Sunday, December 31, 2017

Niedzielne kazanie - skok w Nowy Rok

W mojej parafii mamy nowego proboszcza.
Dla mnie to ogromna strata gdyż dotychczasowy proboszcz jest dla mnie ucieleśnieniem wszystkiego dobrego co może nieść wiara i religia.
Słuchałem więc uważnie dzisiejszego kazania nowego proboszcza - jakie będzie to NOWE?

Ksiądz Daniel jakby odgadł moje obawy...
Zaczął od wspomnienia swojej młodości - miałem plan, konkretne cele i etapy. Powoli lecz systematycznie wspinałem się po drabinie mojej kariery, aż w którymś momencie zorientowałem się, że drabina jest oparta o niewłaściwą ścianę.

To jest przesłanie naszej religii - kontynuował ksiądz. Abraham był dobrze sytuowanym hodowcą owiec. Któregoś dnia Bóg powiedział mu - pakuj się, mam dla ciebie nowe miejsce.
Maria, była normalną, pospolitą dziewczyną. Któregoś dnia dowiedziała się, że boskim planem jest aby zaszła w ciążę.

To dobrze, że planujecie swoje życie i przyszłość - podsumował ksiądz Daniel. Jednak choćby z nagłówków w mediach widzicie jak kruche mogą okazać się ludzkie plany. To jest właśnie przesłanie Bożego Narodzenia - cokolwiek by się wam przydarzyło, to Bóg zamieszkał na ziemi i jest blisko.

Gościom tego blogu życzę, aby w Nowym Roku zawsze czuli wsparcie i życzliwość osób bliskich i dalekich, widzialnych i niewidzialnych.

Thursday, December 28, 2017

Sunday, December 24, 2017

Niedzielne czytanie - Ewangelia

W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie.  Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz.  Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta.  Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida,  żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna.  Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania.  Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.

Ewangelia wg św Łukasza rodział 2:1-8

Wszystkim regularnym i przypadkowym gościom życzę pogodnych duchowo i meteorologicznie Świąt.

Friday, December 22, 2017

116 lat temu w mazowieckim dworku

Jeśli zagląda tu ktoś, kto zna moje poprzednie blogowe wcielenia, to nie dowie się niczego nowego.
O okresie przedświątecznym wracam do wspomnień - TUTAJ.

Wednesday, December 20, 2017

Bilans roku - goodreads


W tym roku rejestrowałem swoje lektury na stronie goodreads i już kilka dni temu przysłali mi podsumowanie:




Trudno coś tu dodać. może tylko, że od czasu opracowania tej statystyki przeczytałem jedną książkę i jeszcze jedną zdążę przeczytać do końca roku.
Z drugiej strony z 35 zaliczonych mi książek trzech nie zdołałem doczytac do końca. Inna sprawa to na początku roku oceniałem swoje możliwości na tylko 20 książek.

Na dole drugiego zdjęcia ucięło mi moją średnią ocenę - 2.7 / 5.0 - a więc rzeczywiście średnia.

Najbardziej spodobała mi się książka Nutshell - refleksja nie na temat TUTAJ.

Ktoś dociekliwy może spytać dlaczego ja taki umorusany na zdjęciu w nagłówku statystyk.
Zdjęcie pochodzi z imprezy charytatywnej - The Color Run - ale pasuje mi do moich emocji podczas czytania książek.

Sunday, December 17, 2017

Niedzielne czytanie - z Księgi Mądrości


Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: 

sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości - życie nieskalane.
Księga Mądrości 4:8-9

Mądre to słowa. Wynika z nich niezbicie, że umrę młody.

P.S. Inspiracja do wpisu TUTAJ.

Thursday, December 14, 2017

Przedświąteczny kołowrót

Zaczęło się - wczoraj przedświąteczny lunch w charytatywnym sklepie, w którym pracuję, dzisiaj przedświąteczny lunch z kolegami z pracy sprzed 13 lat. Na ten dzisiejszy jechałem tramwajem do miasta. Bilans - jeden rozbity samochód, jeden samochód o mało co nie przejechał wysiadających pasażerów, z kolei tramwaj o mało co nie przejechał rowerzysty, który postanowił skręcić nie sprawdziwszy czy droga wolna.
Znaczy Święta nadchodzą - ludzie potracili głowy.

To nazywa się adwent - okres oczekiwania. Kiedyś okres oczekiwania w skupieniu, teraz odwrotnie - szalony galop i oczekiwanie - byle do Świąt bo wtedy to się wreszcie skończy.

Dla uspokojenia dzisiaj reblog moich refleksji na temat jedzenia - KLIK.


Sunday, December 10, 2017

Niedzielne czytanie - Marek Aureliusz

Nawet jeśli miałbyś żyć 3000 lat więcej, albo nawet 10 razy tyle, pamietaj:nie możesz stracić innego życia, tylko to, które przeżywasz teraz, ani przeżyć innego niż to które właśnie tracisz, Najdłuższe sprowadza się do tego samego co najkrótsze. Obecna chwila jest tym samym dla każdego, jej utrata jest dla każdego taka sama i niech będzie jasne, że krótka chwila to wszystko co się traci. Bo nie możesz stracić ani przeszłości ani przyszłości. Jak mógłbys stracić coś czego nie masz?

Marek Aureliusz - Rozmyślania - 2:14 - Tłumaczenie Marian Reiter - PIW 1998.

Thursday, December 7, 2017

Na dachu Australii

Jak wiadomo ( a może nie ?) najwyższa góra Australii nosi nazwę Mt Kosciuszko.

Szerzej o genezie tej nazwy i moich doświadczeniach na tym szczycie TUTAJ.

Na marginesie wspomnę, że na szczyt najwyższej góry w Polsce - Rysy - nie wszedłem.
Na swoje pocieszenie dodam, że wszedłem kilka razy na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich - Łysica - 611m.


Sunday, December 3, 2017

Niedzielne czytanie - farmazonia

Ponad rok temu napisałem blogowy artykuł o pobycie Mozarta w Polsce - KLIK.

Zbierając informacje do artykułu znalazłem wzmiankę, że tenże Mozart przebywał w Warszawie i wstapił do miejcowej loży masońskiej.

Dopiero teraz przyszło mi do głowy sprawdzić tę informacje u źródła czyli u masonów.
Google znalazło 3 organizacje masońskie w Warszawie. Najdłuższą historię miała loża Grand Orient - KLIK - tam więc wysłałem moje pytanie i już po kilku godzinach otrzymałem odpowiedź:
"Odpowiedź jest w książce Ludwika Hassa "Sekta farmazonii warszawskiej. Pierwsze stulecie wolnomularstwa w Warszawie (1721-1821)" (Warszawa 1980), na stronach 395 i 577. Syn wielkiego Wolfganga Amadeusza rzeczywiście od 1808-1809 roku należał do pracującej w Warszawie, niemieckiej loży "Halle der Bestaendigkeit"; był w niej jeszcze w 1820 roku. Był w pierwszym stopniu i "w podróży" - czyli uczestniczył w pracach tylko wtedy, gdy akurat był w Warszawie. Podstawą tej informacji dla L. Hassa był "Verzeichnis  saemtlicher Mitglieder  der gerechten und volkommen S. Johannis Loge zur Halle der Bestaendigkeit  im Orient zu Warschau, 5820  [Warszawa 1820]."

Odetchnąłem z ulgą. A więc podana przeze mnie informacja była poprawna.

Zastanowił mnie natomiast tytuł książki Ludwika Hassa: Sekta farmazonii warszawskiej...
Wydawało się, że za moich młodych lat słowo to oznaczało dziwaka, osobę ekstrawagancką, udającą głupka.
Współczesny słownik miejskiego slangu tłumaczy słowo farmazony na - bzdura, kłamstwo - KLIK.

Ale przecież w słowie tym wyraźnie widać pokrewieństwo z angielskim freemason lub francuskim franc maçon. Ciekawe, że nie ma pokrewieństwa z niemieckim Freimaurer a przecież największy rozwój warszawskiej loży był w czasach gdy Warszawa była w zaborze pruskim.

Dziwne, że akurat na niedzielę wypadły mi takie rozważania.

Thursday, November 30, 2017

Twarożkowa ekonomia

Regularnie kupujemy twarożek. ten po lewej, normalny. Najnowsza cena $5.30 za 500 g.


Zastanowiło mnie, że ten twarożek obok, po lewej, ten taki blady, kosztuje tylko $2.90. Blady, bo niskotłuszczowy.
Twarożek normalny zawiera 5.4% tłuszczu czyli w 500 gramach będzie go 27 gramów.  Czyli wychodzi, że za nieusuniętą z naturalnego produktu łyżeczkę tłuszczu płacimy $2.40. To znaczy ponad $100 za kilogram.

