Friday, December 30, 2022

Ostatnia książka roku

 Rejestruję wszystkie przeczytane książki na stronie Goodreads i kilka dni temu otrzymałem gratulacje - przeczytałem w tym roku 14 książek, wykonałem plan!
Dowiedziałem się przy okazji, że przeczytałem około 4,000 stron i że moja średnia ocena przeczytanych książek to 2.5 na 5, czyli bardzo średnia.

Nie jestem specjalnie dumny ze swojego planu, ale był on skrojony na miarę możliwości dostawców moich lektur - bibliotek, autorów - a te oceniam bardzo nisko - często rozkładałem bezradnie ręce - co czytać?

W mojej tegorocznej lekturze znalazły się książki autorek - aborygeńskiej, afro-amerykańskiej, australijskiej aktywistki, polskiej (Empuzjon O. Tokarczuk), dwie książki o tematyce gejowskiej, dwie książki osób, które doświadczyły Holocaustu, trzy rozważania na temat przyszłości ludzkości.

Największym rozczarowaniem tego roku była książka Lessons mojego ulubionego autora Ian'a McEwan.
Kilka prób przeczytania zakończyło się niepowodzeniem, nie wliczyłem jej do rocznego bilansu.

Na czym to ja skończyłem?
Ostatnią książką roku była Homo Deus izraelskiego autora Yuval Harari. 
To jedna z trzech książek na temat przyszłości ludzkości i druga książka tego autora, pierwszą była wspominana na tym blogu książka Sapiens - a Short History of Humankind.

Homo Deus ... Człowiek Bóg.
Autor - Yuval Harari - wiele razy deklaruje się jako ateista i jeszcze więcej razy wspomina o niemożliwości udowodnienia, że Bóg istnieje.
Zastanowiłem się - jak traktować termin Homo Deus w ustach takiej osoby?
Jako zupełną kpinę?

W Homo Deus autor kolejny raz porusza temat niemożliwości znalezienia śladów Boga, tym raze w organizmach zwierząt. 
Przez wieki wieków ludzie uważali to za istotny argument na wyższość ludzi nad zwierzętami, na prawo ludzi do rządzenia zwierzętami, zabijania i spożywania ich.
Jeśli ta różnica nie istnieje to...
Autor nie kryje swojego poparcia dla ruchu "Animal Rights" (Prawa Zwierząt), ale w tym kontekście wypada to słabo.
Smutnie rozbawiły mnie rozważania autora, że religia jest istotnym czynnikiem skłaniającym ludzi do jedzenia mięsa.
A co w takim razie z mięsożernymi zwierzętami? Przeciez nie wierzą w Boga.
A co plemionami pierwotnymi, które przez ponad 40,000 lat nie sformowały żadnej spójnej wiary czy religii.  Autor wielokrotnie powtarza, że jedynym czynnikiem ograniczającym ich spożycie mięsa była przewaga fizyczna wielu gatunków zwierząt. Sytuacja uległa diametralnej zmianie gdy ludzie zbudowali większe społeczności i wprowadzili rolnictwo i hodowlę. Różnorodność diety skurczyła się dramatycznie. Ponad 90% spożywanego mięsa pochodzi z trzech gatuków zwierząt, które nie jedzą mięsa a zatem nie były groźne dla ludzi (bydło, owce i drób).

A co wypada mocno?
Na wstępie autor bardzo kategorycznie deklaruje zwycięstwo ludzkości nad trzema odwiecznymi plagami - głodem, epidemiami i wojnami.
Dość ironicznie wspomina jak to przed laty ludziom śnił się koszmar atomowego grzyba.
Książka napisana 6 lat temu, myślę, że ostatnie lata mogą nieco zachwiać beztroskim snem czytelnika.

Jeśli nic nam nie grozi z zewnątrz, to jakie są inne zagrożenia?
Starość, choroby, depresja.
Tu znowu autor deklaruje całkowite zaufanie do medycyny, genetyki, neurologii.
Wszystko da się łatwo skontrolować i wysterować. Nie ma większych przeszkód żeby ludzkość żyła wiecznie, zdrowo i w stanie absolutnego zadowolenia.

No to o czym tu jeszcze pisać?
No właśnie, czyżby motywacją do napisania kolejnych 2/3 objętości książki była perswazja wydawcy, że rynek czeka na więcej?

