Gdzieś na marginesie światowej polityki przebijają się odrobiny informacji o sytuacji w Myanmarze.
Przypomina mi się rubryka w jakimś piśmie sprzed lat, w której cytowano wiadomości podane tego samego dnia 10 i 100 lat temu.
Wiadomość sprzed 100 lat -
Kategoria: Drobiazgi i ciekawostki.
Podczas powodzi w prowincji XX w Chinach straciło życie 100,000 osób.
Podobna ciekawostka, a może drobiazg, rozgrywa się obecnie w Myanmarze (dawniej Burma). Powierzchnia kraju i ilość mieszkańców prawie dwa razy większa niż Polska.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy ponad 400,000 osób z prowincji Rohingya zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów i ucieczki do Bangladeszu.
Do Bangladeszu. Jeden z najbiedniejszych krajów świata przyjmuje 400,000 uchodźców. No tak, biedą dużo łatwiej sie podzielić niz bogactwem.
W ciągu zaledwie 3 dni ponad 2,000 osób straciło życie - KLIK.
Zaskakujące dla Europejczyków może być, że w tym przypadku ofiarami są mahometanie, a stroną atakującą buddyści. W Europie od ponad 150 lat trwa fascynacja buddyzmem. Fascynacja ta znalazła odbicie w licznych dziełach literackich i muzycznych.
Wydaje mi się, że elementem sprzyjającym było oddalenie. Europejczycy nigdy nie mieli bezpośredniego kontaktu z ludami Dalekiego Wschodu.
Stanisław Lem w książce Summa Technologiae poświęcił nieco miejsca tematowi religii. Zaskoczyło mnie, że największej krytyce poddał właśnie buddyzm - religię skoncentrowana na własnym ja. Według Lema tłumaczy to obojętność mieszkańców Indii na otaczającą ich biedę.
Nie zaskoczyło mnie więc zbytnio hasło - przestańmy koloryzować buddyzm - KLIK.
Aung Sun Suu Kyi - wieloletnia pupilka bojowników o wolność i demokrację rozczarowała swoich zwolenników - KLIK.
W powyższym artykule, autor krytycznie pisze o buddyźmie, o jego okrutnej twarzy w Sri Lance. Ja dodam jeszcze Tybet, ten sprzed czasów dominacji chińskiej.
Jeśli chodzi o Aung Sun Suu Kyi , to nie jest ona w łatwej sytuacji, i jej władza jest ograniczona - KLIK.
Ale jednak po laureatce pokojowej Nagrody Nobla można było oczekiwać bardziej zdecydowanych wypowiedzi - KLIK.
Wednesday, September 27, 2017
Sunday, September 24, 2017
Niedzielne czytanie - każdemu według potrzeb
«Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy.
Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.
Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”.
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».
Ewangelia wg św Mateusza 20:1-16
Za moich szkolnych czasów interpretowano tę Ewangelię na dwa sposoby - po pierwsze nagroda zbawienia jest tak wielka, że nie sposób ją różnicować - lepsze niebo dla wierzących dłużej i gorliwiej, gorsze dla małowiernych?
Po drugie - nigdy nie późno na nawrócenie.
To drugie tłumaczenie powodowało dość przewrotne i ryzykowne myśli. Hulaj dusza, piekła nie ma, bylebyś zdążył w porę wrócić na drogę cnoty. Choćby na godzinę.
Proszę jednak zwrócić uwagę - robotnicy zatrudnieni później nie spędzili większości dnia na hulankach i swawolach, oni pokornie czekali na placu w nadziei, że ktoś ich zatrudni. Warto sobie zdać sprawę ze stresu jaki przeżywali gdy godziny mijały a w domu nie było czego do garnka włożyć.
Tutaj przypomina się Karol Marks - od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb,
Tę zasadę próbowano wprowadzać w przeróżnych komunach. Chyba jedyny trwały sukces to żydowskie kibuce.
Oczywiście zasada powyższa jest okropnym pogwałceniem wolności osobistej więc na szerszą skalę nic z tego nie wyszło.
Saturday, September 23, 2017
Cziste szaleństwo
Kilka tygodni temu byłem na festiwalu żydowskiej muzyki. Tytuł Shir Madness.
Shir, nie Sheer. Jestem zadowolony ze swojego tłumaczenia tego tytułu.
Moje wrażenia z festiwalu TUTAJ.
Shir, nie Sheer. Jestem zadowolony ze swojego tłumaczenia tego tytułu.
Moje wrażenia z festiwalu TUTAJ.
Thursday, September 21, 2017
Śmiech ożywczy jak woda
Kilka dni temu czekałem pod drzwiami biblioteki na otwarcie. Nadeszła grupka osób niepełnosprawnych. Widoczny problem, to brak koordynacji ruchów, nierówny krok, tiki, bełkotanie.
W Australii spotyka się ich często w miejscach publicznych - parkach, bibliotekach, na basenie.
Wśród osób czekających na otwarcie biblioteki przeważali studenci pochodzenia chińskiego. Udawali, że nie widzą tych niepełnosprawnych, instynktownie usuwali się im z drogi.
Jeden z niepełnosprawnych nacisnął guzik fontanny pitnej (czy to prawidłowa polska nazwa?). Woda trysnęła jakieś dwa metry w górę. Cała grupa podeszła do niego. Próbowali naciskać guzik na różne sposoby, żeby wyczuć w jakiej pozycji strumień wody da się pić w kontrolowany sposób.