Tuesday, November 28, 2017

Jeden kandydat, jeden okręg, jeden naród.

Właśnie zakończyły się wybory stanowe w stanie Queensland - KLIK.
Wspominam o tym z dwóch powodów.

Pierwszy - w Australii mamy jednoosobowe okręgi wyborcze. Pamiętam jak podczas ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce było sporo dyskusji na ten temat.
Wyniki stanowych wyborów rzucają nieco światła, a może cienia, na ten temat.

Z przedwyborczych badań opinii publicznej wynikało, że dwie główne partie - Partia Pracy (Labor) i koalicja partii liberalnej i narodowej mogą liczyć na podobne poparcie - około 40%, a trzecią siłą będzie partia One Nation - KLIK - 20% poparcia.
Dziennikarze pytali przedstawiecieli obu głównych partii - czy w przypadku nieuzyskania bezwzględnej większości wejdziecie w koalicję z One Nation? Obie partie odpowiedziały zdecydowanie - NIE.

Wyniki wyborów zgadzają się z przedwyborczymi sondażami. One Nation uzyskała około 20% głosów i... jakimś cudem wprowadziła do parlamentu JEDNEGO posła. Cudem, bo jeszcze wczoraj zapowiadało się, że nie wprowadzi ani jednego.

20% poparcia i tylko jeden poseł? Jak to możliwe? No cóż - to są jednoosobowe okręgi wyborcze. Kandydaci One Nation plasowali się regularnie na 3. pozycji w swoich okręgach i koniec zabawy.
Polecam to pod rozwagę entuzjastom JOW-ów.

Drugi powód. Przywódcą Partii Pracy w stanie Queensland jest pani Annastacja Palaszczuk - KLIK.
Nazwisko brzmi mi nieco po ukraińsku jednak wikipedia wspomina o polskim rodowodzie.
Ojciec pani Annastacji - Heinrich Palaszczuk - urodził się w 1947 roku w Niemczech, jego rodzice byli Polakami - Hipolit Palaszczuk i Ludwika Boba. Matka pani Annastacji to Australijka pochodzenia niemieckiego.

Przed wyborami dziennikarz spytał przywódców obu głównych partii czy mogą powiedzieć coś sympatycznego swoim przeciwniku.
Pani Palaszczuk powiedziała: ma miłą rodzinę.
Przywódca partii liberalnej powiedział: spróbuj przeliterować jej nazwisko.
Partii One Nation nie pytali, ale wydaje mi się, że Liberał ma kwalifikacje aby się do tej partii zapisać.

P.S. W pierwotnej wersji tego wpisu umieściłem link do podsumowania wyborów na stronie internetowej jakiejś gazety. Gdy kliknąłem w ten link przed chwilą, pokazała się strona do zamówienia prenumeraty, o wyborach ani słowa. Być może system jest na tyle sprytny, że gdy rozpozna, że czytelnik jest spoza Australii, to wyświetli inną stronę - na przykład ofertę prenumeraty Gazety Wyborczej.
Na razie zmieniłem skierowałem link do artykułu naszej państwowej telewizji.
Jakże kurczy się ten nieskomercjalizowany świat.

Sunday, November 26, 2017

Niedzielne czytanie - apel świąteczny

Do Świąt już tylko 4 tygodnie. Podczas wizytacji charytatywnych osoby proszące nas o pomoc przypominają - umieśćcie nas na liście na paczki świąteczne.

Właśnie dzisiaj wzywamy naszych dobrych parafian na pomoc.
Podsuwamy im dwie tace - pierwsza do dawania - datki pieniężne.
Druga do brania - są tam karteczki, na każdej nazwa i cena produktu żywnościowego z supermarketu. Szczęśliwiec, który wziął taką karteczkę ma za zadanie kupić wylosowany towar i dostarczyć do kościoła przed Świętami - wyniki zeszłorocznej akcji prezentowałem tutaj - KLIK.

Miałem przyjemność odczytać nasz apel na jednej z dzisiejszych mszy.
Jutro zaczyna się Adwent - powiedziałem (z głowy). Czas oczekiwania. W domyśle - radosnego. Jednak dla wielu osób w naszej parafii jest to oczekiwanie nerwowe - czy będę w stanie urządzić przyzwoity, rodzinny, świąteczny obiad?
Na zapas zapewniliśmy wiele osób, że tak, będą w stanie. Teraz nasza obietnica waha się na szali, znaczy na tacy, z karteczkami.

Sporo osób wzięło po kilka karteczek.

Friday, November 24, 2017

Pisane rano

Wczoraj - czwartek - byłem na ostatnim w tym roku koncercie z serii Mostly Mozart. Koncerty odbywają się o 11 rano więc 99% publiczności to "seniorzy". Dodatkową atrakcją koncertu jest kawa i ciastko. Kto wie czy nie jest to główna atrakcja gdyż te ciastka znikają coraz wcześniej. Na koncert dotarliśmy ponad pół godziny przed rozpoczęciem a po ciastkach nie pozostało już nawet okruszka.
Może to i lepiej bo dzięki temu inne zmysły były bardziej wyostrzone, a warto było.

Mozartowska część koncertu to trio fortepianowe - KV. 496. Prowadzący koncert zauważył, że słuchając tego utworu można sobie wyobrazić, że Mozart wstał rano, w dobrym humorze i po śniadaniu, za jednym posiedzeniem, napisał ten utwór.

Proszę posłuchać -  KLIK - rzeczywiście, nie sposób sobie wyobrazić, że to mógłby być rezultat długiej, starannej, przemyślanej pracy.

Muszę wyznać, że głównym motywem do napisania powyższego było wstawienie tego linku do youtube. Teraz mogę po śniadaniu, kliknąć i posłuchać. Trudno sobie wyobrazić żebym potem miał ochotę na jakąś staranną i przemyślaną pracę.

Sunday, November 19, 2017

Niedzielne czytanie - słowo

"...oczywiście wiesz dużo o hinduiźmie, Mniej więcej panie, mniej więcej, Dlaczego tak mówisz, Ponieważ to tylko słowa i tylko słowa, i poza słowami nie ma w tym niczego,Czy ganesz to słowo, zapytał dowódca, Tak, słowo, które, jak wszystkie inne, może być tylko wytłumaczone przy pomocy większej ilości słów, ale powieważ słowa, których używamy, skutecznie lub nie, do wytłumaczenia innych słów, mogą wymagać wytłumaczenia, nasza rozmowa prowadzi do nikąd, prawda i fałsz będą się przeplatać, jak jakiś rodzaj klątwy, i nigdy się nie dowiemy co było prawdą a co nie, Powiedz mi o ganeszu, Ganesz jest synem sziwy i parwati, która jest również znana jako durga lub kali, bogini z setką rąk, Gdyby miała setkę nóg możnaby ją nazwać stonogą, zauważył jeden z ludzi ze stłumionym śmiechem, jakby żałując słów, które właśnie wyszły z jego ust. Mahout (poganiacz słoni) zignorował uwagę i ciągnął dalej, Możnaby powiedzieć, że to dokładnie to co przydarzyło się waszej dziewicy, ganesh został poczęty przez swoją matkę parwati, samą, bez udziału jej mężą , sziwy, który, będąc wieczny, nie czuł potrzeby posiadania potomstwa..."

José Saramago - The Elephant's Journey.

Jak José Saramago pisze widać powyżej, ma swój własny system budowy zdań, To samo dotyczy prowadzenia wątku myślowego, choć ten dostosowany jest do fabuły i w przypadku cytowanej powyżej książki jest równie powikłany jak wędrówka słonia przez bezdroża Portugalii, Dezorientuje to nieco na początku czytania, potem bawi, jeszcze nie dotarłem do końca opowieści  więc nie wiem czy nie przerodzi się to w znużenie, Druga cecha twórczości Saramago, to jego wrogość do religii, którą manifestuje w kążdej mozliwej sytuacji, a może nawet częściej, Częściej niżby należało, dodam od siebie, gdyż czasami analogie sa dość naciągane, a czasem teksty biblijne są nieco przekręcone, Nie wiem czy to skuteczne, czy nie, nie wiem zresztą jaki skutek autor chciał osiągnąć, W moim przypadku osiągnął, to że czytam jego książki z podejrzliwym uśmiechem.


Więcej o książce TUTAJ.

