Friday, November 29, 2019

Black Friday

Dzisiaj Black Friday - dzień obniżek cen.
W Australii to całkiem nowy obyczaj, dowiedziałem się, że około 25% Australijczyków nie wie co ten termin oznacza.

Obniżki cen, obniżki cen... jestem tragicznie zacofany w tym temacie - kupuję tylko wtedy gdy czegoś potrzebuję.

Jednak dzisiaj udało mi się połączyć obyczaje rynkowe z potrzebami osobistymi - pora się ostrzyc.

Od ponad 60 lat strzygę się tak samo - na krótkiego jeża.
Wydawałoby się, że to najprostsza fryzura, jednak wielu fryzjerów miało z nią niezrozumiałe dla mnie problemy.
Dopiero Chińczycy rozwiązali problem ostatecznie.
Strzygą mnie, według określenia mojej żony "na jajo". Czyli nic tam nie cieniuja, nie modelują, itp - po prostu: top - number two, bottom - number one, rounding - number one and the half. Trzy minuty i załatwione.

Najefektywniej robią to w pobliskim centrum handlowym - Box Hill.

Pierwszy znak Czarnego Piątku...


Okulary?
Czyżby ktoś odkładał zakup potrzebnych mu okularów do dnia obniżki cen?

Zapaliło mi się światełko nadziei że w takim razie może i w moim punkcie ekspresowego strzyżenia też będzie jakaś zniżka.
Bo to nie jest fryzjer tylko punkt ekspresowego strzyżenia.


--


Obniżki cen nie było.

Korzystając z okazji rozejrzałem się po okolicy.
To centrum handlowe obliczone jest raczej na zakupy codzienne a więc Black Friday był niewidoczny.

Produkty spożywcze pod obiecującą nazwą...


I wiele punktów żywienia...





Oczywiście również usługi finansowe...


Tyle moich czarnopiątkowych doświadczeń.

P.S. Kiedyś Black Friday miał w Australii inne znaczenie - była to nazwa tragicznych pożarów z 13 stycznia 1939 roku - KLIK.
Już za moich czasów w Australii, mieliśmy kolejne pożarowe dni - Ash Wednesday - KLIK i Black Saturday - KLIK.
Myślę, że wkrótce zabraknie dni tygodnia.

P.S2 - powyższe zdjęcia pozwalają sądzić, że mieszkam w jakiejś chińskiej dzielnicy - patrz komentarze.
I tak i nie. W moim najbliższym otoczeniu przeważają sąsiedzi Australijczycy, ale Chińczycy zaczynają się pojawiać. Póki co, chińscy inwestorzy budują takie oto pojemniki na siłę roboczą.


Thursday, November 28, 2019

Nieznajomy z peronu

Kilka dni temu jechałem do wnucząt. Tramwaj a potem pociąg.
Idąc z przystanku tramwajowego do stacji zauważyłem młodego mężczyznę. Wydawał mi się nieco zagubiony. Stał przed zejściem na perony, marszczył się, przecierał oczy. W międzyczasie pociąg wjechał na peron i odjechał.
Nie ma strachu, za 10 minut będzie następny.

Zszedłem na peron, młody mężczyzna już tam był, usiadł na ławce na końcu. Ja spacerowałem po nasłonecznionej części peronu.
- Przepraszam bardzo - to był ten młody mężczyzna - czy mogę z tobą chwilę porozmawiać.
- Proszę bardzo - przyjrzałem mu się uważniej. Pochodził chyba z Malezji. Porządnie ubrany.
- Czy możesz mi wytłumaczyć. Właśnie skończyłem studia i zacząłem szukać pracy. Jak dotąd jedyne oferty jakie dostałem, to praca jako pomoc kuchenna.
- Jakie studia ukończyłeś?
- Business analysis.
No tak, wyznam że nie wiem jakie praktyczne kwalifikacje posiada osoba, która ukończyła takie studia. Na pewno powinna potrafić umieć mówić długo i kwieciście na ogólne tematy byznesowe.

