Przez bardzo długie lata moja świadomość Valentine Day ograniczała się do poniższej sceny:
- Czy to nie będą może wiersze?
- Nie, nie!
- Tym lepiej. Wiersze to rzecz nienaturalna. Nie ma ani jednego człowieka, który by mówił wierszami z wyjątkiem zakrystiana w drugi dzień Bożego Narodzenia i tych co zachwalają Warrena czernidło do butów...
"Moje serce ogniście się rozogniło na wspomnienie o tobie, gdyż jesteś ekstrafajn dziewczyna, i chciałbym żeby mi ktoś powiedział, że tak nie jest... Nim ciebie ujrzałem, sądziłem, że wszystkie kobiety są jednakie..."
- Są jednakie - wtrącił ojciec.
".. a zatem korzystam z przywileju, moja kochana Mary, jak mawiał pewien gentleman w kłopotach tylko w nocy wychodzący z domu - by ci powiedzieć, że chociaż widziałem cię tylko raz, obraz twój jest wyryty w mym sercu wyraźniej i lepszymi kolorami, aniżeli gdyby zrobiono go maszyna fabrykującą w dwie minuty portrety z ramkami i haczykiem do wieszania."
- Boję się czy to już nie trąci poezją - zauważył ojciec z powątpiewaniem.
".. Przyjmij mię, droga Mary, za swego Walentyna."
- Zdaje mi się, iż zakończenie jest za nagłe.
- O nie! Może chciałaby, by było dłuższe, ale na tym właśnie polega cały sekret pisania listów.. Ale nie wiem jak podpisać?
- Podpisz nazwiskiem.
- Nie można. Walentyn nigdy nie podpisuje się własnym nazwiskiem.
Tradycję tę poznałem praktycznie dopiero w Australii i wydaje mi się sympatyczna.
Dzisiaj rano skoczyłem po kwiaty do supersamu...
Przepraszam za to zamieszanie na stole, ale wczoraj znajoma przyniosła nam jarzyny z własnego ogrodu i chyba cieszą one oko bardziej niż kwiaty.
Wracając do Walentynkowych skojarzeń...
Nie wiem dlaczego, ale dzisiejsze Walentynki skojarzyły mi się z Walentyną Tiereszkową - KLIK.
Miałem nawet zatytułować ten wpis - Imieniny Walentyny - ale to nie byłoby prawdą, dzisiaj imieniny obchodzi Walenty.
Tiereszkowej dedykuję zatem piosenkę-twist - TUTAJ.
Wszystkim czytelniczkom tego blogu życzę radosnego dnia.
było jeszcze "rżnij Walenty, bóg się rodzi"... zawsze mi się to kojarzyło z rżnięciem w karty, bo często tak to funkcjonowało przy stoliku... tymczasem chodziło ponoć o rżnięcie na harmonii...
ReplyDeletep.jzns :)
Rzeczywiście, imię Walenty nie jest w Polsce popularne, co innego kraje w romańskiej strefie językowej - Valentino - czyż to nie urocze?
DeleteWalentych faktycznie w Polsce bywało i bywa mało, ale jeden taki był za stu innych i żyje do tej pory... Walenty Ziętara - as polskiego hokeja (na lodzie) swego czasu...
DeleteDziekuje za zyczenia Lechu.
ReplyDeleteNie mam nic przeciwko temu zwyczajowi, w dodatku mysle ze gdybym byla mloda to z przyjemnoscia odebralabym od ulubionego roze czy serduszko.
Obchodzilismy gdy mialam dzieci w domu gdyz przeciez tyczylo ich a nas cieszyla ich radosc.
Teraz tylko obserwujemy i w tym dniu unikamy restauracji bo w nich brakuje miejsc . Widuje duzo starszych malzenstw/par z jakims walentynkowym symbolem ktory pewnie ma osobiste znaczenie a takze jest kontynuacja zwyczajow z mlodosci. Duzo ludzi (europejczykow) wysmiewa ten dzien nie wiadomo dlaczego - przeciez nie musza malpowac tradycji innych krajow a takze miec troche tolerancji tak jak swiat ma tolerancje dla polskich zwyczajow.
A dzien bedzie iscie wiosenny wiec jeszcze bardziej radosny.
Zwyczaj sam w sobie sympatyczny, ale jak przejdzie przez maszynkę komercji i mediów społecznościowych, to licho wie co z tego wychodzi.
DeletePozdrawiam.
Trochę pózno - ale serdecznie dziękuję.
ReplyDeleteA jeśli chodzi o Walentynę Tiereszkową to zapraszam Cię tutaj:
https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/walentynki-z-walentyna
Bardzo miła wizyta :)
DeleteDziękuję za link do artykułu o SuperWalentynie.
Autorka wspomina, że podparła się polską wersją Wikipedii.
W tym przypadku wersja angielska jest znacznie obszerniejsza i zawiera jeden pikantny fakt, tak śmieszny, że wykorzystam go w jutrzejszym wpisie.
Autorka Ewa Radomska jest poetka aforystka i pisarką. Zrecenzowała także moja książkę o Polsce. Jest moją przyjaciółką.
DeleteTo czekam na ten pikantny fakt :-)