Thursday, November 16, 2017

YES

Wczoraj podano do wiadomości wyniki ankiety na temat małżeństwa osób jednej płci.
Zgodnie z przewidywaniami większość (61.6%) poparła.

Szczegóły TUTAJ.

To nie było referendum tylko ankieta, koszt $120 mln., w związku z czym jej wynik do niczego nie zobowiązuje, ale otwiera drogę dla parlamentarzystów, aby złożyc projekt ustawy.
Już jest podobno przygotowany, mają nadzieję głosować przed Świętami i od Nowego Roku - hulaj dusza.

Projekt ustawy przewiduje ochronę przekonań religijnych. Praktycznie znaczy to, że marriage celebrant, osoba prowadząca ceremonię podpisania aktu małżeństwa, może odmówić udzielenia ślubu jeśli jest on niezgodny z wymaganiami jego wiary.

Było sporo szumu, że to samo powinno dotyczyć innych zawodów. Na przykład cukiernik mógłby odmówić upieczenia tortu weselnego, lista możliwości nie ma końca, no bo w takim razie hydraulik mógłby odmówić naprawy prysznica, itd.
Prawdopodobnie ta propozycja nie będzie dyskutowana.

Mnie zastanowił inny problem.
Czy będzie dozwolone małżeństwo bliskich członków rodziny o tej samej płci - dwóch sióstr, albo braci, albo ojciec i syn.
Rzuciłem to pytanie na parafialnym spotkaniu towarzyskim.
Oczywiście, że nie - przecież to kazirodztwo!

Kazi- rodztwo - o jakim "rodztwie" może być mowa w małżeństwie osób jednej płci?
Niestety powyższe nie przekłada się na angielski, tutaj jest to incest czyli związek nieczysty, bardzo nieprecyzyjny termin.

P.S. Moje wcześniejsze wpisy na ten temat są pod etykietą tęcza. Etykieta pod wpisem.

Tuesday, November 14, 2017

Kristallnacht

Prawie tydzień temu minęła 79 rocznica Kristallnacht - KLIK - ogólnoniemieckiego pogromu Żydów w 1938 roku.
Zbierając dane do opowieści o braciach Mann zwróciłem uwagę na zaskakujący fakt.
Pretekstem do pogromu był zamach na sekretarza niemieckiej ambasady w Paryżu dokonany przez Herszela Grynszpana, zamieszkałego na stałe w Niemczech Żyda o polskim obywatelstwie.
Podczas pogromu ponad 90 osób straciło życie. Wkrótce rozpoczął się pogrom na szerszą skalę, w wyniku którego życie straciły miliony niewinnych osób.
Mnie zaskoczył szyderczy kaprys prawa i historii - Herszel Grynszpan, który bez wątpienia popełnił zbrodnię i zasługiwal na karę - właśnie dzięki tej zbrodni uratował swoje życie.
Uratował go skomplikowany charakter sprawy - zbrodnia we Francji, ofiara - obywatel niemiecki, przestepca - obywatel polski zamieszkały na stałe w Niemczech. Żaden sąd nie potrafił sobie z tym poradzić.
Typowe problemy wynikające z trójpodziału władzy.

P.S. Celowo podałem link do angielskiej strony wikipedii gdyż, po pierwsze zawiera ona link do strony o H. Grynszpanie, a po drugie angielska strona o H. Gryszpanie wspomina , że przeżył wojnę, że widziano go jeszcze w 1960 roku.

Sunday, November 12, 2017

Niedzielne liczenie - rowerzyści

Powstał szatan przeciwko Izraelowi i pobudził Dawida, żeby policzył Izraela...."
Księga Kronik 21.1 - KLIK.

Jeśli druga niedziela listopada, to liczenie rowerzystów. Niby banalne, ale dwa opisane w świętych księgach precedensy dają dużo do myślenia.

Pierwszy, motto tego wpisu - sztan pobudził króla Dawida do liczenia ludzi. Proszę przeczytać ten fragment Biblii - to jest makabra. Bóg traktuje czyn Dawida jako ogromny grzech i daje mu do wyboru - 3 lata głodu, albo trzy miesiące porażek militarnych, albo 3 dni miecza Pańskiego. Dawid zdał się na działanie Boga, trzecią opcję. Rezultat - 70 tysięcy ofiar.

Przypomnę jeszcze jeden spis -
"Tymczasem August, rzymski cezar, wydał dekret o powszechnym spisie ludności w swoim państwie. Był to pierwszy taki spis od chwili, gdy Kwiryniusz został gubernatorem Syrii. Wszyscy udawali się więc do swoich rodzinnych miejscowości, aby dać się tam zapisać. Józef musiał wyruszyć z Nazaretu w Galilei do Betlejem w Judei, rodzinnego miasta króla Dawida. Pochodził bowiem z jego rodu. Wybrał się więc w drogę wraz z Marią, swoją narzeczoną, która była już w zaawansowanej ciąży...".
Ewangelia wg św Łukasza 2,1-5 

To mnie nieco uspokoiło, im dalej od Izraela tym bezpieczniej robić spis. Zaryzykowałem więc i ja. Na marginesie przyznam się, że robię takie spisy już od wielu lat. Prócz listopadowego, niedzielnego, jest jeszcze marcowy, wtorkowy, wtedy liczymy ludzi jadących na rowerach do pracy. Organizator spisów - Bicycle Victoria - szczodrze wynagradza ten wysiłek. Za dzisiejsze 2 godziny dadzą $60 dotacji dla Society of St Vincent de Paul.

Jako spisowy weteran mam pierwszeństwo w wyborze miejsca spisu - oczywiście blisko domu i w spokojnym miejscu. Takim jak to:



Zadanie nie jest takie łatwe. Trzeba liczyć osobno rowerzystów, biegaczy, chodziarzy, psy i innych na przykład wózki z dziećmi czy osoby na hulajnogach. Prócz tego trzeba zaznaczyć skąd liczona osoba przybyła i dokąd się udała. Na skrzyżowaniu szlaku rowerowego z ulicą daje to 12 możliwości.
Nic dziwnego, że po 2 godzinach nieco kręciło mi się w głowie. 


Wyniki: 65 rowerzystów, 82 spacerowiczów, 20 biegaczy, 23 psy.

P.S. Wynik Dawidowego spisu: Izrael 1.1 miliona mężczyzn zdolnych do noszenia broni, Judea - 470 tysięcy.

Saturday, November 11, 2017

11/11 godzina 11

Dzisiaj rocznica zakończenia Wielkiej Wojny. W Australii tak się to właśnie nazywa.
Tak się złożyło, że o godzinie 11 zaczynał się koncert symfoniczny, na który wzięliśmy naszego najmłodszego wnuka 6.5 roku.
Prowadzący imprezę poprosił wszystkich o powstanie i uczczenie rocznicy minutą ciszy. Wszyscy posłuchali, z jednym wyjątkiem, harfistka coś tam sprawdzała w swoim instrumencie - Chinka. Jednak podświadomość posiada rasową orientację.

Koncert nosił tytuł The Composer is Dead.
Dobry pomysł - skoro nie żyje, to są podstawy podejrzewać jakąś zbrodnię i pod tym pretekstem prowadzący imprezę przesłuchuje kolejne grupy instrumentów a te na swój sposób prezentują swoje alibi.
Wszystko dobrze, ale podejrzewam, że wszystkim prezenterom programów dla dzieci wmówiono, że dzieci nie potrafią się skupić na dłużej niż minutę w związku z czym prezenter strasznie głośno mówił, wygłupiał się, krzyczał, podskakiwał. Popatrzyłem na dzieci dookoła, wszystkie te poniżej 10 lat wkrótce straciły kontakt z prezenterem, ożywiały się dopiero gdy grała orkiestra.

Opis programu i migawki z koncertu (w San Francisco) - TUTAJ.

Thursday, November 9, 2017

Saga w trzech, a może 150, odcinkach

Dzisiaj kolejny (ostatni) odcinek sagi o poplątanych losach braci Mann - KLIK.

Wpis opublikowany na blogu https://ewamaria2013texts.wordpress.com/
To już mój 150 wpis pisany pod patronatem Ewy Marii Slaskiej - KLIK.

Współpraca rozpoczęła się w kwietniu 2012 roku na blogu, którego pełny tytuł to "Jak udusić kurę czyli co każda młoda panna po 30 powinna wiedzieć, a jeszcze nie wie".

Potem były dwa kolejne blogi prowadzone przez krąg panien zgromadzony wokół Ewy Marii, a obecnie jest to wspomniany wyżej blog.

