Dzisiaj czwartek - dzień spotkania z wnukami.
Najpierw odbiór ze szkoły.
Australia dość beztrosko traktuje epidemię wirusów.
Mamy więcej zarażeń niz Polska, chyba 2 przypadki śmiertelne, a nie zamyka się szkół, nie odwołuje imprez publicznych itp.
Mam nadzieję, że nie trzeba będzie tego zmieniać.
W szkole wnucząt było jak zwykle gwarnie i chaotycznie. Funkcjonowały czwartkowe stoiska z żywnością. Większość wyprodukowana w domach rodziców. Poważna grupa producentów to kobiety z Etiopii i Sudanu.
Oczywiście nie omieszkałem sprawdzić zabałaganionego miejsca na pobliskim parkingu - KLIK.
Sytuacja bez zmian. Wysłałem kolejne powiadomienie do rady dzielnicowej deklarując gotowość czynnego włączenia się do sprzątania.
Ponieważ sprawa jest rozwojowa to sygnalizuję ją na moim anglojęzycznym blogu - KLIK.
Ale nie o tym miałem pisać.
Jak zwykle w czwartek, nasz wnuk Ambroży po krótkim odpoczynku w domu, jedzie na trening koszykówki.
Dzisiaj towarzyszył mu kolega z klasy.
O czym rozmawiali dwaj trzecioklasiści?
O epoce lodowcowej, o tym które zwierzęta wyginęły w tym okresie, które przetrwały. Jak przetrwały.
Łza się w oku kręci - toż identyczne rozmowy prowadziłem ze swoimi kolegami 70 lat temu.
Zaczął się trening.
W którymś momencie na salę weszła bardzo zadbana pani z córką. Zapewne jej syn uczetniczył w treningu. Pani zapatrzyła się w ekran smartfona. Jej córka rozglądała się bezradnie po sali.
Znam tę dziewczynkę, 2 tygodnie temu była ze mną na treningu nasza wnuczka i dziewczynki bawiły się ze mną piłką. Na marginesie wyznam, że omal nie wyzionąłem ducha podczas tej zabawy.
Dziewczynka przytuliła się do matki, a ta przygarnęła ją i zaczęła głaskać w okolicach ucha nie odrywając wzroku od smartfonu.
Zrezygnowane dziecko położyło się na podłodze i próbowało bezskutecznie zasnąć.
I wtedy zauważyło mnie.
Dziewczynka poderwała się na równe nogi i wybiegła na korytarz.
Wiedziałem o co chodzi - spodziewała się, że tam jest nasza wnuczka.
Po chwili wróciła zasmucona, spojrzała na mnie pytająco, a może z wyrzutem?
Wziąłem piłkę i wskazałem na nią pytająco - czy chcesz się pobawić?
Twarz dziewczynki rozjaśniła się.
Spytałem więc matki, ta wyraziła zgodę i następne pół godziny spędziliśmy na zabawie. Nauczony doświadczeniem starałem się zbytnio nie nadwerężyć, ale dziecko i tak było zadowolone.
Czyli przez te 70 lat dzieci się nie zmieniły.
Reszta jest milczeniem.
O tak, zachowania i reakcje dzieci sa bardzo podobne - zanim dorosna.
ReplyDeleteJak latwo i wspaniale dogaduja sie miedzy soba, bez wzgledu na rase i plec.
Ja tez czesto widuje matki wpatrzone w telefon i niewiele poswiecajace uwagi dziecku. Albo wtykajace mu iPod by sie czyms zajal. Chociaz nie podoba mi sie to bo wiem ze ani dobra droga wychowacza, ze dzieci chca sie inaczej bawic i pragna bliskosci i uwagi rodzica to zdaje sobie sprawe ze niestety juz tego nie zmienimy, ze nowe nadeszlo.
Miales namacalny przyklad jak zainteresowaniem zmieniles caly nastroj dziewczynki - a kosztowalo tak niewiele bedac dla niej bezcennym.
Szkoda ze dla matki zbyt duzo.......
Słyszę w radio i tv informacje o specjalnych programach dla rodziców: jak zredukować czas spędzany przez dzieci nad ekranem?
DeleteNo i specjaliści mają zajęcie i zarobek a rodzice poczucie swojej przydatności.