Monday, April 22, 2019

Świąteczne wspomnienie

Zaczęło się w Wielki Piątek.
Wybrałem się na Drogę Krzyżową do sąsiedniej parafii.


Ku mojemu zaskoczeniu i tutaj wkroczyła polityka - w poprzednim wpisie zamieściłem zdjęcia dwóch kandydatek rywalizujących o głosy w moim rejonie wyborczym.
Na czele procesji zauważyłem jedną z nich.


Osobiście też przeżywałem swoistą drogę krzyżową, kręciło mi się w głowie i szukałem oparcia w mijanych płotach.
W domu zmierzyłem sobie ciśnienie - 74/50. To nie był rezultat postu tylko nowego lekarstwa, które przepisał mi kardiolog.

Sobota. W domu ostatnie przygotowania gastronomiczne. Poniżej reprezentacyjny produkt mojej żony.


Żona tworzy gastronomiczne cuda w kuchni a ja trzymam rekę na pulsie wydarzeń w kraju.
Jest! Nasza narodowa linia lotnicza QANTAS nie zapewniła wielkopiątkowym pasażerom rybnej potrawy - KLIK.
Oferowano wyłącznie mięsne potrawy - głosiły nagłówki w telewizji.
Od razu wiedziałem, że to mocna przesada. Tradycje chrześcijan nie znaczą zbyt wiele, ale protestu wegetarian QANTAS by nie przeżył. 
Wyjaśniło się, że chodziło tylko o danie rybne.

Kolejny etap to święcone w polskim kościele.


Na marginesie wspomnę, że ta tradycja nie jest znana w kościele katolickim w Australii.
Poświęceni ruszamy w drogę na farmę naszej córki i zięcia.

Niedziela - te poranne mgły to wspomnienie sprzed kilku lat...


... ale widoki w słońcu były takie same jak przed laty.


Na mszę jedziemy do malutkiego kościoła w miejscowości Neerim South. Dobrze nas tu znają, bywamy tu regularnie od chyba 12 lat.
Nasza córka dyskretnie, ale stanowczo stawia swoje święcone przy ołtarzu. Ksiądz dyskretnie kropi je wodą święconą.
Niestety odnoszę wrażenie, że w ciągu ostatnich 2 lat ilość osób na wielkanocnej mszy znacznie zmalała.

Wreszcie śniadanie. Cudowne rozmnożenie - przy suto zastawionym stole gromadzi się aż 12 osób.
Muszę jednak przyznać, że dzieci nie zwracały zbyt wielkiej uwagi na różnorodne smakołyki lecz najlepiej bawiły się na dworze szukając w trawie czekoladowych jajek.


Mój szacunek dla dzieci wzrósł jeszcze bardziej gdy okazało się, że nie zjadają swojej zdobyczy lecz oddają ją dorosłym żeby schowali jeszcze raz i jeszcze raz...

Poniedziałek - nie przewidywaliśmy nocowania na farmie więc nie wziąłem ze sobą żadnej butelki, w rezultacie musiałem oblać najbliższych wodą z kubka co było znacznie dotkliwsze.

Farmę pozostawiliśmy w jesiennym nastroju.


No comments:

Post a Comment