Rynek produktów spożywczych w Australii jest zdominowany przez dwie amerykańskie firmy - Woolworths - 35.7% i Coles - 33.2% - dane za rok 2015-16.
Ostatnio prasa doniosła, że Coles zadał Woolworthsowi ciężki cios.
W czerwcu tego roku obie firmy posłuchały głosu ekologów i zaprzestały dawać klientom bezpłatne torby plastikowe. Już chyba po 2 tygodniach Coles zorientował się, że co innego wyrażać głęboką troskę o środowisko a co innego przynieść z domu torbę na zakupy.
Na początku lipca Coles oznajmił, że jego klienci nie są przygotowani do tak drastycznej zmiany i powrócił do darmowych toreb plastikowych. Woolworths nadal trwa na ekologicznych pozycjach.
Rezultaty nie kazały na siebie długo czekać - dane za 7 tygodni nowego roku finansowego (od 1 lipca 2019) wskazują na znaczną zwyżkę zakupów u Colesa kosztem spadku zakupów u Woolworthsa - relacja TUTAJ.
Relacja zwraca uwagę na dodatkową silną kartę jaką zastosował Coles - Mały Sklep - tandetne plastikowe miniatury produktów żywnościowych dawane klientom, którzy dokonali zakupu za kwotę ponad $30 - KLIK.
To się nazywa pester power - siła dziecięcego marudzenia.
Ta ostatnia informacja ośmieliła mnie do zaklasyfikowania tego wpisu do kategorii Niedziela.
Nie tak dawno czytano w kościele Ewangelię z wezwaniem Jezusa - dozwólcie dziateczkom przyjść do mnie.
Nikt nie korzysta z tego hasła lepiej niż supermarkety. Wiadomo, że dziecko w sklepie to kilka(naście) dolarów wydanych na niezdrową żywność lub idiotyczne zabawki.
Sunday, August 26, 2018
Thursday, August 23, 2018
Kawa etiopska
Większość naszych wnucząt uczęszcza do szkoły podstawowej, państwowej, zlokalizowanej w dość awangardowej dzielnicy.
Tuż obok szkoły piętrzą się nietypowe dla tej dzielnicy wieżowce
Stosownie do charakteru dzielnicy nie mieszkają w nich milionerzy, ale imigranci z dotkniętych jakimś nieszczęściem krajów - Etiopii, Sudanu, Somalii. Taki też jest profil etniczny uczniów.
Ramadan skończył się już ponad 2 miesiące temu, ale na dziedzińcu szkolnym nadal są dekoracje.
W czwartki, po lekcjach, na dziedzińcu szkolnym instalują się stoiska z jedzeniem - sausages (przyzwoitość zabrania mi nazwania tego parówkami), pancakes (naleśniki - zastrzeżenie jak w poprzednim przypadku), ciasteczka, galaretki.
Jednak jest też coś dla dorosłych - ta pani, po prawej stronie, w kraciastej chuście, sprzedaje kawę domowej roboty.
Mając przed sobą jazdę samochodem w tłoku połączoną z ożywiona konwersacją z wnukiem - kupiłem.
Niewielki kubek, pani chciała mi posłodzić, ale odmówiłem. Ledwie zanurzyłem wargi a zmieniłem zdanie. Posłodziłem, dwie czubate łyżeczki.
To była kawa... jakby to określić? Włoskie espresso to przy niej kawa zbożowa..
Nigdy w życiu nie próbowałem narkotyków więc to był mój pierwszy raz.
Chciałem spytać autorkę w jaki sposób ją przyrządza, ale była zbyt zajęta. Jej koleżanka wyjaśniła mi tylko, że to kawa etiopska.
Etiopia - wszak to ojczyzna kawy.
Przypomnę historię - około Roku Pańskiego 700, a może 850, etiopski pasterz kóz - Kaldi - zauważył, że kozy chętnie jedzą owoce z pobliskich drzew a następnie tańczą - KLIK.
W XV wieku kawa dotarła na Półwysep Arabski. Nieco później do Turcji a później na znane nam tereny.