Zaliczam się do kategorii "compulsive writer" czyli jestem osobą, która bez pisania nie może żyć.
Tak więc przez ostatnie 5 lat blogi Ewy Marii to dla mnie rodzaj life support system.

Z okazji 150 wpisów dziękuję serdecznie Ewie Marii za otworzenie dla mnie tego okna życia, życzliwość i motywację.

Pełna lista moich gościnnych występ(k)ów TUTAJ.

Tuesday, November 7, 2017

Pierwszy wtorek listopada - reblog.

Wtorek, 7 listopada 2017.

Trzy grzyby w barszcz.
Pierwszy to 100 rocznica Rewolucji Paździenikowej.
Czy ktoś obchodzi? Czy kogoś obchodzi?
Po jakiego grzyba ten grzyb?

Drugi grzyb - pierwszy wtorek listopada to Melbourne Cup - The Race that Stops the Nation - wyścig koński, który zatrzymuje całą Australię na 3 minuty i 20 sekund, a nasz stan Wiktoria na cały dzień, gdyż jest to dzień wolny od pracy.
Melbourne Cup został rozegrany po raz pierwszy w 1861 roku - 156 lat temu.
Taki paradoks, jeden z najmłodszych krajów świata ma wiele starych tradycji, do tego regularnie obchodzonych. Dla porównania Wielka Warszawska została rozegrana po raz pierwszy ponad 30 lat później a potem było oczywiście było sporo wieloletnich przerw.

Pierwszy zwycięzca Melbourne Cup - Springer - wywalczył nagrodę 710 funtów. Od 3 lat pula nagród wynosi ponad 6 milionów dolarów z czego połowę otrzymuje zwycięzca.
Melbourne Cup to najbogatszy na świecie "handicap race". Handicap oznacza wyrównywanie szans koni przez dokładanie im dodatkowej wagi. Wszystkie konie które w okresie pół roku przed Melbourne Cup wygrały jakiś wyścig o puli nagród przewyższającej $550,000 muszą dżwigać dodatkowe obciążenie. W ten sposób gra w totalizatorze staje się ciekawsza. Rekordowe obciążenie zwycięzcy Melbourne Cup to 65.5 kg, Carbine w 1890 roku. Normalne obciązenie konia to około 50 kg. Rekordowo niskie obciążenie to 37 kg - dorosły mężczyzna z siodłem i całym jeździeckim ekwipunkiem.
Wyścig rozgrywany jest na torze Flemington przy widowni ponad 100 tysięcy widzów. Rekord to prawie 123 tysiące w 2003 roku. Reszta Australii ogląda w telewizji. Wiele osób urządza z tej okazji przyjęcia.
Dystans - 3,200 m. Ilość koni - 24 - to jest potęga. Gdy wypadają z ostatniego zakrętu to skóra cierpnie.
W tym roku udział bierze aż 11 koni z zagranicy. To poważne przedsięwzięcie. Wpisowe $50,000. Koń z zagranicy musi przybyć do Australii kilka tygodni przed wyścigiem gdyż obowiązuje tu kwarantanna. Opłacić transport a następnie wielotygodniowy pobyt konia i licznego personelu to nie są żarty.

Siłą napędową wyścigów konnych jest totalizator. Australijczycy są w światowej czołówce hazardzistów. O ile pamiętam to rok temu wpływy totalizatora w dniu wyścigu wyniosły ponad $200 milionów. A Melbourne Cup to tylko kulminacja Spring Racing Carnival, który trwa prawie 2 miesiące i obejmuje 25 wyścigów, niektóre z nich niewiele mniejsze niż Melbourne Cup.

Jeśli pieniądze i to płynące w dość niekontrolowany sposób, to oczywiście muszą być i gangsterzy. Najgłośniejsza sprawa to, najpierw próba zastrzelenia konia imieniem Phar Lap 3 dni przed zwycięskim startem w Melbourne Cup w 1930 roku, a następnie śmierć tego konia w dotychczas niewyjaśnionych okolicznościach w USA.
Najdziwniejsza sprawa to afera Fine Cotton, bardzo przeciętnego konia, którego postanowiono podmienić na konia dużo wyższej klasy. W tym celu trzeba było podmieńca nieco przefarbować. W pośpiechu zrobiono to bardzo niechlujnie i w ostatniej chwili trzeba było poprawiać normalną farbą. Spiskowcy postawili na Fine Cotton duże sumy, które gwarantowały wygranie $1.5 miliona. Podmieniec wygrał z łatwością, ale już w czasie wyścigu zaczęła z niego odpadać farba. Publiczność zaczęła szumieć. Wypłatę wstrzymano. Szczegóły TUTAJ.

Konie, sport, pieniądze, gangsterzy. W tym towarzystwie nie może zabraknąc pieknych kobiet. Dla mnie ich uosobieniem jest Gai Waterhouse - córka legendarnego trenera T.J. Smitha, żona pana Waterhouse, bookmachera uwikłanego w opisaną powyżej aferę. W młodości - aktorka, teraz renomowana trenerka, właścicielka jednej z najbardziej prestiżowych stajni.


Piękna kobieta, której uśmiechu nawet koń mógłby pozazdrościć. 

Zainteresowanie kobiet wyścigami nie mogło ujść uwadze świata mody. Spring Racing Carnival to wielotygodniowy festiwal strojów i kapeluszy. Podkreślam - kapeluszy - gdyż na Melbourne Cup można przyjść (prawie) nago, ale w żadnym wypadku bez kapelusza - fi donc.
Propozycje na tegoroczny sezon - proszę kliknąć w google, słowa kluczowe: melbourne cup hats.
Porady jak ubrać się w tym roku na Melbourne Cup - TUTAJ.
Atmosfera wyścigowego karnawału - TUTAJ.

Rola kobiet w wyścigach konnych systematycznie rośnie.
Pierwsza kobieta dżokej brała udział w Melbourne Cup w 1987 roku. Dwa lata temu Michelle Payne, jako pierwsza kobieta, wygrała wyścig. Relacja z wyścigu i piorunujący finisz Michelle TUTAJ. Na końcu filmu pokazana radość brata Michelle, Robbiego, który pomagał siostrze jako stajenny.
Dla pań przeznaczony jest specjalny wyścig - Oaks Stakes nazywany równiez Ladies Day. W czwartek, dwa dni po Melbourne Cup. W 2004 roku ilość widzów tego wyścigu (110 tysięcy) przewyższyła ilość widzów na Melbourne Cup.

A jak to wyglądało dzisiaj?
Państwo sobie smacznie spali, 5 rano, a w Melbourne - film z wyścigu jest na  TEJ stronie.

Trzeci grzyb - czy może być jeszcze coś?
Jest - we wtorki odbywa się losowania totalizatora OzLotto i na dzisiaj uzbierała się wygrana $30 milionów. Koszt kuponu zaledwie $1.30.
Za głupie 8-9 milionów dolarów można obstawić wszystkie kombinacje i gwarantowana wygrana. Nie rozumiem dlaczego ludzie tego nie robią.

P.S.  Reblog - oryginalna wersja tego wpisu ukazała się 5 lat temu na blogu
 http://ewamaria030qra.blox.pl/html

Sunday, November 5, 2017

Niedzielne czytanie - wrażliwość

W marcu pisałem o bardzo dobrej książce dla młodzieży, choć może tej starszej - KLIK.

Książka była na półce naszego najstarszego wnuka, lektura szkolna.
Wiele okrucieństwa w tej książce, ale przeplatanej rozwiązywaniem zagadki kryminalnej. Dobra konstrukcja, czytelnik zajęty zagadką może czytać te makabryczne opisy dość nieuważnie.

Jednak nauczycielka poleciła uczniom obejrzeć film.
Nasz wnuk zameldował, że przeczytał książkę. Czy może pisać wypracowanie na tej podstawie?
Nie.
Spróbował obejrzeć film. Nie dał rady.
Po pierwsze organicznie nie może oglądać okrutnych scen.
Byłem z nim kilka razy w kinie. Na rysunkowych filmach dla dzieci. Gdy muzyka nabierała groźnych akcentów Feliks chował się pod fotel.
Po drugie - film nie jest w stanie przekazać myślowego procesu rozwiązywania kryminalnej zagadki, nadrabia to bardzo pedantyczną prezentacją chwil grozy i gwałtu.
Po trzecie, na podstawie lektury książki, wyrobił sobie wizję głównych postaci. Te z filmu nie są zupełnie podobne do jego wizji, nie przekonują go, nie czuje do nich sympatii, mało go obchodzi co one mają do powiedzenia.

