Sunday, May 5, 2019

Niedzielne czytanie - spowiedź

Sobotnie popołudnie, wczesna wiosna. Mały chłopiec, którego twarz wyglądała jakby była wyszorowana szczotką, prowadzony przez siostrę przez zatłoczoną ulicę. Chłopiec wykazywał wyraźną niechęć do posuwania się do przodu. Siostra próbowała go pospieszać, on stawiał opór. Nienawiść, z jaką patrzyła na niego była wręcz diaboliczna, ale kiedy mówiła odcień jej głosu był pełen serdeczej czułości.
- O Boże, pomóż nam - westchnęła do jego ucha ze współczuciem.
- Zostaw mnie - odpowiedział wbijając pięty w chodnik - nie chcę iść, chcę do domu.
- Ale musimy iść, Jackie. Musisz iść. Inaczej ksiądz przyjdzie do nas z kijem.
- Nie obchodzi mnie to. Nie pójdę.
- Na miłość boską, okropnie mi żal, że nie byłeś grzecznym chłopcem. Och, Jackie, serce mi się ściska z bólu za tobą. Za te wszystkie kłopoty jakie sprawiłeś babci, i że nie chciałeś z nią jeść przy tym samym stole, i że kopnąłeś ją w kostkę, i jak się schowałeś z nożem pod stołem. Nie wiem czy ksiądz będzie w ogóle chciał ciebie słuchać. Myślę, że on może cię wysłać do biskupa. Och Jackie, co ty myślisz o swoich grzechach?
Ogłupiały od strachu Jackie dał się przeprowadzić przez ulicę do bram kościoła. W bramie utknął, ale było już za późno. Nora przeciągnęła go przez dziedziniec a jej pełen współczucia szept zamienił się w triumfalny syk:
- No, mamy cię. Przyłapaliśmy cię! Dostaniesz modlitwy pokutne. Tu się wyleczą, ty zaropiały błaźnie!
Wepchnęła go do ciemnego pokoju. Nie widział księdza. Niczego nie widział. Klęknął przy ścianie i powiedział: Pobłogosław mi ojcze bo zgrzeszyłem. To moja pierwsza spowiedź.
Nie było odpowiedzi. Powtórzył głośniej. Brak odpowiedzi.
Przesunął się do przeciwnej ściany, klęknął i powtórzył jeszcze raz. Bez skutku.
Oczy przyzwyczaiły się do ciemności i wtedy zauważył coś jakby półkę na wysokości swojej głowy. Zrozumiał - to jest klęcznik.
Myślał zawsze, że wszędzie potrafi się wdrapać, ale tym razem nie dał rady. Nie było gdzie oprzeć stopy. Ześlizgnął się dwa razy zanim wreszcie oparł kolana na półce.
- Pobłogosław mi ojcze bo zgrzeszyłem. To moja pierwsza spowiedź.
Nagle otworzyło się małe okienko i odezwał się zaniepokojony głos: kto tu jest?
W tym momencie Jackie stracił oparcie, poczuł że spada, uderzył głową w drzwi, które otworzyły się a on wpadł do kościelej nawy. W tym samym momencie doskoczyła do niego siostra.
- Wielki Boże! - krzyknęła - ty mazgaju! Wiedziałam, że tak będzie! Wiedziałam, ze narobisz mi wstydu!
Jackie dostał klapsa w ucho.
- Co to? Co tu się dzieje? - zawołał ksiądz. - Nie bij tu dziecka ty mała jaszczurko!
- Nie mogę przez niego odmówić mojej pokuty! - krzyczała Nora piskliwie. - on mnie doprowadza do szału. Przestań ryczeć ty brudny szczurku! Przestań natychmiast albo dostaniesz z drugiej strony!
- Precz stąd ty mały babsztylu! - zawarczał ksiądz. Nagle zaczął się śmiać. Wyciągnął chustkę i wytarł chłopcu nos. - Pokaż głowę, nic ci się nie stało. Przejdzie ci zanim zdążysz się drugi raz ożenić. A więc... przyszedłeś do spowiedzi?
- Tak proszę księdza.
- Taki duży chłopiec na pewno ma okropne grzechy. To twoja pierwsza spowiedź?
- Tak, proszę księdza.
- Tym gorzej , tym gorzej. Usiądź tutaj na chwilę aż skończę z tymi dorosłymi i pogadamy sobie dłużej.
Jackie usiadł. Nora pokazała mu język.
Spływało na niego uczucie ulgi. Poczucie uciemiężenia, które ciążyło nad nim przez cały tydzień ustąpiło. Zdał sobie sprawę, że chciał odbyć złą, nieszczerą spowiedź. To wszystko przez kobiety. Te wszystkie kobiety i dziewczynki i ich głupie gadanie.
Gdy wreszcie nadszedł moment spowiedzi nie czuł strachu, nie spuścił nawet oczu.
- Ojcze - powiedział ochrypłym głosem - zaplanowałem zabić babcię.
Zapanowała cisza. Jackie nie odważył się podnieść oczu, ale czuł na sobie wzrok księdza. Po chwili ksiądz się odezwał:
- Swoją babcię?
- Tak ojcze.
- Mieszka z tobą?
- Tak.
- A dlaczego chcesz ją zabić?
- O Boże, jaka to okropna kobieta!
- W jaki sposób okropna?
Jackie musiał chwilę się zastanowić.
- Ona bierze tabakę.
- Wielki Boże!
- I chodzi po domu na bosaka.
- Oj-oj-oj.
- Ona jest okropna - Jackie poczuł napływ szczerości - popija piwo. I bierze ziemniaki z talerza rękami. I daje Norze miedziaki a mnie nic nie daje, bo wie że nie mogę jej znieść. I ojciec bierze jej stronę i mam już dosyć i jednej nocy postanowiłem ją zabić.
Jackie zaczął szlochać wycierając nos rękawem.
- A w jaki sposób chcesz ją zabić? - spytał ksiądz łagodnym głosem.
- Siekierą ojcze.
- W łóżku w czasie snu?
- Nie ojcze, jak je ziemniaki i pije porter, to ona zasypia.
- I wtedy uderzysz ją siekierą?
- Tak ojcze.
- A nie lepiej nożem?
- Może i lepiej, ale ja nie znoszę widoku krwi.
- A, oczywiście, nie pomyślałem o krwi.
- Ja nie mogę patrzeć na krew ojcze. Raz o mało nie dźgnąłem Nory nożem jak mnie złapała pod stołem, ale się bałem krwi.
- Jesteś strasznym dzieckiem - powiedział ksiądz z podziwem.
- Jestem ojcze - odpowiedział Jackie pociągając nosem.
- A co z ciałem?
- Z ciałem?
- No jak ktoś znajdzie i powie ludziom.
- Pokroję je nożem a kawałki zagrzebię. Włożę je w pudło i wywiozę wózkiem.
- Całkiem dobrze zaplanowane.
- Już próbowałem ojcze - Jackie poczuł przypływ pewności siebie. - Pożyczyłem kiedyś wózek i próbowałem o zmroku.
- Nie bałeś się?
- Nie, no może trochę.
- Jesteś okropnie odważny - powiedział ksiądz. - Jest masa ludzi, których chciałbym się pozbyć, ale nie jestem odważny jak ty. No i powieszenie to okropna śmierć.
- Tak?
- Okropnie okropna.
- Ojciec widział powieszonego?
- Tuziny i wszyscy umarli wyjąc.
- Ooooo.
- Huśtali się godzinami i ryczeli jak dzwony w dzwonnicy aż przyszedł czas żeby ich spalić. A nie byli jeszcze wcale martwi.
- Och...
- Tak, tak że na twoim miejscu pomyślałbym jeszcze o tym. Według mnie nie warto. Nawet gdy chodzi o pozbycie się babci. Pytałem o to z tuzin ludzi takich jak ty i wszyscy powiedzieli - nie, nie warto.