Kawa etiopska, czyli arabica. Taką właśnie pijałem podczas pobytu w Kuwejcie. Zawsze obficie pocukrzoną, nigdy z mlekiem.
Ta jednak miała jakieś bardzo pikantne dodatki. Za tydzień przyjdę do szkoły wcześniej, żeby mieć czas porozmawiać z panią kawiarką.
U mnie godzina 21:15, czyli kawę piłem 6 godzin temu.
Co tu robić przez całą noc kiedy zupełnie nie chce mi się spać?
Gdyby nie bóle w krzyżu, to tańczyłbym jak te kozy.
Aktualizacja.
Minął tydzień. Rozmawiałem z panią kawiarką.
Otóż kupuje ona "green coffee" czyli ziarna kawy i sama je wypala.
Dodatki - imbir.
No tak, jak mi powiedziała to wyraźnie go czuję.
Tuż obok szkoły piętrzą się nietypowe dla tej dzielnicy wieżowce
Stosownie do charakteru dzielnicy nie mieszkają w nich milionerzy, ale imigranci z dotkniętych jakimś nieszczęściem krajów - Etiopii, Sudanu, Somalii. Taki też jest profil etniczny uczniów.
Ramadan skończył się już ponad 2 miesiące temu, ale na dziedzińcu szkolnym nadal są dekoracje.
W czwartki, po lekcjach, na dziedzińcu szkolnym instalują się stoiska z jedzeniem - sausages (przyzwoitość zabrania mi nazwania tego parówkami), pancakes (naleśniki - zastrzeżenie jak w poprzednim przypadku), ciasteczka, galaretki.
Jednak jest też coś dla dorosłych - ta pani, po prawej stronie, w kraciastej chuście, sprzedaje kawę domowej roboty.
Mając przed sobą jazdę samochodem w tłoku połączoną z ożywiona konwersacją z wnukiem - kupiłem.
Niewielki kubek, pani chciała mi posłodzić, ale odmówiłem. Ledwie zanurzyłem wargi a zmieniłem zdanie. Posłodziłem, dwie czubate łyżeczki.
To była kawa... jakby to określić? Włoskie espresso to przy niej kawa zbożowa..
Nigdy w życiu nie próbowałem narkotyków więc to był mój pierwszy raz.
Chciałem spytać autorkę w jaki sposób ją przyrządza, ale była zbyt zajęta. Jej koleżanka wyjaśniła mi tylko, że to kawa etiopska.
Etiopia - wszak to ojczyzna kawy.
Przypomnę historię - około Roku Pańskiego 700, a może 850, etiopski pasterz kóz - Kaldi - zauważył, że kozy chętnie jedzą owoce z pobliskich drzew a następnie tańczą - KLIK.
W XV wieku kawa dotarła na Półwysep Arabski. Nieco później do Turcji a później na znane nam tereny.
Kawa etiopska, czyli arabica. Taką właśnie pijałem podczas pobytu w Kuwejcie. Zawsze obficie pocukrzoną, nigdy z mlekiem.
Ta jednak miała jakieś bardzo pikantne dodatki. Za tydzień przyjdę do szkoły wcześniej, żeby mieć czas porozmawiać z panią kawiarką.
U mnie godzina 21:15, czyli kawę piłem 6 godzin temu.
Co tu robić przez całą noc kiedy zupełnie nie chce mi się spać?
Gdyby nie bóle w krzyżu, to tańczyłbym jak te kozy.
Aktualizacja.
Minął tydzień. Rozmawiałem z panią kawiarką.
Otóż kupuje ona "green coffee" czyli ziarna kawy i sama je wypala.
Dodatki - imbir.
No tak, jak mi powiedziała to wyraźnie go czuję.
Sunday, August 19, 2018
Niedzielna migawka - prezydent Duda w Melbourne
W ostatnich dniach nie czytałem, nie widziałem, nie słyszałem niczego stosowego do niedzielnej refleksji.
Jak nie ma o czym myśleć, to trzeba zadowolić się faktami.
