W ostatni wtorek mój 5-letni wnuk Ambroży przymierzył się do mnie. Sięgał nieco powyżej biodra. Spojrzał na mnie krytycznie i spytał:
- Dziadzia, a dokąd ja będę Ci sięgał kiedy umrzesz?
- Amby - jak umrę to będę pewnie leżał, więc będzie trudno sprawdzić. Zależy, w którym miejscu staniesz.
Friday, August 26, 2016
Thursday, August 25, 2016
Na początku
... było Słowo.
Przepraszam to nie ten blog.
Na początku, 10 lat temu, tak to był rok 2006, był blog Kangur w Polsce.
Właśnie przeszedłem na emeryturę, wybierałem się na dłuższy urlop do Polski. Mój syn udzielił mi następującej rady: starsi ludzie opowiadają w kółko to samo. Jak wrócisz z Polski to i z Tobą będzie podobnie. Załóż blog, tam wszystko opiszesz i nie będziesz musiał powtarzać.
Przełknąłem tę gorzką pigułkę i posłuchałem rady.
Blog założyłem na domenie blox.pl i uważam to za dobry pomysł. Blox to był była chyba jedyna platforma, która budowała blogerską społeczność - bieżąca informacja o świeżo publikowanych blogach, statystyki wejść na blog, ranking.
W roku 2008 udało mi się trafić na 2-dniowy obóz blogerów. Czułem się jak w rodzinie.
Rok 2008 to już nie był Kangur w Polsce, ale Polak do góry nogami. Ten blog przetrwał chyba 6 lat, wtedy przyszła refleksja - po co? Zrobiłem eksperyment - z dnia na dzień skasowałem blog. To była taka próba oswojenia się z odchodzeniem.
Jak to właściwie jest jak się nie jest? Normalnie.
Jednak palce mnie nieco swędziały i założyłem kolejny blog - Drugie życie bloggera. Moim mottem było hasło zauważone gdzieś w Polsce, na murze: żyje się tylko raz, potem już się tylko straszy.
To racja. Żeby zanadto nikogo nie nastraszyć większość wpisów to były głupotki - zdjęcia tabliczek rejestracyjnych samochodów, igraszki słowne, itp.
Jeśli miałem natchnienie żeby napisać coś dłuższego to korzystałem z cudzych blogów - KLIK.
Niestety ponad rok temu blox oficjalnie wprowadził istotne zmiany. Moim zdaniem celem tych zmian jest pozbycie się całego bloxowego balastu, który zapewne ma bardzo małą wartość komercjalną.
System zacina się na każdym kroku.
Tak więc wyprowadziłem się.
Jak tu i teraz bedę straszyć?
Chyba podobnie jak przedtem chociaż chyba nieco rzadziej.
Przepraszam to nie ten blog.
Na początku, 10 lat temu, tak to był rok 2006, był blog Kangur w Polsce.
Właśnie przeszedłem na emeryturę, wybierałem się na dłuższy urlop do Polski. Mój syn udzielił mi następującej rady: starsi ludzie opowiadają w kółko to samo. Jak wrócisz z Polski to i z Tobą będzie podobnie. Załóż blog, tam wszystko opiszesz i nie będziesz musiał powtarzać.
Przełknąłem tę gorzką pigułkę i posłuchałem rady.
Blog założyłem na domenie blox.pl i uważam to za dobry pomysł. Blox to był była chyba jedyna platforma, która budowała blogerską społeczność - bieżąca informacja o świeżo publikowanych blogach, statystyki wejść na blog, ranking.
W roku 2008 udało mi się trafić na 2-dniowy obóz blogerów. Czułem się jak w rodzinie.
Rok 2008 to już nie był Kangur w Polsce, ale Polak do góry nogami. Ten blog przetrwał chyba 6 lat, wtedy przyszła refleksja - po co? Zrobiłem eksperyment - z dnia na dzień skasowałem blog. To była taka próba oswojenia się z odchodzeniem.
Jak to właściwie jest jak się nie jest? Normalnie.
Jednak palce mnie nieco swędziały i założyłem kolejny blog - Drugie życie bloggera. Moim mottem było hasło zauważone gdzieś w Polsce, na murze: żyje się tylko raz, potem już się tylko straszy.
To racja. Żeby zanadto nikogo nie nastraszyć większość wpisów to były głupotki - zdjęcia tabliczek rejestracyjnych samochodów, igraszki słowne, itp.
Jeśli miałem natchnienie żeby napisać coś dłuższego to korzystałem z cudzych blogów - KLIK.
Niestety ponad rok temu blox oficjalnie wprowadził istotne zmiany. Moim zdaniem celem tych zmian jest pozbycie się całego bloxowego balastu, który zapewne ma bardzo małą wartość komercjalną.
System zacina się na każdym kroku.
Tak więc wyprowadziłem się.
Jak tu i teraz bedę straszyć?
Chyba podobnie jak przedtem chociaż chyba nieco rzadziej.
Monday, August 15, 2016
Rocznica Cudu nad Wisłą
Ciotuchna
15 sierpnia 1939 roku pojechałam z Rodzicami z Zielonki do Ossowa na doroczne obchody Cudu nad Wisłą, czyli Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Uroczystości rozpoczynała Msza Polowa. Wokół murowanej wnęki, gdzie stał ołtarz był duży zielony, trawiasty teren otoczony masztami z długimi biało-czerwonymi chorągwiami ustawionymi pionowo i napiętymi między górną i dolną poprzeczką.
Tłum ludzi gęstniał, między cywilami widać było sporo mężczyzn w wojskowych mundurach - kilka tygodni wcześniej ogłoszono mobilizację. Orkiestra odegrała hymn i rozpoczęła się Msza. Po mszy kazanie wygłaszał ksiądz w mundurze wojskowym. Mówił o historii tego miejsca, o bitwie w 1920 roku, o męstwie żołnierzy polskich i doskonałej taktyce wojskowej. Mówił też o czasie aktualnym, o ewentualnie czekającej nas obronie naszego Państwa.
Wiał coraz silniejszy wiatr, chorągwie łopotały na masztach, ksiądz mówił o oporze, który wojsko musi stawić wrogowi… a wiatr ciągle się wzmagał. Aż szarpnął tak mocno chorągwiami, że się zerwały i na dolnych poprzeczkach zostały tylko biało-czerwone strzępy. Ludzie wstrzymali oddech i jak grom runął zbiorowy płacz i szloch…
To było jak symbol losu, który miał niebawem nadejść, jak przepowiednia strasznych okupacyjnych czasów.
Subscribe to:
Posts (Atom)