- W jakiego rodzaju instytucjach starałeś się dotąd o pracę.
- Właśnie teraz jestem po interview w Officeworks, ale czuję, że nie dadzą mi pracy bo mieszkam za daleko od ich sklepu.
Officeworks - duża sieć sklepów z materiałami biurowymi - wydało mi się nawet dobrą instytucją. Z głośnika dobiegł anons nadjeżdżającego pociągu.
- Jedziesz tym pociągiem? - spytałem.
- Nie, następnym.
No trudno, i tak miło, że wzbudziłem u nieznajomego tyle zaufania, że chciał ze mną prozmawiać. Może dlatego, że był z Malezji.

P.S. Bardzo długa opowieść o moich pierwszych dniach w Australii i poszukiwaniu pracy - TUTAJ.

Sunday, November 24, 2019

Niedzielne czytanie - nie wiesz ile jest dosyć jeśli nie wiesz ile jest za dużo

Do Policji,

Czuję się w obowiązku napisać ten list z troski spowodowanej brakiem postępu lokalnej Policji w ich dochodzeniu przyczyn śmierci mojego sąsiada w styczniu tego roku oraz kolejnej śmierci Komendanta sześć tygodni później.
Oba te smutne wypadki wydarzyły się w moim bliskim sąsiedztwie zatem nie powinno dziwić, że czuję się osobiście Zasmucona i Poruszona.
Wierzę, że istnieje wiele oczywistych dowodów sugerujących, że były to Morderstwa.

Nigdy nie odważyłabym się przedstawić tak skrajnej teorii gdyby nie fakt (a mam świadomość, że dla Policji fakty są tym czym cegły są dla domu a komórki dla organizmu - one budują cały system) że razem ze swoim Przyjacielem byłam świadkiem, wprawdzie nie samej śmierci, ale sytuacji natychmiast po śmierci, jeszcze przed przybyciem Policji.

W pierwszym wypadku współświadkiem był mój sąsiad, Świerszczyński, w drugim mój były uczeń, Dionizy.

Moje przekonanie, że Zmarli byli ofiarami Morderstwa, jest oparte na dwóch rodzajach obserwacji.

Pierwszy: w obu przypadkach Zwierzęta były obecne na miejscu Zbrodni. W pierwszym przypadku, obaj świadkowie, Świerszczyński i ja, widzieliśmy grupę Jeleni w pobliżu domu Dużej Stopy (podczas gdy ich towarzysz leżał poćwiartowany w kuchni ofiary). W przypadku sprawy Komendanta, świadkowie, włączając niżej podpisaną, widzieli liczne odciski  jelenich racic na śniegu wokół studni gdzie znaleziono ciało. Niestety, nieprzychylna  Policji pogoda spowodowała gwałtowne zniknięcie tego tak ważnego i niezwykłego dowodu, który wskazuje wprost sprawców obu zbrodni.
Drugi: zdecydowałam sie zbadać pewne, szczególnie charakterystyczne fragmenty informacji uzyskane z kosmogramów (powszechnie zwanych Horoskopami) ofiar. W obu przypadkach jest oczywiste, że mogli być śmiertelnie zaatakowani przez Zwierzęta. To jest bardzo rzadka konfiguracja planet i dlatego z wielką pewnością siebie polecam je uwadze Policji.
Pozwalam sobie załączyć oba Horoskopy w oczekiwaniu, że Policyjny Astrolog zapozna się z nimi i poprze moją Hipotezę.
Z uszanowaniem
Duszejko.
Olga Tokarczuk - Prowadź swój pług przez kości umarłych
Tłumaczenie z angielskiego tłumaczenia - autor wpisu.

Nagroda Nobla robi swoje - aż trzy moje wpisy - KLIK - zawierały obszerne cytaty z książki napisanej przez Laureatkę.
To był Prawiek i inne czasy. Napisałem, że wydaje mi się książką, której czytać się nie kończy.
Potwierdzam to stwierdzenie. Ja zrobiłem błąd - zaparłem się i przeczytałem Prawiek do końca i... pozostało mi uczucie dużego rozczarowania.

Moja lokalna biblioteka ma angielskie tłumaczenie cytowanej w tym wpisie książki - Drive Your Plow Over the Bones of the Dead.

Wydaje mi się, że podany na początku cytat zawiera w sobie wszystkie wątki książki.
Jedyny dodatkowy element to poezja Wiliama Blake, z której pochodzi tytuł książki - KLIK -  i tytuły wszystkich rozdziałów oraz druga połowa tytułu tego wpisu.