A te: najzimniejszy dzień w tym roku - temperatura maksymalna +11C.
Prezydent Duda w Melbourne. Dzisiaj Prezydent złożył kwiaty pod Shrine of Rememberance - tutejszy Grób Nieznanego Żołnierza.
Na ceremonię przybyła grupa australijskich i polskich weteranów II Wojny Światowej, a konkretnie Bitwy o Tobruk. W tej bitwie polska Brygada Karpacka zluzowała bardzo wyczerpane wojska australijskie.
Niemcy pogardliwie nazywali kryjących się przed gęstym ogniem artylerii Australijczyków - szczurami. Przekorni Australijczycy zrobili z tego honorowy tytuł - Rats of Tobruk. Polacy przejęli tę nazwę.
Poniżej zdjęcie z parady Polish Rats of Tobruk podczas tutejszego święta wojska - ANZAC day - 25 kwietnia.
Krótka filmorelacja z ceremonii z udziałem przezydenta A. Dudy - TUTAJ. Polecam wstępne sceny - archiwalny film w wojny na Pustyni Libijskiej
Jak nie ma o czym myśleć, to trzeba zadowolić się faktami.
A te: najzimniejszy dzień w tym roku - temperatura maksymalna +11C.
Prezydent Duda w Melbourne. Dzisiaj Prezydent złożył kwiaty pod Shrine of Rememberance - tutejszy Grób Nieznanego Żołnierza.
Na ceremonię przybyła grupa australijskich i polskich weteranów II Wojny Światowej, a konkretnie Bitwy o Tobruk. W tej bitwie polska Brygada Karpacka zluzowała bardzo wyczerpane wojska australijskie.
Niemcy pogardliwie nazywali kryjących się przed gęstym ogniem artylerii Australijczyków - szczurami. Przekorni Australijczycy zrobili z tego honorowy tytuł - Rats of Tobruk. Polacy przejęli tę nazwę.
Poniżej zdjęcie z parady Polish Rats of Tobruk podczas tutejszego święta wojska - ANZAC day - 25 kwietnia.
Krótka filmorelacja z ceremonii z udziałem przezydenta A. Dudy - TUTAJ. Polecam wstępne sceny - archiwalny film w wojny na Pustyni Libijskiej
Wednesday, August 15, 2018
Prima Aprilis - to nie jest krostka, to jest syfilis!
Umieściłem w tym blogu kilka wpisów inspirowanych twórczością Jonathana Swifta. Zajrzałem do wikipedii, aby dowiedzieć się więcej o tym autorze , a tam, już na wstępie, taka informacja:
Jonathan Swift junior urodził się w listopadzie 1667 roku w Dublinie. Ojciec zmarł 7 miesięcy przed urodzinami jedynego syna. Przyczyną śmierci był syfilis, którym się zaraził od brudnej pościeli.
Jonathan Swift junior urodził się w listopadzie 1667 roku w Dublinie. Ojciec zmarł 7 miesięcy przed urodzinami jedynego syna. Przyczyną śmierci był syfilis, którym się zaraził od brudnej pościeli.
Syfilis od brudnej pościeli.
Zastanowiło mnie, że 150 lat później, w XIX-wiecznej Francji, choroba ta dotknęła wielu artystów – Gustave Flaubert, Charles Baudelaire, Guy de Maupassant, Eduoard Manet, Henri de Toulouse Lautrec, Paul Gaugin.
Jakaś zmowa w pralniach?
Jakaś zmowa w pralniach?
Przeczytana nie tak dawno obszerna biografia Siergieja Diagilewa skierowała mnie jednak na inny trop.
Gdy Siergiej ukończył 17 lat, jego ojciec – Paweł – miał do wykonania poważny ojcowski obowiązek – zapoznać młodzieńca z tajemnicami seksu.
Paweł Pawłowicz Diagilew ze zdumieniem stwierdził, że od czasu jego młodości nastąpiła istotna zmiana – w Rosji zniesiono feudalizm (1863 rok).
Co to ma do rzeczy?