Autor wraca więc do tego w czym jest dobry czyli do tematyki książki Sapiens - przedstawianie w historycznej perspektywie rozwoju głównych koncepcji współczesnego humanizmu.
Pisze o tym dowcipnie i elokwentnie, to dobrze się czyta, ale mnie drążył lekki niepokój - czy to książka mi się podoba czy może to tylko uruchomiła jakiś bodziec powodujący produkcję dopaminy.

Wniosek końcowy?
Mój?
Istnienie gatunku Homo Sapiens od samego początku nie miało sensu.
Cała ludzka cywilizacja to wynik nieuzasadnionej wiary w nieistniejącego Boga.
Jestem wyjątkowo uprzywilejowaną istotą, która przeżyła tyle lat w zupełnej nieświadomości tego bezsensu.

Thursday, December 22, 2022

Przedświąteczne spowolnienie

 Pierwotnie tytuł wpisu miał być - przedświąteczny pośpiech.

Bo jak mogłoby być inaczej.
Jednak gdy spojrzałem uważniej na otoczenie...
Po pierwsze, od ponad tygodnia mamy cudowne pogody - czyste niebo, chłodne noce, słoneczne, odświeżające dni. 
Jak tu się spieszyć gdy natura wzywa żeby zrobić głęboki wdech i uśmiechnąć się do słońca.

Tradycja jednak zobowiązuje.
A nasza tradycja mówi, że przed Świętami będzie tłok, pośpiech i braki w zaopatrzeniu.
A więc... spieszmy.
W radio stosowny akompaniament - kantata Nr 78 J.S. Bacha -  Wir eilen mit schwachen, doch emsigen Schritten - Spieszymy słabymi lecz pracowitymi krokami.
Bardzo celnie wybrali wykonanie na 2 trąbki

 -

Po drugie - znaleźć coś czego nie ma na rynku.
Z pomocą żony znalazłem - świeże drożdże.

W tym roku wigilię organizuje nasza synowa.
Opracowała dokładny scenariusz.
Strona gastronomiczna - moja żona zabezpieczy czerwony barszcz z pasztecikami.
Paszteciki - trzeba kupić świeże drożdże - EUREKA - nigdzie nie ma.
Drugie (po supermarkecie) kroki skierowałem do polskiego sklepu.
- Nigdzie pan nie dostanie - brzmiała odpowiedź - ale może pan spróbuje w piekarni, o, tu, za rogiem.
Spróbowałem.
Piekarnię prowadzą Chińczycy. Słabą angielszczyzną wyjaśnili, że w drożdże zaopatrują się u hurtownika a sprzedaży detalicznej nie ma.
Druga piekarnia - też Chińczycy. Angielski jeszcze słabszy, odpowiedź na migi, taka sama jak w poprzedniej piekarni.

Pora zrobić przerwę w tym pośpiechu więc dygresja - chińska piekarnia.
Tę opowieść słyszałem w małej miejscowości Mareeba w tropikalnym Queensland.
Wiele, wiele lat temu, w połowie XIX wieku, w okresie australijskiej gorączki złota, w miejscowości tej była chińska piekarnia produkująca wyjątkowo smaczny i delikatny chleb. Kilku mieszkańców postanowiła podpatrzyć na czym polega tajemnica.
Zakradli się w pobliże piekarni w porze przygotowywania chlebowego ciasta i naocznie stwierdzili, że odpowiedź jest prosta - piekarz sikał do mąki.
Włamali się do środka i zażądali od piekarza wydania całej kasy i przygotowania sporego okupu, w przeciwnym wypadku powiadomią całą miejscowość i personel piekarni zostanie zlinczowany.
Następnego dnia po piekarzu nie było śladu a miejscowość przez pewien czas była nękana przez chińską mafię.
Uwaga - powyższą historię słyszałem od miejscowych, google nie znalazło żadnego potwierdzenia.

Po zaspokojeniu potrzeb naturalnych wracam do poszukiwań świeżych drożdży.
Gdzie szukać wyjścia?
W Biblii.
Kiedyś wspominałem na tym blogu o wizycie w centrum handlowym zdominowanym przez greckie sklepy. Pokazywałem też napisy informacyjne w sklepie - dla nas to Exodus, dla Greków po prostu wyjście.
Oczywiście mieli drożdże.

Upojony tym sukcesem zajrzałem do Centrum Handlowego pełną gębą - Chadstone - podobno największe na całej południowej półkuli - KLIK.