Odwrotnie niż w przypadku Prawieku, czytanie tej książki szlo mi najpierw jak po grudzie (a może jak pług po kościach) i dopiero w połowie poczułem zainteresowanie losami bohaterki.
Koniec powieści zastał mnie już w stanie sytości.

Wednesday, November 20, 2019

Głównie Mozart

Kilka razy wspominałem na tym blogu serię koncertów Mostly Mozart - KLIK.

Dzisiaj odbył się ostatni koncert tegorocznej serii - tym razem - Mozart i Haydn.
Jak wskazuje tytuł w programie koncertu znajduje się zawsze utwór W.A. Mozarta oraz jeszcze coś na dokładkę. Czasami nawet dominuje ta dokładka.

Jednak Mozart i Haydn - tu nie ma miejsca na dominację, rywalizację.
Po prostu - czysta, klasyczna harmonia.

W.A. Mozart - Koncert na obój - KLIK.
Zlinkowane nagranie z Filharmonii Narodowej w Warszawie. Łza się w oku kręci.
Ale też trochę kręcę nosem.
Dzisiaj słuchałem tego utworu w wykonaniu studentów ANAM - Australijska Narodowa Akademia Muzyczna. Wykonawcy byli więc w wieku w jakim Mozart pisał ten utwór (21 lat). Prócz tego było ich znacznie mniej niż warszawskich filharmoników a zatem utwór brzmial znacznie lżej.
Po prostu, jakoś bardziej po mozartowsku.

J. Haydn - Symfonia nr 90.
Haydn miał za sobą 30 lat muzycznej służby na dworze księcia Esterhazy. To były jego pierwsze kroki na wolnym rynku. Wspomnę, że ta wolnorynkowa działalność przyniosła mu fortunę.
Ale, klasyka to jest... klasyka. Czy na slużbie, czy na swoim, zawsze symfonia najwyższej klasy.
Tutaj zaprezentuję tylko ostatnią część, Allegro assai. Wydało mi się najbardziej Haydnowskie - KLIK.

Dodam jeszcze coś z życia.
Synoptycy zapowiedzieli piękny dzień.
Sprawdziło się.
Rano temperatura 9C, trzeba było w domu włączyć ogrzewanie.
Gdy wyszlismy z koncertu, kilka minut po 12 (południe), było piekne słońce i w samochodzie trzeba było włączyć klimatyzację.
Gdy 3 godziny później odbierałem wnuczke ze szkoły, termometr w samochodzie wskazywał 35C i na słońcu trudno było wytrzymać. Wnuczka płakała gdy dotknęła nagrzanej szyby czy klamry od pasa bezpieczeństwa.

A na froncie ich domu...



Pszczoły własnymi ciałami ochraniają swój dom przed przegrzaniem.

Jutro ma być jeszcze cieplej.
Trzeba będzie wziąć trochę Mozarta, lub Haydna, na orzeźwienie.


Monday, November 18, 2019

Niedzielne czytanie - koniec świata... jeszcze nie dzisiaj

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział:  «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony».  Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?»
 Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: "Ja jestem" oraz: "Nadszedł czas". Nie chodźcie za nimi!  I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec».  Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.
Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa.  Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią.  I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.


Ewangelia wg św Łukasza 21,5-19

Koniec roku liturgicznego.
Ewangelia dobrana stosownie do okazji - wojny, przewroty, prześladowania.

Moją uwagę zwróciły słowa o wydawaniu chrześcijan do synagog.
Rzeczywiście, Dzieje Apostolskie wspominają o prześladowaniu uczniów Jezusa przez Żydów. Jednak z perspektywy 2000 lat wygląda to nieco dziwnie.

Niedzielny wpis tym razem z opóźnieniem i nie na temat gdyż niedzielę spędziłem z wnukiem, Ambrożym, w parku.

Koniec świata nas nie przerażał.







Koniec wycieczki na naszej spokojnej ulicy.


Sunday, November 10, 2019

Niedzielne liczenie

Jeśli druga niedziela listopada, to liczymy użytkowników ścieżek rowerowych.
W pierwszy wtorek marca też liczymy relacja TU.

Moja pasja do liczenia ma podłoże charytatywne.
Bicycle Victoria rewanżuje się przelewem pieniędzy na konto wskazanej przez "licznika" instytucji charytatywnej. W moim przypadku jest to oczywiście St Vicent de Paul Society.
Dotacja jest według mnie całkiem szczodra, A$140 za 4 godziny liczenia.

