Tuesday, April 25, 2023

Żołnierz, którego nie było

 Dzisiaj ANZAC DAY - australijskie święto wojska.
Relacjonuję je prawie co roku, choćby TUTAJ.

W tym roku przespałem poranne uroczystości.
Stan senny sprzyja wspomnieniom, choćby temu.

Już 2 tygodnie przed ANZAC Day we wszystkich supermarketach ustawiają swoje stoiska weterani i zbierają dotacje na RSL - Returned Soldiers League.
Nagrodą za dotację jest najczęściej czerwony mak.
Nam czerwone maki kojarzą się oczywiście z Bitwą pod Monte Cassino.

Coś w tym czerwonym kolorze musi być skoro na maki zwrócono uwagę już 39 lat wcześniej, w 1915 roku.
Wtedy, po bitwie pod Ypres, podczas której Niemcy zastosowali gazy trujące (dla upamiętnienia miejscowości gaz nazwano iperyt), powstał wiersz - In Flanders Fields - Na polach Flandrii - KLIK.

 In Flanders Fields, the poppies blow
 Between the crosses, row on row,
 That mark our place; and in the sky
 The larks, still bravely singing, fly
 Scarce heard amid the guns below.

 We are the dead. Short days ago
 We lived, felt dawn, saw sunset glow,
 Loved and were loved, and now we lie
in Flanders Fields.

Na polach Flandrii trzepocą maków płatki,
między krzyżami, za rzędem rząd.
Znaczą nasze miejsce, a na niebie
fruwają świergocące skowronki,
ledwie słyszalne wśród huku armat na dole.

Ci zmarli, to my. Kilka dni temu żyliśmy, 
czuliśmy wschody słońca, oglądaliśmy zachody,
Kochaliśmy i byliśmy kochani, a teraz leżymy
na polach Flandrii.

Pora wrócić do tematu wpisu.
Kilka lat temu, w moim lokalnym supermarkecie dotacje zbierał starszy pan. Przedstawił się - Wally - znaczy Walter.
Co roku go tam spotykałem, za każdym razem trochę gawędziliśmy. Spytałem go czy bierze udział w świątecznej paradzie, w której grupie weteranów.

- Nie biorę udziału, formalnie ja nie istnieję jako weteran.
- ???
- Do armii zgłosiłem się na ochotnika w 1942r. miałem 16 lat.
Formalnie byłem zbyt młody, ale znaleźli dla mnie lukę.
Możemy cię przyjąć do specjalnej grupy operacyjnej, która ma działać na tyłach armii japońskiej na Papua Nowa Gwinea.
Zadanie - dywersja.
W praktyce oznaczało to całkowicie przypadkowe działanie - niszcz co się da gdy się trafi okazja. Jeśli trafi się okazja kogoś zabić, to zabijaj.
Brak jakiegokolwiek kontaktu z armią australijską, w samej rzeczy, ponieważ działalność grupy była w sprzeczności z konwencją haską, to australijska armia o niej "nie wiedziała".
To nam lojalnie powiedzieli - żadnych awansów, żadnych odznaczeń, brak uprawnień przysługujących weteranom. 
W domyśle oznaczało to, że nie spodziewają się żeby którykolwiek z nas wrócił żywy.
Było nas około 20, wróciłem tylko ja.

Jakieś 6 lat temu Wally nie pojawił się w supermarkecie, dotacje zbierał ktoś inny.
Wysłałem list do australijskiego muzeum wojska z pytaniem czy są świadomi takiej operacji.
Dostałem raczej wykrętną odpowiedź
I tak chyba powinno być.

P.S.
W odpowiedzi na komentarz Jotki do poprzedniego wpisu załączam zdjęcie klonu na sąsiedniej ulicy, na razie w odcieniu wiśniowym.

6 comments:

  1. Dzięki za fotkę, klon jest śliczny.
    Bardzo ciekawa sprawa z tym weteranem, nigdy nie słyszałam o takich akcjach nieformalnych.
    Myślę, że ten weteran tez czuł się jako ten martwy wśród żywych...
    jotka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Myślę, że akcje o charakterze terrorystycznym są regularnym uzupełnieniem oficjalnych działań wojennych, ale są trzymane w tajemnicy.

      Delete
  2. mnie się maki zwykle kojarzą z opium /tego dla ludu też/, a żeby było ciekawiej, to dominująca odmiana ma białe kwiaty...
    a przypadek Wally'ego... no cóż, umowa była konkretna: "nie ma cię i nigdy nie było", więc chyba raczej zrozumiałe jest, że nie ma "Dnia Wally'ch"...
    p.jzns :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jeśli chodzi o maki, to wystarczą mi te wojenne skojarzenia.
      A Wally - wydaje mi się że traktował swoją sytuację z dystansem i lekką dozą humoru - to było typowe dla Australijczyków starej daty.

      Delete
  3. Slyszalam duzo dobrych opinii o australijskich formacjach - poczynajac od Gallipolii.
    Tajne formacje istnieja i dzialaja i wlasnie na zasadzie iz nie sa oficjalne. Czlonkowie maja powiedziane iz w razie czego czyli np ujecia, rzad umywa rece.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Australijska armia.
      Właściwie wszystkie operacje wojenne to smutne historie.
      Najpierw traktowani przez Anglików jak mięso armatnie i wysyłani na stracone pozycje - wojna Burska, Gallipoli, obrona Singapuru.
      W tych operacjach Australijczycy spisali się bardzo dobrze, może działała tu jakaś rywalizacja z Anglikami.
      Za to po II WW był to udział w operacjach USA - Wietnam, Irak, Afganistan - najlepiej zapomnieć.

      Delete