Wiele razy wspominałem na tym blogu o swojej działalności w Stowarzyszeniu św Wincentego a Paulo - Vinnies.
W ostatni wtorek odbyło się kolejne, comiesięczne, zebranie.
Takie zebrania trwają troszkę ponad godzinę i od dłuższego czasu nuży mnie ilość biurokratycznych procedur, które omawiamy.
Właściwie to nawet nie omawiamy, raczej przyjmujemy do wiadomości długą listę otrzymanej korespondencji, informacje, że coś się zmieniło w radzie rejonu, że oddziały Stowarzyszenia w Indiach i na Filipinach, który wysyłamy na Święta skromne dotacje, odpowiedziały(albo nie odpowiedziały) na nasz email.
Oczywiście sprawdzamy jak nasze wydatki i przychody mają się do planowanego budżetu.
Poza tym - krótka modlitwa, refleksja duchowa, omówienie istotnych spraw w wizytacji ostatniego miesiąca.
Jeśli zostało trochę czasu to rozmowy na luźne tematy.
Jak wspomniałem te zebrania coraz bardziej mnie nużą.
Wydaje mi się, że dawniej więcej czasu mówiliśmy o sprawach osób, którym pomagamy i o sobie.
Oczywiście tu wychodzi na jaw mentalność staruszka, który woli poplotkować niż analizować problemy finansów i polityki niskiego szczebla.
Jednak jako osoba profesjonalnie doświadczona w analizie danych zajrzałem do sprawozdania finansowego naszej organizacji a tam...
Rok finansowy 2022/2023
- otrzymane dotacje - A$11,700 tys - spadek o $800 tys
- dochody sklepów Vinnies - A$61,500 tys - wzrost o A$15,000 tys (odbicie po Covidzie)
- bezpośrednia pomoc - czyli to co my robimy - A$23,900 tys - wzrost o A$1,900 tys
- płace personelu - A$48,200 tys - wzrost o A$6,400 tys.
Czyli na każdego dolara pomocy dla potrzebujących płacimy dwa dolary naszym urzędnikom.
Przypomnę, że obsługa sklepów przynoszących taki dochód to są bezpłatni ochotnicy, to samo osoby wizytujące potrzebujących.
Oczywiście żeby sklepy mogły sprawnie funkcjonować muszą mieć zapewnione odpowiednie lokale i wyposażenie a to kosztuje, ale jednak fakt pozostaje faktem - nasza organizacja jest bardziej potrzebna biurokratom niż biedakom.
Gdybyśmy tak z dnia na dzień przestali istnieć, to biedni jakoś by sobie poradzili, ale około tysiąca urzędników straciłoby pracę.
Przypominam sobie wspomnienia znajomego weterana naszego Stowarzyszenia - jak to było 50 lat temu - zebrania odbywały się co tydzień, cała pomoc dla potrzebujących pochodziła z dotacji zebranych podczas zebrania.
Świat się zmienił.
No niestety... swiat sie zmienil. Szkoda bardzo ze na gorsze. Wychodzi na to ze wszedzie najwieksza pomoc i wsparcie otrzymuja nie ci ktorzy tego potrzebuja.
ReplyDeleteStokrotka
Otrzymujący pomoc - tu nie mam zastrzeżeń, osoby proszące o pomoc rzeczywiście są biedne chociaż przy odrobinie gospodarności powinny sobie poradzić.
DeleteZ drugiej strony, napędzany przez wolny rynek świat, wytworzył masę potrzeb, które kilkadziesiąt lat temu nie istniały.
W rezultacie takie dinozaury jak ja - marudzą.
Tez się czasami zastanawiam czy koszty organizacji festynów, licytacji itp. nie przekraczają wielokrotnie kwot zebranych dla potrzebujących...
ReplyDeleteNasza organizacja ma dochody głównie ze sklepów z darowanymi towarami. Inna sprawa, że jakość tych towarów bardzo polepszyła się w ostatnich latach a klientami są często nieźle sytuowane osoby. Stąd bardzo dobre dochody.
DeleteHmmm... Wydaje się, że nic tu zmienić się nie da. Można chyba tylko zweryfikować punkt widzenia uznając, że tworzenie stanowisk pracy jest także formą pomocy. Tylko czy właściwie adresowaną?
ReplyDeleteWygląda na to, że działalność charytatywna stała się gałęzią gospodarki, całkiem istotną :)
DeleteBardzo trafne podsumowanie- ilość urzędników i pośredników we wszystkich sektorach zaczyna rosnąć do bezsensownych rozmiarów. W sumie mnie te Vinnies dziwią, chodzi mi o wygląd tych sklepów, bo porównując je do polskich lumpeksów, Vinnies wyglądają jak luksusowe lumpeksy- wszystko ładnie poukładane, wystawione ślicznie na wystawach. Często oddaję tam swoje ciuchy. A co do ilości ,,pogadanek'' w pracy, to patrzę teraz na swojego faceta jak pracuje z domu- dziennie spędzaq 4 godziny na spotkaniach i nigdy niekończącym się gdakaniu na różne tematy (najczęściej słucha menadżerów, którym chyba płacą głównie za ilość słów jakie wypowiedzą : ) ). Pewnie każde takie spotkanko mogłoby być zwykłym mailem.
ReplyDeleteSklepy Vinnies - wspomniałem, że standard się poprawił, wielu przedmiotów już nie przyjmują.
DeleteŁadnie urządzone - to w dużej mierze zasługa ochotników.
Inna sprawa, że sklepy Armii Zbawienia są chyba nieco wyższej klasy.
Działałem w takim sklepie chyba 10 lat, bardzo sympatyczna atmosfera.
Gadanie w pracy - zetknąłem się z tym na mojej ostatniej posadzie, to był wielki bank (NAB) - masa zebrań i biurokratycznych procedur, między innymi dlatego odszedłem na emeryturę gdy tylko kalendarz pokazał datę urodzin.
Od czasu Covid to się znacznie pogorszyło.
Potwierdzam jako urzędnik Kantonu Zug (niższego szczebla;-). Koszty urzędników, zwłaszcza szwajcarskich, są ogromne. Jeszcze więcej kosztują budynki, transport, zaangażowane zewnętrzne firmy i mnóstwo drobnych, ale ważnych rzeczy. Opieka socjalna urosła do poważnej gałęzi gospodarki. Zwłaszcza podczas kolejnych kryzysów migracyjnych, które mają miejsce jeden po drugim. W każdym bądź razie pracy nam nie zabraknie;-)
ReplyDelete