Wednesday, November 30, 2016
Chory na ubezpieczenie
Powyżej informacja/reklama w oknie mojego lokalnego optometry - koniec roku, wykorzystaj limity ubezpieczenia zanim ci przepadną.
Uwaga: słownik tłumaczy termin optometrist na okulista. Nie jest to całkiem poprawne, okulista to ophtalmologist - różnica wyjasniona tutaj - KLIK.
W tym roku korzystałem z usług tej placówki więc dostałem od niej list wyliczający dokładnie z jakich to usług mogę skorzystać i ile na tym zaoszczędzę.
Zaoszczędzę? Przecież te usługi nie są mi w ogóle potrzebne.
Kilka słów na temat systemu ubezpieczeń zdrowotnych w Australii. Każda osoba posiadająca prawo stałego pobytu w Australii ma bezpłatne ubezpieczenie zdrowotne - Medicare. Ubezpieczenie zapewnia bezpłatną opiekę lekarską (wyłączając dentystę) i zniżkę na leki.
Opisywany powyżej przypadek dotyczy ubezpieczenia prywatnego. Jego głównym elementem jest pokrycie kosztów pobytu i procedur w szpitalu prywatnym. Prócz tego może obejmować dodatkowe usługi jak dentysta, fizjoterapeuta czy optometra. W każdym przypadku podana jest kwota refundacji za wizytę i limit roczny. To właśnie na to polował mój optometrysta. Byłem u niego na kontroli wzroku w lipcu. Ustaliliśmy, że nie ma potrzeby spotykać się częściej niz raz na rok. A jednak przysłał powiadomienie / przypomnienie.
Co roku podnosi się ogólny krzyk z powodu podwyżki stawek prywatnych ubezpieczeń medycznych. Rzeczywiście są wysokie, ale z drugiej strony przecież istotą funkcjonowania każdego systemu ubezpieczeniowego jest założenie, że więszość klientów z niego NIE skorzysta. Jeśli skorzystają wszyscy, to oczywiste jest, że koszty ubezpieczenia będą wyższe niż koszty leczenia prywatnego.
Sunday, November 27, 2016
Niedzielne czytanie - dla ateistów
Regulanie uczestniczę w niedzielnej mszy. Przychodzę na nią nawet nieco wcześniej. Rozglądam się po kościele czy wszystko w porządku.
Nieszczególnie. Chciałoby się sparafrazować - duch chętny, ale materia niesforna. Wiatr rorzuca ulotki ze stołu, odczepiło się ogłoszenie wywieszone na tablicy.
Pojawiaja się pierwsi parafianie - miło ich przywitać i wręczyć biuletyn parafialny na dzisiejszą niedzielę.
Pojawiają się osoby odpowiedzialne - Lucia - pani prowadząca sklepik z dewocjonaliami - pomagam jej rozłożyć towary. Carol - pani dbająca o porządek wokół ołtarza - upewnia się, że pomogę jej posprzątać po mszy.
Lecę do drzwi - cała masa ludzi - razem z panią Hsiew witamy ich i wręczamy biuletyn parafialny.
Ocho, już dzwonią, zaczynaja grać organy - pora na mszę.
Ceremoniał, taki sam jak daleko sięgam pamięcią. No może nie całkiem taki sam. Najlepiej pamiętam ten łaciński - In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti... Confiteor Dei omnipotenti... Credo in Unum Deum... KLIK.
Credo - wierzę w jednego Boga... po jedym zdaniu milknę - to już kres mojej wiary. Ale przecież nie koniec mszy. Msza trwa a ja w niej. Znane, powtarzane od lat czynności i ceremonie. Tu jestem naprawdę w domu.
Niewierzący a praktykujący - niektórzy uważają, że to paradoksalne, niektórzy, że śmieszne.
A mnie z tym dobrze. Nic dziwnego, że przyciągnęła moją uwagę książka Allaina de Botton - Religion fo Atheits - Religia dla Ateistów. Przeczytałem i poczułem się trochę jak sztubak przyłapany przez nauczyciela na gorącym uczynku.
Ooops - ktoś wie dlaczego ja tak dobrze się czuję w kościele. Zna tego powody. Powody, z których nigdy nie zdawałem sobie sprawy.
Source (WP:NFCC#4), Fair use, Link
Książka Allaina de Botton to poważna rozprawa i nie będę wdawał się w zbyt wiele szczegółów. Zainteresowanym polecam wywiad z autorem - KLIK .
Autor, z pochodzenia Żyd, wspomina trochę o ceremoniach buddyjskich i żydowskich, ale większość przykładów dotyczy chrześcijaństwa.