Udało im się, jeden napił się, pozostali bili mu brawa. Spróbował drugi - woda trysnęła tak silnie, że odrzuciła mu głowę do tyłu, zmoczyła włosy, zalała ubranie.
Nie mogłem powtrzymać śmiechu. Aż mnie zgięło w pół. Po chwili zawstydziłem się trochę, nadal zgięty zerknąłem zobaczyć czy moja reakcja nikogo nie uraziła.
Przeciwnie. Koledzy oblanego śmiali się niemniej niż ja i kiwali do mnie przyjaźnie. Ofiara fontanny też. Przyjemnie znaleźć się w towarzystwie, w którym napotyka się zrozumienie i akceptację.
W Australii spotyka się ich często w miejscach publicznych - parkach, bibliotekach, na basenie.
Wśród osób czekających na otwarcie biblioteki przeważali studenci pochodzenia chińskiego. Udawali, że nie widzą tych niepełnosprawnych, instynktownie usuwali się im z drogi.
Jeden z niepełnosprawnych nacisnął guzik fontanny pitnej (czy to prawidłowa polska nazwa?). Woda trysnęła jakieś dwa metry w górę. Cała grupa podeszła do niego. Próbowali naciskać guzik na różne sposoby, żeby wyczuć w jakiej pozycji strumień wody da się pić w kontrolowany sposób.
Udało im się, jeden napił się, pozostali bili mu brawa. Spróbował drugi - woda trysnęła tak silnie, że odrzuciła mu głowę do tyłu, zmoczyła włosy, zalała ubranie.
Nie mogłem powtrzymać śmiechu. Aż mnie zgięło w pół. Po chwili zawstydziłem się trochę, nadal zgięty zerknąłem zobaczyć czy moja reakcja nikogo nie uraziła.
Przeciwnie. Koledzy oblanego śmiali się niemniej niż ja i kiwali do mnie przyjaźnie. Ofiara fontanny też. Przyjemnie znaleźć się w towarzystwie, w którym napotyka się zrozumienie i akceptację.
Tuesday, September 19, 2017
Plebiscyt
Tydzień temu dostałem formularz do głosowania ZA lub PRZECIW legalizacji małżeństw osób jednej płci.
Byłem ciekaw czy na formularzu znajduje się jakaś forma sprawdzenia tożsamości głosującego, choćby miesiąc lub rok urodzin.
Nie ma. Słyszałem już głosy, że istnieje groźba, że formularze bedą wykradane ze skrzynek pocztowych. Rzeczywiście, nic prostszego niż pomaszerować tropem listonosza i wyjąć ze skrzynek sąsiadów wrzucone do nich formularze.
Wypełniłem, wysłałem.
Okazuje się, że mogłem mój fomularz sprzedać i to za dobre pieniądze, ponad $1,500 - KLIK.
Z drugiej strony, dobrze że szybko wysłałem bo jeśli te formularze mają taką wartość to na pewno rabusie będa się włamywać do domów, żeby je ukraść.
Z trzeciej strony, powinienem chyba wywiesić na drzwiach powiadomienie, że formularz już wysłany więc nie ma sensu się do mnie włamywać.
Jeszcze nie ochłonąłem po tych emocjach a tu już następne, dużo poważniejsze. Okazuje się, że akcja plebiscytowa powoduje ogromne stresy i traumy w środowiskach...LGBTIQ
LGBTIQ, o Boże ja zupełnie nie nadążam, ja w ogóle nie wiem kto wokół mnie żyje. Próbuję odcyfrować: L - Lesbian, G - Gay, B - Bisexual, T - Trisexual... ŹLE - Transgender, IQ - iloraz inteligencji... znowu ŹLE - Intersex and Questioning.
Poradnie zdrowia psychicznego wysyłaja alarmy, że nie mogą podołać zwiększonemu napływowi pacjentów. Politycy ostrzegają, że skutki tych stresów będą trwały długie lata. Patrz TUTAJ.
No to chyba ja też do tego poszkodowanego środowiska się zaliczam - Questioning - swoje własne zdolności zrozumienia czegokolwiek.
Byłem ciekaw czy na formularzu znajduje się jakaś forma sprawdzenia tożsamości głosującego, choćby miesiąc lub rok urodzin.
Nie ma. Słyszałem już głosy, że istnieje groźba, że formularze bedą wykradane ze skrzynek pocztowych. Rzeczywiście, nic prostszego niż pomaszerować tropem listonosza i wyjąć ze skrzynek sąsiadów wrzucone do nich formularze.
Wypełniłem, wysłałem.
Okazuje się, że mogłem mój fomularz sprzedać i to za dobre pieniądze, ponad $1,500 - KLIK.
Z drugiej strony, dobrze że szybko wysłałem bo jeśli te formularze mają taką wartość to na pewno rabusie będa się włamywać do domów, żeby je ukraść.
Z trzeciej strony, powinienem chyba wywiesić na drzwiach powiadomienie, że formularz już wysłany więc nie ma sensu się do mnie włamywać.
Jeszcze nie ochłonąłem po tych emocjach a tu już następne, dużo poważniejsze. Okazuje się, że akcja plebiscytowa powoduje ogromne stresy i traumy w środowiskach...LGBTIQ
LGBTIQ, o Boże ja zupełnie nie nadążam, ja w ogóle nie wiem kto wokół mnie żyje. Próbuję odcyfrować: L - Lesbian, G - Gay, B - Bisexual, T - Trisexual... ŹLE - Transgender, IQ - iloraz inteligencji... znowu ŹLE - Intersex and Questioning.
