbudowani rugbyści.
Wreszcie rozpoczyna się właściwa ceremonia.
Tak dochodzimy, do krytycznej, trzynastej, stacji - Jezus oddaje ducha, nad Jerozolimą zapada ciemność - a tutaj śpiew wiernych zostaje zagłuszony przez papugi.
Papugi cichną, wierni przechodzą do ostatniej stacji. Zostają tylko krzyże.
Na końcu drogi - hot cross buns - kluchowate bułki przekreślone lukrowanym krzyżem.
W drodze powrotnej mijam kościół św Dominika, organizatora imprezy.
Wielki Piątek - kościoły puste.
co kraj, to inna drogą krzyzowa, raz w życiu jako dziecko brałam w tym udział, w rodzimej parafii, Babcia i Dziadek bardzo mi odradzali "bo się dziecko umęczysz" , więcej już nie poszłam, bo faktycznie umęczona byłam okropnie :)))
ReplyDeletepodobno Duda Andrzej co to prezydenta udaje, pochodzi z rodziny, gdzie nie tylko w kościele uczestniczyła ona w drodze krzyżowej, ale i odprawiali ja regularnie w domu, całą na kolanach, teraz już się nie dziwię ciągot do dewoctwa u tego osobnika ;)
Rygor religijny w domu.
DeleteNa dwoje babka wróżyła - czasem może owocować kontynuacją w następnych pokoleniach, a czasem zupełnie odwrotnie.
Podobnie jak brak religijności.
Życzę miłego wypoczynku.
Pharlap@
ReplyDeleteMam podobne wrażenie. Moja znajoma, Holenderka z urodzenia, dorastała w rodzinie bardzo pobożnej. Np w październiku codziennie różaniec z całą rodziną. Dziś nie chce słyszeć o kościele. I odwrotnie. Są i ludzie, którzy dzieciństwo spędzili z dala od religii. A w dorosłości jej szukają. Nie ma reguły.