Wiele, zamiast jak to kiedyś bywało, upatrzyć dla syna jakąś zdrową dziewczynę i kazać jej ojcu lub mężowi, aby ją przysłał do dworu na specjalne usługi, ojciec musiał teraz zaprowadzić syna do burdelu.
Tak też zrobił ojciec Siergieja.
Rezultaty były opłakane. Po pierwsze Siergiej nabrał obrzydzenia do seksu z kobietami, po drugie zaraził się syfilisem.
Sprawdziłem daty – w Anglii feudalizm zlikwidowano w połowie XVII wieku, we Francji – w wyniku Rewolucji Francuskiej.
Jonathan Swift senior, Flaubert i inni dobrze wpisują się w ten scenariusz.
Gdy Siergiej ukończył 17 lat, jego ojciec – Paweł – miał do wykonania poważny ojcowski obowiązek – zapoznać młodzieńca z tajemnicami seksu.
Paweł Pawłowicz Diagilew ze zdumieniem stwierdził, że od czasu jego młodości nastąpiła istotna zmiana – w Rosji zniesiono feudalizm (1863 rok).
Co to ma do rzeczy?
Wiele, zamiast jak to kiedyś bywało, upatrzyć dla syna jakąś zdrową dziewczynę i kazać jej ojcu lub mężowi, aby ją przysłał do dworu na specjalne usługi, ojciec musiał teraz zaprowadzić syna do burdelu.
Tak też zrobił ojciec Siergieja.
Rezultaty były opłakane. Po pierwsze Siergiej nabrał obrzydzenia do seksu z kobietami, po drugie zaraził się syfilisem.
Sprawdziłem daty – w Anglii feudalizm zlikwidowano w połowie XVII wieku, we Francji – w wyniku Rewolucji Francuskiej.
Jonathan Swift senior, Flaubert i inni dobrze wpisują się w ten scenariusz.
A Polska? Czy jakiś sławny Polak miał syfilis?
Jakoś nie mogłem żadnego znaleźć.
Zacznijmy więc od podstaw czyli od feudalizmu.
Zabór rosyjski. Rząd carski zlikwidował feudalizm w Królestwie Polskim w 1864 roku. Była to jednak represja za Powstanie Styczniowe i nie wiem jak wyglądało wdrożenie.
Zabór austriacki. Następca Marii Teresy, cesarz Józef II, był człowiekiem Oświecenia, reformatorem. Jedną z jego reform było zniesienie feudalizmu w cesarstwie austrackim (koniec XVIII wieku. Było jednak kilka wyjątków – między nimi Galicja, gdzie opór był tak wielki, że sprawę odłożono na później.
Jakoś nie mogłem żadnego znaleźć.
Zacznijmy więc od podstaw czyli od feudalizmu.
Zabór rosyjski. Rząd carski zlikwidował feudalizm w Królestwie Polskim w 1864 roku. Była to jednak represja za Powstanie Styczniowe i nie wiem jak wyglądało wdrożenie.
Zabór austriacki. Następca Marii Teresy, cesarz Józef II, był człowiekiem Oświecenia, reformatorem. Jedną z jego reform było zniesienie feudalizmu w cesarstwie austrackim (koniec XVIII wieku. Było jednak kilka wyjątków – między nimi Galicja, gdzie opór był tak wielki, że sprawę odłożono na później.
Okazuje się, że na długo później gdyż wreszcie znalazłem - Stanisław Wyspiański.
Czy jego małżeństwo z chłopką a potem fascynacja weselem poety i chłopki nie były odbiciem tęsknoty za dawnymi czasami i obyczajami?
Czy jego małżeństwo z chłopką a potem fascynacja weselem poety i chłopki nie były odbiciem tęsknoty za dawnymi czasami i obyczajami?
Sunday, August 12, 2018
Niedzielne czytanie - bezsilna miłość
Dzisiaj w naszym kościele parafialnym odbyła się pierwsza komunia.
13 dzieci - niewiele. Przecież w naszej parafii jest szkoła katolicka a tam musi być około 20 dzieci w komunijnym wieku. A przecież do tego dochodzą dzieci uczęszczające do bezreligijnych szków.
