Ulicą szło sobie kiedyś dwóch przechodniów,
niedaleko kucharz placki opiekał na ogniu.
Pierwszy mówi: popatrz tam, o - piekarz,
drugi krzyknął: kolego, a cóż ty opie-kasz?
Kucharz rzekł - w sprzeczności wypowiedzi wasze
a ja opiekam placki przecież a nie kaszę.
Po czym spojrzał uważnie na gorące piece
i rzekł: niechaj bóg ma was w swej o-piece.
A któż się kucharzu tobą opie-kuje?
Rzecz jasna, że kowal, wtedy gdy nie kuje.
Lechu, to majstersztyk.
ReplyDeleteNie dość, że ładna igraszka słowna, to do rymu i w rytmie.
Dziękuję Powsinogo za dobre słowo. Staram sie , staram, ale te słowa coraz bardziej niesforne.
DeleteTo tylko się ciesz.
DeleteChciałbyś mieć sforne słowa? Każdy grafoman takie ma.
Dobre, bardzo-bardzo dobre, czekam na następne rymowanki.
ReplyDeleteBył kiedyś Lech-bloger. Lis i przechera.
ReplyDeleteI wiódł pan ów bloga: Życie blogera
Drugie. I czasem serwował tam rymy
Zgrabne, zacne, łacne. Żadnej łaciny.
Jam tam czasem zaglądał, by w niemym podziwie
Podziwiać dziwy dziwne - lecz czemuż się dziwię?
Gdy kto językiem włada swobodnie i gładko,
To dobrze mu wychodzi polszczyzny pomadką
Smarować ócz mych głębię, bądź uszów ślimaki.
Tako rzekę. A to są mych rymów pokraki.