Poradnie zdrowia psychicznego wysyłaja alarmy, że nie mogą podołać zwiększonemu napływowi pacjentów. Politycy ostrzegają, że skutki tych stresów będą trwały długie lata. Patrz TUTAJ.
No to chyba ja też do tego poszkodowanego środowiska się zaliczam - Questioning - swoje własne zdolności zrozumienia czegokolwiek.
Sunday, September 17, 2017
Niedzielne słuchanie - Finlandia
Właściwie słuchanie było w piątek. Koncert w katedrze św Patryka.
W drodze na koncert towarzyszyły nam tłumy kibiców jadących na mecz fulbolu australijskiego. To już chyba półfinały rozgrywek pierwszej ligi więc tłumy były duże. Opuścili nas w pobliżu stadionu MCG - pojemność ponad 100 tysięcy kibiców. Na finale będzie wypełniony po brzegi.
W kościele też nie było źle, wypełniony jak na półfinał.
W programie utwory na "blachę", to chyba prawidłowe tłumaczenie terminu brass band.
Wspaniała akustyka, jaką tylko w kościele można osiągnąć. Doskonali muzycy, ale...
No właśnie Finlandia. To poemat muzyczny skomponowany przez J. Sibeliusa.
Jadąc na koncert wyobrażałem sobie jak potężnie będzie brzmiał w kościele, w wykonaniu "brass band".
Rzeczywiście brzmiał potężnie, tak potężnie, że jakoś stracił całą finezję i dramatyzm oryginału.
Przy wyjściu pani reprezentująca organizatorów koncertu spytała kurtuazyjnie jak mi się podobało. Odpowiedziałem całkiem niekurtuazyjnie: dobry koncert, ale wiesz, ta Finlandia... mam w domu nagranie i...
- Każdy ma w domu nagranie Finlandii - ucięła moje dywagacje.
Oczywiście, prawidłowa odpowiedź powinna była brzmieć - wspaniałe (gorgeous), niesamowite (amazing). Wszak tak komentowane jest każde zdjęcie na facebooku.
Ale żeby uciąć w taki sposób?
Co to miało znaczyć?
Masz nagranie, które lubisz, to nie chodź na koncert żeby potem krytykować.
A z drugiej strony - każdy ma.
To oczywista przenośnia - każdy ma swoje zdanie i jeśli będzie je wygłaszał w drzwiach katedry przez które nawet wielbłąd się nie przeciśnie, to nie wyjdziemy z kościoła do niedzieli.
W drodze do domu potraktowałem to zdanie dosłownie.
Każdy ma Finlandię w domu? Przeleciałem szybko listę krewnych, znajomych i przyjaciół i poczułem się tak znużony i samotny jak na ostatnich kilometrach maratonu narciarskiego w Finlandii (75 km).
Po powrocie do domu czymprędzej włączyłem odtwarzacz. Finlandia zabrzmiała tak jak powinna.
Już niedziela a ja nadal słucham.
TUTAJ w "prawidłowym" wykonaniu orkiestry symfonicznej. To nagranie zrobione z okazji nadchodzącego 100-lecia niepodległości Finlandii. Dlatego w wykonaniu utworu uczestniczy chór.
W drodze na koncert towarzyszyły nam tłumy kibiców jadących na mecz fulbolu australijskiego. To już chyba półfinały rozgrywek pierwszej ligi więc tłumy były duże. Opuścili nas w pobliżu stadionu MCG - pojemność ponad 100 tysięcy kibiców. Na finale będzie wypełniony po brzegi.
W kościele też nie było źle, wypełniony jak na półfinał.
W programie utwory na "blachę", to chyba prawidłowe tłumaczenie terminu brass band.
Wspaniała akustyka, jaką tylko w kościele można osiągnąć. Doskonali muzycy, ale...
No właśnie Finlandia. To poemat muzyczny skomponowany przez J. Sibeliusa.
Jadąc na koncert wyobrażałem sobie jak potężnie będzie brzmiał w kościele, w wykonaniu "brass band".
Rzeczywiście brzmiał potężnie, tak potężnie, że jakoś stracił całą finezję i dramatyzm oryginału.
Przy wyjściu pani reprezentująca organizatorów koncertu spytała kurtuazyjnie jak mi się podobało. Odpowiedziałem całkiem niekurtuazyjnie: dobry koncert, ale wiesz, ta Finlandia... mam w domu nagranie i...
- Każdy ma w domu nagranie Finlandii - ucięła moje dywagacje.
Oczywiście, prawidłowa odpowiedź powinna była brzmieć - wspaniałe (gorgeous), niesamowite (amazing). Wszak tak komentowane jest każde zdjęcie na facebooku.
Ale żeby uciąć w taki sposób?
Co to miało znaczyć?
Masz nagranie, które lubisz, to nie chodź na koncert żeby potem krytykować.
A z drugiej strony - każdy ma.
To oczywista przenośnia - każdy ma swoje zdanie i jeśli będzie je wygłaszał w drzwiach katedry przez które nawet wielbłąd się nie przeciśnie, to nie wyjdziemy z kościoła do niedzieli.
W drodze do domu potraktowałem to zdanie dosłownie.
Każdy ma Finlandię w domu? Przeleciałem szybko listę krewnych, znajomych i przyjaciół i poczułem się tak znużony i samotny jak na ostatnich kilometrach maratonu narciarskiego w Finlandii (75 km).
Po powrocie do domu czymprędzej włączyłem odtwarzacz. Finlandia zabrzmiała tak jak powinna.
Już niedziela a ja nadal słucham.