Według niego religia otwiera się frontem na problemy, o których w poprawnej politycznie atmosferze nie powinno się mówić.
Poczucie winy, poczucie krzywdy, lęk, bezradność, samotność, smutek, choroba, potrzeba czyjejś czułości czy opieki. To wszystko to są problemy tej cząstki ludzkiej osobowości, której świecki język nie potrafi nawet nazwać - duszy.
Książka bardzo systematycznie rozważa niedostatki współczesnego świata -
Alienacja - wynik prostej arytmetyki - ludzi jest za dużo.
Beduin żyjący na pustyni serdecznie witał każdego przybysza. Człowiek żyjący w wielkim mieście ma równie dobre intencje, ale tak naprawdę czuje się dobrze w spotkaniu z nieznajomym wtedy gdy ma poczucie, że jest mała szansa aby się ponownie spotkali.
Moja uwaga - to wychodzi na to samo. Osoba, która trafiła do namiotu Beduina na pewno już tu nie wróci. Rzecz w tym, że to jest takie oczywiste, że Beduinowi żadna obawa nie przyjdzie do głowy.
Pogoń za aktualną informacją. Opiera to się na przekonaniu, że nasze życia są na krawędzi krytycznej zmiany, w polityce, ekonomii, technologii, środowisku naturalnym.
Dla odmiany w religii rzadko występuje potrzeba rozpowszechniania aktualności.
Dla ponad półtora miliona buddystów nic nowego nie wydarzyło się od roku 483 przed naszą erą, dla chrześcijan krytczne wydarzenie w historii nastąpiło około roku 30 naszej ery, dla Żydów nastąpiło ono po zburzeniu Drugiej Świątyni w roku 70 naszej ery.
Pesymizm. We współczesnym świecie to choroba wymagająca interwencji medycznej. W religii to sprawa oczywista.
Czułość. Podobnie. Uważana jest za atawistyczną tesknotę za dzieciństwem. Im szybciej z tego wyrośniemy tym lepiej.
Autor uważa, że w religii katolickiej tym powrotem do dzieciństwa jest kult maryjny. Jego popularność wzrosła do tego stopnia, że zaczyna zagrażać podstawom religii.
Poczucie winy. W nowoczesnym świecie zalecane jest, żeby najpierw skonsultować się z prawnikiem.
W religii żydowskiej jednym z najważniejszych świąt jest Yom Kippur - dzień pojednania - KLIK. Dzień postu, wyznania grzechów, prośby o wybaczenie.
W religiach chrześcijańskich mamy publiczną deklarację naszych win (Confiteor) i prywatną spowiedź.
Bardzo istotna sprawa to rytuał -
Msza katolicka: przywitanie, oczyszczenie się (wyznanie win), wysłuchanie refleksji, stwierdzenie pokrewieństwa (Ojcze nasz), pojednanie (znak pokoju), wspólny posiłek (komunia).
Moja uwaga - toż to jest model udanego spotkania towarzyskiego.
Według autora niezmienny rytuał wzmocniony majestatem budynku niweluje różnice społeczne i daje ludziom poczucie równości i bezpieczeństwa.
Ktoś powie - ograniczanie wolności. Oczywiście - wolność oznacza różnorodność czyli natychmiast ujawnią się lepsi i gorsi. W religii wszyscy są równi wobwc Boga.
To nie wszystko, ale na tym poprzestanę.
Przeczytałem i uznałem, że w tym wszystkim jest dużo racji, ale ja osobiście nie czuję się dotknięty większością wymienionych tu problemów współczesnego człowieka. Taki ze mnie zimny drań.
Po prostu - czuję się dobrze w kościele.
Nieszczególnie. Chciałoby się sparafrazować - duch chętny, ale materia niesforna. Wiatr rorzuca ulotki ze stołu, odczepiło się ogłoszenie wywieszone na tablicy.
Pojawiaja się pierwsi parafianie - miło ich przywitać i wręczyć biuletyn parafialny na dzisiejszą niedzielę.
Pojawiają się osoby odpowiedzialne - Lucia - pani prowadząca sklepik z dewocjonaliami - pomagam jej rozłożyć towary. Carol - pani dbająca o porządek wokół ołtarza - upewnia się, że pomogę jej posprzątać po mszy.
Lecę do drzwi - cała masa ludzi - razem z panią Hsiew witamy ich i wręczamy biuletyn parafialny.
Ocho, już dzwonią, zaczynaja grać organy - pora na mszę.
Ceremoniał, taki sam jak daleko sięgam pamięcią. No może nie całkiem taki sam. Najlepiej pamiętam ten łaciński - In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti... Confiteor Dei omnipotenti... Credo in Unum Deum... KLIK.
