Wednesday, September 6, 2017

Bezdomne rowery

Melbourne od dawna stara się wprowadzić rowery miejskie, ale według mnie słabo to idzie.

Od wielu lat funcjonują tu "niebieskie" rowery, które parkują na stojakach w wyznaczonych miejscach - KLIK.



Zlinkowana powyżej strona informuje, że jest tych rowerów 600, zaparkowanych na 50 parkingach. Ceny wypożyczenia wydają się być bardzo rozsądne - za $8 można korzystać z roweru przez cały tydzień. Dla porównania wspomnę, że koszt komunikacji miejskiej wynosi ponad $4 za dowolną ilość przejazdów w ciągu 2 godzin. Koszt całodzienny - dwa razy więcej.

Mimo to podczas wizyt w mieście nie widzę żeby ktoś z tych rowerów korzystał. Parkingi zawsze pełne.
Bardzo istotnym czynnikiem zniechęcającym jest obowiązek używania kasków rowerowych. Wprawdzie jest możliwość kupienia lub wypożyczenia tych kasków za tanie pieniądze, ale to zawsze ogromna niewygoda.
Podobno w ciągu roku rowery te wypożyczane są 170,000 razy (czyli każdy rower prawie raz dziennie), ale nie bardzo w to wierzę. Nie mogę też znaleźć danych o kosztach tej inicjatywy, Wydaje mi się, że rada miejska płaci rocznie $1 milion operatorowi systemu.

Od pewnego czasu można zauważyć w mieście żółtą konkurencję.


Te rowery nie mają wyznaczonych miejsc parkingowych. Można taki rower zostawić wszędzie.
Tę usługę oferuje firma z Singapuru - KLIK. No tak, wszak już dawno temu straszono, że rasa żółta zaleje świat.

Kilka dni temu zauważyłem żółte rowery "zaparkowane" w dość nietypowym miejscu.


Spodziewam się, że system wynajmu dysponuje sprawną kontrolą lokalizacji pojazdów, ale jednak pomysłowość najemców jest nieograniczona.
Zresztą nie tylko najemców. Najemca może zostawić rower w prawidłowym, widocznym miejscu, oparty o mur budynku lub o drzewo, a ktoś inny może schować go w pobliskich krzakach, wrzucić do kanału, albo umieścić na drzewie - KLIK.

Przed laty byłem w Amsterdamie a tam rowery wszędzie. Na parkingu rowerowym przy dworcu kolejowym zaparkowano ich chyba kilka tysięcy. Zaskoczyło mnie jednak, że wszystkie dobrze zabezpieczome przed kradzieżą.
Dlaczego w mieście, gdzie każdy ma rower, ktoś chciałby ukraść rower?
Dla hecy oczywiście. Dowiedziałem się, że dno amsterdamskich kanałów jest zasypane wrzuconymi tam bezmyślnie rowerami.

Badając temat żółtych rowerów z Singapuru dowiedziałem się, że rada miejska Amsterdamu nie zgodziła się jeszcze na ich wprowadzenie. Istnieje obawa, że rowery będą zostawiane w miejscach utrudniających parking czy przejazd innym użytkownikom dróg.

Wydaje mi się, że Singapur zaczął sprawę ze złej strony. Najpierw trzeba wprowadzić singapurski porządek a dopiero potem rowerowe fanaberie.

8 comments:

  1. No ale jak oni maja zaprowadzić singapurski porządek w nie swoim kraju, w Amsterdamie? Sęk w tym, że im się widzi, że gdzie indziej też jest taki porządek jak u nich ;-) W polskich miastach też są publiczne rowery do wypożyczania z poustawianych w różnych miejscach parkingach. Problem w tym, ze procedura jak dla mnie ich wypożyczania jest za skomplikowana. trzeba utworzyć konto na odpowiedniej stronie, mieć w telefonie/smartfonie odpowiednią aplikację, odinstalować elektronicznie taki rower z miejsca postojowego, a potem go z powrotem zainstalować kończąc użytkowanie. A są jeszcze problemy ze znalezieniem miejsca zaparkowania po dojechaniu do celu, jeśli jest to miejsce szczególnie popularne, uczęszczane a miejsc parkingowych za mało. W sumie więc korzystanie z tych rowerów bywa bardziej uciążliwe niż z komunikacji miejskiej. Dla mnie nieopłacalne czasowo.

    archato

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widzę z powyższego, że publiczne rowery w Polsce działają podobnie jak w Australii. Cała procedura po jednym uzyciu okaże się prosta. Najsłabszy punkt to ryzyko nie znalezienia u celu miejsca na parkingu. Właśnie ten problem rozwiązuja rowery singapurskie, ale stwarzają 2 nowe.
      Zobaczymy jak to się potoczy, w końcu to oni za to płacą.