TUTAJ w "prawidłowym" wykonaniu orkiestry symfonicznej. To nagranie zrobione z okazji nadchodzącego 100-lecia niepodległości Finlandii. Dlatego w wykonaniu utworu uczestniczy chór.
Friday, September 15, 2017
Festiwal filmów półkoreańskich
Tydzień temu, przechodząc obok kina studyjnego, zauważyłem informację o Festiwalu Filmów Koreańskich.
Okazuje się, że wyrosłem na sarkastycznego staruszka. Na cóż innego mogło zresztą wyrosnąć Dziecko Komuny - KLIK?
Wszedłem do środka gdzie dwie miłe panie wręczyły mi powyższy program festiwalu.
- Czy na festiwalu wyświetlane są jakieś filmy północno-koreańskie? - zapytałem.
Panie osłupiały.
- Nie, chyba nie... na pewno nie.
- Ach, więc to jest festiwal filmów południowo-koreańskich - stwierdziłem autorytatywnie.
- Chyyyyba tak? Tak! - odpowiedziały.
- Nie sądzimy, żeby Korea Północna produkowała filmy warte obejrzenia - dodała jedna z pań.
- Ja też nie myślę, ale szkoda, że nikt nie sprawdził - podsumowałem.
W domu zajrzałem do programu festiwalu. Moją ciekawość potęgowały te tańczące figury w góralskich strojach.
Przeczytałem streszczenia kilku filmów:
- Because I love you - młody twórca ulega wypadkowi i gdy jego ciało leży w szpitalu, jego duch przenosi się do ciał różnych osób.
- A single rider - obiecujący finansista znajduje się na krawędzi bankructwa. Z desperacji wybiera się z wizytą do Australii gdzie przebywają jego żona i studiujący syn. Na miejscu stwierdza, że jego żona jest mocno zaangażowana w relację z sąsiadem.
- The Bacchus Lady - okazuje się, że ten termin oznacza starsze panie, które pracują jako prostytutki obsługujące jeszcze starszych panów. Jeden z klientów bohaterki filmu przeszedł wylew w mózgu i prosi ją o skrócenie jego życia.
- Our love story - dramat lesbijskiego związku.
No tak. Globalizacja. Takie filmy, może z wyjątkiem The Bacchus Lady, mogłyby powstać w każdym kraju. Dlaczego miałbym mieć ochotę obejrzeć akurat południowo-koreańską wersję?
Czytałem tylko dwie książki koreańskich autorów. Bardzo dobre. Obaj autorzy mieszkają w Korei Południowej, ale obie książki mają bardzo istotny północno-koreański wątek. Według mnie właśnie dlatego są takie dobre.
Nie mam złudzeń. Jestem przekonany, że film wyprodukowany w Korei Północnej to byłaby drętwa, propagandowa chała. Ale jednak... dlaczego nie możemy tego zobaczyć tylko jestesmy zdani na równie drętwą propagandę wolnych mediów na temat reżimu dynastii Kim.
Teraz zresztą, po ustaleniu kolejnych sankcji, to już musztarda po obiedzie.
Pozostaje tylko retoryczne pytanie: czy sankcje przyniosą efekty?
Okazuje się, że wyrosłem na sarkastycznego staruszka. Na cóż innego mogło zresztą wyrosnąć Dziecko Komuny - KLIK?
Wszedłem do środka gdzie dwie miłe panie wręczyły mi powyższy program festiwalu.
- Czy na festiwalu wyświetlane są jakieś filmy północno-koreańskie? - zapytałem.
Panie osłupiały.
- Nie, chyba nie... na pewno nie.
- Ach, więc to jest festiwal filmów południowo-koreańskich - stwierdziłem autorytatywnie.
- Chyyyyba tak? Tak! - odpowiedziały.
- Nie sądzimy, żeby Korea Północna produkowała filmy warte obejrzenia - dodała jedna z pań.
- Ja też nie myślę, ale szkoda, że nikt nie sprawdził - podsumowałem.
W domu zajrzałem do programu festiwalu. Moją ciekawość potęgowały te tańczące figury w góralskich strojach.
Przeczytałem streszczenia kilku filmów:
- Because I love you - młody twórca ulega wypadkowi i gdy jego ciało leży w szpitalu, jego duch przenosi się do ciał różnych osób.
- A single rider - obiecujący finansista znajduje się na krawędzi bankructwa. Z desperacji wybiera się z wizytą do Australii gdzie przebywają jego żona i studiujący syn. Na miejscu stwierdza, że jego żona jest mocno zaangażowana w relację z sąsiadem.
- The Bacchus Lady - okazuje się, że ten termin oznacza starsze panie, które pracują jako prostytutki obsługujące jeszcze starszych panów. Jeden z klientów bohaterki filmu przeszedł wylew w mózgu i prosi ją o skrócenie jego życia.
- Our love story - dramat lesbijskiego związku.
No tak. Globalizacja. Takie filmy, może z wyjątkiem The Bacchus Lady, mogłyby powstać w każdym kraju. Dlaczego miałbym mieć ochotę obejrzeć akurat południowo-koreańską wersję?
Czytałem tylko dwie książki koreańskich autorów. Bardzo dobre. Obaj autorzy mieszkają w Korei Południowej, ale obie książki mają bardzo istotny północno-koreański wątek. Według mnie właśnie dlatego są takie dobre.