Credo - wierzę w jednego Boga... po jedym zdaniu milknę - to już kres mojej wiary. Ale przecież nie koniec mszy. Msza trwa a ja w niej. Znane, powtarzane od lat czynności i ceremonie. Tu jestem naprawdę w domu.
Niewierzący a praktykujący - niektórzy uważają, że to paradoksalne, niektórzy, że śmieszne.
A mnie z tym dobrze. Nic dziwnego, że przyciągnęła moją uwagę książka Allaina de Botton - Religion fo Atheits - Religia dla Ateistów. Przeczytałem i poczułem się trochę jak sztubak przyłapany przez nauczyciela na gorącym uczynku.
Ooops - ktoś wie dlaczego ja tak dobrze się czuję w kościele. Zna tego powody. Powody, z których nigdy nie zdawałem sobie sprawy.
Source (WP:NFCC#4), Fair use, Link
Książka Allaina de Botton to poważna rozprawa i nie będę wdawał się w zbyt wiele szczegółów. Zainteresowanym polecam wywiad z autorem - KLIK .
Autor, z pochodzenia Żyd, wspomina trochę o ceremoniach buddyjskich i żydowskich, ale większość przykładów dotyczy chrześcijaństwa.
Według niego religia otwiera się frontem na problemy, o których w poprawnej politycznie atmosferze nie powinno się mówić.
Poczucie winy, poczucie krzywdy, lęk, bezradność, samotność, smutek, choroba, potrzeba czyjejś czułości czy opieki. To wszystko to są problemy tej cząstki ludzkiej osobowości, której świecki język nie potrafi nawet nazwać - duszy.
Książka bardzo systematycznie rozważa niedostatki współczesnego świata -
Alienacja - wynik prostej arytmetyki - ludzi jest za dużo.
Beduin żyjący na pustyni serdecznie witał każdego przybysza. Człowiek żyjący w wielkim mieście ma równie dobre intencje, ale tak naprawdę czuje się dobrze w spotkaniu z nieznajomym wtedy gdy ma poczucie, że jest mała szansa aby się ponownie spotkali.
Moja uwaga - to wychodzi na to samo. Osoba, która trafiła do namiotu Beduina na pewno już tu nie wróci. Rzecz w tym, że to jest takie oczywiste, że Beduinowi żadna obawa nie przyjdzie do głowy.
Pogoń za aktualną informacją. Opiera to się na przekonaniu, że nasze życia są na krawędzi krytycznej zmiany, w polityce, ekonomii, technologii, środowisku naturalnym.
Dla odmiany w religii rzadko występuje potrzeba rozpowszechniania aktualności.
Dla ponad półtora miliona buddystów nic nowego nie wydarzyło się od roku 483 przed naszą erą, dla chrześcijan krytczne wydarzenie w historii nastąpiło około roku 30 naszej ery, dla Żydów nastąpiło ono po zburzeniu Drugiej Świątyni w roku 70 naszej ery.
Pesymizm. We współczesnym świecie to choroba wymagająca interwencji medycznej. W religii to sprawa oczywista.
Czułość. Podobnie. Uważana jest za atawistyczną tesknotę za dzieciństwem. Im szybciej z tego wyrośniemy tym lepiej.
Autor uważa, że w religii katolickiej tym powrotem do dzieciństwa jest kult maryjny. Jego popularność wzrosła do tego stopnia, że zaczyna zagrażać podstawom religii.
Poczucie winy. W nowoczesnym świecie zalecane jest, żeby najpierw skonsultować się z prawnikiem.
W religii żydowskiej jednym z najważniejszych świąt jest Yom Kippur - dzień pojednania - KLIK. Dzień postu, wyznania grzechów, prośby o wybaczenie.
W religiach chrześcijańskich mamy publiczną deklarację naszych win (Confiteor) i prywatną spowiedź.
Msza katolicka: przywitanie, oczyszczenie się (wyznanie win), wysłuchanie refleksji, stwierdzenie pokrewieństwa (Ojcze nasz), pojednanie (znak pokoju), wspólny posiłek (komunia).
Moja uwaga - toż to jest model udanego spotkania towarzyskiego.
Według autora niezmienny rytuał wzmocniony majestatem budynku niweluje różnice społeczne i daje ludziom poczucie równości i bezpieczeństwa.
Ktoś powie - ograniczanie wolności. Oczywiście - wolność oznacza różnorodność czyli natychmiast ujawnią się lepsi i gorsi. W religii wszyscy są równi wobwc Boga.
To nie wszystko, ale na tym poprzestanę.
