Sunday, January 29, 2023

I po święcie

 Kontynuuję poprzedni wpis...

Po pierwsze - oficjalne uroczystości -
Włączyłem tv akurat gdy transmitowali oficjalny salut armatni (21 salw) z obchodów w naszej stolicy - Canberze.
Generalnie nie lubię huków i dymu, tym razem wyglądało to jeszcze smutniej.
Przy każdej armacie 5 osób obsługi, co najmniej 3 kobiety. Nieskazitelne mundury i fryzury. Sztucznie frazowane komendy, precyzyjne podawanie sobie z rąk do rąk kolejnego ładunku.
A wystarczy tylko kliknąć klawisz w laptopie żeby zobaczyć jak to wygląda w tej chwili w Ukrainie.

Po drugie - Invasion Day - Dzień Inwazji - sygnalizowałem to w poprzednim wpisie.
Ku mojemu zaskoczeniu spora grupa demonstrujących nie chciała zgody na proponowane w referendum zmiany w konstytucji, które miałyby przyznać Aborygenom jakąś specjalną rolę w parlamencie.
Demonstrujący pieprzą (f---) jakieś tam miejsce w parlamencie, żądają Umowy Międzynarodowej (Treaty), która określi co się tutaj komu należy - KLIK.

Przenosi to sprawę na zupełnie nowy poziom.
Przede wszystkim zastanawiam się między kim miałaby zostać zawarta ta umowa.
Kto miałby reprezentować Aborygenów?
Gdy spytałem google, ono nalegało, że pokaże mi kto reprezentuje Aborygenów w Kanadzie .
Po drugiej stronie sytuacja też nie jest prosta.
Teoretycznie najwyższym autorytetem politycznym w Australii jest Gubernator, który reprezentuje brytyjskiego monarchę.
A więc może król Karol III?
Pozostawię ten temat w sferze fantazji.

Jakie jeszcze okruchy pozostały ze świątecznego tortu?
Wybór Australij-ki/czyka Roku.
Tytuł zdobyła Taryn Brumfitt - agitatorka na rzecz wizerunku ciała (body image), własnego ciała - KLIK.
Dowiedziałem się, że Taryn, a zapewne również miliony innych kobiet, może nawet kilku mężczyzn, są nieustannie obiektem ataków sił starających się wzbudzić w nich niechęć, pogardę, nienawiść do własnych ciał.
Obejmij swoje ciało - Embrace your body - wzywa Taryn wszystkich, od 3-letnich dzieci poczynając - KLIK.

A więc mamy nowe przykazanie - kochaj swoje ciało.

Jeszcze jeden okruszek - Australian Open.

Widzę, że polskie media również zauważyły obecność rosyjskich kiboli na trybunach kortów a na ich tle ojca finalisty Novaka Djokovica.
Djokovic wyjaśnił sprawę dość ogólnikowo.

Przy okazji spojrzałem na profil etniczny finalistów.
Kobiety - w półfinale 4 Słowianki - Polka, Białorusinka, 2 Rosjanki.
Wprawdzie Rybakina reprezentuje Kazachstan, ale przecież jest Rosjanką z krwi i kości.
Na marginesie wyznam, że ona najbardziej mi się podobała, pasowała mi do filmu Doktor Żiwago.
Natomiast zwyciężczyni... ona pasowała mi do Łukaszenki.
Mężczyźni - tu różnorodność jest większa, ale do finału zakwalifikowali się reprezentanci krajów bałkańskich.

Thursday, January 26, 2023

Święto?

 Dzisiaj oficjalnie mamy Australia Day - KLIK - Dzień Australii.
26 czerwca 1788 roku kapitan Phillip wylądował wraz w Pierwszą Flotą w okolicy dzisiejszego Sydney.
Brytyjczycy uprzątnęli nieco teren, postawili maszt, wciągnęli na niego brytyjską flagę i wypili toast za zdrowie króla i pomyślność swojej misji - zorganizowanie kolonii karnej dla około 800 skazańców, którzy nie mogli już się pomiescić w przepełnionych londyńskich więzieniach,

30 lat później, w 1818,  kolonia Nowa Południowa Walia na tyle się ustabilizowała, że jej gubernator uznał, że jest co celebrować - ogłosił dzień wolny od pracy  plus przydział 1 funta świeżego mięsa dla wszystkich pracowników państwowych. Oddano salut armatni z 30 armat.