Nie mam złudzeń. Jestem przekonany, że film wyprodukowany w Korei Północnej to byłaby drętwa, propagandowa chała. Ale jednak... dlaczego nie możemy tego zobaczyć tylko jestesmy zdani na równie drętwą propagandę wolnych mediów na temat reżimu dynastii Kim.
Teraz zresztą, po ustaleniu kolejnych sankcji, to już musztarda po obiedzie.
Pozostaje tylko retoryczne pytanie: czy sankcje przyniosą efekty?
Wednesday, September 13, 2017
Groźna tęcza
Wspominałem już dwukrotnie na tym blogu o sprawie legalizacji w Australii małżeństw osób jednakowej płci. Ponieważ termin "małżeństwo osób jednakowej płci" będzie pojawiał się w tym wpisie wielokrotnie, to zastąpię go skrótem MałOJePci
Powyżej tęczowa flaga nad australijskim parlamentem.
Po wielu tarapatach w parlamencie, senacie, sądzie najwyższym, tęcza puka do drzwi. W tym tygodniu zostaną rozesłane pocztą formularze plebiscytowe.
Dotychczas podchodziłem do tego tematu raczej żartobliwie.
Na przykład śmieszyło mnie, że nasza linia lotnicza Qantas zadeklarowała, że popiera MałOJePci. Być może miał znaczenie fakt, że już dawno nie korzystałem z usług tej linii. Poczułem jednak pewien niepokój, niesmak gdy podobną deklarację złożyła bliska mojemu sercu akademia muzyczna (ANAM).
Okazuje się, że nie jestem osamotniony. Wczoraj w naszej państwowej telewizjj ABC obejrzałem program, w którym grono osób o zróżnicowanych poglądach dyskutowalo o ubocznych skutkach tej sprawy.
Wspominałem już o tym, że niektórzy wykonawcy/sportowcy ogłosili bojkot kortów tenisowych im Margaret Court gdyż pani Margaret prowadzi akcję przeciwko legalizacji MałOJePci.
Okazuje się, że podobnych przykładów jest wiele. Pojawiają się wezwania do bojkotu firm, które w jakiś sposób popierają instytucje z natury przeciwne idei MałOJePci, na przykład instytucje religijne.
Zastanawiam się czy instytucje wywieszające tęczowe flagi robią to z przekonania czy może ze strachu, że w przeciwnym razie mogą być bojkotowane.
Do tego dochodzi wymiar indywidualny, sprawa traktowania osób o oprzeciwnych poglądach. Czy w zarządzie firmy deklarującej poparcie dla MałOJePci może zasiadać osoba o przeciwnych poglądach? Na przykład katolik?
Czy osoba taka nie będzie dyskryminowana przy obsadzie czysto technicznych stanowisk. przy przyznawaniu dotacji, stypendiów?
W przyrodzie tęcza pojawia się po burzy. Wyglada, że teraz burza bedzie następstwem tęczy.
Wbrew prawom natury?
Nieco więcej o "tyranii tolerancji" TUTAJ.
Powyżej tęczowa flaga nad australijskim parlamentem.
Po wielu tarapatach w parlamencie, senacie, sądzie najwyższym, tęcza puka do drzwi. W tym tygodniu zostaną rozesłane pocztą formularze plebiscytowe.
Dotychczas podchodziłem do tego tematu raczej żartobliwie.
Na przykład śmieszyło mnie, że nasza linia lotnicza Qantas zadeklarowała, że popiera MałOJePci. Być może miał znaczenie fakt, że już dawno nie korzystałem z usług tej linii. Poczułem jednak pewien niepokój, niesmak gdy podobną deklarację złożyła bliska mojemu sercu akademia muzyczna (ANAM).
Okazuje się, że nie jestem osamotniony. Wczoraj w naszej państwowej telewizjj ABC obejrzałem program, w którym grono osób o zróżnicowanych poglądach dyskutowalo o ubocznych skutkach tej sprawy.
Wspominałem już o tym, że niektórzy wykonawcy/sportowcy ogłosili bojkot kortów tenisowych im Margaret Court gdyż pani Margaret prowadzi akcję przeciwko legalizacji MałOJePci.
Okazuje się, że podobnych przykładów jest wiele. Pojawiają się wezwania do bojkotu firm, które w jakiś sposób popierają instytucje z natury przeciwne idei MałOJePci, na przykład instytucje religijne.
Zastanawiam się czy instytucje wywieszające tęczowe flagi robią to z przekonania czy może ze strachu, że w przeciwnym razie mogą być bojkotowane.
Do tego dochodzi wymiar indywidualny, sprawa traktowania osób o oprzeciwnych poglądach. Czy w zarządzie firmy deklarującej poparcie dla MałOJePci może zasiadać osoba o przeciwnych poglądach? Na przykład katolik?
Czy osoba taka nie będzie dyskryminowana przy obsadzie czysto technicznych stanowisk. przy przyznawaniu dotacji, stypendiów?
W przyrodzie tęcza pojawia się po burzy. Wyglada, że teraz burza bedzie następstwem tęczy.
Wbrew prawom natury?
Nieco więcej o "tyranii tolerancji" TUTAJ.
Sunday, September 10, 2017
Niedzielne czytanie - odpowiedzialnośc za cudze błędy
Tak mówi Pan: «Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela
po to, byś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu.
Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć – a ty nic nie mówisz,
by występnego sprowadzić z jego drogi – to on umrze z powodu swej przewiny,
ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie.
Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił,
Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił,
on jednak nie odstępuje od swojej drogi,to on umrze z własnej winy,
ty zaś ocaliłeś swoją duszę».
ty zaś ocaliłeś swoją duszę».