Przeczytałem i uznałem, że w tym wszystkim jest dużo racji, ale ja osobiście nie czuję się dotknięty większością wymienionych tu problemów współczesnego człowieka. Taki ze mnie zimny drań.
Po prostu - czuję się dobrze w kościele.
Thursday, November 24, 2016
Kończyc pracę punktualnie
Wczoraj - środa, 23 listopada - był Dzień Punktualnego Kończenia Pracy...
Odnoszę wrażenie, że była to tylko australijska inicjatywa i obawiam się, że prawie nikt o niej nie wiedział.
Przypominają mi się czasy "komuny". Już 15 minut przed oficjalnym końcem pracy wszyscy się pakowali, panie poprawiały makijaż. Pracownicy fizyczni stali w kolejce do czytnika kart zegarowych.
Uwaga, nadchodzi, jest - wszyscy ruszali żwawo do domu.
Moje doświadczenia z pracy w Australii były podobne. Jedyna różnica to nikt tak nie pilnował zegara. Z drugiej strony podczas lunchu większość pracowników opuszczała miejsca pracy i nikt nie liczył dokładnie ile czasu trwała przerwa.
Dopiero w mojej ostatniej pracy - w wielkim banku - zauważyłem różnicę. Przychodziła godzina końca pracy i nic. To znaczy ja się zbierałem - stare, dobre nawyki. Pytałem kolegów dlaczego zostają dłużej - masz coś pilnego do skończenia?
- Nie, tego, mam tam jeszcze coś do zrobienia.
Z moich obserwacji wynikało, że wszyscy mieli w ciągu dnia roboczego sporo luzów. Wydaje mi się, że nie mieli nic specjalnego do zrobienia po godzinach. Po prostu byli.
Wiele lat temu słyszałem, że to japońska kultura pracy - nie wychodź wcześniej niż twój szef. A nuż będzie cię potrzebował.
Teraz podobno to już powszechny zwyczaj. Że też akurat to musieliśmy przejąć od Japończyków?
Odnoszę wrażenie, że była to tylko australijska inicjatywa i obawiam się, że prawie nikt o niej nie wiedział.
Przypominają mi się czasy "komuny". Już 15 minut przed oficjalnym końcem pracy wszyscy się pakowali, panie poprawiały makijaż. Pracownicy fizyczni stali w kolejce do czytnika kart zegarowych.
Uwaga, nadchodzi, jest - wszyscy ruszali żwawo do domu.
Moje doświadczenia z pracy w Australii były podobne. Jedyna różnica to nikt tak nie pilnował zegara. Z drugiej strony podczas lunchu większość pracowników opuszczała miejsca pracy i nikt nie liczył dokładnie ile czasu trwała przerwa.
Dopiero w mojej ostatniej pracy - w wielkim banku - zauważyłem różnicę. Przychodziła godzina końca pracy i nic. To znaczy ja się zbierałem - stare, dobre nawyki. Pytałem kolegów dlaczego zostają dłużej - masz coś pilnego do skończenia?
- Nie, tego, mam tam jeszcze coś do zrobienia.
Z moich obserwacji wynikało, że wszyscy mieli w ciągu dnia roboczego sporo luzów. Wydaje mi się, że nie mieli nic specjalnego do zrobienia po godzinach. Po prostu byli.
Wiele lat temu słyszałem, że to japońska kultura pracy - nie wychodź wcześniej niż twój szef. A nuż będzie cię potrzebował.
Teraz podobno to już powszechny zwyczaj. Że też akurat to musieliśmy przejąć od Japończyków?
Sunday, November 20, 2016
Niedzielne czytanie - czasy mitologii
A Lady is free; but a Burgeoise is never free from desire for freedom.
Muriel Spark - The Abbess of Crewe.
Miejsce akcji - żeński klasztor benedyktyński w Anglii, na jego czele ksieni Aleksandra. Miałem problem z przetłumaczeniem tytułu Abbess, pierwsze skojarzenie to przeorysza, ale to przecież za mało, ksieni - to jest to :)
Ledwie sie uporałem z ksienią a tu następna zagadka - Crewe. Dlaczego właśnie tutaj?
Klasztor benedyktyński - piewsze skojarzenie to klasztor w Cluny - KLIK. - gdzie zapoczątkowano benedyktyńską regułę zakonną. Być może Crewe wydało się autorce pokrewną nazwą.
Miejscowość Crewe istnieje - KLIK - to miasto przemysłowe i ważny węzeł kolejowy położony około 250 km na północ od Londynu.
Nie ma tam chyba klasztoru benedyktynek, jest tylko jeden kościół katolicki. Wikipedia wspomina, że odprawiana jest w nim również msza w języku polskim.
O tym Muriel Spark nie mogła chyba wiedzieć.