Nazwa święta - Foundation Day.

W następnych latach powstały w Australii kolejne stany, ale Foundation Day celebrowała tylko Nowa Południowa Walia.
W roku 1837, gdy organizowano regaty żeglarskie w porcie w Sydney, ktoś wpadł na pomysł żeby nazwać je Australia Day Regatta.
To stało się zalążkiem idei ustalenia państwowego święta.
Trzeba było jednak 99 lat ustaleń i przepychanek zanim idea stała się faktem.

Patrząc na to co się wyrabia z tym świętem obecnie dochodzę do wniosku, że trzeba będzie czekać następne 99 lat zanim sprawa ostatecznie się ustabilizuje.
Dokładnie 3 lata temu, przy tej samej okazji, opisywałem (ostrzegam - bardzo rozwlekle) tę sprawę - KLIK.

Chodzi o to, że dla Aborygenów przybycie brytyjskiej floty nie przyniosło niczego dobrego.
Coraz więcej grup nazywa 26 stycznia dniem inwazji - Invasion Day.

To jest niezaprzeczalny fakt - trwająca 40,000 lat, niektórzy twierdzą, że 60,000 lat, era wspólnoty pierwotnej skończyła się.

Powstaje pytanie - jakie było inne rozwiązanie?
Widzę dwie możliwości -
- Australia pozostaje nieodkryta przez obcych dotąd dopóki Aborygeni nie zaproszą ich na swoje tereny.
- Australię skolonizowało inne państwo.

Druga opcje wydaje się bardziej prawdopodobna, kłopot w tym, że nie było chętnego.
Pierwsi kandydaci to Portugalia lub Hiszpania, ale oni odkryli takie złote jabłko w Ameryce, że nie mieli już sił.
Kolejna była Holandia, ale oni nie znaleźli tu niczego wartościowego, oczywistym wyborem była Indonezja.
Patrząc na jej los pod holenderską dominacją wolałbym Anglików.
Francja - to wyglądało obiecująco.
Pierwsi w te strony przybyli botanicy, prawdopodobnie czekano na ich opinię. ale wybuchła rewolucja i przez następne kilkadziesiąt lat Francuzi działali na europejskiej scenie.
Patrząc na dzieje francuskiej kolonizacji Wietnamu i krajów afrykańskich, wolałbym Anglików.
Ostatnim kandydatem, już teoretycznym, była Japonia, ale ona zainteresowała się ekspansją terytorialną o wiele za późno.

No i mamy jak mamy.

W ostatnich latach ogromnego rozmachu nabrały próby legalnego unormowania pozycji Aborygenów w Australii.
Od chyba 5 lat największe nadzieje wiąże się z przyznaniem Aborygenom specjalnego statusu w konstytucji.

Jaki miałby to być status?
Jakie wnikałyby z tego uprawnienia?

Sporo lat minęło, pewnie setki osób ciężko pracowało w licznych komisjach i zespołach doradczych aż kilka miesięcy temu rząd ogłosił oficjalnie, że pod koniec tego roku odbędzie się referendum na ten temat,
Wzbudziło to entuzjazm wśród licznych organizacji społecznych, w partii Zielonych, wśród niezależnych parlamentarzystów.
Rząd wykorzystał to do niemiłosiernej krytyki głównej partii opozycyjnej - Liberałów - jak można tak długo nie zadeklarować poparcia dla takiej inicjatywy?
Liberałowie wreszcie odpowiedzieli - jakie konkretnie będą to uprawnienia? Jakie będą pytania w referendum? A przy okazji - kto zostanie zaliczony do Aborygenów?
Wygląda na to, że nikt nadal nie wie, ale jak prawa zostaną przyznane, to już będą wiedzieć.
Opozycja odpowiedziała bardzo prowokująco - zaprosiła premiera żeby odwiedził Alice Springs, miasteczko w samym centrum Australii, które od kilku tygodni jest terroryzowane przez bandy Aborygenów, którzy przebywają w stanie ciągłego upojenia alkoholowego i demolują co się nawinie.
Opozycja wzywa do interwencje wojska podobnie jak to miało miejsce w 2007 roku.
Premier odwiedził, odrzucił opcję użycia wojska -  KLIK
W poniedziałek dowiemy się co zrobią.

