Wednesday, July 3, 2019

Cisza

W niedzielnym wpisie podsumowałem krótko (i nieco negatywnie) lekturę zbioru opowiadań J. Barnesa - Cytrynowy stolik.
Zakończę tem temat pozytywnym akcentem - opowiadanie pod tytułem Cisza.

"Kiedy muzyka staje się literaturą, jest to zła literatura. Muzyka zaczyna się tam, gdzie nikną słowa. Co powstaje, kiedy niknie muzyka? Cisza."

Powyższe słowa wygłasza we wpisie kompozytor Jean Sibelius.
Zatem jako akompaniament do lektury tego wpisu proponuję Valse Triste - KLIK.

Sibelius - mam trop potrzebny do wyjaśnienia tytułu zbioru - Cytrynowy stolik.
Według J. Barnesa taki stolik był w odwiedzanym przez kompozytora w hotelu Kämp w Helsinkach.

Wspominałem, że wszystkie opowiadania w zbiorze obracają się wokół starości. Dla mnie nie były to sympatyczne obroty.
Opowiadanie Cisza jest miłym wyjątkiem.
Sibelius nie zmienił się na starość. Nie czekał tak długo, aby ujawnić swoje prawdziwe oblicze.
Być może to wpływ sztuki a być może wolnego od trosk materialnych życia (gdy miał 33 lata rząd przyznał mu dożywotnią pensję).
Uprzywilejowana pozycja. Od początku mógł sobie pozwolić na szczerość.

Mnie zresztą nie interesowały informacje o ekstrawagancjach kompozytora natomiast z przyjemnością czytałem wypowiedzi na temat muzyki. Nie ważne czy to Sibelius je wygłosił czy wymyślił je J. Barnes. Uważam że muzyka jest tematem, o którym ten autor pisze najlepiej.

Osobiście bardzo lubię muzykę j. Sibeliusa. Nie wiem dlaczego. Zgadzam się z cytowaną wcześniej wypowiedzią: muzyka zaczyna się tam, gdzie nikną słowa.

Bo jeśli chodzi o słowa... zacytuję specjalistę:
"W muzyce współczesnej nie mamy - niestety! - czegoś takiego, co możnaby określić mianem "kół fachowych". Gdyby takie koła fachowe istniały i działały, wciąż jeszcze bezgranicznie przeceniana muzyka Sibeliusa nie tylko nie dostałaby się do owego pojemnika wartości duchowych, który pozostawia się dla przyszłości, ale wręcz zostałaby wyeliminowana z repertuaru współczesnego, właśnie ona pierwsza."
Bogusław Schaeffer - Kompozytorzy XX wieku.

:)))))))

Dziwnie się złożyło, że aż dwa z opowiadań w zbiorze Cytrynowy Stolik wiążą się z moim narciarskim pobytem w Europie 23 lata temu.

Ponad tydzień temu wspominałem swój sen z Biegu Wazów w Szwecji.
Wtedy, w 1996 roku, przed Szwecją była Finlandia - maraton Finlandia Hiihto rozgrywany wtedy jeszcze na długiej, 75-kilometrowej, trasie Hämeenlinna do Lahti.
Ten szczegół jest istotny gdyż właśnie w Hämeenlinna urodził się J. Sibelius.

Wieczorem w przeddzień biegu odbyło się przyjęcie dla zagranicznych narciarzy. Mistrz ceremonii przedstawił sześć wesołych dziewcząt - to są "hugging girls", one uścisną na mecie każdego narciarza. Ja uścisnę każdą narciarkę (było ich pewnie 10 razy mniej niż mężczyzn).

Początek był zgodny z oczekiwaniami. Bardzo obszerne pole startowe na jeziorze (dokładnie tak na tym zdjęciu zrobionym 12 lat wcześniej)


Po starcie nie było tłoku, lekki mróz, szybki śnieg. Napędzany przedbiegowym entuzjazmem połykałem kolejne kilometry. Otrzeźwienie przyszło po około 30 km.
- Ty już tutaj? - usłyszałem znajomy głos. Kolega z Australii, młodszy i dużo lepszy narciarz ode mnie. On miał rację, na tym etapie ja nie miałem prawa być przed nim.

Zwolniłem nieco, ale było już za późno. Na dodatek zaczął padać śnieg. Wyścig był stylem łyżwowym. Każdy krok to podniesienie przysypanej śniegiem narty.
Po 65 km trudno było już podnosić.


Tutaj nie było dziewczynki grającej na skrzypcach. Nie pamiętam też "hugging girls" na mecie choć na pewno były.
Jeszcze bardziej na pewno była cisza.

No comments:

Post a Comment