Nora czekała na dziedzińcu.
- No? - zapytała - co ci dał?
- Trzy Zdrowaś Maria.
- Chyba nie powiedziałeś mu wszystkiego.
- Powiedziałem wszystko!
- Co mu powiedziałeś?
- To czego ty nie wiesz.
- Akurat! Dostałeś trzy zdrowaśki bo widział że jesteś beksa.
Jackie się nie przejmował. Czuł że świat jest dobry. Zaczął gwizdać na ile zator w ustach mu pozwalał.
- Co tam ssiesz?
- Cukierek.
- Ksiądz dał ci cukierek?
- Acha.
- Wielki Boże! - powiedziała Nora - niektórzy mają szczęście. Mogłabym grzeszyć tak jak ty. Nie ma pożytku z bycia dobrym.

Frank O'Connor - First Confession - tłumaczenie, z lekkimi modyfikacjami, moje.

Inspiracją wpisu była dzisiejsza ceremonia przedstawienia dzieci, które mają wkrótce przystąpić do pierwszej spowiedzi.
Ceremonia, błogosławieństwo, poparcie całej parafii. Nie pochodzę z Irlandii, nie miałem siostry, nie pamiętam babci, ale powyższa opowieść jakoś mi bliższa.

4 comments:

  1. Pamiętam, jak tata musiał donieść jakiś dokument księdzu do kościoła, to chyba było przed chrztem siostry. Poszłam z nim, właściwie za nim biegłam. Po drodze w ulubionej cukierni tata kupił mi pączka. Kiedy dobiegłam do kościoła, miałam go ( tego pączka) jeszcze połowę. Pusty kościół mnie kompletnie zaskoczył. Wydawał się dużo większy, półmrok sprawiał, że wydawał się bardziej tajemniczy, witraże wyglądały inaczej, malunki na ścianach przyciągały wzrok, widziałam ołtarz w całości!. Zapach starego drewna. Odgłosy miasta docierając zza murów kościoła. O Boże - pomyślałam z zachwytem. O Boże - usłyszałam- jak możesz dziecko znieważać to miejsce wchodząc tu z jedzeniem!!!- nakrzyczał na mnie ksiądz. Potem bałam się kościoła, tak jak bałam się MO.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widać z tego, że irlandzcy księża mają lepsze poczucie humoru. Przykład z mojego podwórka - ślub mojej córki z Niemcem. Ksiądz sprawdzał dokumenty. U naszej córki w porządku - chrzest, komunia, bierzmowanie. Zieć - zrobił się czerwony na twarzy -ja, ja nie jestem ochrzczony :(((
      Wstałem i mówię: to co wy tutaj księdzu dobrodziejowi zawracacie głowę, bardzo przepraszamy za kłopot. Ksiądz zaprotestował: co za bzdury opowiadasz, oczywiście że dam wam ślub i zapewniam cię (zięcia), że nie poczujesz się dyskryminowany. Jedyne, to nie dam ci błogosławieństwa, bo nie ma ono dla ciebie żadnego sensu. A tak przy okazji... będziesz miał okropnego teścia.

      Delete
  2. :)))
    I co? Sprawdziły się jego słowa?

    ReplyDelete
  3. A ty Lechu u spowiedzi wielkanocnej byłeś?
    No bo ja tak i Jezuska do do serduszka przyjęłam.

    ReplyDelete