Saturday, March 30, 2024

Wielkanocne, wiejskie klimaty

Wielkanoc, tradycyjnie spędzamy ten okres na farmie u córki, 120 km od Melbourne.

Tradycyjnie?
Zerknąłem na swoje wpisy - Wielkanoce na farmie ustały od początku Covidu a więc to jest powrót po długiej przerwie.
Przyjechaliśmy już w czwartek aby nasiąknąć wiejską atmosferą.
A więc...
- krowy u sąsiada...


- owce na własnym terenie, godzina 10 rano a one już odpoczywają w cieniu, no tak, mają już za sobą 3 godziny strzyżenia trawy...


W Wielki Piątek odwiedzamy najbliższe miasteczko...
Kościół katolicki...



Wielkanocna msza o 9 rano :(
Tak rano wstać, przygotować się, dojechać?
Na wszelki wypadek sprawdzam ofertę konkurencji - na przeciwko jest kościół wykorzystywany na zmianę przez Anglikanów i Uniting Church - msza o 10:30.
No nie wiem na co Bóg nam pozwoli.

Kilka kroków dalej - Wetlands czyli mokradła.
Teoretycznie - w marcu spadło w tych okolicach 3 mm deszczu, w lutym niewiele więcej.
Wodę trudno wypatrzeć, trzciny jeszcze nie uschły.
Na szczęście wokół mokradeł umieszczono wizerunki miejscowej fauny...


Co innego rodzaj ludzki.
W miasteczku ruch - okoliczni farmerzy robią ostatnie zakupy, na szosie ruch - okropnie silne motocykle, samochody z przyczepami wypełnionymi rowerami i innym sprzętem...

Wycofujemy się na cichą i spokojną farmę.
Późnym popołudniem dobiegają nas odgłosy strzałów - sąsiad próbuje pozbyć się królików.

Mam nadzieję, że do niedzieli wszyscy załatwią swoje przyziemne sprawy i zapanuje spokój.

Wszystkim czytelni(cz)kom blogu życzę pogodnej, radosnej Wielkanocy... i PrimaAprilisowego Śmigusa bez oszukaństwa.

Thursday, March 28, 2024

Protokół Warszawski

 


Tylko w marcu dwie książki napisane po angielsku z Polską w tle.

Protokół warszawski - słyszeliście o czymś takim?
Nie jestem pewien czy wielu czytelników, którzy ocenili książkę zdecydowanie wysoko - 4/5, znalazł w książce wyjaśnienie.
Ta książka to 15-ta pozycja w serii książek o działalności niejakiego Cotton Malone, wydana w 2020 roku, od tego czasu Steve Berry napisał trzy nowe książki.

Jeśli chodzi o treść to po pierwsze - pierwszy rozdział - tortury w więzieniu na Rakowieckiej, dwa rozdziały dalej - tortury w zamku na Słowacji.
Między torturami są ostre strzelaniny, odniosłem wrażenie, że każda licząca się postać została zastrzelona na śmierć trzy razy i nadal trzyma sie dobrze i robi coś okropnego.

A między strzelaniną i torturami?
Przypadkowe, ale całkiem istotne i dobrze rozpoznane sytuacje z historii Polski.
Równie dobrze przedstawiona topografia Krakowa, Wieliczki.

Zarys fabuły - pierwsza kadencja prezydent Polski dobiega końca, bardzo zależy mu na tym aby wygrać nadchodzące wybory i rządzić kolejnych 5 lat, ale doszła do niego informacja, że szykuje się licytacja dokumentów, które mogą go całkowicie skompromitować. 

