Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?»
On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego».
Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył».
Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»
Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”.
Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?»
On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».
Jezus mu rzekł: «Idź i ty czyń podobnie!»
Ewangelia wg św. Łukasza 10: 25-37
A kto jest moim bliźnim?
Wydaje mi się, że to pytanie a jeszcze bardziej odpowiedź Jezusa, to podstawa chrześcijańskiej miłości.
W tym momencie powinienem zakończyć ten wpis i iść, poszukać ludzi potrzebujących pomocy.
Wygodniej jednak trochę pomarudzić.
Bliźni - kojarzy się z bliskością, bliźniakiem - kimś takim jak ja.
W języku angielskim tłumaczy to się na neighbour - sąsiad.
Tu pierwszy kłopot - otóż sami Anglosasi nie mogą się zdecydować czy to słowo pisze się neighbour czy neighbor.
Generalnie spotykam się z opinią, że neighbor to amerykanizm.
Ja widzę w tym słowie dodatkowy sens - ktoś tak bliski - neigh, że aż do znudzenia - bore.
Drugi kłopot, a może ulga, to fakt, że neighbour - sąsiad - kojarzy się bardzo mocno z bliskością terytorialną i wszystkim co z tego wynika.
Stąd oczywisty wniosek - mieszkaj w dobrej dzielnicy.
Kojarzy to mi się ze słowami Oscara Wilde (chyba) - gentleman to taki człowiek, który nigdy nie znajduje się w kłopotliwej sytuacji.
Takimi właśnie gentlemanami okazali się wspomniani w Ewangelii kapłan i Lewita.
Wrócę jednak na grunt bliższy Ewangelii.
Wielokrotnie wspominałem na tym blogu o swojej działalności w Stowarzyszeniu św. Wincentego.
W najbliższy wtorek mamy kolejne, comiesięczne spotkanie, tym razem prowadzić je będzie nowowybrana przewodnicząca naszego lokalnego zespołu.
Spotkania zaczynamy od krótkiej refleksji na temat ostatniej Ewangelii - czy może być lepszy start charytatywnej kadencji?
Wspomnę, że nasze Stowarzyszenie jest jedną z bardzo niewielu instytucji charytatywnych, która odwiedza osoby potrzebujące pomocy.
Oczywiście musimy dowiedzieć się o tych osobach i ich potrzebach, najczęściej potrzebujący dzwonią do naszego Call Centre a centrum przekazuje ich dane do najbliższego zespołu.
Czyli jednak - sąsiad.
Mieszkam w dość dobrej dzielnicy, ale jednak w najbliższym sąsiedztwie mamy kilkadziesiąt domów komunalnych a więc trudno stosować się do maksymy Oscara Wilde.
Mój dzień bliźniego będzie w czwartek.
coś jak "colour" i "color"...
ReplyDeletez definicji Oscara Wilde'a (chyba) wynika, że czarownik Juan Matus był gentlemanem... bo to było tak, że nauczał o Ludziach Mocy, którym owa Moc pozwala radzić sobie ze wszystkim... uczeń zaś zapytał: "co ci pomoże twoja moc, jeśli będziesz szedł lasem, a ktoś się zaczai za wzgórzem i wypali do ciebie ze sztucera?"... trzeba przyznać, że to zaiste może być kłopotliwa sytuacja :) ... mistrz się uśmiechnął i oparł: "to nie jest zbyt mądre pytanie, ja tamtędy po prostu nie będę szedł"...
p.jzns :)
Gentlemen, chodzić niestrzeżonym lasem - w żadnym wypadku.
DeleteTa historia z gentlemanami przypomniała mi dawne doświadczenie.
Wiele lat temu byłem na praktyce studenckiej w Norwegii. Tuż przed wyjazdem na praktykę, spotkałem w akademiku Politechniki Warszawskiej Szweda, który odbywał podobną praktyk w Polsce. Dał mi swój adres.
Wracając z Norwegii zatrzymałem sie an kilka dni w Goeteborgu i odwiedziłem go. Mieszkał w akademiku, pojedyńczy pokój, kuchenka, wszystkie wygody.
- To trochę lepiej niż Akademicka nr 5 - zażartował. - Inna sprawa, to bardzo mało osób ma szansę na pokój w akademiku, muszą wynajmować prywatnie.
- No to pewnie zdarzają się "waleci". - tak nazywaliśmy studentów mieszkających w akademiku na lewo.
Zauważyłem w jego oczach panikę - chyba nikomu nie przyjdzie do głowy żeby mi coś takiego proponować..
aha, czyli gentleman tak organizuje rzeczywistość dookoła siebie, aby nic mu nie zagrażało?... niezła interpretacja, choć trochę kojarzy się z paranoją, w którą łatwo może wpaść taki aspirant na gentlemana...
Deletenatomiast przykład z Norwegii ilustruje zwykły legalizm, czyli takie wytresowanie ludzi, aby "uczciwie" rozumieli jako "posłusznie (zgodnie z prawem)", ale w Polsce też jest sporo takich przypadków...
