nie w pod sznurek, lecz całkiem bezładnie.
Potem zaś, przez miesiąc cały,
nad tym bzem pszczoły bz
Przyszło lato i całkiem bezwiedne,
powiedziałem: nasz bez więdnie.
Bo rzeczywiście, gdy czas leciał wprzód,
nasz bez coraz bardziej wiódł i wiódł.
Więc w kawiarni zamówiłem dwie bezy
by zapomnieć, że więdną te bezy.
Lecz kasjerka odmówiła mi,
rzekła: nie mówi się bezy lecz bzy.
I nie pisze się bez wiódł, lecz bez wiądł.
Zawiedziony wyszedłem stamtąd.
A gdy już całkiem mnie
to przybrał kolor beżowy.
Bardzo mi się ten wiersz podoba.
ReplyDelete