Warunkiem przystąpienia do licytacji jest dostarczenie którejś z relikwii bezpośrednio związanych z męką i ukrzyżowaniem Jezusa. A więc - krew, gwóźdź z krzyża, włócznia, którą przebito Jezusowi bok, gąbka na której podano Mu ocet, korona cierniowa...
Na licytację stawiły się Rosja, USA, Iran, Korea Północna, Chiny. Zgłosiły się również Niemcy i Francja, ale nie dotarły.
Równolegle toczy się przepychanka między prezydentem Polski i prezydentem USA (tu karykaturalna postać Trumpa). USA chce wybudować w Polsce bazę rakiet dalekiego zasięgu, prezydent tego nie chce.
Ciekawe, że autor opisuje ile trudu i heroizmu wymagało w Polsce obalenie komuny a z działań prezydenta jasno wynika, że ma on władzę absolutną, którą może stracić w wyniku wolnych wyborów a jeśli straci to Polska zostanie rozszarpana przez supermocarstwa.

Moja ocena - absolutnie nie mój klimat - morderstwa, tortury. Z drugiej strony jednak sporo rzetelnie przedstawionych informacji historycznych. Z trzeciej strony - cała sprawa nie ma sensu, ale to chyba teraz nikomu nie przeszkadza

Sunday, March 24, 2024

Odmienne Formuły

 Od której Formuły tu zacząć?

Chyba od tej najpopularniejszej - Formula 1 - wyścig samochodowy - Melbourne - start za godzinę.

Dotychczasowy rekord popularności , ustanowiony 2 lata temu, to 444,000 gości na trasie wyścigu.
Oczywiście tyle osób nie zmieści się na 5-kilometrowej trasie wokół jeziora, to rozkłada się na 4 dni.
Już w czwartek do wejścia tłoczyło się ponad 60,000 ludzi.
Ciekawe, że w tym dniu nie jeździły jeszcze żadne samochody.
W tym roku rekord zostanie na pewno pobity.

Innym wydarzeniem dzisiejszego dnia jest Niedziela Palmowa.
Już wczoraj w naszym kościele przygotowano palmy...

Przez długie lata miałem jednak swoją własną formułę...
Po pierwsze bardzo nie lubię wyścigów samochodowych i co roku jeździłem na rowerze do Albert Park gdzie rozgrywany jest wyścig, robiłem rundę po trasie wyścigu, przystawałem przed trybunami lub stertami opon i wygrażałem pięściami.


Po drugie,  ponad 12 lat temu zainteresowałem się tematem MS - Multiple Sclerosis - Stwardnienie Rozsiane - natychmiast trafiła się okazja do działania. Dowiedziałem się, że co roku, 30 maja, obchodzony jest Multiple Sclerosis Day i australijskie MS Society organizuje w niedzielę najbliższą temu dniu MS Walk - marsz charytatywny dookoła Albert Lake - dokładnie na trasie samochodowego wyścigu.
Zarejestrowałem się i otrzymałem sugestię żeby dołączyć do jakiegoś zespołu. 
Spojrzałem. na listę zespołów a tam - RED Bull - nazwa jednego z najpoważniejszych uczestników Formula 1. 
Dołączyłem...

Wymierny efekt - dotacja A$646.

I tak przez kolejne ponad 12 lat.

A w tym roku?
Dzisiaj w naszym kościele, przed mszą było symboliczne wejście z palmami do kościoła. Ze względu na ograniczenia ruchowe nie uczestniczyłem.

MS Walk odbędzie się 19 maja - chodzenie mi się raczej nie polepszy, ale przecież tam się nie trzeba spieszyć.

Tutaj zdjęcie z 2012 roku - swoista wersja Palmowej Niedzieli...


P.S. Oglądając w australijskim dzienniku informacje na temat dzisiejszego wyścigu zwróciłem uwagę na polskie akcenty...


To nie było to zdjęcie, chyba zdjęcie zawodnika jadącego Hondą. 
Honda poniosła w dzisiejszym wyścigu wielką porażkę - może to działanie jakiejś komisji specjalnej?

Thursday, March 21, 2024

Jesień niezgody

 Formalnie mamy w Australii jesień od 1 marca, astronomicznie od dzisiaj.
Sprawdziłem porę wschodu i zachodu słońca...


