Sunday, November 25, 2018

Niedzielne wybory

Dzisiaj przed mszą rozmawiałem chwilę ze znajomym.
- Wygraliśmy - powiedziałem triumfująco.
- Tak, Partia Pracy wygrała - potwierdził.
- Mnie tam nie o partię chodzi.
- A o co? - spytał zdziwiony.
- Poczekaj troszkę, za chwilę ksiądz ogłosi.

Ksiądz ogłosił, że dzisiaj niedziela Chrystusa Króla.
Posłałem znajomemu znaczące spojrzenie. Udał, że nie widzi.

Wybory, ktróre wspomniałem to były wybory do parlamentu i senatu naszego stanu Wiktoria.
Nikt nie wie po co każdy stan Australii ma senat (i gubernatora), pewnie chodzi o praworządność w brytyjskim stylu.


Najbliższy punkt wyborczy w szkole. Przed bramą parę plakatów i kilku partyjnych aktywistów.
W naszym okręgu wyborczym było tylko 5 kandydatów do parlamentu - Partia Pracy, Liberałowie, Zieloni, Sprawiedliwość dla Zwierząt i Sustainable Australia Party - chodzi o zrównoważony rozwój Australii.
W Australii mamy jednomandatowe okręgi wyborcze. Mieszkam w spokojnej, dość tradycyjnej dzielnicy więc widocznie liczne drobne partie uznały, że nie zdobędą u nas żadnych głosów.

W kabinach do głosowania instrukcje w wielu językach... 


Amharski, Kmerski, Macedoński. Polskiego brak.
Cieszyć się z tego powodu czy złościć?
W tym tygodniu miałem dość złego nastroju więc dla odmiany się cieszę - widocznie uważają, że Polacy dobrze asymilują się w Australii.

Przy wyjściu jeszcze jeden powód do zadowolenia. 



Maszyna z kawą i misją. Misja wyjaśniona na niebieskiej kartce - każdy sprzedany napój to dotacja 50c dla "mojego" Św Wincentego.

P.S.
Partia Sprawiedliwości dla Zwierząt - Animal Justice Party. 
Kilka dni temu w domu naszego syna kocica złapała w ogrodzie mysz i przyniosła ją do domu, do zabawy dla siebie i dla psa.
Jakąż te duże zwierzęta miały zabawę. Jakie tortury przechodziła ta mysz.
Spodziewam się, że Partia Sprawiedliwości dla Zwierząt ma na oku takie sprawy.

Thursday, November 22, 2018

Powroty

Przez kilka tygodni publikowałem w środy/czwartki wpisy z kategorii odejście, dzisiaj przyszedł czas na powroty.
Inspiracją były wiadomości w dziennikach telewizyjnych - australijskim i polskim (POLSAT).

Powrót po australijsku - dziennik państwowej stacji telewizyjnej ABC rozpoczął wiadomości od długiej relacji o powrocie do Australii osoby złapanej na przemycie narkotyków na wyspę Bali, która odsiedziała ponad 10 lat w tamtejszym więzieniu.

Powrót po polsku - w wiadomościach wspomniano, że firma Orlen zapłaciła 10 mln PLN zespołowi Williams w Formuła I. Z kolei zespół Williams zatrudni Roberta Kubicę jako swojego kierowcę w nadchodzącym sezonie.

Monday, November 19, 2018

Niedzielne czytanie - koniec świata

W ostatnią niedzielę czytano Ewangelię wg św Marka, tę z zapowiedzią końca świata - KLIK.

Zastanowiłem się nad bilansem mojego, nie, nie całego życia, tylko ostatniego roku.
Co ja właściwie w tym roku robiłem, zrobiłem?
Wymierna jest chyba tylko jedna rzecz - usmażyłem ponad 500 naleśników, wszystkie zostały zjedzone z apetytem.

A co oprócz tego?
Książki.