Stosownie do okazji czytano Ewangelię św Jana 6:41-51.
Jezus mówi: jam jest chleb życia... kto go spożywa nie umrze.
Podczas kazania ksiądz wyświetlił zdjęcie dzieci swoich sióstr. Sporo tego - włoska rodzina.
Kocham te dzieciaki - powiedział ksiądz - kocham tak bardzo, że czasem ogarnia mnie poczucie bezsilności - jak niewiele ja mogę dla nich zrobić.
Oczywiście był to pomost do tekstu Ewangelii - Jezus, wiara, zbawienie, żywot wieczny - to jest uwieńczenie prawdziwej miłości.
Mnie natomiast zastanowiły te słowa o bezsilności miłości rodzinnej.
Jako dziadek odczuwam tę bezsilność bardzo mocno. Wszak czasami najwięcej co mogę zrobić to trzymać się na dystans.
13 dzieci - niewiele. Przecież w naszej parafii jest szkoła katolicka a tam musi być około 20 dzieci w komunijnym wieku. A przecież do tego dochodzą dzieci uczęszczające do bezreligijnych szków.
Stosownie do okazji czytano Ewangelię św Jana 6:41-51.
Jezus mówi: jam jest chleb życia... kto go spożywa nie umrze.
Podczas kazania ksiądz wyświetlił zdjęcie dzieci swoich sióstr. Sporo tego - włoska rodzina.
Kocham te dzieciaki - powiedział ksiądz - kocham tak bardzo, że czasem ogarnia mnie poczucie bezsilności - jak niewiele ja mogę dla nich zrobić.
Oczywiście był to pomost do tekstu Ewangelii - Jezus, wiara, zbawienie, żywot wieczny - to jest uwieńczenie prawdziwej miłości.
Mnie natomiast zastanowiły te słowa o bezsilności miłości rodzinnej.
Jako dziadek odczuwam tę bezsilność bardzo mocno. Wszak czasami najwięcej co mogę zrobić to trzymać się na dystans.
Tuesday, August 7, 2018
Niedzielne czytanie - szyderstwo historii
Dziwnym przypadkiem zawędrowałem na manowce historii.
Kilka tygodni temu relacjonowałem historię powstania pasty do butów marki Kiwi. Przy tej okazji dowiedziałem się, że fabryka pasty Kiwi istniała w przedwojennej Warszawie a jej dyrektorem był pan Roman Kulik.
Wrzuciłem nazwisko Kulik na google i znalazłem kogoś innego.
Grigory Kulik - KLIK.
Pochodził z ubogiej rodziny wieśniaków na Ukrainie. Gdy wybuchła I Wojna Światowa został powołany do armii carskiej. Tam poznał ideologię komunistyczną, wstąpił do partii bolszewików i w 1918 roku wstąpił do Armii Czerwonej.
Podczas wojny domowej dowodził baterią radzieckiej artylerii podczas bitwy pod Carycynem i w tej roli zapamiętał go J. Stalin.
Po wojnie domowej wyróżnił się jako pochlebca Stalina i wojskowy o bardzo konserwatywnych poglądach.
Te poglądy to między innymi wiara w siłę kawalerii, zdecydowana opozycja przeciwko użyciu artylerii zmotoryzowanej, czołgów oraz min obronnych. W pierwszych dwóch przypadlach argument był nie do odparcia - konie się płoszą. W ostatnim przypadku - to niehonorowo.
Pierwsze dwa poglądy postawiły go w gronie przeciwników generała M. Tuchaczewskiego, którego Stalin traktował bardzo podejrzliwie i ostatecznie zgładził podczas wielkiej czystki w Armii Czerwonej. Zaś Grigori Kulik został naczelny dowódcą radzieckiej artylerii.
Uczestniczył w zajęciu wschodnich terenów Polski we wrześniu 1939 roku a dwa miesiące później dowodził radziecką artylerią w zimowej wojnie z Finlandią. Jak wiadomo ta wojna była zupełną kompromitacją Armii Czerwonej jednak po jej zakończeniu generał Kulik został mianowany marszałkiem Związku Radzieckiego.