Już po kilku krokach zgubiłem się w gwarze, tłumie i przestrzeni.


Muszę jednak stwierdzić, że tutaj nie było pośpiechu.
Po drodze można było pokrzepić się, najlepiej pierogami (chińskimi).


Nie zapomnieli nawet o choince.


Ani się spostrzegłem a minęła godzina, niczego nie kupiłem, pora zrobić coś konkretnego.
Ale gdzie szukać WYJŚCIA?
Tutaj nie było życzliwych Greków.
Jednak wydostałem się.

W samochodzie włączyłem radio - jak zawsze ABC/Classic. Nadawali Oratorium na Boże Narodzenie J.S. Bacha - KLIK.
Rytm marszowy, jak w zlinkowanej na początku wpisu kantacie, ale tu nie ma słabych kroków - tu maszeruje silny batalion trzystu trzydziestu trzech króli, a może świętych Mikołajów.
Na wszelki wypadek sprawdziłem co oferuje konkurencja, prowadzona społecznie stacja 3MBS, nadająca również wyłącznie muzykę klasyczną.
To samo!
Cóż za koordynacja!!!

Gdzie szukać ucieczki?
Zajrzałem do listy zakupów - śledzie w oleju - Matyjasy.
Wcześniejsze badania rynku wskazały, że są łatwo dostępne w supermarketach w dzielnicach z dużą ilością ludności pochodzenia żydowskiego.
A bliżej domu?
Sklep rosyjski - matyjasy z Łotwy, wspominany już sklep polski - matyjasy z Norwegii.
Wybrałem Norwegię.

Wystarczy,
W domu zweryfikowałem muzyczne wrażenie z zakupów.
Kantata - Spieszmy słabymi krokami.. , w wersji oryginalnej, sopran i mezzosopran.
Znalazłem kilka wersji, ale jedna mnie zachwyciła   .

Przyjemność powiększał fakt, że filmik kończy się niespodziewanie, brak informacji o wykonawcach.
Zamarzyło mi się, że oto spotkałem przypadkowo te dwie panie o tak wyrazistych fizjonomiach i pięknych głosach, oczywiste było, że próbowałem za nimi nadążyć.
I właśnie wtedy zniknęły... i dobrze, tu nie mogło być lepszego zakończenia.

Czytelniczkom/czytelnikom tego blogu życzę spokojnych i pogodnych Świąt.

Wednesday, December 14, 2022

Adwentowe wspomnienie sprzed 120 lat

Zbliżają się Święta, ostatnie dni Adwentu, okresu oczekiwania, dla mnie również okresu wspomnień.
Gdy byłem już uczniem szkoły średniej (w Kielcach), na Święta byłem zapraszany do Warszawy, do domu stryja Ziemowita, brata mojego ojca. Jedną z atrakcji było przeglądanie rodzinnego pisma - Wieczory w Rembówku.

Pismo znajduje się w posiadaniu mojej kuzynki, córki stryja Ziemowita, ale posiadam kopię więc mogę odświeżyć wspomnienia. Przepraszam za jakość ilustracji - zdjęcia z odbitki.

Oto pierwsza strona jednego z pierwszych numerów - Boże Narodzenie 1901 roku.

Początkowo gazetę prowadził najstarszy z braci Stanisław - 14 lat.

Każdy numer rozpoczynał się kolejnym odcinkiem powieści przygodowej pisanej pod pseudonimem przez prowadzącego gazetę. Czasami numer zawierał odcinki kilku powieści pisanych przez współpracowników redakcji.

Następnie były Wiadomości Krajowe...

----


Poniżej zdjęcie "pukaczy"...



Wspomniany w wiadomościach Lech M., który zbierał naboje to, wówczas 5-letmi, mój ojciec.

Nr 3 - styczeń 1902 roku. Wiadomości Krajowe...



Wiadomości Zagraniczne.


Pan W.A. to syn państwa Andrycz, zarządców majątku hrabiego Krasińskiego w Opinogórze.

Korzystając z okazji podam trochę informacji z pamiętnika osoby dorosłej - najstarszego z redaktorów - Stanisława M.
Majątek należał od 1862 roku do Wiktora Łebkowskiego, pradziadka autora wspomnień. Wydzierżawił go on swojemu wnukowi - Jakubowi Milewskiemu, ojcu Stanisława. Jakub Milewski , gdy się ożenił, odkupił majątek wykorzystując posag żony. Obszar majątku - 10-12 włók - czyli 200 hektarów.