Rejestruję przeczytane książki na stronie Goodreads. Już od kilku tygodni otrzymuję pochwałę - przekroczyłeś swój tegoroczny plan.
W planie było przeczytanie 25 książek w tym roku. Do końca roku zostało jeszcze trochę czasu a ja przeczytałem 35 książek. No, może 32, bo kilku nie byłem w stanie dokończyć.
Moja średnia ocena wypadnie na pewno poniżej 3/5 czyli między "może być" a "podobała mi się, trochę".

Czytanie zajęło mi zdecydowanie więcej czasu niż smażenie naleśników. Rezultat jednak opłakany.

Może być. Mam poczucie zmarnowanego czasu, zmarnowanego roku.
Na mojej liście lektur przeważają książki uznanych autorów. Zresztą przyznaję - to były w większości bardzo dobrze napisane książki. Tyle, że nie dla mnie zostały napisane.

W jakiś sposób odbija to moje relacje ze światem, życiem, rzeczywistością.
Tak wiele się dzieje, ale jakoś poza moja sferą istnienia i możliwością udziału.

Rezolucja na przyszły rok?
Na to jeszcze trochę czasu, ale jeden wniosek jest oczywisty - mniej czytać.

Ale co zamiast tego?

Saturday, November 17, 2018

Bicycle built for two... or more

W czwartek odbierałem wnuka ze szkoły.
Samochodem.
Obaj z zadrością popatrzyliśmy na tę rodzinkę


Tytuł wpisu pochodzi ze starej piosenki...

Wednesday, November 14, 2018

Czyż nie dobija się koni?

Tydzień temu, jak co tydzień od 158 lat w pierwszy wtorek listopada, odbył się wyścig konny - Melbourne Cup.

W tym roku wyścigowi towarzyszyła tragedia, irlandzki koń Cliffsofmoher, doznał pęknięcia barku i po zbadaniu przez weterynarza został poddany eutanazji - KLIK.
Jakaś panienka czym prędzej powiadomiła swoich 700 przyjaciół na Facebook, że na jej oczach zaćwiczono batem konia na śmierć.

W mediach pojawiły się liczne opinie, że wyścigi konne powinny zostać zlikwidowane.
W Australii jest to poważny byznes - 30,000 koni, prawie ćwierć miliona zatrudnionych osób co się przekłada na 77,000 pełnoetatowych miejsc pracy. Prawie 1,5 miliarda dolarów wkładu do produktu krajowego brutto plus ponad 14 miliardów dolarów obrotu totalizatora - KLIK.

Zacznijmy od tego, że koń w Australii to istota obca.
Pierwsze 5 koni zostało tu przywiezionych przez Pierwszą Flotę w 1788 roku. Od tego czasu ilość koni wzrosła do 400,000. Większość to brumbies czyli konie żyjące dziko - KLIK.
Spora ilość brumbies żyje w górach na terenie stanów Wiktoria i Nowa Południowa Walia i stanowią one zagrożenie dla tamtejszej autochtonicznej roślinności i zwierząt.
W tym miejscu miłośnicy natury nie mają skrupułów- dla koni nie ma miejsca w górach a eutanazja byłaby zbyt kosztowna, a więc... patrz tytuł wpisu.

P.S. Tytuł wpisu pożyczyłem z oglądanego prawie 50 lat temu filmu - KLIK.

Monday, November 12, 2018

Niedzielne wspomnienie - koniec I Wojny

Rocznicę zakończenia wojny świętowałem tak uroczyście, że wpis dopiero w poniedziałek.

Wspomnienie z roku 2001. W ostatnich dniach stycznia byłem na nartach biegowych w Val di Fiemme - Dolinie Płomieni a konkretnie we włoskim mieście Dobiacco znanym również jako Toblach.
Któregoś dnia pojechaliśmy autobusem w stronę Cortina d'Ampezzo i wracaliśmy 30 km na nartach. Zaczęło robić się ciemno więc łątwo zauważyłem światełka i jakąś osobę, która je zapalała. Podjechałem. Okazało się, że to cmentarz żołnierzy armii austriackiej, którzy polegli w tych okolicach.
Spojrzałem na tabliczki, jakieś dziwne nazwiska a imiona słowiańskie - Iwan, Bojan, Stanko. Domyśliłem się, że to Słoweńcy.
Świeczki zapalała jakaś starsza pani, zbliżyła się do mnie.
- Widziałeś groby naszych chłopców w mieście?
- Nie.
- To zajrzyj. A ci tutaj tacy zapomniani. Przychodzę tu codziennie i zapalam kilka świeczek.