Czyżby!? W takim razie dlaczego ta nazwa kojarzy mi się z polskim słowem - skrewić - zawieść czyjeś oczekiwanie? Bo klasztor żeński w Crewe skrewił. Możnaby powiedzieć - sCrewed it up.
Ksieni Aleksandra, czternaście pokoleń angielskiego rodu szlacheckiego, a przedtem nie mniej pokoleń szlacheckich we Francji. Ksieni Aleksandra wspomina z pewnym rozrzewnieniem czasy gdy zakonnice, które mogły udokumentować 4 pokolenia szlacheckie ze strony obojga rodziców, ewentualnie 10 pokoleń szlacheckich ze strony ojca, były odgrodzone w klasztornej kaplicy przegrodą od zakonnic nie spełniających tego kryterium. Ksieni Aleksandra nie wraca jednak do przeszłości, kroczy śmiało do przodu, w niektórych dziedzinach wyprzedza wszystkie klasztory żeńskie.
Czasy historii się skończyły - stwierdza ksieni Aleksandra poprawiając suknie na bogato zdobionej szlachetnymi kamieniami figurce Dzieciątka z Pragi ( KLIK ) - wkroczyliśmy w czasy mitologii. Zastanowiło mnie to stwierdzenie. To było jeszcze zanim poznałem słowa thruthiness i post-truth.
Czasy historii się skończyły? Czym różni się historia od mitologii? Zapewne chodzi o fakty i dokumenty - na nich opiera się historia. Stosując to kryterium właściwie każdą teraźniejszość możnaby zaliczyć do mitologii. Szczególnie obecną, zdominowaną przez niekontrolowane media, również społeczne, które według mnie są niczym innym jak rozdmuchaną do niezwykłych rozmiarów plotką.
Akcja opowieści rozgrywa się w połowie lat 70. ubiegłego stulecia. W żeńskim zakonie pod wezwaniem św Benedykta. Świeże są jeszcze reformy II Soboru Watykańskiego.
Ksieni Aleksandra ignoruje te zmiany, na przykład redukcję modlitw dnia.
Wszak Biblia uczy - 7 razy dziennie - Psalm 119:164: Chwalę Cię siedem razy dziennie za Twe sprawiedliwe sądy.
A zatem: Jutrznia, Prima, Tercja, Seksta, Nona, Nieszpory, Compline - KLIK.
Papież Jan XXIII wprowadził liturgię w językach narodowych. To zapewne również element mitologii. Wielojęzyczna liturgia - czy to nie kojarzy się z Wieżą Babel?
Ksieni Aleksanra zezwala zakonnicom odmawiać modlitwy w języku angielskim.
Trzęś się ziemio w obecności Boga; w obecności Boga Abrahama, Izaka i Jakuba - śpiewa chór .
Wiadomo, że ksieni Aleksandra preferuje łacinę. Siedzi zbyt oddalona od zakonnic żeby mogły usłyszeć jej modlitwy. Czytelnicy jednak dowiaduja się, że recytuje ona starą angielską poezje miłosną...
Twej piękności próżno teraz szukać.
Moja pieśń nie zabrzmi w marmurowej krypcie
gdy robaki napoczną twe dotąd nienaruszone dziewictwo...
Klasztor w Crewe zaskakuje nie tylko zachowaniem liturgicznej tradycji. Zaskakuje również otwarciem na nowoczesność. Klasztor jest wyposażony w nowoczesny system telekomunikacyjny, który pozwala utrzymać bieżący kontakt z siostrą Gertrudą, misjonarką, która informuje o swych pracach w doczeczu Amazonki, lub w centrum Himalajów, gdzie właśnie pełni rolę mediatora w krwawym konflikcie między łagodnym plemieniem ludżerców, którego istnienie jest zagrożone agresją sąsiedniego plemienia wegetarian. Chciałoby się powiedzieć - krwiożerczego plemienia wegetarian.
Jednak głównym celem centrum telekomunikacji jest podsłuch. Sytuacja jest krytyczna, siostra Felicita wymyka się z klasztowu i spędza czas w topolowej alei w towarzystwie równie wolnomyślnego Jezuity.
Nie pomagają ostrzezenia starszych sióstr: mężczyznę trzeba zaspokajać z dwóch stron. Karmić, no i jeszcze to drugie.
Mało tego, siostra Felicita głosi wywrotowe hasła - najważniejsza jest wolność - wolność miłości ( a może miłość wolności?). Hasła zyskują popularność wśród młodszych sióstr, szczególnie tych pośledniego pochodzenia. Jest czas wyboru nowej Ksieni.
Jednym słowem - MITOLOGIA - jak we właśnie minionych dniach.