Na marginesie wspomnę, że film jest oficjalnie przeznaczony dla widzów w wieku 15+ lat podczas gdy w klasie mojego wnuka uczniowie mają po 13 lat.
Aż podskoczyłem z radości gdy usłyszałem tę historię.
Zażądać psychologicznego wsparcia dla całej rodziny i wystąpić o duże odszkodowanie!

Rodzice wolą jednak współpracę. Rozmawiali z nauczycielką, obejrzą film razem z synem.

Zwiastun filmu TUTAJ.


Thursday, November 2, 2017

Wielki brat wielkiego brata - ciąg dalszy

Młodszy właśnie otrzymał Nagrodę Nobla, starszy wybrany prezydentem sekcji literackiej Akademii Pruskiej - rywalizacja trwa - KLIK.

Wednesday, November 1, 2017

Pierwszolistopadowe migawki

1 listopada. W Australii to normalny dzień pracy. Nic dziwnego, że na pobliskim cmentarzu zauważyłem tylko dwie osoby.



Wczorajszy halloween był również niewidoczny. Tylko na jednym domu w sąsiedztwie zauważyłem stosowną dekorację. Stosowną? Nie dla mnie. Tego rodzaju ozdoby odrzucają mnie od tej imprezy.



Wypad do lokalnego centrum handlowego wyjaśnił nieobecność halloweenu na ulicach. Tu odbyła się centralna impreza. No i dobrze, przynajmniej nie za blisko.


Jednak nie był to tak smętny dzień jakby to sugerowały powyższe uwagi. Kilkadziesiąt metrów od domu zauważyłem zabrudzony chodnik.


Morwa u sąsiadów obrodziła!!!

Sunday, October 29, 2017

Niedzielne czytanie - pułapki wiedzy

Skoro w tylu sprawach jestem w błędzie, to muszę jednak sporo wiedzieć.
Ian MacEwan - Nutshell.

Kto to mówi?
Płód w łonie matki.

Ian MacEwan potrafi mnie zaskoczyć każdą swoją książką.
Tym razem wydawało mi się, że przesadził. Nienarodzone dziecko jest świadkiem jak matka i jej kochanek planują morderstwo jego ojca.
Nonsens do kwadratu.
A jednak - udało się.
Komu?
Mordercom? Ofierze? Nienarodzonemu dziecku?

Pisarzowi.
Podejrzewam, że kobiety, które doświadczyły ciąży, mogą być urażone (męską) arogancją autora. Że osoby logicznie myślące mogą zdenerować się i odłożyć książkę po przeczytaniu jednej strony.
Ja jednak lubię chyba być oszukany. Byle było to zrobione w dobrym stylu.

Wróćmy do początkowego cytatu.
Żeby być w błędzie trzeba coś wiedzieć. Osoba, która nic nie wie nie robi błędu.
Czy to znaczy, że ci którzy wiedzą dużo robią większe błędy?

Jest jeszcze drugie dno w tej beczce wiedzy.
Żeby wiedzieć, że się jest w błędzie, trzeba wiedzieć więcej niż po to żeby zrobić błąd.
Wniosek - ten kto wie wszystko nic nie robi.

Recenzja książki TUTAJ.

Thursday, October 26, 2017

Sunday, October 22, 2017

Niedzielne czytanie - podatki

(...) Przetoż powiedz nam, co ci się zda? Godzili się dać czynsz cesarzowi, czyli nie?
Ale Jezus poznawszy złość ich, rzekł im: Czemuż mię kusicie, obłudnicy?
Pokażcie mi monetę czynszową; a oni mu podali grosz.
I rzekł im: Czyjże to obraz i napis?
Rzekli mu: Cesarski. Tedy im rzekł: Oddawajcież tedy, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest Bożego, Bogu.

Ewangelia św Mateusza 22:17-22
Biblia Gdańska

Spojrzałem na  australijskie monety: kangur, dziobak, mrówkojad, lirogon.
Banknoty: na każdym są aż dwa portrety osób zasłużonych dla Australii. Wymienię dwie bliższe mojemu sercu: śpiewaczka Nelly Melba - KLIK i generał John Monash - tylko dlatego, że jego rodzina pochodziła z Krotoszyna. Pozostałe osoby nie są mi zbyt znane.
Ale jest coś z klimatu dzisiejszej Ewangelii - na banknocie $5 jest wizerunek królowej brytyjskiej a na drugiej stronie australijskiego parlamentu.
No to już wiemy co się dzieje z naszymi podatkami.

Zerknąlem poza Australię.
USA - o ile mi wiadomo, to na banknotach sa wizerunki prezydentów USA.
Polska - jak wyżej - wizerunki polskich królów.
Unia Europejska - bramy i mosty, które miały symbolizować otwartość i współpracę. Początkowo były to wizerunki istniejących budowli, obecnie są to stylizowane konstrukcje. Czyli - brama otwarta, ale nie do mnie.

Thursday, October 19, 2017

EU-tan-Azja

Australia chyba się europeizuje, właśnie w naszym stanowym parlamencie trwa debata na temat legalizacji eutanazji.
Już po opublikowaniu wpisu zdałem sobie sprawę, że tak się zapatrzyłem na pierwsze litery nazwy, że przegapiłem ostatnie a tam - Azja, dużo nam blizsza Azja.

W tym przypadku posłów nie obowiązuje dyscyplina partyjna, mają głosować zgodnie z głosem sumienia.

Ostatnio burzę wywołały słowa przewodniczącego Australijskiego Związku Lekarzy (AMA) - nie zmieniajcie stosunków społecznych tylko dlatego, że kilka bardzo wpływowych osób widzi jak umierają ich rodzice - KLIK.

Osobiście nie mam na ten temat jasnego poglądu, nie mam go zresztą również na żaden inny temat. Spróbowałem jednak dokonać wirtualnego samobójstwa - zlikwidowałem swoje konto na facebooku.

Nie boli.

Sunday, October 15, 2017

Niedzielne czytanie - drzewa dobrej wiadomości

"Lata temu, potknąłem się o omszałe kamienie dziwnego kształtu w rezerwacie starych buków w lesie pod moją opieką. Zdałem sobie sprawę, że przechodziłem obok nich już wiele razy nie zwracając na nie uwagi. Ale tego dnia zatrzymałem się i pochyliłem żeby zbadać je z bliska. Kamienie były niezwykłego kształtu: lekko pogięte z wydrążeniami. Delikatnie podniosłem warstwę mchu na jednym z kamieni. Pod spodem była kora drzewna. To nie były żadne kamienie tylko stare drzewo. Zdziwiłem się jak twarde gdyż normalnie wystarczy kilka lat aby drzewo bukowe zgniło. Co zdziwiło mnie jeszcze bardziej to fakt, że nie mogłem tego kawałka drzewa podnieść. Najwyraźniej był w jakiś sposób wrośnięty w ziemię.
Wyjąłem scyzoryk, ostrożnie zdrapałem trochę kory aż ukazała się zielona warstwa. Zielona? Ten kolor można znaleźć tylko w chlorofilu, który nadaje liściom zielony kolor; rezerwy chlorofilu są również gromadzone w pniach żywych drzew. To mogo oznaczać tylko jedno: ten kawałek drzewa żył! Dopiero teraz dostrzegłem, że te "kamienie" tworzyły regularny okrąg o średnicy około półtora metra. To były pozostałości pnia wielkiego drzewa. Wnętrze zamieniło się w próchno dawno temu - oczywisty znak, że drzewo zostało ścięte conajmniej 400 lat temu. W jaki sposób te resztki mogły żyć tak długo?
Żywe komórki muszą mieć pokarm w postaci cukru, muszą oddychać, muszą rosnąć, choć trochę. Ale bez liści, bez fotosyntezy, jest to niemożliwe. Żadna istota na naszej planecie nie może sama w sobie przeżyć tak długo. Było oczywiste, że z tym pniem musiało się coś dziać. Musiał dostawać wsparcie od sąsiednich drzew, poprzez sieć korzeni. (...) www - wood-wide-web.
Peter Wohlleben - The hidden Life of Trees.
Polski tytuł: Sekretne życie drzew - KLIK.


Drzewa opiekuja się ułomnymi starcami, pomagają sobie nawzajem, a czasem walczą ze sobą. Podobnie postepują z innymi mieszkańcami lasu. Komunikują się, przestrzegają pewnej etykiety, mają poczucie czasu, indywidualny charakter. Pozostawione "opiece" ludzi wyrastają na dzieci ulicy.

Na pierwszych stronach biblii czytamy o drzewie poznania dobrego i złego. Wypraszam sobie - od drzewa niczego złego nie można się nauczyć.