Po powrocie do domu wstąpiłem na miejscowy cmentarz. To był dzień powszedni a jednak ta pani miała rację - nieprzeliczone ilości świateł.

Wednesday, November 7, 2018

...muzyczne

10 dni temu zmarł Richard Gill, australijski dyrygent i wyjątkowo energiczny propagator edukacji muzycznej dla młodzieży - KLIK.

Nie znałem go osobiście, ale był mi znany z radio, jako dyrygent orkiestry oraz z telewizji. Jako propagator muzyki był jak na mój gust nadmiernie despotyczny, ale osiągał dobre rezultaty.

Tym razem nie było potrzeby wykonywać żadnej operacji. Gdy medycyna wyczerpała swoje możliwości chory wrócił do domu.
A tu... w sobotni poranek pod domem muzyka zebrali się jego współpracownicy i zagrali - głośno i wesoło - KLIK - zlinkowana strona zawiera fragment tego koncertu.

Muzyka ucichła, nadeszła noc, poranek, odezwały się pierwsze ptaki, Richard Gill zmarł w domu o 5 rano.

Sunday, November 4, 2018

Niedzielne czytanie - kobiety są z Wenus

Richard Flanagan - First Person - kontynuacja zeszłoniedzielnego wpisu.

Autor opisuje swoją pracę nad pierwszą powieścią.

Próbowałem się pocieszać, że to w porządku napisać jakiś śmieć, nieuniknione preludium, brudna plama, ale również sugestia, że jestem zdolny stworzyć czystą plamę.
Na to jednak nie było dowodu. Szamotałem się między strachem, że nie ukończę powieści i wyjdę na durnia, albo że ukończę bardzo mierną książkę i wyjdę na jeszcze większego durnia - gorzej, na zbłąkanego durnia, przeciętnego i próżnego fałszywca.
Sztuka, czytałem, to znaleźć swój środek i pisać z niego. Problem nie był w tym, że nie znajdę swojego środka. Był w tym, że znajdę i odkryję,  że w nim niczego nie ma.

W tym wszystkim Suzy (żona) była zagadką. Ona ani wierzyła ani nie wierzyła w mój talent. 
To ty - mówiła. 
W miarę jak dowody moich niepowodzeń piętrzyły się, gniewało mnie to coraz bardziej. 
Oczywiście, że mnie kocha, myślałem, za mój talent. Ale to co było dla mnie wszystkim - czy mam ten rdzeń, tę esencję, te coś co może oznaczać coś ponad mnie - było dla niej nieistotne.
Problem był w tym, zdałem sobie sprawę, że Suzy kochała mnie słusznie czy niesłusznie, na dobre i na złe. 
Kochała coś poza i niezależne od tego czym mogę być albo nie. 
Taka miłość nie miała dla mnie sensu. Czasami nienawidziłem ją za to gdyż to nie uwzględniało jedynej rzeczy, która, miałem nadzieję, nie była we mnie przeciętna: mój talent.

Thursday, November 1, 2018

na raty

No przecież wiem - środek tygodnia.
Mało tego - wczoraj Halloween, dzisiaj Wszystkich Świętych.

Tym razem była to dośc luźna znajomość - znajomy znajomych. Spotykałem go od święta.
Trafił do szpitala na dość skomplikowaną operację.
Operacja się udała, pacjent zmarł...

Było to pewne zaskoczenie dla rodziny zmarłego więc lekarze dołączyli go do aparatury podtrzymującej życie i poczekali na zakończenie zaległych spraw.