Poprzedni wpis pisany był w norze.
Od czasu do czasu wychylam z tej nory głowę i widzę...
Kilka dni temu wystąpiła deklinacja księżyca (deklinacja - no przecież wiem: mianownik, biernik, celownik...).
Nad Melbourne wyglądało to tak...
Za parę dni najkrótszy dzień roku, już teraz słońce ma kłopoty żeby oderwać się od horyzontu. Podczas spacerów muszę sporo się nachodzić zanim znajdę kawałek chodnika gdzie dociera słońce.
Wczoraj miałem coś do załatwienia w zamożnej dzielnicy. Rozejrzałem się...
Przez ostatnie 80 lat chyba niewiele się tu zmieniło... architektonicznie, bo potrzeby ludzie mają teraz inne...
----====
Wszystko tu raczej małe - zarówna dla ciała...
... jak i dla ducha...
Tu i ówdzie wciska się nowe, też małe...
Nie zapomniano o towarzyszach ludzi...
Jadę w stronę domu... mijam prywatną szkołę dla panienek (Ladies College) - trzyma styl...
Podczas jazdy samochodem włączam radio - ABC/Classic - a tam jeszcze echa plebiscytu na najpopularniejszy utwór fortepianowy. Tym razem jest to Sonata Księżycowa L van Beethovena, akurat grają trzecią część - Presto agitato (szybko, w stanie podniecenia) - zatrzymuję samochód gdyż muzyka osiąga zamierzony efekt - to nie jest krajobraz księżycowy, raczej wybuch wulkanu - KLIK.
Pora schować się do nory.
No proszę, a u nas najdłuższe dni i słońce już od wpół do czwartej zmusza do otworzenia oczu.
ReplyDeleteKsiężyc w deklinacji wygląda super!
Bardzo fajna relacja, nie chowaj się do nory z powrotem...