No i jak tu świętować?

Sunday, January 22, 2023

Po Premierze

 Mam na myśli premier Nowej Zelandii - panią Jacindę Ardern.
Dwa dni temu ogłosiła rezygnację....

 

Wydawała mi się zawsze bardzo sympatyczna, może nawet za sympatyczna na babranie się w polityce więc życzę jej wszystkiego najlepszego, ale nie o tym jest ten wpis.

Kilka dni temu Mikołaj Mika wspomniał o swoim spotkaniu z Neandertalami - KLIK .

Ten wpis jakoś poluzował moje hamulce obyczajowe i przywołał obraz byłej premier Jacindy A.

Otóż co fascynuje mnie w jaj twarzy, to jej zęby a właściwie cały układ jej szczęk.
Jej uśmiech to cała gimnastyka - ona wyciąga szczękę do przodu, rozciąga usta i powoli obnaża swoje przepiękne zęby.
To jest przecież uśmiech dinozaura.

A do tego to spojrzenie przenikające moją duszę.
Jest w nim głęboki smutek i pełne zrozumienie drugiej osoby i pytanie - co mogę dla CIEBIE zrobić?

No więc teraz mogę wyznać...
Ja bym chciał żeby ona mnie ZJADŁA.

Przepraszam jeśli kogoś zaszokowałem, ale naszła mnie chwila szczerości, jestem pewien, że Mikołaj Mika vel Boja mnie zrozumie.

Teraz, gdy pani Jacinda A. wycofała się z funkcji politycznych, może robić co chce.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ja już nie jestem takim smakowitym kąskiem dlatego mam taki pomysł...
Może kolega Boja odwiedzi mnie i przywiezie świadectwo jakie zapewne wystawili mu Neandertale po degustacji 2 mln lat temu.
To powinno przekonać panią J.A. a przy okazji może i mnie weźmie na ząb.

Dygresja.
Byłem w Nowej Zelandii dwa razy i zaimponowali mi swoją przedsiębiorczością.
Rok 2,000 - z córką na nartach.
Samolot spóźnił się okropnie, na lotnisku czekali na nas organizatorzy pobytu...
- Według planu mielismy was zawieźć do hotelu, ale mamy taką propozycję - przebierzcie się w stroje narcciarskie i przewieziemy was prosto na stok, wasze bagaze zawieziemy do hotelu.
- Ale ja muszę wypożyczyć nart - zajęczałem ponuro.
- Podrzucimy cię do miasta , wypożycz i zatrzymaj jakikolwiek samochód żeby cię zawiózł na stok. Powiedz kierowcy, ze my za to zapłacimy.
I tak właśnie było. To był samochód rozwożący pranie do domów.

W programie pobytu mieliśmy również udział w maratonie narciarskim Merino Muster - KLIK.
Dzień przed wyścigiem dowiedzieliśmy się, ze do schroniska przyjedzie ówczesna premier Nowej Zelandii - też kobieta.
Przyjechała prywatnym samochodem, z mężem, bez żadnej obstawy.

Może poproszę ją o referencje żeby wesprzeć moją aktualną ideę.


Thursday, January 19, 2023

Pierwszy krok

 ... w Nowy Rok.

Wprawdzie minęło juz sporo czasu i wykonałem kilka niezdecydowanych kroczków to jednak wczorajszy krok był szczególnie istotny ze względu na towarzystwo i okoliczności - byłem w kinie z trójką wnucząt.

Film australijski - Blueback - opowieść o przyjaźni dziewczynki z wielorybem.
Wyznam, że miałem trudność ze sformułowaniem powyższego zdania.
Rzecz w tym, że film jest ekranizacją książki o tym samym tytule, australijskiego pisarza Tima Wintona. Tyle że w książce bohaterem opowieści jest chłopiec.

Właściwie nie powinno to być zaskoczeniem, wokół mnie - RESET - obyczajów, historii, polityki, sztuki.
Zastanowiło mnie co o tym myślał autor książki - czy uznał, że wersja książkowa była błędna i film to skorygował, a może uważał, że film daje szansę wprowadzenia równowagi w temacie, a może po prostu specjaliści przekonali go, że taka wersja lepiej się sprzeda.
Popuściłem nawet wodze fantazji - w książce chłopiec wychowywany jest przez owdowiałą matkę, wyobraziłem sobie, że dziewczynka może być wychowywaną przez parę mężczyzn, gejów.
Tym razem - nie, to może być inspiracją do kolejnej wersji.

