Road rage - agresja na drodze - nie wiem czy w języku polskim istnieje lepsza nazwa tego zjawiska.
Kilka dni temu wracałem ze spaceru naszą lokalną ulicą. Nagle usłyszałem pisk opon. Jakiś samochód gwałtownie hamował, zniosło go na drugą stronę ulicy, zatrzymał się tuż przed skrzyżowaniem. W bocznej ulicy, tuż przed skrzyżowaniu, stał samochód.
Stał prawidłowo. Nie oglądałem całego wydarzenia więc nie wiem co było przyczyną gwałtownego hamowania.
Kierowca, który ostro hamował wyskoczył z samochodu, przeklinając i wygrażając podbiegł do drugiego samochodu.
Po chwili drzwi drugiego samochodu otworzyły się i wysiadł z niego potężnie zbudowany mężczyzna.
Jak potężnie?
Oceniam jego rozmiar na dwóch Mao Tse Tungów więc dla krótkości będę go nazywał Tse-tse.
Mężczyzna, który rozpoczął dyskusję kontynuował swoje wyzwiska.
Na to Tse-tse schylił się i wyciągnął z samochodu niewielką siekierę (bez pokrowca)...
- Chcesz się bić? Jak chcesz to możemy się bić. No, chcesz?
Inicjator scysji kontynuował wyzwiska, ale wyraźnie zniżył ton, a po chwili wrócił do samochodu i powoli odjechał.
To się nazywa przekonująca argumentacja.
Prawdziwy mężczyzna!
ReplyDeleteTacy rzadko się zdarzają ... Niestety.
U nas tez sie nieraz slyszy o podobnych przypadkach, lacznie ze smiertelnymi.
ReplyDeletePowiem Ci ze gdy czekam na skrzyzowaniach na zmiane swiatel a niektore maja krotka zywotnosc, taka doslownie na dwa samochody, a tymczasem ten przede mna czeka nie wiadomo na co i blokuje mnie i reszte aut, to moze nie wyciagnelabym siekiery bo jej nie mam, ale powiedzialabym takiemu pare slow. Zwlaszcza ze wiem iz wyniklo z tego ze patrzyl w telefon zamiast pilnowac zmiany swiatel.
Iloz jezdzi brawurowo, wymuszajac droge - takich tez bym ukarala w jakis sposob gdybym mogla.
Ale takiej agresji o jakiej piszesz to jeszcze we mnie nie ma, na szczescie.
Zgadza się. Większość kierowców mocno spóźnia się z ruszaniem gdy światło zmieni się na zielone. "Nadrabiają" to ruszając gdy światło już zmieniło się na żółte.
Delete