7:24 rano do 7:29 wieczorem czyli jeszcze 5 minut lata.
Powyższe wskazuje - po pierwsze, że mamy czas niezgodny z naturą - tak zwany letni czyli o godzinę spóźniony. Mój sąsiad regularnie biega przed śniadaniem, teraz robi to po ciemku.
Po drugie, że Sydney jest położone bardziej zgodnie z astronomią, u nich wschód słońca był o 6:59.

Termometr gada po swojemu - we wtorek dociągnął jeszcze do 30C, dzisiaj rano, na zewnątrz było 13C, w domu 17C - żona włączyła ogrzewanie.

Oczy informują, że na zewnątrz świeci piękne słońce, ale chyba wyłączyło ogrzewanie - dociągnie tylko do 18C.

Skoro ani czas ani temperatura nie zgadzają się ze słońcem to nic dziwnego, że więcej czasu spędzam przed telewizorem gdyż stamtąd dostaję wiadomości, z którymi jeszcze bardziej się nie zgadzam...

Polska...
Protesty rolników przeciwko sprowadzaniu zboża i innych produktów rolnych z Ukrainy.
Przypomnę,  że te protesty rozpoczęły się już w 2022 roku, gdy EU otworzyła granice Unii dla importu z Ukrainy.
Już wtedy na kilku forach internetowych zadałem pytanie: kto sprowadza te produkty do Polski?
Przecież żeby zboże załadować do pociągu ktoś musi najpierw za to zapłacić.
Przecież żeby załadować do magazynu - ktoś musi za to zapłacić.
Przecież żeby trafiło do konsumenta - ktoś musi wcześniej za to zapłacić.
Kto płaci? Przez nieomal 2 lata polscy rolnicy zmarnowali miliony godzin i narobili wielu ludzim kłopotu, ale proste wyjaśnienie problemu nikogo w Polsce nie zainteresowało.

Na zakończenie zdjęcie też nie wiem czego -  kwiatu a może owocu?



Monday, March 18, 2024

Wiolonczelista z Dachau

Książka tak świeża, że nie doczekała się jeszcze żadnej profesjonalnej recenzji, Google znajduje tylko 25,000 anonsów reklamowych.
Nie ma też jeszcze tłumaczenia na polski - nie wiem czy mogę sobie zastrzec prawa autorskie do tłumaczenia tytułu.

Wspominałem na tym blogu przypadki nadużywanie tematyki Holokaustu do promocji  książek i to był pierwszy bodziec do sięgnięcia po tą książkę w bibliotece. Informacja na żydowskim portalu rozwiała te obawy - KLIK.
Ostatnie zdanie powyższej informacji dobrze oddaje klimat książki - power of music as a transcend­ing force to heal and rebuild lives ( muzyka jako siła przekraczania granic aby uzdrawiać i odbudowwać życie ).
Podoba mi się słowo transcendencja gdyż jego przetłumaczenie jest tylko przybliżeniem.

Muszę przyznać, że przez 100 stron autor potrafił trzymać mnie w stanie swoistego zawieszenia między rzeczywistością i złudą i zacząłem już obawiać się o swoje zdrowie psychiczne, ale jednak książka wróciła na twardy grunt na dodatek z silnym australijskim akcentem.

Jednak jak to z rzeczywistością bywa - może wywoływać różne oceny i reakcje i o ile tę mętną stronę książki oceniłem na piątkę, to tę rzeczywistą już tylko na trójkę.

Nie mam zdolności trzymania czytelników w stanie tajemniczej dezorientacji więc kilka słów o treści książki.

Rok 1938 - Wiedeń pod hitlerowską okupacją - Niemcy wysyłają do obozu koncentracyjnego w Dachau młodego żydowskiego muzyka - Otto.
Adiutant komendanta obozu przydziela go do pracy w swoim domu - szorowanie zapuszczonej podłogi i granie na wiolonczeli dla żony adiutanta.
Dla żony? Tu sprawa nie jest jasna, ona jest głucha - Otto gra dla jej nienarodzonego jeszcze dziecka. Adiutant wierzy w pozytywny wpływ jaki muzyka wywiera na ludzi.
W tym samym okresie Erna, ciężarna siostra Otto zostaje zesłana do obozu przejściowego Terezin (niemiecka nazwa Teresienstadt).