Miejsce mojej dzisiejszej akcji było niemal identyczne jak to marcowe, pokazane w zlinkowanym na początku wpisie.




Druga niedziela listopada, normalnie jest to piękny, słoneczny dzień, ale nie w tym roku.
Niby tu w Melbourne jesteśmy przyzwyczajeni do bardzo kapryśnej pogody. W tym roku jednak kaprysy przybrały chorobowe rozmiary.
W chwili gdy to piszę ogromne połacie sąsiedniego (na północ) stanu Nowa Południowa Walia stoją w ogniu. Ostatniej nocy spłonęło tam 150 domów, 3 osoby straciły w pożarach życie.
Natomiast w moim sąsiedztwie, na górze wysokości 1,100m spadło 30 cm śniegu.
Na moim podwórku temperatura poranna była 11C, popołudniu podniesie się do 18C. Ale już jutro będziemy mieli 28C.

W rezultacie moje dzisiejsze zadanie było chyba ułatwione, nie tak wiele osób wybrało się na poranny spacer.

Poniżej karta kontrolna do liczenia.
Typowe skrzyżowanie czyli 4 ramiona. Z każdego prowadzą 3 odnogi. To daje 4x3= 12 możliwości.
Liczymy w 5 kategoriach (rowerzysta, piechur, biegacz, pies, inny użytkowik).
5x12=60. Czyli każdą osobę trzeba wstawić w jedną z 60 kratek.
W tym momencie zaczyna nieco kręcić się w głowie.



Obserwacje z trasy.
Nic nadzwyczajnego. Jedyna ciekawostka to nieproporcjonalnie duża ilość pieszych korzystających z przejścia przez tory. Niedzielne stroje i język grecki wszystko tłumaczą - miejscowi idący na niedzielną mszę do pobliskiej grecko-ortodoksynej cerkwi.

P.S. Do kategorii inny uzytkownik zaliczałem osoby na hulajnogach i dzieci w wózkach.

Thursday, November 7, 2019

Road rage

Road rage - agresja na drodze - nie wiem czy w języku polskim istnieje lepsza nazwa tego zjawiska.

Kilka dni temu wracałem ze spaceru naszą lokalną ulicą. Nagle usłyszałem pisk opon. Jakiś samochód gwałtownie hamował, zniosło go na drugą stronę ulicy, zatrzymał się tuż przed skrzyżowaniem. W bocznej ulicy, tuż przed skrzyżowaniu, stał samochód.
Stał prawidłowo. Nie oglądałem całego wydarzenia więc nie wiem co było przyczyną gwałtownego hamowania.
Kierowca, który ostro hamował wyskoczył z samochodu, przeklinając i wygrażając podbiegł do drugiego samochodu.
Po chwili drzwi drugiego samochodu otworzyły się i wysiadł z niego potężnie zbudowany mężczyzna.
Jak potężnie?
Oceniam jego rozmiar na dwóch Mao Tse Tungów więc dla krótkości będę go nazywał Tse-tse.
Mężczyzna, który rozpoczął dyskusję kontynuował swoje wyzwiska.
Na to Tse-tse schylił się i wyciągnął z samochodu niewielką siekierę (bez pokrowca)...



- Chcesz się bić? Jak chcesz to możemy się bić. No, chcesz?

Inicjator scysji kontynuował wyzwiska, ale wyraźnie zniżył ton, a po chwili wrócił do samochodu i powoli odjechał.
To się nazywa przekonująca argumentacja.

Tuesday, November 5, 2019

Dziewczyna na koniu

Dzisiaj pierwszy wtorek listopada.
Niby nic specjalnego, ale w moim stanie Wiktoria jest to dzień wolny od pracy.
Dzisiaj rozgrywany jest wyścig koński - Melbourne Cup - the race that stops a nation.

Australia jest jednym z młodszych państw, ale jednocześnie jest państwem o wielu najdłużej pielęgnowanych tradycjach.
Na przykład Melbourne Cup - rozgrywany nieprzerwanie od 1861 roku.

W tym roku wyścig nadszedł w dość burzliwym nastroju.
W telewizji państwowej wyświetlono reportaż o zabijania "emerytowanych" koni wyścigowych - KLIK.