Jednak rzeczywistość była bardzo sympatyczna, podobnie jak towarzystwo wokół mnie.
Na dodatek 8-letnia dziewczynka prezentowała się równie sympatycznie jak nasza wnuczka, która jest w tym samym przedziale wiekowym.
Zwiastun filmu TUTAJ.

W miarę upływu czasu poznajemy bohaterkę filmu jako nastolatkę a potem jako młodą kobietę-naukowca, oczywiście role te grają kolejne aktorki.
Nie było dla mnie zaskoczeniem, że w filme najlepszym kolegą szkolnym bohaterki jest chłopiec pochodzenia aborygeńskiego a bliskim współpracownikiem kobiety- naukowca jest Afro-Amerykanin - miejscem kariery naukowej jest USA.
Myśl przewodnia filmu to ochrona środowiska - ograniczenie odłowu ryb, ochrona dna morza i raf koralowych.

Skoro o ochronie środowiska mowa, to przypomniała mi się wiadomość podana kilka dni temu w TV.
W związku ze sporymi opadami w ciągu roku, a co za tym idzie "klęską" urodzaju, ilość kangurów wzrosła bardzo znacznie i stanowią one takie zagrożenie dla środowiska, że w tym roku trzeba będzie odstrzelić około 230,000 więcej niż normalnie. Normalnie to jest u nas około 2 miliony rocznie.

Jakoś trudno mi znaleźć konkretne informacje na ten temat, google kieruje na stronę rządowych przepisów dotyczących odstrzału zwierząt, na strony różnych organizacji przyjaciół zwierząt itp a ja mam tylko pytanie - co się dzieje z tysiącami ton kangurzego mięsa, nie mówiąc już o skórach, kościach i wnętrznościach.

 Znalazłem potwierdzenie, że mięso kangurów było istotną pozycją w diecie Aborygenów, ale w tym przypadków to dziedzictwo jest zbywane milczeniem.
Na szczęście znalazłem informację o zaletach kangurzego mięsa, potwierdza to co wiedziałem od dawna - w Australii nie ma ani jednej farmy kangurów, wszystkie żyją na wolności, odżywiają się paszą nieskażoną żadnymi antybiotykami, chemikaliami czy nawozami sztucznymi. Kangury są cały czas w ruchu na  świeżym powietrzu - trudno sobie wyobrazić lepsze warunki do powstawania zdrowego mięsa - KLIK.

No i co z tego?

U rzeźników w mojej okolicy kangurzego mięsa nie sprzedają. Jeśli już to jako pokarm dla zwierząt.
Znalazłem informacje, że bywa w niektórych supermarketach, jutro sprawdzę.
W dawnych czasach, gdy pracowałem w centrum miasta, kupowałem kangurze mięso na centralnym bazarze  Smażyliśmy z nich steki - bardzo smaczne. Jedyny minus to jest ono dość żylaste.
W promieniu 10 km od naszego domu znalazłem tylko jedną restaurację która serwuje kangurze mięso, żeby było śmieszniej jest to restauracja francuska prowadzona przez Indonezyjczyków.
Przepyszne!

Zakończę ten temat nieco makabrycznie - oto scena polowania na kangury w fabularnym filmie wyprodukowanym w 1971 roku  KLIK.
Na początku filmu jest ostrzeżenie - to nie jest inscenizacja, to jest autentyczna relacja.
Nie sądzę, żeby przez te 50 lat wiele się zmieniło.

Tytuł filmu - Wake in Fright - Przebudzenie w przerażeniu.
Widziałem, nawet 2 razy - to nie są czcze obietnice.

Zakończę klimatycznymi faktami.
Mapa pogody na ubiegły tydzień...


Melbourne 33C.
Na rachunku za elektryczność wyglądało to tak...

Wygląda na to, że włączyliśmy klimatyzację.

P.S. Wake in Fright - to jest według mnie bardzo dobry film ale nie nalegam - KLIK.

Saturday, January 14, 2023

Ja już byłem wszędzie

 Poprzedni i obecny rok przyniosły/przynoszą wiele okrągłych rocznic i niekoniecznie okrągłych wspomnień a również poczucie zakończenia licznych spraw.

