Thursday, February 1, 2024

OoooopsaHeimer

 Pierwszy dzień lutego, właśnie rozpoczął się rok szkolny co gwarantuje słoneczną pogodę i upały.

Najstarszy wnuk szkoły już ukończył, w poniedziałek zaczyna swoje zajęcia artystyczne a więc ostatnia szansa żeby wybrać się z nim do kina na film Oppenheimer.

Przed kupnem biletów sprawdziłem sytuację finansową producentów - Oppenheimer zarobił prawie miliard dolarów dużo mniej niż Barbie - 1.4 mld.

Bilety kupowałem przez internet - zaskoczyły mnie rozmiary sali kinowej - 3 rzędy, 15 foteli. W tym momencie jeszcze wszystkie były wolne.
Ileż się trzeba starać żeby przy takiej widowni zarobić miliard?

Seans zaczynał się w południe, sala trochę się wypełniła, prócz nas były jeszcze 4 osoby, wszystkie w mojej kategorii wiekowej.

Na początek prawie 20 minut reklam - domy opieki dla starszych osób, zajęcia rehabilitacyjne dla tychże osób, sklepy ze sprzętem ułatwiającym poruszanie się, słyszenie i inne funkcje życiowe.
Cóż za świetne rozeznanie rynku.

Wreszcie film...
Na początek jakieś archiwalne zdjęcia - epoka filmu niemego, film czarno-biały za chwilę scena gdy tytułowy bohater budzi się zlany potem, przed oczami migają mu jakieś apokaliptyczne obrazy.
Ufffff..
Następnie sceny z ośrodków badawczych, jakieś komisje, jakieś sceny z kobietami - co kilka chwil cały ekran staje się czerwony.
Wow - wczuwamy się z emocje Oppenheimera i czujemy na własnej skórze jak to ciężko.

Oooops - projekcja zatrzymuje się, z tyłu ktoś informuje nas, że będzie krótka przerwa gdyż jest jakaś usterka techniczna w wyniku której ekran zalewa się czerwienią.

Wymieniam z moimi rówieśnikami nieco zażenowane spojrzenia - a my myśleliśmy że to był starannie zaplanowany efekt.

Po jakichś 15 minutach przeprosiny i zwrot pieniędzy za bilety.

Pytam wnuka o wrażenia - on też sądził, że te czerwone błyski wliczone były w cenę biletów.
Co do filmu to jest powściągliwy w ocenach, jedna rzecz jest jednak pewna - osoba nie mająca dobrego rozeznania w przebiegu projektu Manhattan i niezłego zrozumienia fizyki jądrowej i kwantowej, a do tego jeszcze klimatu politycznego w USA, niewiele z tego filmu zrozumie - może tylko te senne mary.
Film musiało obejrzeć kilkadziesiąt milionów widzów - nie sądziłem, że ludzkość jest na tak wysokim poziomie intelektualnym.

Jutro Matki Boskiej Gromnicznej - przypomina mi się powiedzenie - Gdy w Gromniczną z dachu ciecze...

A jak to się ma do lata na południowej półkuli:
Gdy w Gromniczną słońce świeci, reszta lata szybko zleci.
Gdy w Gromniczną w nieba ciecze lato jeszcze się przewlecze.

P.S. Meteorolodzy powiadomili, że miniony styczeń pobił rekordy opadów.

Zielono mi...


23 comments:

  1. My czekamy na możliwość obejrzenia filmu poza kinem, tak długie ekranizacje lepiej oglądać w warunkach domowych.
    Wyjście nieudane, ale bywają takie niespodzianki, u nas kiedyś prąd w kinie odcięło, seanse mocno się wydłużyły.
    Deszczu i u nas w styczniu sporo, nie pamiętam tak deszczowego miesiąca ostatnio.
    jotka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dłuuugi film.
      Rzeczywiście - 3 godziny, bez przerw.
      Awaria systemu oszczędziła nam tej niedogodności. Nie mam najmniejszej ochoty żeby do tego filmu wracać.

      Delete
  2. Oj, jak dobrze ze nigdy sie na ten film nie skusilam chociaz dobrze jest poznac cos o czym chce sie wydac opinie. Jednak tyle biograficznych widzialam ze moja ocena ich jest slaba - bo znajac biografie bohatera z innych zrodel przekonalam sie ze kazdy taki film nie oddaje prawdy. Poza tym my obecnie widzimy ta osobe z perspektywy lat, zmian politycznych i socjalnych zapominajac sie wczuc w okres polityczno-spoleczny w ktorym zyl i dzialal. To wydaje mi sie krzywdzace a jakos nie jest brane pod uwage.
    Od kilku lat nasze sale kinowe tez sie zmienily jako ze kazda dostala rozkladane az do pozycji lezacej fotele i bardzo duze przejscia miedzy nimi co ograniczylo ilosc miejsc. Ogolnie kina cierpia na brak chetnych jako ze to samo mozna ogladac w domu, w telewizji, poza filmami 3D kiedy to frekfencja jest wieksza. Nawet wprowadzenie sprzedazy piwa i wina nie pomoglo w zacheceniu.
    Z najbardziej bliskich prawdy uwazam film "Wire" gdyz czytalam ksiazke tez, sluchalam wywiadu z bohaterem filmu ktory wtedy jeszcze zyl i potwierdzil jego dokladnosc.
    Ale to nic, Lechu, liczy sie czas spedzony z wnukiem.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie osobiście jakoś nigdy nie interesował proces powstawania broni atomowej. Jakoś wyobrażałem sobie Oppenheimera bardziej jako administratora niż jako naukowca. W kawałku filmu który zdołałem obejrzeć widziałem go jako osobę zagubioną między naukowcami, agitatorami politycznymi, namiętnymi kobietami itp.
      Sale kinowe - to samo kino, przed laty miało chyba tylko 3 sale, teraz ma 11, ale większość z nich pewnie taka malutka.
      Spotkanie z wnukiem zawsze istotne.

