Wieczorami obserwowaliśmy jak jacyś maniacy religijni błąkali się po terenie szkoły głosząc koniec świata, a potem, jak dzika grupa ludzi z miasta szukała osób pochodzących ze zbuntowanego plemienia. Wyważali drzwi, grabili kaplicę, zabrali wielkie, barwne malowidło męki Chrystusa. Rano zobaczyliśmy irlandzkiego księdza wściekle pedałującego na swoim rowerze. Gdy zniknął, duchy przelatywały przez kaplicę i grzechotały na dachu. Jednej nocy zawalił się ołtarz. Następnego dnia zobaczyliśmy jaszczurki kiwające głowami na ścianach kaplicy.
Ben Okri - Laughter beneath the bridge - z tomu Incidents at the Shrine.
Tym razem jednak badanie zaczęło się od tytułowego pytania.
Zerknąlem na trzymaną w ręku książkę - Incidents at the Shrine.
Czy lubię? Próbuję. Realizm magiczny kojarzy mi się z G. G. Marquezem. Ben Okri jednak sięga bliżej jądra ciemności.
- Czytałaś coś Ben Okri? - spytałem.
- Tylko Famished Road - odpowiedziała pielęgniarka schylona nad pudełkiem z ampułkami.
- Rzadko mam okazję rozmawiać tu z kimś o książkach - powiedziałem odwróciwszy twarz do ściany (nie lubię widoku krwi).
- Bardzo lubię Dostojewskiego - powiedziała pielęgniarka przyklejając mi watę na ręku.
- I niektórych pisarzy z Południowej Afryki - dodała
Wreszcie mogłem na nią spojrzeć. Młoda kobieta z głową szczelnie owiniętą chustą.
- Cootzee? - spytałem.
- Też, ale mieszkałam 6 lat w Południowej Afryce, tam jest wielu świetnych pisarzy nieznanych w innych krajach.
- Mieszkałam też 6 lat w Arabii Saudyjskiej - dodała domyślając się pewnie mojego zainteresowania jej nakryciem głowy. - Ludzie tutaj mają bardzo fałszywe pojęcie o Islamie - dodała.
Kilka godzin później otrzymałem sms z wynikiem badania.
Alarm! Krew wyjątkowo rzadka, zmniejszyć dawkę, ponowne badanie już za tydzień.
P.S. Famished Road... najsłynniejsza książka Ben Okri. Słyszałem o niej, ale nie czytałem, nie ma jej w mojej bibliotece.
Po powrocie do domu zagooglałem na polskie strony.
Droga bez dna - "Tak naprawdę to ja wcale nie lubię realizmu magicznego, ale tę książkę nic to nie obchodziło. Karmiła mnie tym, czy tego chciałam czy nie. I w końcu mnie poniosła ze sobą..." - KLIK.
Zgadza się to jest Ben Okri, mam na myśli powyższą refleksję, tę pielęgniarkę, i ten wynik badania.
Nie, nie lubię Bena Okriego, bo go jeszcze nie znam. Ale zachęciłeś mnie.
ReplyDeletePoczytam i mam nadzieję, że go polubię.
Zachęciłem... jak widać z wpisu moje doświadczenie to spotkanie nieco dziwnej osoby i zakłócenia w organiźmie.
ReplyDeletePrzed zaczęciem czytania radzę skonsultować się ze specjalistą.