Tuesday, March 5, 2019

Dzień, który się liczy

Dzisiaj pierwszy wtorek marca czyli Super Tuesday - dzień liczenia rowerzystów jadących do pracy.
Akcję organizuje stowarzyszenie cyklistów - Bicycle Victoria.

Uczestniczę w tej akcji rokrocznie od 2009 roku, poniżej rejestracja procesu mojego starzenia się...

Kilka lat temu przestałem rejestrować.

Gdy robiłem to po raz pierwszy, przydzielono mi bardzo ruchliwe skrzyżowanie. Po 2 godzinach liczenia kręciło mi się w głowie od tego ruchu, hałasu i spalin.
W kolejnych latach korzystałem już z przywileju wyboru miejsca. Oczywiście wybieram blisko domu i w ciekawym lub przyjemnym miejscu.

W tym roku wybrałem ścieżkę rowerową biegnącą wzdłuż torów.


Zadanie: policzyć rowerzystów na każdej możliwej trasie.


Jak widać na powyższym obrazku tym miejscu spotykało się aż 5 tras.
Zatem osoba nadjeżdżająca którą z tych tras ma 4 możliwości do wyboru, każdą należy zarejestrować i na dodatek jeszcze z podziałem na płci. Na szczęście były tylko 3 kategorie - kobieta, mężczyzna, niewiadoma.
Jako stary seksista nie zarejestrowałem żadnych niewiadomych.

Niestety moje działanie mogę podsumować prosto - wiele hałasu o nic.
W godzinach 7:00 - 7:15, policzyłem tylko 7 rowerzystów. Później było jeszcze gorzej.

Dużo lepiej spisywały się pociągi, 4 na kwadrans - po 2 w każdą stronę.

Znam te okolice gdyż przez wiele lat jeździłem do pracy na rowerze równoległą ścieżką. Według mnie większość rowerzystów decyduje się jechać ulicą gdyż będzie szybciej. Kilkaset metrów bliżej miasta sytuacja zmienia się, ulice są nadmiernie zatłoczone a ścieżki bardzo malownicze.

Dygresja - mój punkt był naprzeciwko przejścia przez tory. Przejście wyglądało tak. Po lewej stronie otwarta furtka, która zamyka się automatycznie gdy nadjeżdża pociąg. Po prawej stronie furtka awaryjna, dla osób, które nie zdążyły przejść przez zamknięciem furtki.




Tutaj widok z drugiej strony. Żeby otworzyć furtkę należy nacisnąć guzik.
Zaskoczyło mnie, że guziki są aż dwa - ten dolny pewnie dla rowerzystów żeby nie musieli odrywać rąk od kierownicy. A pewnie i dla pieszych, żeby nie musieli odrywać palców od klawiatury ifona.


Uwagi na marginesie - jedna osoba zatrzymała się pogadać ze mną. Właściwie to nie jestem tego taki pewien. To był mężczyzna z pobliskiego ośrodka osób upośledzonych umysłowo i już z daleka słyszałem jak rozmawia sam z sobą. Zatrzymał się przy mnie na chwilę, ale nie wiem czy rozmawiał ze mną czy ze swoimi myślami.

Najsympatyczniejszy dla mnie widok to chyba 10-letnia dziewczynka jadąca na hulajnodze bez żadnych osób towarzyszących. 
Zarejestrowałem ją jako rowerzystkę, kobietę. Dzięki niej liczba kobiet, które przejechały tu w ciągu 2 godzin wzrosła do 4.

Po liczeniu wróciłem do domu, ukręciłem masę na naleśniki dla wnucząt, wstąpiłem do kościoła zrobić trochę porządków. 
Gdy wracałem do domu znalazłem w skrzynce list z MS Society - Stowarzyszenie wsparcia dla ofiar Stwardnienia Rozsianego - w czerwcu będę uczestniczył w ich marszu charytatywnym.
Teraz biorę się za smażenie naleśników.
To był jeden z dość rzadkich dni, które się liczą.

1 comment:

  1. Cieszę się razem z Tobą :-)
    Popieram myśl, że lepiej rejestrować liczbę rowerzystów niż proces naszego starzenia:-)

    ReplyDelete