P.S. Jeszcze wróce do miejscowości Crewe. Muriel Spark powinna była wiedzieć, że w Crewe istnieje klub piłkarski - Crewe Alexandra. Ciekawe czy to było inspiracją przy wyborze imienia Ksieni?
Na pewno zaś musiała Muriel Spark wiedzieć, że w Crewe budowano samochody Rolls-Royce. To zgadza się z klasą bohaterki opowiadania.
Thursday, November 17, 2016
Prawda już była, teraz jest... Post-truth
W dzisiejszym dzienniku porannym zaanonsowano werdykt Oxford Dictionary: słowem roku 2016 jest Post-Truth - KLIK.
Słowo to oznacza okoliczności, w których objektywne fakty mają mniejszy wpływ na opinię niż odwołanie się do osobistych emocji i przekonań.
Motywem takiego wyboru były niewątpliwie wydarzenia polityczne - Brexit i wybory prezydenckie w USA. Jednak jeśli chodzi o samo zjawisko przedkładania osobistych emocji ponad fakty, to wydaje mi się, że tak było zawsze.
Bardziej istotne wydaje mi się wynalezione 11 lat temu słowo truthiness - uważanie za prawdę tego co chcielibyśmy żeby nią było. To jest niewątpliwie istotnym atrybutem wolności, a czy jest coś ważniejszego niż WOLNOŚĆ?
Słowo to oznacza okoliczności, w których objektywne fakty mają mniejszy wpływ na opinię niż odwołanie się do osobistych emocji i przekonań.
Motywem takiego wyboru były niewątpliwie wydarzenia polityczne - Brexit i wybory prezydenckie w USA. Jednak jeśli chodzi o samo zjawisko przedkładania osobistych emocji ponad fakty, to wydaje mi się, że tak było zawsze.
Bardziej istotne wydaje mi się wynalezione 11 lat temu słowo truthiness - uważanie za prawdę tego co chcielibyśmy żeby nią było. To jest niewątpliwie istotnym atrybutem wolności, a czy jest coś ważniejszego niż WOLNOŚĆ?
Sunday, November 13, 2016
Niedzielne czytanie - zanim nadejdzie koniec świata
..Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie,
nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony».
Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi?
I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?»
Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono.
Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić:
„Ja jestem” oraz „nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi.
I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach.
To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec».
Ewangelia wg św Łukasza 21: 5-19
Dzisiaj moja żona była na mszy odprawianej po polsku, ja w naszej australijskiej parafii.
To duża różnica. Polski ksiądz mówił o uzależnieniu ludzi od internetu, telefonów, jak to limituje kontakt z żywymi ludźmi.
Nasz ksiądz Dawid powiązał powyższą Ewangelię z listem św Pawła to Tesaloniczan (3: 7-12). Św Paweł pisze: Albowiem dochodzą nas słuchy, że niektórzy pomiędzy wami postępują nieporządnie: nic nie robią, a zajmują się tylko niepotrzebnymi rzeczami.
A zatem - powiedział ksiądz Dawid - nasłuchawszy się opowieści Jezusa o nadchodzacym końcu świata niektórzy wierni oddali się błogiemu lenistwu, a może medytacji, w każdym razie skutek był taki sam.
Ksiądz Dawid zwrócił uwagę na słowa Jezusa: .. nie zaraz nastąpi koniec.
Tak jest, dlatego rację macie wy - tu powiódł ręką w stronę moich parafian włączając w to mnie - wy, którzy trudzicie się dla swoich rodzin, bliskich a czasem i dalekich. Wasza codzienna praca to wasze wyznanie wiary.
Taka mała różnica - zamiast przygany, pochwała. Może troche na wyrost, ale o to właśnie chodzi - żeby parafianie rośli a nie spuszczali ze wstydu głowy.
Szkoda, że św Paweł na to nie wpadł.
W takim razie ja też dodam na koniec coś miłego:
Szkoda, że św Paweł na to nie wpadł.
W takim razie ja też dodam na koniec coś miłego:
Czesław Miłosz - Piosenka o końcu świata
W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć,
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają sie rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.
Innego końca świata nie będzie.
Thursday, November 10, 2016
Książki na rozstajnych drogach
Kiedyś, kiedyś, zarejestrowałem się w Bookcrossing.
To sympatyczny sposób pozbywania się niepotrzebnych książek - szczegóły tutaj - KLIK.
Wystarczy się zarejstrować i wydrukować nalepki na książki. Gdy chcemy wypuścić książkę w świat nalezy ją zarejstrować - Bookcrossing poda nam numer, który wpisujemy na naklejce, naklejamy ją i jazda!