Wiktor Łebkowski wybudował dworek - drewniany, pokryty stalową blachą pomalowaną na czerwono.
Dom miał pięć pokoi: sypialny, stołowy, salon, gabinet i przedpokój. Prócz tego kuchnia dworska i czeladnia.
W sypialni łóżka rodziców, toaletka z lustrem, szafa z mahoniu , łóżka dziecinne i kołyska. Gdy dzieci przybyło, ostatecznie było ich sześcioro, do dworku dobudowano sypialnie dla dzieci. Inna rzecz, że po ukończeniu 4 klas, dzieci wyjeżdżały do szkoły do Warszawy i do domu przyjeżdżały tylko na ferie i wakacje.
Kanalizacji oczywiście, jak wszędzie wówczas na wsi, nie było. Drewniana wanna słuzyła do kąpieli a wygódka była umieszczona dyskretnie w ogrodzie.

Do zabaw na powietrzu mieliśmy kompanię chłopców z czworaków. W zabawach byliśmy na równych prawach. My imponowaliśmy im pomysłami, wiadomościami i obyciem. Oni uczyli nas sposobów wchodzenia na drzewa, wyszukiwania gniazd ptasich i obserwowania matek i piskląt, obchodzenia się z końmi, zsuwania się ze stogów, ślizgania po lodzie, kręcenia fujarek, robienia gwizdków i wielu, wielu innych wyczynów.

Śniadanie było wydawane od godziny 8-mej, więc dzieci musiały przyjść nieco wcześniej umyte, ubrane i po odmówieniu pacierza. Obiad podawany był punktualnie o 12. i nie wolno było się spóźniać. O godzinie 4-ej zasiadaliśmy do podwieczorku, a o wpół do ósmej do kolacji.
Odżywianie było proste: mleko, chleb, masło, ser zwykły, twaróg, dżemy i miód, Żadnych wędlin nie dostawaliśmy normalnie, podawane były tylko w święta lub dla gości. Herbaty dzieci nie dostawały. Trzeba było być chorym, aby dostać szklankę herbaty.
Obiad składał się z trzech dań: zupy, potrawy mięsnej lub postnej i deseru z kompotu lub leguminy. Na kolację podawano zawsze jakieś zupy na mleku z kluskami lub kaszą, a poza tym można było dostać mleka z dodatkami takimi jak na śniadanie,

W lecie nosiliśmy letnie ubrania szyte zwykle przez Matkę na maszynie Singera. W dnie ciepłe chodziliśmy boso. Zimowe ubrania i palta szył nam krawiec Birman z Ciechanowa.

Matka hartowała nas. Nie uznawała żadnych swetrów, ciepłych pończoch i bielizny. Nie mieliśmy nigdy futer i futrzanych czapek. Nosiliśmy paletka na wacie, sukienne czapki i włóczkowe rękawiczki.
W domu też zawsze była niska temperatura. Była ustalona opinia, że dwór jest zimny, ale powód był inny. Ojciec miał uprzedzenie, że wychodzi zbyt dużo opału... w rezultacie temperatura w zimie wynosiła zaledwie około 15 stopni Celsjusza.

Na zakończenie mapa okolic Rembówka. W sąsiedztwie widać Opinogórę - majątek rodu Krasińskich a tuż obok, należącą do gminy Opinogóra, wioskę Zygmuntowo. Wikipedia nie podaje żadnych informacji na jej temat, ale nazwa nieodparcie kojarzy się z autorem Nie-boskiej komedii.

Ogłoszenia drobne...

Uwaga - nagroda...

Numer kończył się Odpowiedziami Redakcji...

Jak widać listy nadsyłało wiele osób a redakcja nie wahała się odpowiadać ostro.

Na zakończenie cytat ze wspomnień stryja Stanisława, najstarszego z redaktorów, na temat początków pisma:
"...od 1901 roku z inicjatywy Matki zaczęliśmy wydawać "Wieczory w Rembówku".
Wydawane były w jednym egzemplarzu w okresie w okresie Świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia. Pisywaliśmy powiastki, wiersze, dowcipy, reportaże o ważniejszych wydarzeniach w Rembówku i okolicy, układaliśmy rebusy, zagadki i każdy dział zawierał odpowiedzi od redakcji.
Autorami było troje najstarszych dzieci i syn oprzątki (*) Stasiek Skorupski. Redaktorem była Matka.
Powiastki były bardzo naiwne. Ja i brat Jurek pisaliśmy o przygodach, siostra o dzieciach, Stasiek o podróżach po kraju, ale głównym tematem były rodzaje potraw.
Dział odpowiedzi od redakcji umożliwiał przytaczanie urywków wierszy odrzuconych przez redakcję, co było naśladownictwem podobnego działu w Tygodniku Ilustrowanym".

