Prawie 2 tygodnie temu opowiadałem synowi ten kawał - KLIK.
Polecam wysłuchanie/obejrzenie.
Po pierwsze opowiada go były premier Australii.
Po drugie jest to dobra demonstracja specyfiki australijskiej angielszczyzny.
Dla leniwych podaję polski skrót -
Trzech turystów zabłąkało się w puszczy, w świętym miejscu tubylców. Zostali schwytani i za zbezczeszczenie świętego miejsca skazani na śmierć.
Wódz plemienia poinformował ich, że ich skóry zostaną wykorzystane na wykonanie canoe. Przed śmiercią zostanie wykonane ich ostatnie życzenie.
Francuz poprosił o nóż. Gdy go otrzymał zawołał: niech żyje Republika! I przebił sobie serce.
Anglik poprosił o nóż. Gdy go otrzymał zawołał: niech Bóg chroni Królową. I przebił sobie serce.
Australijczyk poprosił o... widelec. Gdy go otrzymał podziabał się po całym ciele i zawołał: róbcie sobie teraz swoje pieprzone canoe!
Dzisiaj odbierałem naszego wnuka, Ambrożego, ( 5 lat ) ze szkoły (klasa przygotowawcza). Jak to często z nim bywa zaczął rozmowę o sprawach krańcowych, tym razem chodziło o moje urodzenie. Wspomniałem, że urodziłem sie w czasie wojny.
- Dziadzia, jak ty się urodziłeś to się biłeś?
- Nie, na początku Polska przegrała wojnę...
- Dziadzia, to dlaczego wyście z nich nie zrobili canoe?
Może dlatego, że było ich za dużo?...
ReplyDeletearchato
Może nie mielismy wystarczającej ilości widelców.
ReplyDelete