Kilka tygodni temu kupiłem u św Wincentego ksiązkę Isaaca B. Singera - Love and Exile. Książka o tyle ciekawa, że wiekszość akcji rozgrywa się w przedwojennej Warszawie. Nie na tyle ciekawa żebym miał do tego wracać więc wysłałem ją w drogę.
Poniżej moja strona w Bookcrossing z informacją o mojej akcji. Na grubo zaznaczony jest obecny status książki - TRAV(elling).
Gdzie podrzucić książkę?
To nie jest oczywiste. Nie podrzucam w środkach komunikacji publicznej ani na stacjach, bo jeszcze ludzie się wystraszą, ze to bomba. Tym razem wybór był łatwy - odwiedziłem lekarza w szpitalu i tam zostawiłem książkę.
Jaki jest dalszy scenariusz?
Na naklejce jest instrukcja dla znalazcy: wejdż na stronę Bookcrossing i wpisz ten numer. Nie trzeba się logować. Potem należy pewnie podać miejsce gdzie znalazło się książkę.
Idea jest taka, że kolejni znalazcy będą wysyłać ksiązkę dalej, każdy z nich doda swoją opinię o książce. To może być pasjonująca podróż przez wiele domów i miejsc. Osoba , która puściła książkę w obieg otrzymuje powiadomienia o każdej zmianie statusu książki.
W moim przypadku wygląda to słabo. Po pierwsze pusciłem w świat tylko 7 książek. Przyczyna prosta - mogę wysłać tylko książki pisane w języku angielskim a te kupuje rzadko.
Po drugie - dostałem tylko jedno powiadomienie o znalezieniu książki.
Ale nie tracę nadziei.
Ciekawostka.
We wspomnianej wyżej książce Isaaca Singera, jej właścicielka pozostawiła dwie karty pocztowe. Czystą - obraz Marka Chagalla, i zapisaną - otrzymana od znajomej. Dzięki temu poznałem nazwisko i adres właścicielki książki.
Włożyłem obie karty do koperty i wysłałem.
W tym samym dniu dostałem email z Polski. Ktoś powiadamia mnie, że jest posiadaniu książki, na której jest pieczątka z imieniem i nazwiskiem brata mojego Ojca.
Wrzucił te dane to gugla i znazl mój wspomieniowy blog a tam mój email.
Miłe to, ale tu, w Australii, nie ma sensu gromadzić pamiątek rodzinnych.
To sympatyczny sposób pozbywania się niepotrzebnych książek - szczegóły tutaj - KLIK.
Wystarczy się zarejstrować i wydrukować nalepki na książki. Gdy chcemy wypuścić książkę w świat nalezy ją zarejstrować - Bookcrossing poda nam numer, który wpisujemy na naklejce, naklejamy ją i jazda!
Kilka tygodni temu kupiłem u św Wincentego ksiązkę Isaaca B. Singera - Love and Exile. Książka o tyle ciekawa, że wiekszość akcji rozgrywa się w przedwojennej Warszawie. Nie na tyle ciekawa żebym miał do tego wracać więc wysłałem ją w drogę.
Poniżej moja strona w Bookcrossing z informacją o mojej akcji. Na grubo zaznaczony jest obecny status książki - TRAV(elling).
Gdzie podrzucić książkę?
To nie jest oczywiste. Nie podrzucam w środkach komunikacji publicznej ani na stacjach, bo jeszcze ludzie się wystraszą, ze to bomba. Tym razem wybór był łatwy - odwiedziłem lekarza w szpitalu i tam zostawiłem książkę.
Jaki jest dalszy scenariusz?
Na naklejce jest instrukcja dla znalazcy: wejdż na stronę Bookcrossing i wpisz ten numer. Nie trzeba się logować. Potem należy pewnie podać miejsce gdzie znalazło się książkę.
Idea jest taka, że kolejni znalazcy będą wysyłać ksiązkę dalej, każdy z nich doda swoją opinię o książce. To może być pasjonująca podróż przez wiele domów i miejsc. Osoba , która puściła książkę w obieg otrzymuje powiadomienia o każdej zmianie statusu książki.
W moim przypadku wygląda to słabo. Po pierwsze pusciłem w świat tylko 7 książek. Przyczyna prosta - mogę wysłać tylko książki pisane w języku angielskim a te kupuje rzadko.
Po drugie - dostałem tylko jedno powiadomienie o znalezieniu książki.
Ale nie tracę nadziei.
Ciekawostka.
We wspomnianej wyżej książce Isaaca Singera, jej właścicielka pozostawiła dwie karty pocztowe. Czystą - obraz Marka Chagalla, i zapisaną - otrzymana od znajomej. Dzięki temu poznałem nazwisko i adres właścicielki książki.