*Oprzątka - google miało spore trudności, ale znalazłem - dziewka zajęta przy hodowli drobin (sic) na dworze.

Sunday, December 11, 2022

Sobotni kwas

 W polskim sklepie niedaleko naszego domu odkryłem...


Kwas chlebowy!

Wspomniene - w latach szkolnych jadałem obiady w jadłodajni Zytek.
Zytki - to były zakonnice świeckie prowadzące zakłady usługowe. W tym samym budynku co jadłodajnia znajdowała się również pralnia.
Google znalazło informacje o obecnej działalności stowarzyszenia, dużo się zmieniło, ale budynek ten sam - KLIK.

Obiad kosztował 7 zł i była to zupa plus, najczęściej, kotlet mielony. W piątki - pierogi ruskie.
Na deser można było dokupić kwas - mały 0.50 zł, duży 1 zł.
Jakże mi ten kwas smakował :)

Po maturze kwas się skończył chociaż chyba pojawił się na chwilę w Polsce, w kioskach z napojami.
Kiedyś odwiedziłem na krótko Moskwę, tam był powszechnie dostępny, ale smak miał zbyt ostry, czułem po nim zgagę.

Aż wreszcie.
Kwas kupiony w polskim sklepie smakował jak ten sprzed lat.

Poszukałem więc naukowego wyjaśnienia - TUTAJ.

Wikipedia podaje ciekawe ale i zaskakujące informacje.
Według niej pierwsza historyczna wzmianka o tym napoju pochodzi z Rusi Kijowskiej - relacja z ceremonii chrztu księcia Włodzimierza - rok 996.
Zastanowiłem się - jakim napojem zostali potraktowani goście na ceremonii chrztu Polski - 966?

Zaskoczyła mnie natomiast informacja, że kraje Europy północno-wschodniej, od Łotwy do Ukrainy, produkowały kwas zamiast piwa bo na piwo zabrakło im ....produktów zbożowych - KLIK.
A w Czechach i Bawarii nie zabrakło?

P.S. Podpis pod zlinkowanym zdjęciem przywołał więcej wspomnień - budynek na skrzyżowaniu ul. Wesołej i Seminaryjskiej.

Ulica Seminaryjska w Kielcach - sama prawda - ulica zaczynała się od budynku seminarium duchownego - zgadza się z Klerykowem, lokalizacją Syzyfowych Prac - Żeromskiego.
Nazwa ulicy zgadzała się z jej wykorzystaniem - seminarium było na dole, natomiast w najwyższym punkcie ulicy znajdowała się Izba Skarbowa, czyli urząd podatkowy - przypomnienie, że podatki są równie pewne jak śmierć.
We wczesnym PRL, nazwę ulicy zmieniono na Gwardii Ludowej, a urząd podatkowy na Urząd Bezpieczeństwa (UB) - to było groźniejsze niz podatki.
Podczas politycznej odwilży w połowie lat 50, nazwę ulica zmieniono na Księcia Poniatowskiego. Po obaleniu PRL przywrócono starą nazwę i przeznaczenie budynku na szczycie.

Monday, December 5, 2022

Polska - Australia

...takiego meczu nie było na Mundialu w Katarze.
Mógłby być dopiero w finale.

Jednak trafiła się okazja do porównań.
Otóż Australia grała swój mecz w 1/8 finału z Argentyną, z którą Polska przegrała mecz eliminacyjny  - 0:2. Zaś Polska grała swój mecz w 1/8 finału z Francją, z którą Australia przegrała mecz eliminacyjny 1:4.
Pierwsze skojarzenie, arytmetyczne - oba kraje miały wynik o 1 bramkę lepszy - Australia strzeliła jedną bramkę więcej niż Polska, Polska straciła o 1 bramkę mniej niż Australia.