Organizuje....
DeleteJa myślę, że PRAWDZIWY gentleman wytwarza wokół siebie taką atmosferę, że nikomu nie przyjdzie do głowy żeby się do niego zbliżyć innych celach niż rozrywka.
niezłe, do przyjęcia... ale wynika z tego tak pośrednio, że bez poczucia humoru gentlemaństwo można sobie wybić z głowy...
DeleteGentleman z poczuciem humoru - Oscar Wilde jest chyba absolutnym wzorcem.
DeleteW wiktoriańskiej Anglii warunki ekonomiczne, polityczne i społeczne pozwalały na rozwój gentlemanów, nawet bez poczucia humoru.
Wydaje mi się, że te czasy bezpowrotnie minęły.
bliźnim dla kapłana jest inny kapłan, dla lewity lewita..., ogólnie mówiąc Żydzi dla Żydów. Takie to widać były czasy i antygonizmy między sektami...
ReplyDeleteJezus mówiąc o Samarytaninie podał przykład, że na pomoc w biedzie można liczyć od nie-Żydów. Żydzi uważali, że Samarytanie nie są etnicznie z nimi związani. Jezus wskazał drogę swoim wyznawcom, jak mają postępować wobec każdego człowieka (z miłością) i którzy w Niego wierzą-bez względu na wiarę, pochodzenie poszkodowanego. Jest to przesłanie uniwersalne. Szpitale, domy opieki i wszelka pomoc dla biedaków powstawały z inicjatywy chrześcijan. Zgłębiałem powstanie bractwa św. Wincentego na ziemiach polskich, po wojnie nastąpiła reaktywacja. Sam prymas Polski(ówczesny) nie wiedział, że jedno z bractw działało nieprzerwanie od ponad wieku- ale co się dziwić...
szczepan
p.s. jestem w trakcie lektury o pomocy Żydów dla Żydów, którzy trafili do niewoli Turków. 16 wiek. Ich pomoc dotyczyła wykupu jeńców. Podobnie działali Kawalerowie Maltańscy, którzy wykupywali wszystkich wg majętności, zasług i innych pozytywnych cech...
Nie bardzo wiemy jak tam było w Izraelu i Judei. Jezus wskazał skrajny przypadek jako właściwą drogę.
DeleteZgadzam się, że chrześcijanie bardzo angażowali się w pomoc dla biednych i chorych. Teraz wiele z tego przejmują instytucje państwowe.
Bardzo trudny temat i nie lada zagwozdka, bo pomagać rzecz szlachetna, ale jak wyłuskać z tłumu tych naprawdę potrzebujących, a jeszcze do tego nie dać się wykorzystać?
ReplyDeletejotka
Wyłuskać potrzebujących, nie dać się wykorzystać.
DeleteTo już nie jest sfera nauk Jezusa, to raczej strefa państwowej opieki społecznej.
Jezus powiedział - bieda będzie zawsze.
Z drugiej strony wiele osób odczuwa potrzebę pomagania komuś.
Taka natura tego świata, że trudno przewidzieć skutki naszego działania.
I chyba dobrze, że tak jest.
Bieda ma różne oblicza, a bezmyślne pomaganie prowadzi do jej pogłębienia, czasami lepiej dać wędkę, niż rybkę na tacy...o czym zapomina wielu rzucających pieniądze do kapelusza.
DeleteDać wędkę zamiast rybki.
DeleteTo bardzo logiczna i popularna reguła.
Niestety odnoszę wrażenie, że w obecnych czasach potrzebujący mają spore wymagania co do rodzaju wędki a niektórzy w ogóle nie lubią wędkarstwa.
Jak było w Izraelu?
ReplyDeleteTo zależy z czyich zapisków korzystamy. Jeśli mowa o Samarytanach, oni mieli swoją własną "Biblię" i ich religia różniła się od judaizmu(jako religii). Do naszych czasów (chrześcijan) dotarł taki przekaz, jaki miał dotrzeć wedle postanowień Ojców Założycieli.
Jezus rozmawiał z Samarytanką i ona wyznała MU różnice wiary, które ON doskonale znał, ale kronikarz Ewangelista uznał , żeby przekazać to potomnym.
Inna sprawa w jakim stopniu przekłady zmieniają sens Biblii-te różne interpretacje mają różnych zwolenników i stąd tyle oddmiennych zdań.
ale to już inna historia..., pomoc potrzebującym-obecnie widać te szlachetne odruchy w Polsce, centrum katolicyzmu na świecie.
szczepan
Samarytanka rozmawiała z Jezusem na temat różnic wiary?
DeleteWyznam, że to tak mnie zaskoczyło, że zapomniałem o potrzebujących.
Samarytanie jako pierwsi uznali Jezusa Mesjaszem-czy nie? To nie był przypadek. My europejscy chrześcijanie jesteśmy potomkami pogan, którzy przyjęli Chrystusa..., czy nie? Co możemy mieć wspólnego z Żydami? Czy judeochrześcijaństwem? Nie tędy droga...
ReplyDeleteszczepan