Nieco zaskoczył mnie rwetest wokół tej sprawy.
Wydaje mi się świadectwem jak dalece nieświadomi jesteśmy realiów życia dookoła nas.
Wszak logika i nauka i mówią, że wszystkie istoty żywe muszą umrzeć.

Jeśli chodzi o zwierzęta hodowane przez człowieka, to w tym momencie do akcji wkracza ekonomia i... kończy się wszelki humanizm.

Być może ostatnie protesty na temat zmian klimatu jakoś podminowały nastroje społeczeństwa, w każdym razie poniedziałkowa prezentacja na ulicach Melbourne odbyła się w atmosferze ostrych protestów - KLIK.

Moja opinia.
Nie jestem przeciwnikiem jedzenia mięsa, ale popieram wszelkie rozsądne akcje mające na celu humanitarne traktowanie zwierząt.
Rozumiem, że mięso bedzie wtedy kosztować więcej, ale godzę się z tym.
W sekrecie wyznam, że nie wierzę w powodzenie takich akcji. Prawa rynku zawsze zwyciężą ( mięso i tak będzie kosztować więcej).

Wracam do dzisiejszego wyścigu.
Melbourne Cup - 24 konie na starcie. Tegoroczna pula nagród A$8 milionów. Oczekiwane obroty totalizatora A$220 milionów.

Minęło już sporo lat od czasów gdy z żoną i córką oglądaliśmy tę imprezę na żywo.
Przyznam się, że nudziłem się - niewiele akcji, do tego ogromny gwar i tłok.
Oczywiście to wina mojego biernego podejścia do imprezy.

Na Melbourne Cup nie chodzi się żeby mieć (wrażenia, wygraną), ale żeby być.
To zresztą dotyczy generalnie życia.

Być na Melbourne Cup?
BYĆ zwycięzcą może tylko jedna osoba.
Reszta może conajwyżej BYĆ widziana.

Poradnik jak należy być widzianym - TUTAJ.

Na wyścigi nie chodzimy, ale w tym jedynym dniu w roku gramy w totalizatora końskiego.
Nie jest to prosta sprawa - poradnik jakie konie obstawiać w tym roku - TUTAJ.

Tyle pisania, a gdzie ta tytułowa dziewczyna?
W ramach przygotowań do Melbourne Cup obejrzeliśmy świeżo wyprodukowany film - Ride like a Girl.
Film opowiada o karierze sportowej Michelle Payne, pierwszej kobiety, która wygrała Melbourne Cup.
Michelle była najmłodsza wśród 10 dzieci. Jej matka zmarła gdy Michelle miała 6 miesięcy.
Ojciec - Paddy Payne był trenerem koni wyścigowych więc oczywiste, że wiele z jego dzieci wybrało karierę trenera lub dżokeja.
Droga Michelle do elity dżokejów była długa, ciężka, pełna upokorzeń, rozczarowań i wreszcie, to nieuniknione - ciężkich kontuzji.

Zwiastun filmu TUTAJ.

Wyznam, że film, z jednej strony mnie wzruszył, z drugiej jednak mocno zdenerwował. Zaryzykować całe życie dla kilku minut sławy?

P.S.
Transmisja dzisiejszego wyścigu - KLIK.
Wikipedia o Melbourne Cup - KLIK.
Zwycięska jazda Michelle Payne w 2015 roku - KLIK.

Sunday, November 3, 2019

Czy w Prawieku znali australijski slang?

Latem dwudzuestego siódmego roku przed chałupą Kłoski wyrósł arcydzięgiel.


Kłoska obserwowała go od chwili, kiedy wypuścił z ziemi tłusty, gruby i sztywny pęd.
Patrzyła jak powoli rozwijał swoje wielkie liście. Rósł całe lato ... aż sięgnął dachu chałupy i otworzył nad nią swoje obfite baldachy.
- No i co, kawalerze? - powiedziała do niego Kłoska z ironią. - Tak się rozpychałeś, tak piąłeś się ku niebu, że teraz twoje nasiona zakiełkują w strzesze, nie w ziemi.