P.S. Zastanawiam się nad tym ostatnim zdaniem. Nie tyle nad zdaniem ile nad tym z jakiego też drzewa spadła ta jadowita szyszka, mam na myśli obecnego ministra środowiska w Polsce

Thursday, October 12, 2017

Napalm w edukacji

W Australii funkcjonuje system okresowego testowania uczniów  - NAPLAN - KLIK.
Kiedy sam byłem uczniem, a potem rodzicem, byłem zwolennikiem testów. Z czasem jakoś mi to przeszło więc jestem skłonny przekręcać nazwę systemu na Napalm.

Dzisiaj w radio usłyszałem rozmowę z jakimś specjalistą od edukacji, który opowiadał o przygotowaniach do komputerowgo sprawdzania testów z angielskiego. Nie testów typu "multiple choice" , ale esejów.

Prowadzący rozmowę do końca pozostawał nieprzekonany, że komputer potrafi właściwie ocenić esej. Specjalista od edukacji tryskał optymizmem.
Częściowo się z nim zgadzam. Po prostu człowiek czytający setki esejów (nie wiem jaka jest norma dzienna, ale pewnie wysoka) po pewnym czasie straci całkowicie wrażliwość i jego oceny będą raczej przypadkowe.

Rozmówcy nie poruszyli jednak dość dla mnie istotnego tematu - nauczyciele będą uczyć pisania esejów w "pod komputer" akcentując tematy, które sa wyżej oceniane.

Znam to trochę z czasów gdy sam poszukiwałem pracy. Pisałem bardzo ładne "resume" i dbałem o to żeby były w nim wszystkie istototne słowa kluczowe. Powiedziano mi bowiem, że agencje rekrutacyjne nie zadają sobie trudu czytania wszystkich nadesłanych ofert. Wrzucają  je do komputera, ten zlicza słowa kluczowe istotne dla agencji i robi listę ofert, które warto przeczytać.

Oczywiście od tego czasu w informatyce nastapił ogromny postęp, sztuczna inteligencja jest bardzo inteligentna.  To jednak według mnie sprawa drugorzędna.
Pierwszorzędną według mnie będzie to, że nauczyciele będa tępić (wypalać jak tytułowy napalm) wszelką indywidualność i wcale nie zdziwię się jak zaczną się zdarzać przypadki gdy kilku uczniów napisze eseje o identycznej treści - słowo w słowo.

Obawiam się, że we wspóczesnej edukacji właśnie o to chodzi.

Tuesday, October 10, 2017

Przybyli Rosjanie pod okienko

Kontynuacja wpisu sprzed tygodnia.

Rok 1983. Australia. W mojej pierwszej pracy spotkałem świeżego imigranta ze Związku Radzieckiego.  Arkady (...) spytał:
– Powiedz mi – czy to prawda, że w Polsce są prywatni lekarze, że można dostać paszport, że są prywatne gospodarstwa rolne?
– Prawda. Z tymi paszportami nie tak łatwo, ale można dostać.
– A poza tym normalnie – gwarantowana praca, urlopy, wczasy, emerytury?
– Normalnie.
– Lech, to co wam strzeliło do głowy żeby taki system zmieniać?
Więcej TUTAJ.

Sunday, October 8, 2017

Niedzielne czytanie - Bóg nie uczy się na błędach

Tę książkę zauważyłem na półce w lokalnej bibliotece.


Więc ktoś jeszcze wydaje książki napisane 60 lat temu (1958)?

Zdziwił mnie również kieszonkowy format książki i staranne wykończenie - Collectors Library.
Kieszonkowy format? Bez sensu, jak ktoś chce nosić przy sobie to może skorzystać z telefonu, czytać albo słuchać.
Jeśli kolekcjonuje eleganckie wydania książek, to wolałby książkę w normalnym wymiarze, żeby dobrze prezentowała się na półce.

To była pierwsza przeczytana przeze mnie książka Grahama Greena.
Był chyba rok 1960. Dwa lata później, podczas kryzysu kubańskiego, prasa często wspominała o tej książce.

Wypożyczyłem. Czyta się jak 57 lat temu. Może to jest sposób na odmładzanie się? Czytać ulubione książki sprzed wielu lat.

"W okrucieństwie nie ma trwałości, przychodzi i przemija jak trony i rządy pozostawiając po sobie ruiny. Ale klown, którego widział w cyrku, klown, który codziennie o godzinie 22 wpada do wiadra z białą farbą, to nigdy się nie zmienia.
Bóg nie uczy się na błędach, jakby mógł w takim przypadku żywić jakiekolwiek nadzieje w stosunku do ludzi?".

Czytając książkę po raz pierwszy, tak dawno temu, nie zwróciłem uwagi na przewrotny styl autora. Nie zwróciłem też zapewne uwagi na częste odniesienia do religii tak typowe dla jego książek.
Bohater powieści, niewierzący, spełniając życzenie żony, która go porzuciła, wychowuje córkę w rygorystycznym, katolickim klimacie.
Córka doskonale sobie w tej atmosferze radzi - każde niepowodzenie to wynik niezbadanych wyroków boskich, każdy sukces to uznanie jej wysiłków przez Najwyższego.
O ile łatwiej takiej osobie żyć.

Thursday, October 5, 2017

Wielcy ludzie małego imienia


„Wielkich Ludzi, pieśni, chwal”
Małego imienia,
Bo ich dzieło rośnie wciąż,
I ich dzieło rośnie wciąż,
W głąb i wszerz się krzewi wciąż,
Ponad ich marzenia.

Wiatr zachodni, morza szum
Wyrwały nas matkom,
Rzuciły na nagi brzeg —
Tuzin domów, gdzie ten brzeg,
a lat siedem marzł w nich człek
Z uczniacką czeladką.

Sławnych ludzi był tam rój,
Wielkiej uczoności;
Wzięło się tam dużo trzcin,
Wciąż słyszało się świst trzcin,
Nikt nam nie żałował trzcin,
Ze szczerej miłości.

Od Egiptu aż po Pont
I przez Himalaje —
Pełno ludzi z naszych gron,
Brazylia i Babilon,
Wyspy czy też Andów skłon,
Wszędzie nasz człek staje.

Wielkim Ludziom sława wciąż:
Cześć, Starzy Koledzy!
Pokazali nam, w czym rzecz,
Nauczyli nas, w czym rzecz.
Prawda, Boga Wielka Rzecz,
Ważniejsza od Wiedzy.

Szerokości każdej znak
Wybity na świecie,
Widział już któregoś z nas,
Zawsze najlepszego z nas,
Zawsze w pracy, aż po pas —
Wszędzie nas znajdziecie.

A to dał nam każdy mąż
Od ćwiczeń i słówek:
Pracy zawsze wiernym bądź.
Swe zadanie zawsze skończ,
Bez żadnych wymówek.

Czy sztabowiec, czy też szpieg,
Czy człowiek podkopów,
Stał z królami twarzą w twarz,
Rzekł: — mam szrapnel, co ty masz?
Był to zawsze człowiek nasz,
Co najtęższy z chłopów!

Uczono nas w kraju wciąż,
Niezliczone razy,
Że najlepszą rzeczą jest
I najprościej zawsze jest,
Najzdrowiej, najmądrzej jest:
Czcić wasze rozkazy.

Drudzy, w krajach obcych słońc,
Mają większe sprawy,
Służą dzierżąc ziem tych rząd,
(Wierna służba — oto rząd!)
Miłość, wierność dzierży rząd,
Bez zysku ni sławy.

To wpoili mistrze nam,
Nie wiem, jak i kiedy,
Lecz poznałem z biegiem lat,
Dojrzewając z biegiem lat,
Że to owoc szkolnych lat,
Że to było wtedy.

Przeto czcijmy mężów tych,
Ducha Wspaniałego,
Co wzgardzili swoim Dziś,
Zapomnieli swoje Dziś,
W pracy zdarli swoje Dziś,
Dla Jutra naszego.

„Wielkich Ludzi, pieśni, chwal”
Małego imienia,
Bo ich dzieło rośnie wciąż,
I ich dzieło rośnie wciąż,
W głąb i wszerz się krzewi wciąż,
Ponad ich marzenia.
Rudyard Kipling  - Stalky i Spółka.

Kilka tygodni temu byłem na cmentarnej wycieczce. Nie wiedziałem, że niezbyt daleko od domu mamy taki ładny cmentarz.



Tabliczka po lewej - Seventh Ave - jak w Nowym Jorku. A niedaleko oczywiście Piąta Aleja.