Ezechiel 33:7-9
W Ewangelii według św Mateusza, Jezus powtarza to samo tylko w odniesieniu do apostolskiej społeczności.
Przypomniało mi to czasy gdy nasze dzieci były małe i czasami musiałem pozostawić je zdane na własny rozsądek i pomysłowość.
A czy przypomniałem im o tym? A czy ostrzegłem o tamtym?
Boże, jeśli coś złego się stanie, to nigdy tego sobie nie wybaczę.
Ezechiel i Jezus nie mieli dzieci więc mogli sobie beztrosko powiedzieć - ostrzegłem, nie posłuchał, niech cierpi, to już nie moja sprawa.
Ojca lub matkę, w przypadku nieszczęścia, zawsze będzie trapić poczucie, że mogli coś zrobić lepiej, aby temu zapobiec.
Jest jednak i druga strona medalu.
Jakże denerwują mnie dobre życzenia typu - tylko jedź ostrożnie, a nie przezięb się... pomysłowość życzliwych ludzi nie zna granic.
A ja potem, manewrując w samochodowym korku, czuję się osamotniony - moi przyjaciele umyli ręce, jeśli coś złego mi się przytrafi, to jeszcze zganią mnie , że nie posłuchałem ich rady.
Wednesday, September 6, 2017
Bezdomne rowery
Melbourne od dawna stara się wprowadzić rowery miejskie, ale według mnie słabo to idzie.
Od wielu lat funcjonują tu "niebieskie" rowery, które parkują na stojakach w wyznaczonych miejscach - KLIK.
Zlinkowana powyżej strona informuje, że jest tych rowerów 600, zaparkowanych na 50 parkingach. Ceny wypożyczenia wydają się być bardzo rozsądne - za $8 można korzystać z roweru przez cały tydzień. Dla porównania wspomnę, że koszt komunikacji miejskiej wynosi ponad $4 za dowolną ilość przejazdów w ciągu 2 godzin. Koszt całodzienny - dwa razy więcej.
Mimo to podczas wizyt w mieście nie widzę żeby ktoś z tych rowerów korzystał. Parkingi zawsze pełne.
Bardzo istotnym czynnikiem zniechęcającym jest obowiązek używania kasków rowerowych. Wprawdzie jest możliwość kupienia lub wypożyczenia tych kasków za tanie pieniądze, ale to zawsze ogromna niewygoda.
Podobno w ciągu roku rowery te wypożyczane są 170,000 razy (czyli każdy rower prawie raz dziennie), ale nie bardzo w to wierzę. Nie mogę też znaleźć danych o kosztach tej inicjatywy, Wydaje mi się, że rada miejska płaci rocznie $1 milion operatorowi systemu.
Od pewnego czasu można zauważyć w mieście żółtą konkurencję.
Te rowery nie mają wyznaczonych miejsc parkingowych. Można taki rower zostawić wszędzie.
Tę usługę oferuje firma z Singapuru - KLIK. No tak, wszak już dawno temu straszono, że rasa żółta zaleje świat.
Kilka dni temu zauważyłem żółte rowery "zaparkowane" w dość nietypowym miejscu.
Spodziewam się, że system wynajmu dysponuje sprawną kontrolą lokalizacji pojazdów, ale jednak pomysłowość najemców jest nieograniczona.
Zresztą nie tylko najemców. Najemca może zostawić rower w prawidłowym, widocznym miejscu, oparty o mur budynku lub o drzewo, a ktoś inny może schować go w pobliskich krzakach, wrzucić do kanału, albo umieścić na drzewie - KLIK.
Przed laty byłem w Amsterdamie a tam rowery wszędzie. Na parkingu rowerowym przy dworcu kolejowym zaparkowano ich chyba kilka tysięcy. Zaskoczyło mnie jednak, że wszystkie dobrze zabezpieczome przed kradzieżą.
Dlaczego w mieście, gdzie każdy ma rower, ktoś chciałby ukraść rower?
Dla hecy oczywiście. Dowiedziałem się, że dno amsterdamskich kanałów jest zasypane wrzuconymi tam bezmyślnie rowerami.
Badając temat żółtych rowerów z Singapuru dowiedziałem się, że rada miejska Amsterdamu nie zgodziła się jeszcze na ich wprowadzenie. Istnieje obawa, że rowery będą zostawiane w miejscach utrudniających parking czy przejazd innym użytkownikom dróg.
Wydaje mi się, że Singapur zaczął sprawę ze złej strony. Najpierw trzeba wprowadzić singapurski porządek a dopiero potem rowerowe fanaberie.
Od wielu lat funcjonują tu "niebieskie" rowery, które parkują na stojakach w wyznaczonych miejscach - KLIK.
Zlinkowana powyżej strona informuje, że jest tych rowerów 600, zaparkowanych na 50 parkingach. Ceny wypożyczenia wydają się być bardzo rozsądne - za $8 można korzystać z roweru przez cały tydzień. Dla porównania wspomnę, że koszt komunikacji miejskiej wynosi ponad $4 za dowolną ilość przejazdów w ciągu 2 godzin. Koszt całodzienny - dwa razy więcej.
Mimo to podczas wizyt w mieście nie widzę żeby ktoś z tych rowerów korzystał. Parkingi zawsze pełne.
Bardzo istotnym czynnikiem zniechęcającym jest obowiązek używania kasków rowerowych. Wprawdzie jest możliwość kupienia lub wypożyczenia tych kasków za tanie pieniądze, ale to zawsze ogromna niewygoda.