      Delete
  3. Film obejrzę w domu.
    Oskar murowany, chociażby ze względu na uczczenie pamięci uczonych-w większości pochodzących z Europy(?).
    Interesujące są ich biografie, osiągnięcia naukowe i przekonania ideologiczne.
    Z ciekawością przysłuchiwałem się dyskusji pewnych panów o filmie, którzy mieli pojęcie o fizyce, matematyce, a i życiorysy biorących udział w projekcie Manhattan nie były im obce.
    Kiedy temat wszedł na szczegóły, tzn. wymieniono kryptonim pierwszej eksplozji bomby atomowej, czyli "Trinity"(przetłumaczone na "Świętą Trójcę") i różne domysły, to mnie, no wiadomo...
    Teorie spiskowe. Załączyłem projekt Manhattan do swoich dalszych szperań, także poszukuję różnych źródeł. W tym wątki polskie, oczywiście...
    Na koniec, w dyskusji wspomniano cosik o tzw. bombie gluonowej(bozonowej) i kulistych piorunach-ale to już inna bajka...
    Zarobiony jestem, a wędrówki po rezerwacie, mimo pogody-obowiązkowe.
    Młot

    ReplyDelete
    Replies
    1. Trinity - to słowo oznacza trójcę, Święta Trójca to Holy Trinity.
      Uczczenie pamięci uczonych - po tym uczczeniu oni już nie będą uczeni, ale uczczeni.

      Delete
    2. Słowo Trinity pada w filmie dwukrotnie i zostało przetłumaczone w wersji polskiej na "Trójcę Świętą". Różnie bywa z tymi tłumaczeniami... Co miał na myśli tłumacz-nie wiem. W dodatku O. był ateistą i sam ponoć wymyślił taki kod.
      Być może doszukiwano się jakiś metafor...
      Film kategorii R., scenariusz reżysera na podstawie książki "Amerykański Prometeusz. Triumf i tragedia R. O. "
      Było o pomnikach. W 1965 r. w miejscu wybuchu powstał "Narodowy pomnik historyczny S. Z." . Dwa razy w roku udostępniony dla turystów. Tak z ciekawości poszperałem...
      Młot

      Delete
  4. A my mamy niedźwiadka albo świstaka, które boją się swojego cienia w słońcu więc uciekają do nory i zima będzie długa. Pochmurny dzień zwiastuje rychłą wiosnę. Obserwujmy zatem pogodę na obu półkulach:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pogody obecnie tak nieprzewidywalne, że z obserwacji niewiele wynika. Pewnie lepiej obserwować zwierzęta, ale jakie skoro ani niedźwiedzi ani świstaków u na nie ma?

      Delete
  5. Miś i świstak to mój komentarz:))

    ReplyDelete
  6. Na marginesie...
    Przepraszam Gospodarza...
    Obecnie trwają ruje"moich" ulubieńców-wilków i bobrów, obawiam się konfliktów, ale nie mam prawa ingerować...i b. dobrze!
    Nie byłbym sobą, dlatego poprzekomarzam się sympatycznie z Lechem. Widzowie poszli na ten film z różnych powodów. Może strach przed wojną? Osobiście podoba mi się gra aktora odtwarzającego O. (pamiętam go z jakiegoś serialu o gangu irlandzkim). Tyle mocarstw zaangażowanych w obecne wojny posiadają bomby nie tylko atomowe i szantażują świat użyciem "w razie zagrożenia" pokoju ...
    To znaczy, że widzowie mają na tyle wyobraźni.... Ciekaw jestem, jaka frekwencja jest w Japonii itede...
    Młot

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oppenheimer w Japonii - poszukałem i okazało się że go dotąd nie wyświetlali, chyba wprowadzą na ekrany w tym roku.
      Istotnym czynnikiem hamującym był fakt kojarzenia Oppenheimera z Barbie - termin BarbieHeimer, kombinowane seanse obu filmów, produkcja memów, na których pokazywano ekspolozję bomby atomowej w kolorze różowym.