Rzeczywistość w jakimś sensie potwierdza przekonania adiutanta, siostra Otto i jej dziecko giną w obozie koncentracyjnym, żona adiutanta i jej dziecko przeżywają wojnę i wprawdzie dziecko kończy marnie to jednak daje początek życia kolejnego pokolenia - córce imieniem Rosa, która zostaje cenionym krytykiem muzycznym i w końcowych rozdziałach książki spotyka się z Otto i osiągają wzajemne porozumienie.
Otto był całe życie kawalerem, nie dochował się potomstwa - z książki można wysnuć wniosek, że Rosa jest jego muzyczną wnuczką.

Dzisiejszy spacer...
Słoneczna pogoda trwa, australijskie słońce jest bardzo przenikliwe, białe aż parzy oczy...


Jednak tu i ówdzie można trafić na pierwsze zwiastuny urodzajnej jesieni...


A tutaj już wyraźna zapowiedź czasu gdy wszystkie drzewa na tej ulicy zapłoną jesienią.




Friday, March 15, 2024

S.I. ? - si, si, si

Gdy lat ci przybywa, dopada cię demencja,
pozostaje reputacja - Stara Inteligencja.

A gdy stary bardzo się stara,
to robi się coraz starszy
i sił mu już nie starcza,
niektórzy dowcipkują - Inteligencja Starcza.

Faktycznie, gdy sił nie starczy
i człowiek już raczej na tarczy,
i już mu nic nie sterczy
do tego głos jakoś skwierczy,
wielu na ciebie warczy
często w sposób szyderczy.

A więc...
w towarzystwie absencja
+ od trunków abstynencja
+ u lekarza codzienna audiencja
+ twórcza impotencja
+ emocjonalna indyferencja
+ informatyczna niekompetencja,
+ w działaniu niekonsekwencja...
= Straszna Inteligencja.

A jednak...
nadal podobają ci się dziewki
bo w oczach masz sztuczne soczewki.
Głód cię wcale nie nęka
bo w buzi sztuczna szczęka.
Sprawność jeszcze nie znika
bo w sercu masz rozrusznika.
Z łóżka potrafisz wstać rano
bo masz sztuczne kolano.
a reszta cię też nie martwi
bo nawet gdy będziemy martwi
- Sztuczna Inteligencja wszystko załatwi.

Tuesday, March 12, 2024

Biała dominacja

Ostatnie kilka dni mocno u nas przygrzało - 39C od rana do północy, potem temperatura spadała do 26C i o 10 rano - od nowa.
Klimatyzacja dmuchała prawie bez przerwy.
Ciekawe, że radio ABC/Classic nadawało muzykę z baletu I. Strawińskiego - Ognisty Ptak  - KLIK.

Dzisiaj - wtorek - ochłodziło się, wyszedłem na spacer, ponownie nad pobliski strumyk, tym razem z innej strony.
Pierwszy widok pasował do pogody ostatnich dni...


Nagle usłyszałem w pobliżu okropny wrzask, odwróciłem się, na gałęzi drzewa siedziała para białych papug...

Ton głosu się zgadzał, ale to nie mogły być one, to był wrzask tłumu. Poszedłem nieco dalej - siatki treningowe do krykieta...


Zgadza się, sezon krykieta u nas w pełni, codziennie w wieczornym dzienniku relacjonują kolejne mecze. Panowie w białych strojach łapią piłkę...



Ale to będzie tutaj dopiero w weekend, teraz jest przygotowanie boiska - traktor ciągnie kosiarkę i przegania z miejsca na miejsce stadko papug.


