Sunday, May 24, 2020

Niedzielna lektura - Sonata Kreutzerowska

W zeszłym tygodniu wspomniałem o rocznicy urodzin Beethovena i przy tej okazji również o Sonacie Kreutzerowskiej.

Jednak w moim przypadku - na początku było słowo.
O Sonacie Kreutzerowskiej pierwszy raz usłyszałem od mojej matki, w czasach szkoły podstawowej.
Chodziło głównie o książkę Lwa Tołstoja, ale w jej cieniu czaiła się muzyka Beethovena.
Muzyka tak potężna, że mogła inspirować człowieka do popełnienia zbrodni.

W szkolnej bibliotece jedyną książką Tołstoja jaką znalazłem było Zmartwychwstanie.
Przeczytałem i poczułem niesmak i niepokój. To nie było to czego oczekiwałem pod takim tytułem.

Prawdę mówiąc Zmartwywstanie zniechęciło mnie do poszukiwań Sonaty Kreuzerowskiej. Wiedziałem, że tam będzie pasja, zazdrość, morderstwo - już wiedziałem co Lew Tołstoj może z tym zrobić - brrrrr.

Pozostał ze mną tytuł - Kreutzerowska - to krrrraczące "Krrroooj".
Jak w "do krrroćset", ale też jak w ukrzyżowaniu.

Jednak po zeszłotygodniowym doświadczeniu z muzyką postanowiłem zaryzykować lekturę książki.
Zacząlem czytać Sonatę Kreutzerowską i dość szybko nabrałem przekonania, że to napisał szalony człowiek.

Przedstawiona sytuacja jest dziwna.
Do przedziału w pociągu wchodzi przypadkowy podróżny i przedstawia się jako Pozdniszew - TEN Pozdniszew, o którym głośno w prasie gdyż w szale zazdrości zamordował swoją żonę.
I teraz, przez 25 rozdziałów, nieproszony gość, bardzo emocjonalnie, ale jednocześnie rozwlekle opowiada historię swojego małżeństwa.

Małżeństwo Pozdniszewa, cóż jak wiele małżeństw - brak jakiejkolwiek więzi między małżonkami, tyle że w tym przypadku mąż doprowadza każde nieporozumienie do stanu krytycznego.
Generalnie wszystkie te kryzysy mają u podstaw jedno wytłumaczenie:
"...namiętność seksualna, bez względu na to jak zaaranżowana, jest zła, straszliwie zła i człowiek musi z nią walczyć... Słowa Ewangelii, że ktokolwiek spogląda na kobietę z pożądaniem już popełnił cudzołóstwo, odnoszą się nie tylko do żon innych mężczyzn, ale przede wszystkim właśnie do własnej żony.
Jedyną właściwą drogą jest całkowita abstynencja; jeśli to prowadzi do zagłady rasy ludzkiej, to niech tak będzie".

Książka wywołała skandal i została zakazana w Rosji i USA.
Emil Zola stwierdził - "koszmar, wytwór chorej wyobraźni".

Publikacja, a jeszcze bardziej zakazanie książki przez cenzurę, postawiły w bardzo niezręcznej sytuacji żonę autora - Zofię Tołstoj. Zaczęły krążyć plotki, że autora inspirowały doświadczenia własnego małżeństwa.
W rezultacie Zofia Tołstoj poprosiła o audiencję u cara i skłoniła go aby cofnął zakaz.

Sam Tołstoj, dwa lata po publikacji książki, stwierdził - "Jest coś wstrętnego w Sonacie Kreutzerowskiej, coś złego w motywach, które doprowadziły mnie do jej napisania".

Jednak kilka drobnych fragmentów ożywiło mnie nieco.
Pozwolę sobie je zacytować  - tłumaczenie moje z tłumaczenia angielskiego (Projekt Gutenberg).
"Oni grali Beethovena, Sonatę Kreutzerowską. Czy pan zna pierwsze Presto?
Straszna rzecz, ta sonata, szczególnie to presto! 
Ogólnie, muzyka to okropna rzecz. 
Mówią, że muzyka porusza duszę. Głupota! Kłamstwo!
Ona działa. Straszliwie działa. Jakby to powiedzieć. Ona nie działa uszlachetniająco, ani poniżająco. Ona działa irytująco.  
Muzyka każe mi zapomnieć moją sytuację, przenosi mnie w jakiś obcy mi stan, w stan duszy, w którym piszacy muzykę znajdował się w tym momencie.
Ten, który pisał Sonatę Kreutzerowską Beethovena, wiedział dlaczego znalazł się w tym stanie. To prowadziło do pewnych działań ze zrozumiałych dla niego powodów. Ale ja znajduję się w niezrozumiałym dla mnie stanie, w stanie ekscytacji, z której nie ma wyjścia.
Co innego marsz - żołnierze maszerują w jego takt. Koniec marszu, koniec muzyki. Albo taniec, kończymy tańczyć i przestają grać. Ale inna muzyka prowokuje ekscytację, której nie towarzyszy żadna czynność. Dlatego jest tak niebezpieczna i czasami działa tak przerażająco".