Podobno w ciągu roku rowery te wypożyczane są 170,000 razy (czyli każdy rower prawie raz dziennie), ale nie bardzo w to wierzę. Nie mogę też znaleźć danych o kosztach tej inicjatywy, Wydaje mi się, że rada miejska płaci rocznie $1 milion operatorowi systemu.
Od pewnego czasu można zauważyć w mieście żółtą konkurencję.
Te rowery nie mają wyznaczonych miejsc parkingowych. Można taki rower zostawić wszędzie.
Tę usługę oferuje firma z Singapuru - KLIK. No tak, wszak już dawno temu straszono, że rasa żółta zaleje świat.
Kilka dni temu zauważyłem żółte rowery "zaparkowane" w dość nietypowym miejscu.
Spodziewam się, że system wynajmu dysponuje sprawną kontrolą lokalizacji pojazdów, ale jednak pomysłowość najemców jest nieograniczona.
Zresztą nie tylko najemców. Najemca może zostawić rower w prawidłowym, widocznym miejscu, oparty o mur budynku lub o drzewo, a ktoś inny może schować go w pobliskich krzakach, wrzucić do kanału, albo umieścić na drzewie - KLIK.
Przed laty byłem w Amsterdamie a tam rowery wszędzie. Na parkingu rowerowym przy dworcu kolejowym zaparkowano ich chyba kilka tysięcy. Zaskoczyło mnie jednak, że wszystkie dobrze zabezpieczome przed kradzieżą.
Dlaczego w mieście, gdzie każdy ma rower, ktoś chciałby ukraść rower?
Dla hecy oczywiście. Dowiedziałem się, że dno amsterdamskich kanałów jest zasypane wrzuconymi tam bezmyślnie rowerami.
Badając temat żółtych rowerów z Singapuru dowiedziałem się, że rada miejska Amsterdamu nie zgodziła się jeszcze na ich wprowadzenie. Istnieje obawa, że rowery będą zostawiane w miejscach utrudniających parking czy przejazd innym użytkownikom dróg.
Wydaje mi się, że Singapur zaczął sprawę ze złej strony. Najpierw trzeba wprowadzić singapurski porządek a dopiero potem rowerowe fanaberie.
Sunday, September 3, 2017
Niedzielne czytanie - bramy przeciw opoce
"Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół,
a bramy piekielne go nie przemogą."
Ewangelia wg św Mateusza - 16,13-20
Zadziwiające, przez 70 lat słuchałem tego czytania i nie zauważyłem. Dziękuję komentatorce Atrójce za uruchomienie mojej wyobraźni - KLIK.
Bramy piekielne go nie przemogą.
Odkąd to jakiekolwiek bramy mogą cokolwiek zaatakować, przemóc?
Proszę zresztą popatrzeć na to hipotetyczne narzędzie przemocy - KLIK.
Szukam jakichś analogii - Makbet - las Birnam zaatakował zamek Makbeta.
Ale żeby bramy? Wszak celem każdego oblężenia jest wyłamanie bram, reszta już idzie gładko.
Przyszły mi do głowy dwa wytłumaczenia.
Bramy piekielne - a może chodzi tu o paszczę jakiegoś piekielnego potwora, węża, smoka, który rozdziawia ją szeroko chcąc zgryźć, połknąć Kościół.
Drugie wyjaśnienie podsunęło mi angielskie tłumaczenie tej Ewangelii: "...and the gates of underworld shall not prevail against it."
Bramy - gates. A może to miało być z dużej litery - Gates - Bill Gates - twórca Microsoftu. Zaś piekielny Microsoft - dla mnie odpowiedź jest oczywista - Facebook.
P.S. Otrzymałem kilka ciekawych komentarzy, zarówno na internecie jak i na żywo. Dla porządku umieszcze je tutaj.
- Często fragment o skale - opoce (bo stąd pochodzi zdanie o "bramach piekielnych" ) komentatorzy zestawiają z miejscem, gdzie Jezus to powiedział, Cezareą Filipową. Dzisiejsze Banias. Za czasów Jezusa (do dzisiaj trochę tego zostało) były tam ruiny wielkiej świątyni pogańskiej zbudowanej na skale nad morzem. Wszędzie dookoła znajdowały się fragmenty kolumn i ołtarzy. Żydzi wiązali pogańskich bożków z demonami. Może dla uczniów i Jezusa te ruiny były swoistą "bramą piekieł" i Jezus ich uspokaja, że Jego Kościoła te bramy, z których wychodzą demony, nie zniszczą.
Ceramik - blog TU.
- do piekła zbliżają nas różne pokusy, którym ulegamy, to może te bramy oznaczają właśnie pokusy?
Archato - blog TU.
- w angielskim tłumaczeniu tej Ewangelii nie mówi się o piekle, ale o Hadesie, zaświatach (underworld). Do Hadesu wędrowały dusze prawie wszystkich ludzi. Może chodzi o to, że Kościół chrystusowy otwiera bramy zaświatów dla osób zbawionych.
Dla mnie bardzo istotna jest ta różnica tłumaczenia - Hades, zaświaty - to są pojęcia dość mgliste. Nie to co piekło - ogień, wieczne męki, płacz i zgrzytanie zębów. Typowe polskie podejście.
Zajrzałem jeszcze do wersji łacińskiej - inferni - najczęstsze tłumaczenie tego słowa to piekło, ale przecież oznacza również coś podziemnego, właśnie angielski underworld, w polskim nie ma dokładnego odpowiednika.