Znacznie większe stado obserwuje akcję z pobliskich drzew.

Sprawa wrzaskóe wyjaśniona, idę w stronę uniwersytetu i oczywiście czeka na mnie znajomy widok...


Wczesny ranek, studentów niewielu,  z bliska oglądam ich stoły - w środku rynienka z zasilaniem do laptopów...


Pomyślano o wszystkim, nic tu po mnie.
Przed odejściem proszę miłą studentkę żeby zrobiła mi pamiątkową fotografię...


Sprawdzam i oddycham z ulgą,  jednak nie jestem tu największym k-----m.

Wracam na spacerowe ścieżki - sporo ludzi, większość wyprowadziła na spacer swoje pieski.
Pieski przeróżnych kolorów - białe, żółte, rude, czarne. Ich właściciele - wszyscy biali - skóra i włosy.
Jak w tytule.

Friday, March 8, 2024

Edukacja w buszu

 Parę dni temu wybrałem się na spacer nad pobliski strumyk - ledwie ponad kilometr od domu.

Kilkadziesiąt metrów od ruchliwej ulicy i jestem na miejscu...


Od miesiąca praktycznie nie spadła u nas porządna kropla deszczu więc strumyczek ledwo zipie...

Podnoszę głowę do góry...


Masywny most łączy cywilizację z z jej źródłem, uniwersytetem...


Znam dobrze to miejsce.
40 lat temu była tu szkoła średnia, do której uczęszczała nasza córka.
Bardzo średnia szkoła, na szczęście zorientowaliśmy się, że w Australii poziom szkół jest bardzo różny i dwa lata przed maturą zdążyliśmy przenieść córkę do bardzo dobrej szkoły.
10 lat później szkoła ustąpiła miejsca wydziałowi pielęgniarskiemu, co istotne znajdowało się tam dobrze działające centrum komputerowe, w którym znalazłem ciekawą pracę.
3 lata później cały teren przejął szybko rozwijający się uniwersytet, centrum komputerowe przeniesiono poza Melbourne więc musiałem zmienić pracę, ale mieszkając w sąsiedztwie obserwowałem ciągłą rozbudowę uczelni. 
Obecnie cały uniwersytet liczy 59,000 studentów, z tego oddział w moim sąsiedztwie prawie 32,000, chyba większość z nich to studenci zza granicy.
Budynki uniwersytetu są po obu stronach strumyka więc potrzebny był solidny most.

Niektórzy studenci wybierają jednak ścieżkę i napotkałem ich sporo.
Przy okazji stwierdziłem, że stroje studentów (głównie studentek) przeszły istotną ewolucję, głównie jest to minimalizacja.
Musiałem spuścić głowę żeby nie oskarżono mnie o natarczywe przyglądanie się

Zajrzałem więc jeszcze na teren uniwersytetu, z daleka powitała mnie rzeźba...


A cóż tutaj robi ten biały kutas!?!!?? - wykrzyknąłem i w pewnym popłochu zawróciłem do domu.

I nadal się nad tym głowię.

P.S. Tabliczka informuje, że rzeźba nosi nazwę Strange Fruit - Dziwny Owoc.
Owoc? - Może to ten zerwany przez Ewę w Raju?

Wednesday, March 6, 2024

Pożegnanie Olimpijki

 W piątek byliśmy na pogrzebie...

Zmarła nasza znajoma, Lidia Król z domu Szczerbińska.
To panieńskie nazwisko pamiętałem jeszcze z Polski - rok 1956 - Olimpiada w Melbourne - Lidia, wraz z trzema innymi zawodniczkami, zdobyła brązowy medal w gimnastyce.
W Polsce o niej pamiętają - KLIK.