Włożyłem obie karty do koperty i wysłałem.
W tym samym dniu dostałem email z Polski. Ktoś powiadamia mnie, że jest posiadaniu książki, na której jest pieczątka z imieniem i nazwiskiem brata mojego Ojca.
Wrzucił te dane to gugla i znazl mój wspomieniowy blog a tam mój email.
Miłe to, ale tu, w Australii, nie ma sensu gromadzić pamiątek rodzinnych.
Sunday, November 6, 2016
Niedzielne czytanie - w Raju
Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą,
że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób:
«Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał:
„Jeśli umrze czyjś brat,który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat
weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu”.
Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie.
Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli,
nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta.
Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną?
Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę».
Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się
i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną
za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu
z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić.
Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są
dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania..."
Łukasz 20 27:32
Co to praktycznie oznacza?
Według mnie oznacza, że w Raju nie spotkamy swojej rodziny, przyjaciół, wrogów, znajomych. Zbawione duchy będą równe aniołom a ich cała ziemska przeszłość zostanie wymazana z ich pamięci.
Według mnie oznacza, że w Raju nie spotkamy swojej rodziny, przyjaciół, wrogów, znajomych. Zbawione duchy będą równe aniołom a ich cała ziemska przeszłość zostanie wymazana z ich pamięci.
Wiem, że dla wielu osób te słowa oznaczałyby wielkie rozczarowanie. Mało tego, przeczą one powszechnym praktykom proszenia zmarłych o pomoc itp.
Jednak prawdziwym zaskoczeniem była dla mnie rajska ilustracja wyświetlona w moim parafialnym kościele podczas wygłaszania tej Ewangelii...
Dwóch mężczyzn w uścisku a nad nimi... tęcza!
Friday, November 4, 2016
Zwierzę na wieży
Dnia pewnego, proszę mi wierzyć,
Wszedłem na wieżę, by się odświeżyć.
Wysoka to była wieża,
a na jej szczycie spotkałem zwierza.
Staliśmy tak na szczycie wieży,
gdy zwierz nagle zechciał mi się zwierzyć.
Słucham pilnie - rzekłem - zwierzu, zwierz się,
choć nie wiedziałem, na jawie to, czy we śnie.
Nie jest to bowiem typowe dla wież,
żeby na nich chciał zwierzyć się zwierz.
Do tego tym zwierzem był jeż
i powiedział do mnie: "Wiesz,
już od tygodnia moja żona,
jest na mnie mocno najeżona.
A ja, na te humory żony,
jestem po prostu oburzony".
Zaczęło się to pośród jeżyn,
tam wydarzył się ten konflikt jeży.
W jednym miejscu, gdzie ścieżka się zwęża,
napotkała para jeży węża.
Jeż powiedział: ależ wąski jest ten wąż.
Żona na to: błędy robisz wciąż -
małe wąsy to nie wąski lecz wąsiki -
popraw się i nie bądź taki dziki.
A jeż na to, choć już z gniewu pląsa,
odpowiada - o wężu mówiłem, nie o wąsach.
Żona na to: wcale ci nie wierzę.
Od tej pory jeż przeniósł się na wieżę.
Takie to uparte zwierzę.
Wszedłem na wieżę, by się odświeżyć.
Wysoka to była wieża,
a na jej szczycie spotkałem zwierza.
Staliśmy tak na szczycie wieży,
gdy zwierz nagle zechciał mi się zwierzyć.
Słucham pilnie - rzekłem - zwierzu, zwierz się,
choć nie wiedziałem, na jawie to, czy we śnie.
Nie jest to bowiem typowe dla wież,
żeby na nich chciał zwierzyć się zwierz.
Do tego tym zwierzem był jeż
i powiedział do mnie: "Wiesz,
już od tygodnia moja żona,
jest na mnie mocno najeżona.
A ja, na te humory żony,
jestem po prostu oburzony".
Zaczęło się to pośród jeżyn,
tam wydarzył się ten konflikt jeży.
W jednym miejscu, gdzie ścieżka się zwęża,
napotkała para jeży węża.
Jeż powiedział: ależ wąski jest ten wąż.
Żona na to: błędy robisz wciąż -
małe wąsy to nie wąski lecz wąsiki -
popraw się i nie bądź taki dziki.
A jeż na to, choć już z gniewu pląsa,
odpowiada - o wężu mówiłem, nie o wąsach.
Żona na to: wcale ci nie wierzę.
Od tej pory jeż przeniósł się na wieżę.
Takie to uparte zwierzę.
Subscribe to:
Posts (Atom)