Dlaczego tak się rozpisałem na ten temat?
Otóż po zajęciu wschodnich terenów Polski na terenie Związku Radzieckiego znalazło się ponad 150,000 polskich jeńców wojennych.
Dla Berii sprawa była oczywista - to potencjalna V kolumna - zlikwidować.
Stalinowi ta idea odpowiadała.
I w tym momecie do rozważań wtrącił się Grigori Kulik - absolutnie NIE - jeńców wojennych należy traktować z honorem.
Ostatecznie zgodził się na likwidację kadry oficerskiej - to byli na pewno wrogowie Związku Radzieckiego. Ale około 150,000 osób uratowało życie.
Dalszy ciąg kariery marszałka Kulika był urozmaicony.
Po pierwsze to jemu przypisuje się błyskawiczny postęp wojsk niemieckich podczas ataku na ZSRR w czerwcu 1941. Brak min i artylerii zmotoryzowanej przyniósł tragiczne rezultaty.
Po drugie - kolejne zadanie - obrona Leningradu. Znowu, jego niekompetencja zaowocowała sukcesami Wehrmachtu.
Szczęście Kulika zakończyło się po wojnie. Narzekał, że biurokraci przywłaszczają sobie zasługi należne wojskowym. W 1950 roku został skazany na śmierć za zdradę.
Tak się zastanawiam - Grigori Kulik uratował życie prawie 150,000 Polaków. Wydaje mi się, że w ponad 1000-letniej historii Polski nikt nie zbliżył się do tego rezultatu.
Czy powinniśmy być mu wdzięczni?
P.S. Polska strona wikipedii o generale Kuliku nie wspomina o jego udziale w przed-katyńskich pertraktacjach.
Kilka tygodni temu relacjonowałem historię powstania pasty do butów marki Kiwi. Przy tej okazji dowiedziałem się, że fabryka pasty Kiwi istniała w przedwojennej Warszawie a jej dyrektorem był pan Roman Kulik.
Wrzuciłem nazwisko Kulik na google i znalazłem kogoś innego.
Grigory Kulik - KLIK.
Pochodził z ubogiej rodziny wieśniaków na Ukrainie. Gdy wybuchła I Wojna Światowa został powołany do armii carskiej. Tam poznał ideologię komunistyczną, wstąpił do partii bolszewików i w 1918 roku wstąpił do Armii Czerwonej.
Podczas wojny domowej dowodził baterią radzieckiej artylerii podczas bitwy pod Carycynem i w tej roli zapamiętał go J. Stalin.
Po wojnie domowej wyróżnił się jako pochlebca Stalina i wojskowy o bardzo konserwatywnych poglądach.
Te poglądy to między innymi wiara w siłę kawalerii, zdecydowana opozycja przeciwko użyciu artylerii zmotoryzowanej, czołgów oraz min obronnych. W pierwszych dwóch przypadlach argument był nie do odparcia - konie się płoszą. W ostatnim przypadku - to niehonorowo.
Pierwsze dwa poglądy postawiły go w gronie przeciwników generała M. Tuchaczewskiego, którego Stalin traktował bardzo podejrzliwie i ostatecznie zgładził podczas wielkiej czystki w Armii Czerwonej. Zaś Grigori Kulik został naczelny dowódcą radzieckiej artylerii.
Uczestniczył w zajęciu wschodnich terenów Polski we wrześniu 1939 roku a dwa miesiące później dowodził radziecką artylerią w zimowej wojnie z Finlandią. Jak wiadomo ta wojna była zupełną kompromitacją Armii Czerwonej jednak po jej zakończeniu generał Kulik został mianowany marszałkiem Związku Radzieckiego.
Dlaczego tak się rozpisałem na ten temat?
Otóż po zajęciu wschodnich terenów Polski na terenie Związku Radzieckiego znalazło się ponad 150,000 polskich jeńców wojennych.