Muzyka, marsz, taniec, akcja - koniec akcji?
Ja gdzieś to czytalem.
Tomasz Mann - Czarodziejska Góra - gdzieżby indziej.
"... mamy tu tylko zwykłą dętą orkiestrę...zapełnia nam całkowicie kilka godzin, to znaczy: najpierw je dzieli, a potem wypełnia każdą z osobna, tak że mają przecież jakąś treść".
Tytuł rozdziału: Politycznie podejrzana.
A Tołstoj przytakuje:
"W Chinach muzyka jest pod kontrolą państwa i tak właśnie powinno być..."

I jeszcze coś:
"Dawniej, gdy panna osiągnęła właściwy wiek, jej małżeństwo zostawało zaaranżowane przez jej rodziców. I tak nadal jest, u Chińczyków, u Hindusów, u Muzułmanów,  u ludzi prostych. Tak postępuje 90 procent ludzkości.
Tylko my, notoryczni bon-vivanci, wymyśliliśmy coś innego.
- Co to jest?
- Panny posadzone w rzędzie a dżentelmeni chodzą w tę i z powrotem, jak na targu, i wybierają. My, mężczyźni, wybieramy towar a potem, w salonach, dyskutujemy - o prawach kobiet i wolności.
- Ale co można zrobić - przerwałem - czy to kobiety mają wybierać ?
- Nie wiem, ale jeśli mówimy o wolności, to niech będzie to wolność całkowita.
....
"- Czy pan wie, że ta władza kobiet przez którą tak cierpi świat wypływa z tego o czym przed chwilą mówiłem?
- Co pan rozumie przez władzę kobiet - przerwałem - przecież jest przeciwnie, każdy narzeka, że kobiety nie mają należnych im praw, że są podporządkowane..
- Oto właśnie mi chodzi, to jest właśnie wytłumaczenie tego nadzwyczajnego zjawiska, że kobieta z jednej strony jest zredukowana do najniższego stopnia upokorzenia a z drugiej strony rządzi wszystkim.
- Ale gdzie? Czym rządzi?
- Gdzie? Wszędzie i wszystkim.
Proszę iść do sklepów w wielkim mieście. Są ich miliony, miliony. Jest niemożliwe zmierzyć tę ogromną ilość pracy włożoną tutaj. Czy w dziewięciu na dziesięć tych sklepów jest coś dla mężczyzn? Cały luksus życia jest wymagany przez kobiety. Prosze policzyć fabryki, większość z nich produkuje kobiece ozdoby. Miliony ludzi, generacje niewolników, umierają pracując jak skazańcy aby zadowolić kaprysy naszych towarzyszek".

Ten ostatni cytat poważnie polepszył moją ocenę Tołstoja.

P.S. Uważni czytelnicy pewnie żachnęli się na te słowa w cytacie z książki:
"Ten, który pisał Sonatę Kreutzerowską Beethovena, wiedział...".
Przecież sonatę Beethovena musiał chyba napisać Beethoven, co za nonsens?
Hmmm, jednak angielskim tekście mamy - "But he who wrote Beethoven’s ‘Kreutzer Sonata’ knew well ...".
Posunąłem się tak daleko, że ryzykując infekcję komputera rosyjskimi wirusami ściągnąłem oryginał. 
A tam: "Ведь тот, кто писал хоть бы Крейцерову сонату, – Бетховен, ведь он знал, почему..."
czyli "Ten, który pisał sonatę, - Beethoven,...".
Czyli Tołstoj nie był taki szalony jak sądziłem, natomiast tłumacz na angielski... trzyma standard.

Linki :
L. Tołstoj - Sonata Kreutzerowska, pełen tekst (projekt Gutenberg) - KLIK.
W obronie Zofii Tołstoj - KLIK.

2 comments:

  1. Tołstoj, postać nietuzinkowa... Zawsze kiedy go czytam mam „gęsia skórkę” i dziwne poczucie, że robię coś nieodpowiedniego. Ale to bardzo subiektywne. „Sonata...” to dzieło wydane po 1882 r., kiedy to w „Spowiedzi” zakwestionował całe swoje życie. Od tego momentu jest właściwie w konflikcie z wszystkimi. Z całym systemem, caratem, cerkwią, potem też własną rodziną. Może nawet z samym sobą?
    Przyznam się, że „Sonaty...” nie czytałem. A po Twojej bardzo ciekawej wypowiedzi chyba jeszcze bardziej będę się zastanawiał zanim po nią sięgnę;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie zamierzałem nikogo odstraszać od tej lektury. Z perspektywy 140 lat książka ta wydaje się zadziwiająco przestarzała. Na zlinkowanej stronie projektu Gutenberg jest jeszcze kilka krótkich opowiadań tego autora. Przecieram oczy ze zdumienia, że ktoś wypisywał tak naiwne historie.

      Delete