Powód był prosty, kilka tygodni wcześniej kupiliśmy sobie wraz z żoną nasze ostatnie miejsce zamieszkania.



Ta dziurka, pierwsza z prawej od najniżej położonej "kwatery". Będzie ciasno, ale wieczność nie trwa chyba zbyt długo.

Temat wycieczki - Uczyli nas dobrze. 
Sądziłem, że uczyli przykładem, własnym życiem, jednak organizatorzy, lokalne kółko historyczne, potraktowali temat dosłownie - nauczyciele.
Pogrubiłem więc litery w zwrotce wiersza, która wyjaśnia tajemnicę tego sukcesu pedagogicznego.

Ludzie małego imienia.
Zaprawdę. To były wyłącznie nauczycielki a ich imiona nie figuruja nawet na ich grobach - w prawie wszystkich przypadkach były to zaniedbane kwatery bez żadnych znaków.
Historia prawie zawsze ta sama - samotna kobieta lub matka z córką przybyły do Australii z niewielką sumą pieniędzy, która pozwoliła na kupno lub wynajem domku, w którym można było urządzić pokój do nauki.
Do takiej "szkoły" uczęszczały dziewczęta, których rodzice chcieli wyposażyć swoje córki w kwalifikacje potrzebne do prowadzenia domu rodzinnego - właściwe maniery, umiejętność zorganizowania domu i ogrodu, wyżywienia. Praktyczne umiejętności jak szycie, haft. Czasem równiez niepraktyczne - śpiew, gra na pianinie, francuski.
Chyba tylko w dwóch przypadkach program szkoły zawierał przedmioty takie jak historia, sztuka, biologia itp.
We wszystkich przypadkach panie prowadzące owe instytucje zmarły bezżennie i bezdzietnie, co tłumaczy fakt, że mają tak ubogie groby.

Mnie osobiście bardziej zainteresował grób zamożnej rodziny Menck. Nie tyle sam grób ile te uchylone płyty nagrobne - a dokąd to się nieboszczycy wybrali na spacer?


Natomiast, jak się można było spodziewać, uczestników wycieczki najbardziej zainteresował grób "małej osoby wielkiego imienia". Pani Constance Dickens (z domu Desally), żony najmłodszego syna słynnego pisarza.


Tuesday, October 3, 2017

Sunday, October 1, 2017

Niedzielne czytanie - Bóg huragany przynosi

Jakiś czas temu, podczas najsilniejszych podmuchów huraganu Maria, ktoś zauważył - a cóż to za perfidia, nazwać taką katastrofę imienien Maria.
Ktoś inny dodał - a poprzedni tragiczny huragan nazwali Irma, a ten, taki okropny 12 lat temu - Katrina - dlaczego we wszystkich przypadkach nadano imiona kobiece, a nie męskie, na przykład Donald?

Poszukałem jak to jest z tymi nazwami huraganów.
Okazało się, że imiona huraganów ustalone są z 5-letnim wyprzedzeniem, na przemian imiona męskie i żeńskie - pełna lista  TUTAJ.

Przypomina mi się powiedzenie - człowiek strzela, pan Bóg kule nosi.
Tu jest właśnie tak - człowiek nadaje imiona, pan Bóg decyduje, któremu dać jaką siłę i skutki.

A Donald? Był, a jakże, był. Nazywał się Don, ale to chyba to samo. Wiał na początku lipca i był to raczej Cichy Don. Czyżby znowu rosyjscy hakerzy?

Wersja angielska TUTAJ.

Wednesday, September 27, 2017

Burma i Budda

Gdzieś na marginesie światowej polityki przebijają się odrobiny informacji o sytuacji w Myanmarze.
Przypomina mi się rubryka w jakimś piśmie sprzed lat, w której cytowano wiadomości podane tego samego dnia 10 i 100 lat temu.
Wiadomość sprzed 100 lat -
Kategoria: Drobiazgi i ciekawostki.
Podczas powodzi w prowincji XX w Chinach straciło życie 100,000 osób.

Podobna ciekawostka, a może drobiazg, rozgrywa się obecnie w Myanmarze (dawniej Burma). Powierzchnia kraju i ilość mieszkańców prawie dwa razy większa niż Polska.

W ciągu ostatnich 12 miesięcy ponad 400,000 osób z prowincji Rohingya zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów i ucieczki do Bangladeszu.
Do Bangladeszu.  Jeden z najbiedniejszych krajów świata przyjmuje 400,000 uchodźców. No tak, biedą dużo łatwiej sie podzielić niz bogactwem.
W ciągu zaledwie 3 dni ponad 2,000 osób straciło życie - KLIK.
Zaskakujące dla Europejczyków może być, że w tym przypadku ofiarami są mahometanie, a stroną atakującą buddyści. W Europie od ponad 150 lat trwa fascynacja buddyzmem. Fascynacja ta znalazła odbicie w licznych dziełach literackich i muzycznych.
Wydaje mi się, że elementem sprzyjającym było oddalenie. Europejczycy nigdy nie mieli bezpośredniego kontaktu z ludami Dalekiego Wschodu.
Stanisław Lem w książce Summa Technologiae poświęcił nieco miejsca tematowi religii. Zaskoczyło mnie, że największej krytyce poddał właśnie buddyzm - religię skoncentrowana na własnym ja. Według Lema tłumaczy to obojętność mieszkańców Indii na otaczającą ich biedę.
Nie zaskoczyło mnie więc zbytnio hasło - przestańmy koloryzować buddyzm - KLIK.

Aung Sun Suu Kyi - wieloletnia pupilka bojowników o wolność i demokrację rozczarowała swoich zwolenników - KLIK.
W powyższym artykule, autor krytycznie pisze o buddyźmie, o jego okrutnej twarzy w Sri Lance. Ja dodam jeszcze Tybet, ten sprzed czasów dominacji chińskiej.

Jeśli chodzi o Aung Sun Suu Kyi , to nie jest ona w łatwej sytuacji, i jej władza jest ograniczona - KLIK.
Ale jednak po laureatce pokojowej Nagrody Nobla można było oczekiwać bardziej zdecydowanych wypowiedzi -  KLIK.

Sunday, September 24, 2017

Niedzielne czytanie - każdemu według potrzeb

«Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. 
Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. 
Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”. 
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. 
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».

Ewangelia wg św Mateusza 20:1-16

Za moich szkolnych czasów interpretowano tę Ewangelię na dwa sposoby - po pierwsze nagroda zbawienia jest tak wielka, że nie sposób ją różnicować - lepsze niebo dla wierzących dłużej i gorliwiej, gorsze dla małowiernych?
Po drugie - nigdy nie późno na nawrócenie.

To drugie tłumaczenie powodowało dość przewrotne i ryzykowne myśli. Hulaj dusza, piekła nie ma, bylebyś zdążył w porę wrócić na drogę cnoty. Choćby na godzinę.

Proszę jednak zwrócić uwagę - robotnicy zatrudnieni później nie spędzili większości dnia na hulankach i swawolach, oni pokornie czekali na placu w nadziei, że ktoś ich zatrudni. Warto sobie zdać sprawę ze stresu jaki przeżywali gdy godziny mijały a w domu nie było czego do garnka włożyć.

Tutaj przypomina się Karol Marks - od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb,
Tę zasadę próbowano wprowadzać w przeróżnych komunach. Chyba jedyny trwały sukces to żydowskie kibuce.

Oczywiście zasada powyższa jest okropnym pogwałceniem wolności osobistej więc na szerszą skalę nic z tego nie wyszło.

Saturday, September 23, 2017

Cziste szaleństwo

Kilka tygodni temu byłem na festiwalu żydowskiej muzyki. Tytuł Shir Madness.
Shir, nie Sheer. Jestem zadowolony ze swojego tłumaczenia tego tytułu.

Moje wrażenia z festiwalu TUTAJ.

Thursday, September 21, 2017

Śmiech ożywczy jak woda

Kilka dni temu czekałem pod drzwiami biblioteki na otwarcie. Nadeszła grupka osób niepełnosprawnych. Widoczny problem, to brak koordynacji ruchów, nierówny krok, tiki, bełkotanie.
W Australii spotyka się ich często w miejscach publicznych - parkach, bibliotekach, na basenie.

Wśród osób czekających na otwarcie biblioteki przeważali studenci pochodzenia chińskiego. Udawali, że nie widzą tych niepełnosprawnych, instynktownie usuwali się im z drogi.

