Sunday, November 3, 2013

Urodziny 2013

Droga Solenizantko, Ciotuchno, Mamo
Przyjmij od nas wszystkich, Altanowych przyjaciół
poniższe życzenia urodzinowe i wirtualne kwiatki.



----
 Ewa Maria
Miałam 14 lub 15 lat. Po raz pierwszy wolno mi było samej pojechać do Warszawy. Mieszkałam oczywiście na ulicy Bałuckiego czyli u Ciotuchny, nie tylko dlatego że Ciotuchna, ale jeszcze na dodatek Chrzestna. Ciotuchna pokazała mi Warszawę, zapewne całą, ale zapamiętałam tylko Łazienki. Ale za to jak zapamiętałam! Byłam tam potem dziesiątki razy, ale jak usłyszę słowo Łazienki, to widzę Ciotuchnę, piękną, wysoką i szczupłą, i siebie w spódniczce w żółto-niebieską kratę. Idziemy przez park, siadamy na ławce i słuchamy muzyki Chopina. Jemy lody? Niewykluczone.
Dla Ciotuchny musiały to być niezapomniane dni, bo ja nic, tylko pytałam. A jak się ubierać? A jak się malować? A kiedy się malować? A skąd wiadomo, która sukienka jest ładna? W sumie poprzez te pytania usiłowałam zrozumieć i przybliżyć moment, kiedy będę już wreszcie dorosła. Moja mama była artystką i mogła mi powiedzieć, o czym rozmawiać (wiedza nieoceniona, oczywiście), ale to Ciotuchna wiedziała, jak dorastać. Powiedziała mi wtedy zdanie, które pamiętam do dziś, lepiej nawet niż Łazienki. Nie czekaj, aż nadejdzie jakiś dzień, bo stracisz cały czas, który cię od tego wyczekiwanego dnia dzieli. 
Oczywiscie nie jest wykluczone, że sama się skłaniałam ku takiej filozofii, bo przecież tylko tak i nie inaczej przyjmujemy czyjeś rady. Ale Ciotuchna na pewno tę filozofię sformułowała i podała mi na zawsze zdanie, które pozwala przetrwać najgorsze kryzysy i ufnie patrzeć w przyszłość. Bo gdy wtedy zapamiętywałam to zdanie, to chodziło mi tylko o takie momenty, które miały być dobre. W ciągu życia to zdanie, pasujące jak rękawiczka do prawej ręki, dostało rękawiczkę do pary - nie martw się na zapas, bo zatrujesz sobie cały czas, który dzieli cię od momentu, gdy naprawdę trzeba się będzie martwić. Martw się dopiero wtedy, gdy będzie na to czas.
Nie martwię się więc i zawdzięczam to Ciotuchnie.
Dziękuję!


 Wlosz.czy.zna

Droga Ciotuchno,
w prezencie na Twoje, nie doliczajmy które, ale zacne urodziny, pozwolę sobie zabrać Cię, wirtualnie, do miasteczka które chyba Ci się spodoba.


Certaldo to mała miejscowość w regionie Toskania, w prowincji Florencja, znajdująca się w samym centrum doliny rzeki Elsa. 

Jak się dobrze przyjrzysz powyższemu zdjęciu, zrobionemu z murów obronnych tego miasteczka to w tle zobaczysz niewielki pagórek z wieżami ... tak to San Gimignano, ze swoimi charakterystycznymi wieżami.
Ale powróćmy do Certaldo, usytuowanego na szczycie zielonego wzgórza, otoczonego średniowiecznymi murami i w całości zbudowanego z czerwonych cegieł.




Największym kompleksem architektonicznym miasteczka jest Palazzo Stiozzi Ridolfi, składa się on z samego pałacu, dwóch wież i dużego dziedzińca z portykiem.




W Certaldo spędził swoje ostatnie lata i zmarł Giovanni Boccaccio; główna ulica miasteczka nosi oczywiście jego imię.


na końcu tej ulicy, w najwyższym punkcie miasta znajduje się Palazzo Pretorio, siedziba wikariuszy florenckich sprawujących władzę ustawodawcza i wykonawcza  


zmieniali się oni co sześć miesięcy i każdy z nich pozostawił po sobie herb rodziny z której pochodził. 


Obecnie, ta stara część Certaldo jest pełna barów, restauracji, winiarni, hoteli i pensjonatów; słyszy się tu wiele języków jak w każdym zabytkowym miescie.