Arcydzięgiel miał ze dwa metry i liście tak potężne, że zabierały słońce roślinom wokół niego. Pod koniec lata żadna roślina nie była w stanie rosnąć przy nim. Na Świetego Michała zakwitł i kilka gorących nocy Kłoska nie mogła spać od słodko-cierpkiego zapachu, który przenikał powietrze. Potężne, żylaste ciało rośliny odbijało się ostrymi krawędziami od srebrnego księżycowego nieba.
...
A kiedyś, gdy Kłoska wreszcie usnęła, stanął przed nią młodzieniec z jasnymi włosami...
- Przygladałem ci się przez okno - powiedział.
- Wiem, Pachniesz tak, że mącisz zmysły.
Młodzieniec wszedł do środka izby i wyciągnął obie ręce do Kłoski.
(...)
Potem arcydzięgiel posadził sobie Kłoskę na biodrach i ukorzeniał się w niej rytmicznie...

Olga Tokarczuk - Prawiek i inne czasy - Czas Kłoski.

Przepraszam za niedokończenie cytatu, ale to nie jest wpis o literaturze, ale o australijskim slangu.

Najpierw trochę angielskiego:

Korzeń - root.
Ukorzeniał się - rooted.

Dodam do tego skojarzenie fonetyczne - w wyniku opisywanego spotkania Kłoska urodziła córkę, nazwała ją Ruta.


A teraz proszę zajrzeć tutaj ==> KLIK.

Tu cytat ze zlinkowanego artykułu:  "... root: a euphemism for intercourse that lexicographer Eric Partridge has since referred to as "the great Australian verb, corresponding in all senses, physical and figurative, to the British 'f***'."

Friday, November 1, 2019

Tutti i Santi

Dzisiaj dzień Wszystkich Świętych.
Najpierw, wczoraj, z ciekawością rozglądałem się za oznakami Halloween. Praktycznie nie znalazłem.
Nasze, malutkie, lokalne centrum handlowe zapraszało dzieci, ale nie wiem czy wiele się skusiło gdyż było nieco gorąco 35C.
Powierzchowne spojrzenie na okoliczne ulice nie wykryło źadnego domu z okolicznościowymi dekoracjami.
Jedynie radio nie zawiodło - C. Saint-Saens - Danse Macabre - KLIK.

Dzisiaj zajrzałem na lokalny cmentarz.
Nie wygląda on zbyt zachęcająco.


Jednak dbają tu bardzo o kondycję lokatorów...


Osoby o jastrzębim wzroku pewnie są w stanie odczytać napis na budynku w tle - Anytime Fitness.

Również towarzystwo elokwentne.


Stąd już tylko krok do tytułu tego wpisu - język włoski.
Najbardziej zauważalną grupą etniczną są właśnie potomkowie Rzymian.

Łatwo rozpoznać ich groby.


Dzisiaj w bramie cmentarza spotkała mnie niespodzianka.


Msza z okazji Wszystkich Świętych. Na cmentarzu. Tego jeszcze tu nie było.

Stawiłem się punktualnie o 2.
To bardzo mały i skromny cmentarz. Nie ma tu nawet kaplicy, mszę odprawiono na werandzie budynku administracyjnego.


Przy wejściu, na stoliczku, leżały broszurki z tekstem mszy.
- Prendi il libretto - zapraszał stojący obok ksiądz.

Libretto - poczułem się jak... sam nie wiem -  jak w operze a jednocześnie jak w domu.

Prawie 70 lat temu, w Polsce, służyłem trochę do mszy jako ministrant więc łaciński tekst mszy jest mi znany.
Z drugiej strony, podczas moich narciarskich wypraw do Europy, trafiłem kilka razy w niedzielę do włoskiego kościoła...
Signore Gesù - wyobraźnia podsuwała mi obraz dobrodusznego "ojca" sycylijskiej mafii.
Moje dzisiejsze otoczenie pasowało do tej wizji.


P.S. 1 listopada, to oczywiście normalny dzień pracy.
Przypomniało mi to wydarzenie w Anglii. Wiele lat temu trafiło mi się być w Anglii właśnie w dniu 1 listopada. Miałem załatwić jakąś formalność w polskim konsulacie a tam na drzwiach, niespodzianka - powiadomienie w języku angielskim: dzisiaj w Polsce mamy "bank holiday" w związku z czym konsulat jest nieczynny.

Zgadza się - śmierć mamy pewną jak w banku.