Już myślałem, że na dobre postawiłem krzyżyk na tegoroczne Święta a tu wczoraj dołączył nowy element.
Pogoda była piękna, czyste niebo, słońce ale tylko dla podtrzymania nastroju, temperatura 24C.
Nic dziwnego, że wkrótce po powrocie z niedzielnej mszy wybrałem się na spacerek.
Najkrótsza z moich okołodomowych spacerowych tras, trochę ponad pół godziny spaceru.
Chodziłem tą trasą już wiele razy i moją uwagę zwróciły kilka razy śpiewy dochodzące z jednego z mieszkań.
Zauważyłem, że przed drzwiami często siedzi na krzesełku starszy pan, czasami jakaś młodsza kobieta przynosiła mu coś do picia. Doszedłem do wniosku, że to może córka mieszka z ojcem wymagającym opieki.
Jak to tutaj w sąsiedztwie bywa za każdym razem machaliśmy sobie przyjaźnie rękami.
Dość często słyszałem jakieś odgłosy muzyki dobiegające z tego mieszkania, ale kilka tygodni temu usłyszałem bardzo donośny, piękny śpiew. Kobiecy głos, może nawet dwa. To brzmiało jakoś naturalnie, nie jak z radia czy telewizora. Przed drzwiami nie było nikogo.
Wczoraj oboje lokatorzy byli przed drzwiami, pomachaliśmy do siebie a ja celowo zwolniłem żeby mieć szansę spytać o te śpiewy.
Przyniosło skutek, pani podeszła do mnie, zauważyłem, że jest całkiem przystojna, spytałem o śpiewy.
- A tak, to pewnie śpiewaliśmy psalmy.
Z kolei ona spytała mnie o zdrowie i oczywiście wspomniałem o wizycie w szpitalu.
Zastanowiła się chwilę... a czy mogę się za ciebie pomodlić?
Pasowało mi to jakoś i do tej pogody i do niedzielnego nastroju, zgodziłem się z uśmiechem.
Pani położyła mi dłoń na ramieniu, otworzyła szerzej i tak szerokie oczy i zaczęła...
"Boże, który przyprowadziłeś tego człowieka na ten świat, który troszczyłeś się o jego byt w łonie matki, który... ... nie pozwól mu teraz utracić sił i zdrowia..."
Przymknąłem oczy - niezwykle silny, czysty głos. Do tego piękny angielski akcent, i mocne słowa wypowiadane w bardzo kategoryczny sposób.
To musi KTOŚ usłyszeć - pomyślałem.
Zwróciłem uwagę na dłoń spoczywającą na moim ramieniu.
Czułem, że to jest przyjazna dłoń, ale nie czułem przepływu energii.
Tu wspomnę, że w naszym kościele jest jeden parafianin, który czasem dotyka mnie przyjaźnie po plecach i czuję jak z jego dłoni płynie do mnie ciepło.
To potrafi jeszcze nasza najmłodsza wnuczka.
Pani skończyła modlitwę, zdjęła dłoń z mojego ramienia, zauważyłem że mam spore łzy w oczach. Podziękowałem i wróciłem do domu oddychając głęboko.
Na obiad przyszedł do nas gość - nasz ksiądz proboszcz.
Bardzo sympatyczny, porozmawialiśmy przyjacielsko, przypomniał, że parafia może nam pomóc w wielu praktycznych sytuacjach.
I tak wizyta się zakończyła a mnie naszło pytanie:
- dlaczego ksiądz nie zaproponował mi błogosławieństwa?
To jest bardzo powszechne zachowanie w przypadku spotkania z osobą chorą.
Ksiądz wie, że mój stosunek do wiary jest bardzo sceptyczny, wie że nie przyjmuję komunii, ale tu sytuacja była specyficzna.
A może ksiądz poczuł, że ktoś już się za mnie w tym dniu modlił?
A czy ta pani modliła się do tego samego Boga?