 Ponad półtora roku temu zostałem przyjęty do zespołu Panien i rozpanoszyłem się nieźle w tym towarzystwie. Obecność Ciotuchny na tym blogu i jego poprzednikach była dla mnie bardzo dużą podporą, wydawała mi się kimś z mojej rodziny. Nie tej blogowej, ale rzeczywistej. Te same wspomnienia, priorytety, tradycje. I to nie tylko w słowach, ale potwierdzone własnym życiem. Według mnie ta obecność, te wpisy, uszlachetniają nasz blog - dziękuję Ci za to Ciotuchno i życzę wiele zdrowia i twórczej weny.




   Żona Oburzona
Dzisiaj mamy tutaj coś w rodzaju przyjęcia-niespodzianki. A skoro jest przyjęcie urodzinowe, musi być przecież tort!



Tyle historii Ciotuchny już się pojawiło: tych wojennych, wzbudzających trwogę, ciepłych i pogodnych o Paskalci i jej szczeniętach. Niczym kartki wyrwane z rodzinnej kroniki czytam o szalonych latach, opowieści tak doskonale odzwierciedlające przeszłość. Życzę Ciotuchno dużo zdrowia i radości życia. Choć tego drugiego chyba Ci nie brakuje.
  Kanadyjka
Przyszło mi niedawno do głowy, że naszych rodziców poznajemy jak już są dorosłymi ludźmi, a tak naprawdę zaczynamy się nimi interesować kiedy sami stajemy się dorosłymi. I wtedy właśnie chcemy odtworzyć i poznać te poprzednie lata. Jakimi byli dziećmi, co robili i myśleli jako nastolatki, jak pracowali jako dorośli. Dzięki temu blogowi (i jego poprzednikom) poznałam bliżej Ciotuchnę/moją Mamę. Część Jej opowieści, które się tu ukazały oczywiście znałam, ale pojawiło się wiele elementów nie znanych albo zapomnianych. Cieszę się Mamo, że mogłam tyle poznać z Twojej przeszłości i wypełnić puste miejsca w Twoim obrazie. Życzę Ci, aby zdrowie, pamięć i humor długo jeszcze Ci dopisywały i abyś długo jeszcze gościła w Altanie.
Juliczka

  
Szczęśliwego Dnia Urodzin, Ciotuchno.
W „Zapiskach do autobiografii” profesora Władysława Tatarkiewicza czytamy: - „Ponieważ napisałem kiedyś książkę o szczęściu, wielu ludzi żąda, żebym im krótko wytłumaczył, czym ono jest. Inni zaś chcieliby wiedzieć, czy autor książki o szczęściu sam był szczęśliwy. Odpowiedź nie jest łatwa: gdybym mogł powiedzieć krótko, czym jest szczęście, nie pisałbym długiej książki. Pisząc książkę nie myślałem o sobie, ale – teraz odnajduję siebie w tym, co kiedyś napisałem. W szczególności: określenie szczęścia jako dodatniego bilansu życia i jako zadowolenia z życia w całości. A z własnym szczęściem różnie w długim życiu bywało, choć znacznie częściej dobrze niż źle”.
Dobrze i szczęśliwie może też być w listopadzie. Pamiętam zachwyt Britt-Mari ze „Zwierzeń” dziewczętami wychodzącymi w angielskich książkach w najgorszą pluchę. Deszcz spłukiwał im twarze, cieszyły się z tego niezmiernie i robiła im się od tego ładna cera. Bohaterka Astrid Lindgreen chciała czuć się po angielsku, w drodze do szkoły pozwalała deszczowi swobodnie spływać po twarzy. Zamiast brzoskwiniowej cery lusterko pokazywało zsiniałą z zimna twarz. W Anglii jest widocznie innego rodzaju plucha czyniąc listopad słodkim. Nasz też potrafi taki być.
Sweet November

 „You see there are 12 months in a year
but the month that is so special to me
that touches my soul is a november
a sweet, sweet november!

Like an angel sent to chase my fears away
you were my sweet november
can't forget the day you showed me how to love again
sweet november”
/.../
Nucę cichutko muzykę Michela Legranda z pierwszej wersji filmu w reżyserii Roberta Ellisa Millera z 1968 roku, gdzie grał Anthony Newley.
W Dniu Urodzin skladam Ciotuchnie życzenia spokoju i radości, które jakkolwiek nie przeważają, to jednak od czasu do czasu przydarzają się i oby było to – w Ciotuchny przypadku – jak najczęściej. I oby te chwile dały się głęboko przeżyć. 



No comments:

Post a Comment