Jeden z niepełnosprawnych nacisnął guzik fontanny pitnej (czy to prawidłowa polska nazwa?). Woda trysnęła jakieś dwa metry w górę. Cała grupa podeszła do niego. Próbowali naciskać guzik na różne sposoby, żeby wyczuć w jakiej pozycji strumień wody da się pić w kontrolowany sposób.
Udało im się, jeden napił się, pozostali bili mu brawa. Spróbował drugi - woda trysnęła tak silnie, że odrzuciła mu głowę do tyłu, zmoczyła włosy, zalała ubranie.

Nie mogłem powtrzymać śmiechu. Aż mnie zgięło w pół. Po chwili zawstydziłem się trochę, nadal zgięty zerknąłem zobaczyć czy moja reakcja nikogo nie uraziła.
Przeciwnie. Koledzy oblanego śmiali się niemniej niż ja i kiwali do mnie przyjaźnie. Ofiara fontanny też. Przyjemnie znaleźć się w towarzystwie, w którym napotyka się zrozumienie i akceptację.

Tuesday, September 19, 2017

Plebiscyt

Tydzień temu dostałem formularz do głosowania ZA lub PRZECIW legalizacji małżeństw osób jednej płci.


Byłem ciekaw czy na formularzu znajduje się jakaś forma sprawdzenia tożsamości głosującego, choćby miesiąc lub rok urodzin.
Nie ma. Słyszałem już głosy, że istnieje groźba, że formularze bedą wykradane ze skrzynek pocztowych. Rzeczywiście, nic prostszego niż pomaszerować tropem listonosza i wyjąć ze skrzynek sąsiadów wrzucone do nich formularze.

Wypełniłem, wysłałem.

Okazuje się, że mogłem mój fomularz sprzedać i to za dobre pieniądze, ponad $1,500 - KLIK.
Z drugiej strony, dobrze że szybko wysłałem bo jeśli te formularze mają taką wartość to na pewno rabusie będa się włamywać do domów, żeby je ukraść.
Z trzeciej strony, powinienem chyba wywiesić na drzwiach powiadomienie, że formularz już wysłany więc nie ma sensu się do mnie włamywać.

Jeszcze nie ochłonąłem po tych emocjach a tu już następne, dużo poważniejsze. Okazuje się, że akcja plebiscytowa powoduje ogromne stresy i traumy w środowiskach...LGBTIQ
LGBTIQ, o Boże ja zupełnie nie nadążam, ja w ogóle nie wiem kto wokół mnie żyje. Próbuję odcyfrować: L - Lesbian, G - Gay, B - Bisexual, T - Trisexual... ŹLE - Transgender, IQ - iloraz inteligencji... znowu ŹLE - Intersex and Questioning.

Poradnie zdrowia psychicznego wysyłaja alarmy, że nie mogą podołać zwiększonemu napływowi pacjentów. Politycy ostrzegają, że skutki tych stresów będą trwały długie lata. Patrz TUTAJ.

No to chyba ja też do tego poszkodowanego środowiska się zaliczam - Questioning - swoje własne zdolności zrozumienia czegokolwiek.

Sunday, September 17, 2017

Niedzielne słuchanie - Finlandia

Właściwie słuchanie było w piątek. Koncert w katedrze św Patryka.


W drodze na koncert towarzyszyły nam tłumy kibiców jadących na mecz fulbolu australijskiego. To już chyba półfinały rozgrywek pierwszej ligi więc tłumy były duże. Opuścili nas w pobliżu stadionu MCG - pojemność ponad 100 tysięcy kibiców. Na finale będzie wypełniony po brzegi.

W kościele też nie było źle, wypełniony jak na półfinał.
W programie utwory na "blachę", to chyba prawidłowe tłumaczenie terminu brass band.
Wspaniała akustyka, jaką tylko w kościele można osiągnąć. Doskonali muzycy, ale...
No właśnie Finlandia. To poemat muzyczny skomponowany przez J. Sibeliusa.
Jadąc na koncert wyobrażałem sobie jak potężnie będzie brzmiał w kościele, w wykonaniu "brass band".
Rzeczywiście brzmiał potężnie, tak potężnie, że jakoś stracił całą finezję i dramatyzm oryginału.

Przy wyjściu pani reprezentująca organizatorów koncertu spytała kurtuazyjnie jak mi się podobało. Odpowiedziałem całkiem niekurtuazyjnie: dobry koncert, ale wiesz, ta Finlandia... mam w domu nagranie i...
- Każdy ma w domu nagranie Finlandii - ucięła moje dywagacje.

Oczywiście, prawidłowa odpowiedź powinna była brzmieć - wspaniałe (gorgeous), niesamowite (amazing). Wszak tak komentowane jest każde zdjęcie na facebooku.
Ale żeby uciąć w taki sposób?
Co to miało znaczyć?
Masz nagranie, które lubisz, to nie chodź na koncert żeby potem krytykować.
A z drugiej strony - każdy ma.
To oczywista przenośnia - każdy ma swoje zdanie i jeśli będzie je wygłaszał w drzwiach katedry przez które nawet wielbłąd się nie przeciśnie, to nie wyjdziemy z kościoła do niedzieli.

W drodze do domu potraktowałem to zdanie dosłownie.
Każdy ma Finlandię w domu? Przeleciałem szybko listę krewnych, znajomych i przyjaciół i poczułem się tak znużony i samotny jak na ostatnich kilometrach maratonu narciarskiego w Finlandii (75 km).


Po powrocie do domu czymprędzej włączyłem odtwarzacz. Finlandia zabrzmiała tak jak powinna.
Już niedziela a ja nadal słucham.

TUTAJ  w "prawidłowym" wykonaniu orkiestry symfonicznej. To nagranie zrobione z okazji nadchodzącego 100-lecia niepodległości Finlandii. Dlatego w wykonaniu utworu uczestniczy chór.

Friday, September 15, 2017

Festiwal filmów półkoreańskich

Tydzień temu, przechodząc obok kina studyjnego, zauważyłem informację o Festiwalu Filmów Koreańskich.


Okazuje się, że wyrosłem na sarkastycznego staruszka. Na cóż innego mogło zresztą wyrosnąć Dziecko Komuny - KLIK?

Wszedłem do środka gdzie dwie miłe panie wręczyły mi powyższy program festiwalu.
- Czy na festiwalu wyświetlane są jakieś filmy północno-koreańskie? - zapytałem.
Panie osłupiały.
 - Nie, chyba nie... na pewno nie.
- Ach, więc to jest festiwal filmów południowo-koreańskich - stwierdziłem autorytatywnie.
- Chyyyyba tak? Tak! - odpowiedziały.
- Nie sądzimy, żeby Korea Północna produkowała filmy warte obejrzenia - dodała jedna z pań.
- Ja też nie myślę, ale szkoda, że nikt nie sprawdził - podsumowałem.

W domu zajrzałem do programu festiwalu. Moją ciekawość potęgowały te tańczące figury w góralskich strojach.
Przeczytałem streszczenia kilku filmów:
- Because I love you - młody twórca ulega wypadkowi i gdy jego ciało leży w szpitalu, jego duch przenosi się do ciał różnych osób.
- A single rider - obiecujący finansista znajduje się na krawędzi bankructwa. Z desperacji wybiera się z wizytą do Australii gdzie przebywają jego żona i studiujący syn. Na miejscu stwierdza, że jego żona jest mocno zaangażowana w relację z sąsiadem.
- The Bacchus Lady - okazuje się, że ten termin oznacza starsze panie, które pracują jako prostytutki obsługujące jeszcze starszych panów. Jeden z klientów bohaterki filmu przeszedł wylew w mózgu i prosi ją o skrócenie jego życia.
- Our love story - dramat lesbijskiego związku.

No tak. Globalizacja. Takie filmy, może z wyjątkiem The Bacchus Lady, mogłyby powstać w każdym kraju. Dlaczego miałbym mieć ochotę obejrzeć akurat południowo-koreańską wersję?

Czytałem tylko dwie książki koreańskich autorów. Bardzo dobre. Obaj autorzy mieszkają w Korei Południowej, ale obie książki mają bardzo istotny północno-koreański wątek. Według mnie właśnie dlatego są takie dobre.

Nie mam złudzeń. Jestem przekonany, że film wyprodukowany w Korei Północnej to byłaby drętwa, propagandowa chała. Ale jednak... dlaczego nie możemy tego zobaczyć tylko jestesmy zdani na równie drętwą propagandę wolnych mediów na temat reżimu dynastii Kim.

Teraz zresztą, po ustaleniu kolejnych sankcji, to już musztarda po obiedzie.

Pozostaje tylko retoryczne pytanie: czy sankcje przyniosą efekty?