Friday, September 1, 2017
Blaski i cienie systemu bezgotówkowego
W dzisiejszych wiadomościach porannych sporo uwagi poświęcono ocenie skutków wprowadzenia bezgotówkowych świadczeń społecznych w kilku, zamieszkałych przez Aborygenów, rejonach Australii - KLIK.
Prawie połowa nałogowych pijaków pije mniej, prawie połowa nałogowych hazardzistów wydaje mniej na gry hazardowe, podobnie osoby uzależnione od narkotyków - komentuje minister odpowiedzialny za ten projekt.
System jest prosty - osoby otrzymujące świadczenia socjalne otrzymują 20% w gotówce wpłacanej na ich konto w banku, 80% wpłacane jest na specjalną kartę debitową, którą nie można płacić za alkohol, płacić w kasynie, itp. Szczegóły tutaj - KLIK.
Los Aborygenów w Australii to zbyt skomplikowana sprawa, aby się na jej temat całościowo wypowiadać. Wspomnę więc tylko, że po uzyskaniu pełnych praw obywatelskich oraz prawa własności do niezagospodarowanych ziem swoich przodków powstało wiele ośrodków zamieszkałych przez Aborygenów całkowicie zależnych od świadczeń socjalnych. Jedyne osoby pracujące w tych okolicach, to służba zdrowia, nauczyciele i budowlańcy - prawie wyłącznie "biali".
10 lat temu sytuacja w tych ośrodkach stała się tak krytyczna (pijaństwo, narkotyki, znęcanie się nad kobietami i dziećmi), że rząd podjął bardzo energiczną akcję interwencyjną z udziałem wojska - KLIK.
Oczywiście akcja wywołała falę krytyki - pogwałcenie praw - doczekała się nawet nagany w ONZ. Nie jestem pewien jakie są długofalowe skutki tej interwencji. Prawdę mówiąc, to wiadomość, że karty bezgotówkowe funkcjonują w 3 ośrodkach, zaskoczyła mnie. Wydawało mi się, że zostały wprowdzone we wszystkich ośrodkach zamieszkałych przez Aborygenów.
Rząd ogłasza sukces, krytycy zwracają uwagę na negatywne skutki uboczne takiego systemu. Podsumowałbym to prosto - zasady wolnego rynku - skoro gotówka stała się towarem deficytowym, to jej wartość wzrosła. Okazuje się, że niektórzy posiadacze kart bezgotówkowych sprzedają ich zawartość za ułamek ceny - n.p. zatankuj na moją kartę paliwo za $30 i zapłać mi za to $20 w gotówce.
Wzrosła również ilość napadów rabunkowych oraz prostytucja.
Niestety trudno jest wprowadzić obrót bezgotówkowy częściowo. Wizjonerzy komunizmu logicznie propagowali całkowitą likwidację pieniądza. Zanim to jednak zrobili, to sami obrośli w pieniądze i pomysł całkowicie przepadł.
Prawie połowa nałogowych pijaków pije mniej, prawie połowa nałogowych hazardzistów wydaje mniej na gry hazardowe, podobnie osoby uzależnione od narkotyków - komentuje minister odpowiedzialny za ten projekt.
System jest prosty - osoby otrzymujące świadczenia socjalne otrzymują 20% w gotówce wpłacanej na ich konto w banku, 80% wpłacane jest na specjalną kartę debitową, którą nie można płacić za alkohol, płacić w kasynie, itp. Szczegóły tutaj - KLIK.
Los Aborygenów w Australii to zbyt skomplikowana sprawa, aby się na jej temat całościowo wypowiadać. Wspomnę więc tylko, że po uzyskaniu pełnych praw obywatelskich oraz prawa własności do niezagospodarowanych ziem swoich przodków powstało wiele ośrodków zamieszkałych przez Aborygenów całkowicie zależnych od świadczeń socjalnych. Jedyne osoby pracujące w tych okolicach, to służba zdrowia, nauczyciele i budowlańcy - prawie wyłącznie "biali".
10 lat temu sytuacja w tych ośrodkach stała się tak krytyczna (pijaństwo, narkotyki, znęcanie się nad kobietami i dziećmi), że rząd podjął bardzo energiczną akcję interwencyjną z udziałem wojska - KLIK.
Oczywiście akcja wywołała falę krytyki - pogwałcenie praw - doczekała się nawet nagany w ONZ. Nie jestem pewien jakie są długofalowe skutki tej interwencji. Prawdę mówiąc, to wiadomość, że karty bezgotówkowe funkcjonują w 3 ośrodkach, zaskoczyła mnie. Wydawało mi się, że zostały wprowdzone we wszystkich ośrodkach zamieszkałych przez Aborygenów.
Rząd ogłasza sukces, krytycy zwracają uwagę na negatywne skutki uboczne takiego systemu. Podsumowałbym to prosto - zasady wolnego rynku - skoro gotówka stała się towarem deficytowym, to jej wartość wzrosła. Okazuje się, że niektórzy posiadacze kart bezgotówkowych sprzedają ich zawartość za ułamek ceny - n.p. zatankuj na moją kartę paliwo za $30 i zapłać mi za to $20 w gotówce.
Wzrosła również ilość napadów rabunkowych oraz prostytucja.
Niestety trudno jest wprowadzić obrót bezgotówkowy częściowo. Wizjonerzy komunizmu logicznie propagowali całkowitą likwidację pieniądza. Zanim to jednak zrobili, to sami obrośli w pieniądze i pomysł całkowicie przepadł.
Subscribe to:
Posts (Atom)