Statystyki poniżej:

                                           FR    PL     FR   AUS

Gole                                   3       1         4       1
Strzały na bramkę              16     12      23     4
Celne strzały na bramkę    8       3         7       1
Czas posiadania piłki         55%  45%   63%  37%
Dokładność podań              86%  82%   89%  83%
Faule                                   10      8        5        11

                                           ARG    PL     ARG   AUS
Gole                                   3          1            2         1
Strzały na bramkę              23       4            14       5
Celne strzały na bramkę    12        0            5         1
Czas posiadania piłki         74%    26%      61%    39%
Dokładność podań              92%    77%      87%    82%
Faule                                   11        6            8        15

Czy coś z tego wynika?
Według mnie to samo co z końcowego rezultatu - zarówno Polska jak i Australia zagrały w 1/8 lepiej niż w eliminacjach.
No i jeszcze jedno - Australia znacznie bardziej fauluje.

No to Mundial za mną, pozostaje jeszcze sprawdzenie wyniku finału.

W poprzednim wpisie sygnalizowałem lato.
Rzeczywiście, w ostatnią sobotę i niedzielę dopisało.
Wczoraj temperatura w samochodzie była bliska 40C, w domu trzeba było włączyć klimatyzację.
Ostatniej nocy lato zrobiło sobie przerwę, dzisiaj wróciłem do flanelowej koszuli.

Wczoraj, niedziela, w naszym parafialnym kościele uroczysta msza, odprawiał ją arcybiskup Melbourne - Peter Comensoli. Okazją była 70 rocznica powstania naszej parafii.
Wrodzony sceptycyzm zwrócił moją uwagę na proroctwo Izajasza w 1 czytaniu liturgicznym:

"Wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści odrośl z jego korzeni. I spocznie na niej duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej.
(...)
Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą pospołu i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą z sobą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na gnieździe kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani działać na zgubę po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze.

Proroctwa Izajasza Iz 11: 1-10.

Lew będzie jadał słomę?
Cóż za okrucieństwo!

Na szczęście nasz gość, arcybiskup P. Comensoli znalazł ciekawszy temat kazania - Advent Time, Kairos Time -- czas Adwentu, czas Kairos.

Czym jest czas?
Każdy z nas doświadcza dwoistego charakteru tego...
No właśnie - tego? - czego?
Przypominają nam o nim liczne zegary, alarmy, kalendarze - liczby, liczby, numery, terminy.
A z drugiej strony - chwile, które wydają się wiecznością i ich przeciwieństwo dni, tygodnie, lata, które istnieją w kalendarzu, ale w pamięci ich nie ma, nie było.
Ale to już temat dla poety, nieco prozy TUTAJ.

Friday, December 2, 2022

Lato, lato

 Oficjalnie mamy lato już od wczoraj.
Realnie - dzisiaj i przez następne 2 dni, też.

Za to wiosna, która oficjalnie zakończyła się w środę, była najchłodniejsza od 30 lat - KLIK.
Od 30 lat?
Czyli tej poprzedniej, najchłodniejszej, też doświadczyliśmy.
Nic nie pamiętam.

Koło południa wyszedłem na spacer.
Zielono...


Soczysta zieloność wszędzie.
Ciekaw jestem czy ktoś sprawdził jak to wpłynęło na zawartość CO2 w powietrzu?

Może wpłynęło na ceny żywności.
Wczoraj media doniosły, że owoce staniały a ogólny poziom inflacji lekko spadł, poniżej 7%

Jutro i pojutrze temperatura ma podnieść się ponad 30C.
To oznacza ponad 40C w słońcu.
Niektórzy chyba pomyśleli już o noclegu poza nagrzanym domem...


W naszym ogródku trzeba było wyciąć dwa nadmiernie wybujałe drzewka. Skorzystaliśmy z usług naszej rady dzielnicowej, która zabierze pocięte drzewo - hard waste collection - przysługuje nam darmowo dwa razy w roku więc ostatnia szansa żeby skorzystać.
Dostaliśmy już odpowiednią naklejkę...


Jak widać angielski nie jest już jedynym językiem w Australii.
Pamiętano o tym podczas wyborów, które odbyły się w ostatnią sobotę. Oto ulotka jednego z kandydatów...


Sprawdziłem wyniki wyborów - wygrał w swoim rejonie a to bardzo prestiżowa dzielnica Melbourne.

Przepraszam czytelniczki/czytelników, że piszę gdy nie mam o czym pisać, może do końca roku jeszcze coś się trafi.
Na zakończenie załączam inspirację tytułu wpisu - wspomnienie piosenki/filmu/książki sprzed lat.