Wizyta polskiej drużyny olimpijskiej była wielkim wydarzeniem dla australijskiej Polonii.
W tym okresie tutejsza Polonia to byli głównie repatrianci z Anglii - osoby związane z polską armią, repatrianci z Niemiec - osoby, które koniec wojny zastał w niemieckich obozach pracy, osoby związane z Armią Andersa, które dotarły tutaj z Bliskiego Wschodu i z Indii.
Z jednej strony była to pierwsza szansa kontaktu z ludźmi z Polski, z drugiej - spora rezerwa - jaki wpływ na tych ludzi miało 11 lat komunizmu.

Słyszałem ciekawą relację na ten temat...
Istotnym punktem spotkań Polonii w Melbourne był kościół św Ignacego blisko centrum miasta.
Polski ksiądz zachęcał Polonię do okazania gościnności rodakom, z drugiej strony ostrzegał, że drużynie towarzyszy wielu komunistycznych aktywistów i odradzał wizyty w kwaterach polskich sportowców i kontakty z osobami towarzyszącymi drużynie.

Nadeszła kolejna niedziela,  przed kościół św Ignacego zajechały autokary a z nich wysypało się ponad 60 sportowców i spora grupa osób towarzyszących, wszyscy w olimpijskich strojach. Wmaszerowali do kościoła i usiedli w pierwszych rzędach.
W pierwszym rzędzie oficjałowie, w środku W. Reczek - prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego - członek KC PZPR.
Początek mszy - ksiądz w towarzystwie ministrantów wyszedł z zakrystii i zaniemówił - olimpijskie stroje, białe orły na piersiach.
A potem wszyscy zapomnieli o politycznej poprawności i nastąpiło pełne zbratanie.

W tej atmosferze polski repatriant z Sybiru poznał polską gimnastyczkę - miłość od pierwszego wejrzenia. 
Pani Lidia miała jednak duże poczucie solidarności z drużyną i lojalności w stosunku do rodziny i przyjaciół - wróciła wraz z reprezentacją do Polski.
Z drugiej strony napotkała również zrozumienie - już po kilku miesiącach otrzymała zgodę władz na emigrację do Australii.
I żyli tutaj długo i szczęśliwie...

Państwo Król nie byli naszymi bliskimi znajomymi, spotkaliśmy ich towarzysko może kilkanaście razy, ale oboje zrobili na nas bardzo sympatyczne wrażenie - on - z jednej strony świetny fachowiec, z drugiej - mocno zaangażowany w działalność Koła Sybiraków,  ona - pełna humoru i energii, sprawna fizycznie do ostatnich lat.
Na pożegnaniu pani Lidii,  jej wnuczka grała pięknie na altówce. Rozmawialiśmy z nią chwilę po uroczystościach - okazało się, że zna naszego wnuka Feliksa, uczęszczała do tej samej szkoły - on do klasy baletowej, ona do muzycznej.
Jak miło.

========

Olimpiada w Melbourne - śledziłem ją z zapartym tchem.
Przez długie lata nie interesowałem się sportem, trochę przyczyniła się do tego moja Matka, która uważała go za zajęcie dla prostych ludzi.
Informacje sportowe potwierdzały tę opinię - kroniki sportowe, filmy - na pierwszym planie pokazywały radzieckich sportowców i podkreślały ich pochodzenie z ludu pracującego miast i wsi.
W roku 1955 radosna wizja komunistycznego świata zaczęła się nieco kruszyć, w Przeglądzie Sportowym informowano o osiągnięciach i rekordach sportowców USA. 
Czytałem to coraz chętniej i przed olimpiadą byłem już chodzącą encyklopedią olimpijskich prognoz.
Na Olimpiadzie było kilka niespodzianek, ale generalnie prognozy się spełniły, USA zdominowały lekką atletykę i kilka innych popularnych sportów.
W klasyfikacji ogólnej jednak zwyciężył ZSRR - istotnym czynnikiem była duża ilość medali w gimnastyce (23, w tym 11 złotych).