      Delete
  2. Ja nawet nie wiem jak w Polsce działa,czy nie działa sprawa rowerów.Bo przyznam się nie jestem tym zainteresowana.
    Żółte rowery raczej chaos wprowadzają swoją wszechobecnością

    ReplyDelete
    Replies
    1. Osobiście jestem zwolennikiem komunikacji rowerowej.
      Rzecz w tym, że prawdziwy zwolennik jedzie na rowerze do pracy, aby uniknąć korków i kłopotów/kosztu parkingu. A zatem przyjedzie na rowerze i nie potrzebuje wypozyczać.
      Te z wypozyczalni są dobre dla turystów i osób, które muszą w ciągu dnia odwiedzić kilku miejsc w centrum miasta.
      O wszechobecnosci trudno mówić - 600 rowerów w 4-milionowym mieście. Ale nawet jeden rzucony na tory tramwajowe czy zagradzający wazne przejście może spowodować powazne problemy.

      Delete
  3. W Warszawie ten system się bardzo dobrze przyjął i sprawnie działa, choć na początku byłam pełna wątpliwości, bo wiadomo, Polak potrafi (w ujemnym znaczeniu).
    Z systemu korzystają przede wszystkim ludzie młodzi, studenci dojeżdżający na wykłady i ludzie do pracy (np. przyjeżdżają metrem i zamiast dojechać kilka przystanków tramwajem/autobusem dojeżdżają rowerami. Tych parkingów rowerowych jest dość sporo, a rowery nie są żółte tylko srebrzysto niebieskie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mój syn był w tym roku w Warszawie i miał podobne odczucie. Według niego w Warszawie działa dużo lepiej niz w Melbourne.
      Istotnym elementem jest również brak nakazu uzywania kasków podczas jeazdy na rowerze.

      Delete
  4. Rower to moje narzędzie. Jest dostosowany do mnie. Do mojego wzrostu, wagi i długości nóg... I do tras w Szwarcwaldzie:-) Zatem w miejscu zamieszkania używam swojego roweru. Natomiast jako turysta z chęcią bym rower wypożyczył. Ostatnio pojeździłem e-bikem w szwajcarskim Chur. Cały dzień kosztował 25 Fr. (trochę drogo, ale to Szwajcaria:-) Rewelacja. Ponieważ Chur to miasteczko alpejskie i sporo różnic wysokości, rower elektryczny świetnie się sprawdził.
    A co do kasków. W Niemczech nie ma nakazu, ale prawie wszyscy jeżdżą w kaskach. Powód prosty - ubezpieczenie. Przy urazie głowy, o który łatwo w czasie wypadku na rowerze, najczęściej pada pytanie: "a kask był?" Wiem, bo przeżyłem. Może nawet kask uratował mój wielki łeb:-), może nawet życie. A lekarz przy wypełnianiu formularza wypadkowego wpisał:"w kasku". Ubezpieczenie nie miało nic do gadania.
    O ile wiem, w wielu krajach jazda w kaskach jest obowiązkowa - Hiszpania, Finlandia, Malta; w innych obowiązuje tylko dzieci i młodzież (Austria, Czechy). Australia i wiele stanów w USA chyba także tego wymaga. Info znalazłem na jakimś forum, także pewny nie jestem.
    Mimo wszystko sam jestem zwolennikiem jazdy w kasku. Ale obowiązek to chyba za dużo. Każdy sam powinien ocenić ryzyko. :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też przez sporo lat jeździłem na rowerze do pracy. Ale nie w zimie. Po zmroku, mimo że miałem chyba dobry reflektor, to nie czułem się pewnie na scieżkach rowerowych.
      Ubezpieczenie i kaski. Czego to ludzie nie wymyślą.
      U nas jest powszechne ubezpieczenie państwowe i ofiara wypadku otrzymuje pełną opiekę za darmo choćby sama, osobiście i z premedytacją narobiła sobie kłopotu.
      W Australii kaski to obowiązek, są surowe mandaty za ich brak chociaż oczywiscie nie jest latwo złapać rowerzystę. Są rowerowe patrole policyjne.
      Jesli chodzi o rolę kasków w ochronie zdrowia, to zdania są podzielone.
      Z jednej strony jest oczywiste, że kask chroni przez urazami głowy, z drugiej, podobno może spowodować dużo groźniejsze urazy szyi gdyż w momencie uderzenia kask zwiększa siłę odbicia głowy od ziemi i to przenosi się na kręgi szyjne.
      No i bądź tu mądry.

      Delete