Dzisiaj przyszło do mnie wspomnienie wędrówki po bezdrożach Australii - Oodnadatta Track - KLIK.


Mała grupa, tysiące kilometrów po bezdrożach.


Jeden z pamiętnych postojów był w Anna Creek Station, największa hodowla bydła, Wikipedia wspomina, ze tereny stacji są powierzchniowo odrobinę większe od państwa Izrael -  KLIK.
Główny środek transportu to samolot.


Nocleg pod gołym niebem. 
Wtedy właśnie przewodnik wycieczki zaznajomił nas z piosenką, którj akcja zaczyna się właśnie tutaj - I've been everywhere - Ja już byłem wszędzie.
Ten tytuł najbardziej pasuje mi do Stokrotki i jej dedykuję ten wpis.

A tutaj piosenka....

Napisana w 1959 roku, pierwsze nagranie - 1962. Wtedy większość Australijczyków miała taką wymowę jak w tej piosence.

Piosenka wylicza chyba 103 miejsca w Australii, odwiedziłem tylko 18 z nich.

A teraz proponuję zabawę...
Spróbujcie ułożyć kolejną zwrotkę tej piosenki w wersji polskiej.

Oto mój wstęp...
Przechodziłem na światłach, na ulicy Wolskiej,
gdy ktoś na mnie zatrąbił - kolego, czy ty znasz w ogóle Polskę?
Czy znam Polskę? Przyjacielu, miej ty to na względzie,
że jeśli chodzi o Polskę... to ja byłem wszędzie.

W Rzeszowie, Krakowie, w Lublinie i w Pszczynie,
w Ostródzie i w psiej budzie, w Sopocie i na płocie,
w Poznaniu i w Łodzi, Bydgoszcz też nie zaszkodzi,
w Krynicy, na Łysicy, w Toruniu na ulicy,
w Łazienkach na stawie karmiłem łabędzie...
No po prostu przyjacielu - ja już byłem wszędzie.

Czekam na ciąg dalszy :)

Tuesday, January 10, 2023

Troskliwe spojrzenie

 Ubiegły rok zakończyłem dość pesymistycznym wpisem na temat książek przeczytanych w zeszłym roku.

Ten rok zaczyna się smutno.
Książka Like a House on Fire (Jak dom w ogniu) - KLIK.

15 opowiadań, na razie przeczytałem 6...
Dwa z nich to przypadki mężczyzn w pełni sił, unieruchomionych w wyniku wypadków w pracy.
Pierwszy przypadek opisywany jest z pozycji żony, na którą spada masa przyziemnych obowiązków związanych z opieką nad osobą, która nie jest zdolna do żadnej czynności fizycznej.
Dopust boży?
Nie, żona widzi to jako ukoronowanie żądzy męża, który starał się zawsze zdominować swój rodzinny dom, zmusić żonę do dokładnego wykonywania jego poleceń.
I oto osiągnął swój cel - ona teraz zaspokaja wszystkie jego potrzeby, on nie musi nawet otwierać ust (chyba że do posiłków).
Jest również jakaś możliwość rewanżu, można zmusić męża żeby się przemógł i telefonicznie podziękował sąsiadom, którzy pospieszyli z bezinteresowną pomocą, można wreszcie pomarzyć, że jeśli stan zupełnej niesprawności się przedłuży, to sprzeda się tę cholerną farmę, która zabierała cały czas i siły, przeprowadzą się do mieszkania w pobliskim miasteczku, wydział socjalny przydzieli im pomoc domową a ona dostanie rentę opiekunki 

W drugim przypadku uraz nie jest tak ciężki, mężczyzna może się samodzielnie poruszać, ale nie jest w stanie przystroić świątecznej choinki. Jak zwykle, pomagają u w tym dzieci, ale teraz ma okazję zdać sobie sprawę jak bardzo został ograniczony jego autorytet, kontrola nad tym co i jak dzieci robią, zdolność przekonania żony do wielu niekoniecznych świątecznych przygotowań.

Odłożyłem książkę i wyszedłem na spacer z kijkami. 
Słońce paliło bezlitośnie więc skręciłem w bardzo nieciekawą uliczkę, która w takim dniu miała duży atut - cień gęsto posadzonych drzew.
W którymś momencie poczułem na sobie spojrzenie, podniosłem oczy...