Dla Berii sprawa była oczywista - to potencjalna V kolumna - zlikwidować.
Stalinowi ta idea odpowiadała.
I w tym momecie do rozważań wtrącił się Grigori Kulik - absolutnie NIE - jeńców wojennych należy traktować z honorem.
Ostatecznie zgodził się na likwidację kadry oficerskiej - to byli na pewno wrogowie Związku Radzieckiego. Ale około 150,000 osób uratowało życie.
Dalszy ciąg kariery marszałka Kulika był urozmaicony.
Po pierwsze to jemu przypisuje się błyskawiczny postęp wojsk niemieckich podczas ataku na ZSRR w czerwcu 1941. Brak min i artylerii zmotoryzowanej przyniósł tragiczne rezultaty.
Po drugie - kolejne zadanie - obrona Leningradu. Znowu, jego niekompetencja zaowocowała sukcesami Wehrmachtu.
Szczęście Kulika zakończyło się po wojnie. Narzekał, że biurokraci przywłaszczają sobie zasługi należne wojskowym. W 1950 roku został skazany na śmierć za zdradę.
Tak się zastanawiam - Grigori Kulik uratował życie prawie 150,000 Polaków. Wydaje mi się, że w ponad 1000-letniej historii Polski nikt nie zbliżył się do tego rezultatu.
Czy powinniśmy być mu wdzięczni?
P.S. Polska strona wikipedii o generale Kuliku nie wspomina o jego udziale w przed-katyńskich pertraktacjach.
Thursday, August 2, 2018
Kobieta niezmienna jest.
Czasami gram w karty z wnuczką - Grace - w wojnę.
Przypomnę zasady gry - obaj gracze dostają po tyle samo kart. Następnie, równocześnie, każdy gracz kładzie jedną kartę na stole. Kto ma wyższą kartę, ten zabiera obie karty.
I tak dalej, aż do chwili gdy jeden z graczy straci wszystkie karty albo ma bardzo mało kart a gra już się znudziła.
Uważałem to za użyteczną grę gdyż Grace oswaja się z numerami - czasami wystarczy cyfra, czasem sprawdza licząc wszystkie symbole (karo, trefle itp) na karcie.
Ostatnio sama poprosiła o grę i z bardzo pewną siebie miną zadeklarowała - ja rozdam karty.
Rozdawanie wyglądało w ten sposób, że sobie dała wszystkie wysokie karty, a mnie same niskie (kiedyś mówiło się - plichty).
Nie oponowałem gdyż pomyślałem, że wkrótce zda sobie sprawę, że taka gra jest okropnie nudna.
Myliłem się - ona teraz chce grać tylko w taki sposób. Na mój sprzeciw zareagowała płaczem.
Na razie gra w karty zawieszona.
Tutaj romantyczna opinia na temat charakteru kobiet - KLIK.
Przypomnę zasady gry - obaj gracze dostają po tyle samo kart. Następnie, równocześnie, każdy gracz kładzie jedną kartę na stole. Kto ma wyższą kartę, ten zabiera obie karty.
I tak dalej, aż do chwili gdy jeden z graczy straci wszystkie karty albo ma bardzo mało kart a gra już się znudziła.
Uważałem to za użyteczną grę gdyż Grace oswaja się z numerami - czasami wystarczy cyfra, czasem sprawdza licząc wszystkie symbole (karo, trefle itp) na karcie.
Ostatnio sama poprosiła o grę i z bardzo pewną siebie miną zadeklarowała - ja rozdam karty.
Rozdawanie wyglądało w ten sposób, że sobie dała wszystkie wysokie karty, a mnie same niskie (kiedyś mówiło się - plichty).
Nie oponowałem gdyż pomyślałem, że wkrótce zda sobie sprawę, że taka gra jest okropnie nudna.
Myliłem się - ona teraz chce grać tylko w taki sposób. Na mój sprzeciw zareagowała płaczem.
Na razie gra w karty zawieszona.
Tutaj romantyczna opinia na temat charakteru kobiet - KLIK.
Subscribe to:
Posts (Atom)