Oto tablica pamiątkowa na stadionie olimpijskim.
Lekka atletyka - konkurencje kobiet = 3 biegi indywidualne, 1 sztafeta, 5 konkurencji technicznych - obecnie lekkoatletyka kobiet liczy 20 konkurencji.
Złoty medal - skok w dal - Elżbieta Krzesińska...

Przepraszam za obecność przypadkowych kibiców.

Monday, March 4, 2024

Łabędzie w płomieiach

 W ostatnią niedzielę wybraliśmy się z żoną do miejscowości Warragul, 110 km od Melbourne, aby obejrzeć Jezioro Łabędzie.

Nie całe 6 miesiace temu relacjonowałem moje wrażenia ze tego samego baletu - nie, nie powtarzam się - tamto wykonanie to była produkcja The Australian Ballet, tym razem wykonawcą był Victorian State Ballet (VSB) - balet stanu Wiktoria i pewnie byśmy nie zauważyli tej imprezy gdyby nie to, że tym razem wystąpił w niej nasz najstarszy wnuk - Feliks.

Feliks zainteresował się baletem już w wieku 3-4 lat i dotąd mu nie przeszło.
Tu pokaz jego tanecznych zdolności w pirackiej bitwie - KLIK.

Na początku marca Feliks został przyjęty do VSB i po dwóch tygodniach był już na scenie.  W tym momencie wszystkie bilety na występy VSB w Melbourne były już wysprzedane,  udało nam się dostać bilety na występ w Warragul i to na miejsce wysoko na balkonie.

Warragul - miasto w rejonie Gippsland - tu wspomnę, że tę nazwę nadał tym okolicom nasz rodak P.E. Strzelecki. Urodzajne rolnicze tereny.
Bardzo okazałe Art Centre, przyjechaliśmy nieco wcześniej i przyglądaliśmy się napływającej publiczności - sporo młodych rodziców z dziećmi w baletowych kostiumach - oczywiste - balet to bardzo popularne zajęcie małych dziewczynek, niewiele osób w średnim wieku i bardzo dużo osób mocno starszych, raczej kobiet.
To się nieco różniło od profilu publiczności w Melbourne gdzie istotną grupą były osoby starsze, ale jeszcze w wieku produkcyjnym - kobiety i mężczyźni.

Wystawienie było bardzo dobre, nasz wnuk występował w drugorzędnych rolach, ale był na scenie sporo czasu i oczywiście bardzo nam się jego występ podobał.
Ostatnie, dramatyczne sceny baletu, muzyka zapowiada grozę i nagle - muzykę zastępują sygnały alarmowe różnych kalibrów, wreszcie anons - ogień w budynku, proszę natychmiast opuścić salę!

Coś podobnego - miesiąc temu donosiłem jak to wybrałem się z Feliksem na film Oppenheimer i wystąpiła jakaś awaria,  teraz jeszcze gorzej.

Opuścić salę - łatwo powiedzieć - w naszym rzędzie sporo osób mogło poruszać się tylko z chodzikiem a zatem samo dojście do chodzika sprawiło im sporo kłopotu.
Wind oczywiście nie można używać.
Na szczęście dotarł do nas strażak w pełnym rynsztunku i nieco nas uspokoił, ewakuacja jednak nadal trwała.

Gdy wreszcie zdołaliśmy zejść na dół alarm odwołano, straż pożarna odjechała i powiadomiono nas, że przedstawienie zostanie dokończone, proszę wrócić na salę.
Mało tego - w międzyczasie wiele osób, tych z pierwszych rzędów na parterze, pojechała już do domu więc proszę zająć miejsca na parterze, gdzie komu pasuje - wszyscy się zmieścimy.

Tak to sprawdziła się biblijna przepowiednia - ostatni będą pierwszymi.
Jedyne czego mi brakowało to - podczas finalnej prezentacji solistów zabrakło strażaka a zdecydowanie odegrał on istotną rolę.

P.S. Dzisiaj rano rozpocząłem jak zwykle dzień od rozwiązania Wordle - dzisiejsze hasło do odgadnięcia to Flame - Płomień.