Było w tym spojrzeniu jakieś zdziwienie a również smutek i oczekiwanie, może nawet pytanie?

Dziwnie uzupełniało treść przeczytanych opowiadań.

Wróciłem do książki...
Syn z matką rozsypują prochy zmarłego ojca/męża. 
Ze zdziwieniem, a może i rozbawieniem, stwierdzają, że nie bardzo mogą sobie przypomnieć czy on kiedykolwiek coś dla nich znaczył.
Kobieta w izbie porodowej.
Świadomość całkowitej zmiany życiowych priorytetów.

Dosyć.
Zmęczyła mnie ta lektura, zajrzałem do Goodreads sprawdzić co myślą o książce inni.
Książkę oceniło 1,212 osób, średnia ocena 3.5 czyli - może być.
Wyjątkowo dużo osób zaznaczyło, że książkę przeczytali gdyż była lekturą szkolną. 
Większość z nich wspomniała, że przeczytali książkę z obowiązku, jedna taka książka może być, ale już im wystarczy.

Sporo osób wspomniało, że nie doczytali książki do końca.

Chyba wskoczę do tej kategorii.
Przyznaję, że opowiadania napisane są z dużym talentem, ale sytuacje opisane w książce (poza porodem) są zbyt blisko mnie i nie trzeba mi o nich przypominać.

W razie potrzeby mogę przespacerować się do drzewa ze smutnym spojrzeniem...

Sunday, January 8, 2023

NIE dla męskich śmieci

 


Napis na słupku nie pozostawia wątpliwości - NO junk male - co tłumaczy się na polski... jak w tytule wpisu.

W niektórych miejscach piszą to nieco inaczej...


W tym przypadku chodzi o to żeby do skrzynki nie wrzucać materiałów reklamowych.

No cóż,  sądząc po stanie skrzynek pocztowych, każdy doświadcza takich zagrożeń na jakie zasługuje.

Friday, January 6, 2023

Czy Herkules był kobietą?

Inspiracją tego wpisu jest wpis Zbrodniczy anfyteminatyw - KLIK.

Nie zdawałem sobie sprawy, że jestem tak oddalony od spraw i wydarzeń w Polsce.
Nie znałem terminu feminatyw - KLIK, a tym bardziej antyfeminatyw.

Ciekawe, że z Wikipedia ma tylko polską, rosyjską i ukraińską wersję tej strony, co w odniesieniu do języka angielskiego jest logiczne gdyż jest to język bezfleksyjny.
Uwaga: google kategorycznie odrzuca słowo "bezfleksyjny" więc przepraszam za mącenie umysłów i wyjaśniam, że około 70 lat temu, w PRL, słowo to oznaczało język, w którym słowa nie odmieniają się przez przypadki, bardzo dobrym przykładem takiego języka jest angielski.
Patrz - Fleksja - KLIK

Wracając do pod-tematu - feminatyw to sfeminizowana nazwa zawodu a więc żeńska wersja słowa premier, minister... lista jest bardzo długa.
Zgadzam się, to jest problem, szczególnie w czasach gdy coraz rzadziej używa się słów pani/pan gdyż poprzednio terminy - pani doktor czy pani minister-  były dopuszczalnym kompromisem.

Wracając do tematu czyli do Herkulesa.
W angielskim dość popularne jest wtrącanie neologizmu - herstory jako alternatywy dla history.
W angielskim słowo his - znaczy jego, słowo story - opowieść a więc jest to całkiem zgrabna gra słów - his story to opowiadanie mężczyzny, her story - opowiadanie kobiety.
Rzeczywiście, od wieków historię (słowo rodzaju żeńskiego) pisali mężczyźni.

Spojrzałem więc na odwrotną stronę medalu - jakie słowa zaczynają się na "her" czyli należą do kobiet?
I wyszło mi to co w tytule.

Co jeszcze?
Her-bata, her-ring (śledź), Hermes, hermetyczny, heretyk....
A co my , mężczyźni, mamy w odpowiedzi?
Chyba tylko his-terię.

Dla uspokojenia poszukałem słowa najbardziej bezkonfliktowego, które w każdej sytuacji daje transseksualny komfort.
Znalazłem - ONANIZM !!!!!