      Delete
    2. Znalazłem podobne informacje.
      W filmie pominięto udział Stanisława Ulama w projekcie Manhattan, którego zaangażował von Neuman...
      Sprawdzę, czy w "mojej" bibliotece jest książka o której wspominałem.
      Najbardziej istotnym czynnikiem, jest fakt, że Japończycy, jako naród doświadczył na własnej tkance działanie wynalazku O. i jego współpracowników, ale mogę się mylić.
      Pozdrawiam
      Młot

      Delete
    3. Dziękuję za wspomnienie S. Ulama, o którym nigdy dotąd nie słyszałem.
      Dziękuję z pewną rezerwą - po prostu za dużo tych ludzi, faktów, wydarzeń.
      Dlatego straciłem ochotę na obejrzenie Oppenheimera.
      Jasne dla mnie jest, że wyczerpałem już mój limit przyswajania wiadomości i wiedzy, pozostają wspomnienia.

      Delete
    4. Lechu,
      może zmienisz zdanie, bo podobnież warto zobaczyć film Nolana. Trudno znaleźć jakąś krytyczną recenzję...
      Ma przesłanie...
      Zanim obejrzę film, chcę poznać głównych projektantów Manhattanu. Bo sam pomysł i badania narodziły się w Niemczech, a dużą rolę odegrali uczeni z Austro-Węgier.
      Ulam(autobiografię napisał wraz z żoną Fr. Aron "Przygody matematyka") do projektu został zaproszony przez fizyka H. Bethe (a wprowadził go von Neumann?).
      Ulam stosował metodę "Monte Carlo"w badaniach i obliczeniach procesów statystycznych. W filmie nie ma o nim nawet wspomnienia, a był postacią wybitną!
      Wraz z Tellerem opracowali mechanizm bomby termojądrowej-są ich podpisy patentowe. To są już późniejsze badania w Los Alamos.
      "Trójca" Ulam, Gamow, Teller przy pomocy komputera(MANIAC) zaprogramowanego przez von Neumanna "wymyślili" bombę wodorową, a Ulam zaproponował konstrukcję zapalnika -za co prawdopodobnie został przez Tellera odsunięty z projektu. Tak przynajmniej mówił Bethe...
      Wybiegłem w przyszłość, ale warto wiedzieć(moim zdaniem), kto kim był w zespole Oppenheimera, bo są zdania kontrowersyjne(wiadomo po obejrzeniu filmu), jaką rolę odgrywały osoby przemilczane, bądź drugoplanowe.
      No i kto był "szarą eminencją"...
      Nabrałem ochoty na obejrzenie tego hitu...
      Przynudzam, przepraszam,
      ale znowuż mnie zainspirowałeś i musiałem zmienić plan prac domowych i bibliotecznych.
      Za co jestem Ci wdzięczny, bo to moja terapia... w ćwiczeniu pamięci...
      Młot

      Delete
    5. Już chyba wspomniałem, że na obejrzenie filmu nie mam już ochoty.
      Uznaję to za swoją wadę - fizyka kwantowa i jej konsekwencje to dla mnie zbyt skomplikowane.
      Podobnie niezbyt interesują mnie rozgrywki taktyczne w zespole tworzącym broń nuklearną.

      Delete
    6. Zrozumiałem.
      Do widzenia.
      Z wyrazami szacunku
      Młot

      Delete
  7. 3 godzinny film, jak dla mnie - niestety odpada, nie wysiedzę tak długo na 4 literach. Też wolę obejrzeć w domu. Ostatnio zrezygnowałam z Zielonej granicy, choć bilet już miałam zakupiony, kiedy przeczytałam o 3,5 godzinach, a jak dojdzie 40 min reklam, bo u nas niestety poniżej pół godziny to rzadkość. Kino na 3 rzędy - to jeszcze większa rzadkość, nawet studyjne kina miewają większą widownię. Ale większość kin jednak to duże multipleksy, więc te miliony jakoś się łatwiej zarobiły. Na fizyce to ja się nie znam zupełnie, ale popatrzyłabym jeśli mogłabym w domu obejrzeć, z przerwami. Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też myślę, że projekcja w domu będzie znacznie lepsza. Pomijając gospodarkę czasem można będzie cofnąć i powtórzyć niektóre sceny bo czasami sytuacja zmienia się zbyt szybko.
      Według mnie znajomość fizyki nie jest istotna, mnie bardziej przeszkadzał brak głebszej wiedzy na temat pokazanych w filmie naukowców.

      Delete
  8. A my wybieramy sie z wnukami na "Pana Kleksa".
    A jesli chodzi o ksiazki to wrocilam do wspanialych wierszy Pani Wislawy Szymborskiej.
    Niestety... nie moge przebrnac przez "Ksiegi Jakubowe" Pani Olgi.
    Stokrotka

    ReplyDelete
  9. W Polsce to wnuki mają dobrze.
    Wiersze Szymborskiej - pełna zgoda.
    Księgi Jakubowe, mnie zajęły chyba 9 miesięcy - odczucia bardzo mieszane.

    ReplyDelete
  10. Jaka piękna zieleń! Zazdroszczę klimatu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Każdy klimat ma swoje kaprysy i potrafi płatać figle, ale generalnie klimat w okolicach Melbourne jest na pewno przyjemniejszy niż w Polsce.

      Delete